Wydarzenia
Pamięć teatru. Polska fotografia teatralna od początku istnienia do dziś - ruszyła wirtualna wystawa
Ja przede wszystkim mocno obawiałem się tamtejszego klimatu. Pustynia, nawet w grudniu, potrafi być bardzo nieprzyjaznym miejscem. Bałem się, że będziemy się smażyć w ostrym słońcu, tak jak miało to miejsce na mundialu w Rosji, gdzie wiele meczy odbywało się na południu i zawsze było to bardzo uciążliwe. Co ciekawe, tutaj stadiony były zaprojektowane tak, że nawet w przypadku meczów o 13:00 bardzo mało słońca wpadało na trybuny i murawę. Większym problemem okazała się natomiast klimatyzacja. Żeby schłodzić stadiony, dmuchano bardzo zimnym powietrzem, a dysze znajdowały się zaraz za naszymi plecami. Do tego stopnia, że idąc na zdjęcia, musiałem się ciepło ubierać.
W drodze na stadion topiłem się więc w tym ubraniu, by chwilę później, cały zgrzany, wejść do zamrażarki. Największym zaskoczeniem była jednak sama organizacja wydarzenia. Obawiałem się, że – jak to czasem bywa w krajach arabskich – możemy zastać przysłowiowy bajzel, tymczasem trafiłem na najlepiej zorganizowaną imprezę sportową, na jakiej byłem. Wszyscy byli bardzo życzliwi, była też ogromna liczba wolontariuszy, którzy dobrze mówili po angielsku i byli bardzo pomocni. Wszystko odbywało się perfekcyjnie, począwszy od wnikliwych, ale szybkich kontroli bezpieczeństwa aż po takie niuanse jak zaprojektowanie ścieżek, którymi przemieszczaliśmy się pomiędzy centrum mediowym a stadionami.
Przed mundialem FIFA przekazała nam brief ze wskazówkami odnośnie do tego, czego nie zaleca się lub nawet nie wolno fotografować. Były to oczywiście miejsca kultu czy budynki rządowe, ale ostrzegano też przed fotografowaniem poza stadionem i wykonywaniem zdjęć mieszkańcom. Powiem szczerze, że robiłem takie zdjęcia i nie spotkały mnie w związku z tym żadne nieprzyjemności, ale byłem przy tym ostrożny.
fot. Łukasz Skwiot, droga na stadion
Były miejsca, które zdradzały mniej chlubne kulisy tego wydarzenia, ale też nie byłem świadkiem jakichś dramatycznych kontrastów, które pokazywałyby, że wszystko to jest tylko starannie wyreżyserowanym przedstawieniem. Słyszałem oczywiście o warunkach w jakich żyli budowniczowie stadionów, ale ja w te miejsca nie dotarłem.
To zależy, w której fazie. Pierwsza i druga kolejka fazy grupowej to był przysłowiowy zapiernicz. Fotografowaliśmy po dwa mecze dziennie. Pierwszy odbywał się o godz. 13, ale hotel opuszczałem około 9.00 i kolejne 40 minut spędzałem na transferze do Media Center, które było położone centralnie pomiędzy stadionami. Stamtąd kolejne kilkadziesiąt minut zajmował dojazd na stadion. Na miejscu starałem się być dwie godziny przed meczem. Z kolei 20 minut po końcowym gwizdku biegłem już na kolejny autobus, który zawoził mnie na drugi stadion.
Centrum prasowe dla akredytowanych na mundial dziennikarzy i fotoreporterów
Gdy drugi mecz odbywał się o 20, to do hotelu docierałem często dopiero przed 2 w nocy. Pozostawało więc już tylko naładować baterie i iść spać. Zdecydowanie nie były to wakacje. Dopiero w trzeciej kolejce zrobiło się spokojniej – mecze odbywały się o tej samej porze i fotografowaliśmy już tylko jedno wydarzenie dziennie. Można więc było trochę odespać czy w końcu pójść coś zobaczyć.
Głównie ze względu na komfort psychiczny. Zawsze może się coś „wykrzaczyć”. Zdarzały się też problemy z internetem. Mając więcej czasu, można pójść na stanowisko, zobaczyć, czy wszystko działa, i w razie czego w porę zareagować. Na takich wydarzeniach nie można używać własnych sieci, więc trzeba mieć pewność, że system dostarczony przez FIFA działa, jak należy.
Tak. Została garstka fotografów, którzy dopiero po meczu zgrywają cały materiał i wtedy nad nim pracują. Rynek poszedł tak mocno do przodu, że do przerwy większość z nas ma już wysłane zdjęcia z pierwszej połowy.
fot. Łukasz Skwiot, mecz Polska-Francja, 4.12.2022
Wysyłam zdjęcia jednocześnie na trzy różne serwery, do trzech różnych klientów. Przy czym nie wysyłam ich prosto z aparatu. Po każdej akcji importuję RAW-y, selekcjonuję je, obrabiam, opisuję i dopiero puszczam dalej. W ten sposób dostarczam klientowi gotowy materiał.
Oczywiście! (śmiech) Wiadomo, to jest reportaż, nie wprowadzam więc dużych korekt, nie robię montażów i nie bawię się w usuwanie rzeczy ze zdjęć. Obróbka sprowadza się tu głównie do wywołania zdjęcia w RAW-ie. Mając swój workflow i znając obsługę aparatu, wiem mniej więcej, co muszę zrobić, by szybko otrzymać gotowy materiał.
Miejsce pracy Łukasza Skwiota podczas mundialu
Robię zdjęcie akcji, w której zapisuję kilkanaście zdjęć. W wizjerze szybko je przeglądam i „kluczykuję” przyciskiem RATE, wybierając te najlepsze. Za pomocą kabla USB-C importuję je do programu Canon EOS Utility (który importuje jedynie chronione zdjęcia) i zapisuję w folderze meczowym, z którego zdjęcia automatycznie otwierają mi się w Photoshopie. Dokonuję szybkich korekt i wysyłam je na serwer.
Kluczem jest skrupulatność i robienie tego na bieżąco, bo jeśli zbierze się kolejka kilkudziesięciu zdjęć, to zajmuje to dużo więcej czasu niż szybkie przejrzenie pięciu ostatnich kadrów, przez co możesz stracić kolejną akcję. Trzeba mieć dobrą podzielność uwagi. Ja ten system wypracowałem przez lata i u mnie to działa, choć wiem, że na początku może się to wydawać przytłaczające.
Na mundialu nie, w całej karierze tak. Miałem na przykład takie momenty, że odwracałem się do komputera i nagle na stadionie zapadała cisza, bo przeciwnik akurat strzelił bramkę. (śmiech) Z czasem nauczyłem się jednak dobrze kontrolować to, co się dzieje podczas meczu. Tutaj szczęśliwie nie miałem takiej sytuacji. Straciłem być może jedno czy dwa dośrodkowania, ale żadnej kluczowej akcji.
fot. Łukasz Skwiot
Ja od zawsze robię zdjęcia w RAW-ach. Kiedyś było to pewnym zabezpieczeniem. Starsze aparaty gorzej radziły sobie z ekspozycją czy balansem bieli i RAW-y potrafiły niektóre sytuacje ratować. Przy możliwościach dzisiejszych aparatów spokojnie mógłbym pracować już wyłącznie na JPEG-ach, ale surowe pliki dają jednak dodatkowe benefity. Gdy robię większe wydruki, mogę np. skorzystać z interpolacji Super Resolution w Photoshopie, która praktycznie bezstratnie powiększa zdjęcia. Sporo moich zdjęć trafia też później do książek czy innych publikacji i dzięki RAW-om jestem je w stanie lepiej przygotować. To nadal bufor bezpieczeństwa, ale raczej na potem niż na sam mecz.
Raczej nie. Całą pracę wykonuję praktycznie podczas trwania meczu. Nie robię już nawet drugiej selekcji. Na mundialu było troszkę inaczej, bo w czasie przemieszczania się pomiędzy stadionami starałem się obrabiać zdjęcia do mediów społecznościowych, ale to był raczej wyjątek. Zwykle kończę wysyłanie zdjęć do 5 minuty po meczu i zamykam temat. Później te zdjęcia jeszcze oczywiście zrzucam na dysk, ale nawet ich już nie przeglądam.
To jest właśnie to. Haruję więcej podczas zlecenia, ale potem mam spokój. W czasie dojazdów mogłem nieco odpocząć, podczas gdy niektórzy dopiero siadali do zgrywania zdjęć i męczyli się z Wi-Fi w autobusie.
fot. Łukasz Skwiot
Z pewnością, choć każdy kij ma dwa końce. Ja wysyłam zdjęcia bardzo szybko, więc gdy ktoś prowadzi relację live i przeszukuje bazy podczas trwania meczu, moje fotografie będą wyświetlały się na początku. Natomiast gdy później układane są gazety, często to sortowanie idzie od końca, toteż jest mniejsza szansa, że ktoś dotrze do moich zdjęć. Ma to więc swoje plusy i minusy, ale zdecydowanie dobrze sprawdza się w przypadku sprzedaży internetowej czy późnych meczów, gdzie redakcje starają się jak najszybciej zamknąć wydania gazetowe na kolejny dzień.
Popyt zdecydowanie jest coraz większy, bo pojawia się więcej mediów internetowych, ale z drugiej strony coraz więcej jest także fotografów, którzy te zdjęcia dostarczają. Na rynku widać pewien regres, bo z jednej strony urósł tort, ale zwiększyła się też liczba osób do jego podziału.
fot. Łukasz Skwiot
To fakt, zwykle w relacjach pojawia się jedno, dwa zdjęcia; później ewentualnie tworzone są jakieś galerie z całego meczu. Kluczem jest duża liczba klientów. Dziś zarabia się ilością wykonanych zdjęć, a nie stawkami od zdjęcia.
Przede wszystkim jakością gry. (śmiech) A tak na serio, to na takich wydarzeniach masz dużo mniejszą swobodę przemieszczania się. Jest mniej możliwości kreowania kadru. Miejsce wybierasz dzień przed meczem i jeśli nie dogadasz się z kimś z drugiej połowy boiska na zamianę w połowie meczu, to zostajesz z bardzo ograniczoną możliwością ruchu. Nie masz też dostępu do najciekawszych miejsc typu ławka rezerwowych czy stanowiska pod kopułą, bo te zarezerwowane są dla fotografów dużych agencji typu Reuters czy Getty, które mają zawsze przywileje.
Na pewno trzeba szybko reagować i przewidywać, jaki kadr może sprawdzić się za chwilę. Ja dodatkowo robię też sporo ciaśniejszych portretów obiektywem Canon RF 400 mm f/2.8 bo mało takich zdjęć trafia do baz. Na mundialu fotografowałem też obiektywem RF 15–35 mm f/2.8, właśnie po to, żeby złapać jakieś szersze plany i urozmaicić materiał. Warto też robić zdjęcia kibiców i oprawy. Jednym słowem trzeba rzeźbić, bo zdjęcia wykonywane z jednego miejsca wyglądają często bardzo podobnie.
Sprzęt wykorzystywany przez Łukasza Swkiota do fotografowania mundialu
Ja akurat używam go często. Niekiedy nawet specjalnie pod niego wybieram pozycję przy chorągiewce, gdzie mam dobry widok na dośrodkowania, a cały stadion ładnie zamyka mi kadr. Powstają zdjęcia bardziej ilustracyjne, ale jednocześnie cieszące się dość dużą popularnością w mediach internetowych. To zdecydowanie lepszy przerywnik niż jakieś klasyczne zdjęcia z 400 mm. Lubię takie kadry, aczkolwiek akurat w Polsce nie zawsze je wykonuję, bo nasze stadiony, delikatnie rzecz ujmując, nie są tak okazałe.
fot. Łukasz Skwiot
Zdecydowanie. Teraz jest na przykład moda na zdjęcia z góry, co chętnie wykorzystują właśnie duże agencje. Ciągle popularny jest też trend na remote’y, czyli aparaty wyzwalane zdalnie, umieszczone za bramką. Coraz więcej pojawia się też portretów, które oprócz piłki pokazują emocje zawodników, ale to na razie trend bardziej zagraniczny.
W końcu ta moda trafi i do nas, ale na razie ciągle dominują zdjęcia typowo meczowe – cała sylwetka, piłka przy nodze, najlepiej w pionie, żeby łatwo się szparowało. Zresztą, co kraj, to obyczaj. W Niemczech popularne są na przykład ciaśniejsze kadry od pasa w górę.
fot. Łukasz Skwiot
Ogromnym ułatwieniem jest z pewnością autofokus z wykrywaniem oka i śledzeniem postaci. Nie trzeba już celować środkiem, łatwiej uchwycić akcję. Do tego prawdziwym game changerem jest tryb 30 kl./s. Możemy dokładnie pokazać moment główkowania czy zagniecenia piłki na nodze piłkarza – rzeczy, które wcześniej udawało się złapać bardzo rzadko.
fot. Łukasz Skwiot, Pojedynek główkowy, Argentyna - Meksyk, 26.11.2022
Oczywiście masz do przejrzenia znacznie więcej zdjęć. Robię selekcję po każdej akcji, więc dla mnie to żaden problem. Oczywiście zdarzało się, że zapomniałem odpuścić palec ze spustu i kończyłem z serią kilkuset zdjęć (śmiech), ale nadal ta szybkość znacznie częściej ratuje skórę, niż przeszkadza. Używam tego trybu cały czas. Pomaga też w sytuacjach portretowych. Na 400 mm kadr jest bardzo ciasny i trudno o idealną kompozycję – zawsze coś się utnie, ktoś zamknie oczy. Z dużą liczbą zdjęć mamy większy margines błędu.
fot. Łukasz Swkiot
Dużą zaletą pracy z EOS-em R3 jest ta sama bateria co w EOS-1D X III. Mogłem swobodnie żonglować nimi między korpusami. Nie zdarzyło mi się jednak, abym w R3 wykorzystał więcej niż 40–45% baterii na jednym meczu. A korzystam tylko z wizjera, który pobiera więcej energii niż tylny wyświetlacz.
To dlatego, że do mundialu moim głównym aparatem był właśnie Canon EOS-1D X Mark III. Ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że obiektywy EF pracują przez adapter tak samo, a może nawet i lepiej. Dzięki lepszemu systemowi AF nie ma w ogóle spowolnień.
Trudno to rzetelnie ocenić, gdyż na mundial wiele osób przylatuje bez sprzętu i wypożycza go na miejscu, a firmy oczywiście najchętniej proponują bezlusterkowce. Myślę, że póki co bilans rozkłada się mniej więcej pół na pół.
To fakt, ale mocno się to zmienia. To też kwestia wieku. Starsi fotografowie nadal fotografują lustrzankami, z kolei większość młodych widzę już z bezlusterkowcami. To naturalna kolej rzeczy i wymierne korzyści.
fot. Łukasz Skwiot
Do niedawna faktycznie tak było. Natomiast szybki odczyt z warstwowej matrycy R3 pozwala w końcu swobodnie fotografować piłkarzy na tle tych LED-owych band. Wcześniej ciągle były z tym problemy. Oczywiście nadal jest to nieznacznie lepszy sensor niż w EOS-1D X III, ale ja jednak widzę realne korzyści z większej rozdzielczości i lepszego zakresu dynamicznego. Ma to znaczenie zwłaszcza w kontrastowym i słabym oświetleniu. W przypadku R3 zdarzyło mi się już oddawać zdjęcia zrobione przy ISO 25 600 czy nawet ISO 40 000 i nie było z tym problemu. Oczywiście nie możemy wtedy tych zdjęć za bardzo kadrować, ale przynajmniej możemy je wykonać.
Na pewno byłbym w stanie to zrobić. W przypadku R6 to w końcu matryca z modelu EOS-1D X III. Pewnie byłoby mi troszeczkę ciężej złapać poszczególne momenty, bo ze względu na migoczące oświetlenie musiałbym korzystać z migawki mechanicznej 12 kl./s, ale nie sądzę, żeby było to dużym problemem. W przypadku modelu R7 z pewnością zobaczylibyśmy różnice w plastyce i szumach, bo to matryca APS-C, ale nadal uważam, że byłoby to w pełni wykonalne. Przez lata wiele osób pracowało przecież na lustrzankach z serii EOS 7D.
fot. Łukasz Skwiot
Na pewno 70-200 mm, nawet f/4. To raczej obiektyw do fotografowania na dworze a dodatkowo ogranicza nas zasięgiem do pola karnego, ale to szkło, którym możemy już zrobić fajne zdjęcia. Sam zresztą od takiego zaczynałem. Polecam też 100–400 mm. Nie ma co bać się tych większych przysłon, bo przy tym zakresie i tak otrzymamy przyjemne rozmycie.
Na pewno cieszę się ze zdjęć Ronaldo, Messiego i Neymara. To prawdopodobnie ich ostatni mundial i to archiwum będzie pracować na siebie latami.
fot. Łukasz Skwiot
Już teraz mamy proste odniesienie. Zwróć uwagę, ile przy okazji tego mundialu pojawiało się zdjęć Maradony, do którego przyrównywano Messiego. Za jakiś czas to samo będzie się działo ze zdjęciami obecnych gigantów. Mam np. na zdjęciu ostatnią cieszynkę Ronaldo z mundialu. Tego typu zdjęcia będą długo rotować w mediach.
Przede wszystkim więcej miejsca i lokalnej organizacji imprez. W Rosji było 200 stanowisk dla fotografów, w Katarze - już 220. Jest coraz większe zagęszczenie i coraz trudniej uzyskać dostęp do ciekawych stref. Fajnie też, gdy mecze odbywają się w jednym miejscu. Tutaj cieszyło mnie to, że mogliśmy pracować na dwóch meczach dziennie, bo zamiast 15, sfotografowałem ich 28. Na kolejnym mundialu będzie to niemożliwe, bo wydarzenie będzie rozbite między Meksyk, Kanadę i USA. To samo było zresztą w Rosji - stadiony rozstrzelone po całym kraju i potwornie długie podróże. Nie czuło się tej atmosfery.
fot. Łukasz Skwiot, oprawa przedmeczowa mundialu
fot. Łukasz Skwiot, Stadion 974 zbudowany z kontenerów
Zabrzmi to trochę smutno, ale byłem naprawdę zaszokowany tym, jak fantastycznie można zorganizować takie wydarzenie, gdy są na to odpowiednie pieniądze. Wszystko było zapięte na ostatni guzik. Do tego masa perełek, jak stadion z kontenerów, na którym grała nasza reprezentacja, czy niesamowite przedmeczowe widowiska, które, jak się okazuje, nie były transmitowane w telewizji, a które robiły fenomenalne wrażenie. Z pewnością na długo zapamiętam też tę klimatyzację. Ale to na szczęście zdążyłem odchorować jeszcze na miejscu! (śmiech).
Na co dzień współpracuje z tygodnikiem Piłka Nożna, jest też fotoreporterem agencji CyfraSport oraz fotografem drużyny Panthers Wrocław. Doświadczenie zdobywał na największych turniejach, takich jak piłkarskie mistrzostwa świata, Europy czy ponad 100 meczach Ligi Mistrzów. Jego zdjęcia publikowały m.in. Przegląd Sportowy, Elle Man, Men’s Health, The Sun, Sports Illustrated, Forbes, Fakt, Newsweek. W 2020 r. dołączył do grona Ambasadorów marki Canon.
skwiot.pl | instagram.com/lukasz.skwiot