Obiektywy
Fujifilm Fujinon XF 500 f/5.6 R LM OIS WR - profesjonalne długie tele wkracza do systemu
Gdy jestem w Arktyce i poluję na zorze polarne często zdarza mi się zarywać kolejne noce, ale zawsze staram się je odsypiać. Wydaje mi się, że mój rekord to marne 36 godzin.
Owszem, zwłaszcza późno w nocy zdarzają się potknięcia, i to niekoniecznie fotograficzne. Na przykład ostatnio poplątały mi się daty. Już po fakcie zdałem sobie sprawę, że przecież 12 października zaczynał się o północy. Poszedłem spać, mimo że miała przyjść zorza. Na szczęście razem z nią przyszły i chmury, więc można powiedzieć, że spałem z czystym sumieniem, bo i tak niczego bym nie zobaczył. Więc racja, zmęczenie sprawia, że jakieś głupie błędy się popełnia, ale z każdą kolejną taką wpadką człowiek jest już mądrzejszy.
To zależy jak fotografujemy i co chcemy uchwycić. Dziś praktycznie w każdym aparacie możemy zaprogramować sekwencję zdjęć - jak w przypadku timelapse’u. Ustawiamy wtedy długość ekspozycji, przerwy między zdjęciami i długość takiej serii, czy liczbę wszystkich zdjęć. I aparat w zasadzie nas nie potrzebuje. Bardziej zaawansowane programy sterujące astronomicznymi kamerami podłączonymi do teleskopów mają nawet funkcję zmiany ekspozycji w trakcie serii lub innych parametrów. Wtedy faktycznie można pójść spać, bo automat robi wszystko za nas, łącznie z namierzaniem i śledzeniem wybranych obiektów na niebie.
Inaczej jest jednak, gdy mówimy o rodzaju astrofotografii krajobrazowej, np. fotografowaniu zorzy polarnej. Zjawisko to jest bardzo dynamiczne i kompletnie nie do przewidzenia. I choć z mniejszą lub większą dokładnością możemy przypuszczać, że pojawi się danej nocy, to nie sposób przewidzieć dokładnego czasu, miejsca, czy tego jak będzie wyglądać, jaką będzie miała strukturę, wielkość, kształt lub jasność. Nie da się zatem wcześniej zaplanować kadru. Trzeba być po prostu czujnym i reagować na bieżąco.
Więc jeśli ktoś mnie pyta, jaki jest sposób, by nie przegapić zorzy polarnej, odpowiadam, że nie ma innego niż cierpliwość i ciepłe ubranie. Chyba nic nie demotywuje bardziej od przemarznięcie na kość.
Rzeczywiście to była już 30 moja wyprawa w ciągu ostatnich czterech lat. Ja się z Nią bardzo polubiłem i to nie tylko z powodu zórz polarnych, bo ładniejsze można obserwować choćby na północy Norwegii. Islandia jest po prostu niezwykła sama w sobie. Zachwyca krajobrazami, wulkanami, wodospadami... Te zjawiska można zobaczyć wszędzie na świecie, ale tutaj występują razem, w jednym miejscu. Nawet gdy lądowałem tam po raz 30 cieszyłem się jak dziecko. Nie będę więc ukrywał, że marzy mi się tam jakiś domek. Ale może na starość, żeby emeryturę spędzać pod zorzami polarnymi.
Wydaje mi się, że oba zjawiska są u mnie na pierwszym miejscu. Choć się różnią, mają jedną cechę wspólną. Po wielu latach gapienia się w niebo, obiekty głębokiego nieba, czy niektóre powtarzające się zjawiska mogą już nie zaskakiwać, tak jak za pierwszym razem. Natomiast zorze i zaćmienia mają to do siebie, że zawsze są inne. Do ostatniej chwili nie wiem jak będą wyglądały. Nie ma dwóch takich samych zórz polarnych, jak i dwóch takich samych zaćmień całkowitych, które swoją drogą są dużo rzadszym zjawiskiem.
Oczywiście, da się. Pytanie, jak duże mamy wymagania? Rosnąca urbanizacja funduje nam coraz większe łuny nad miastami. Szacuje się, że obecnie 90% mieszkańców Europy nie może zobaczyć w swoim miejscu zamieszkania Drogi Mlecznej. W Polsce wciąż mamy ostoje ciemnego nieba, w tym właśnie Bieszczady, gdzie widok na czarne niebo jest praktycznie po horyzont. Są oczywiście inne, jak północno zachodnia Polska, tyle że przez część roku mamy tam problem z białymi nocami. Generalnie każdy w swojej okolicy może znaleźć na tyle ciemne miejsce, by fotografować lub obserwować nocne niebo.
W poszukiwaniach może pomóc strona www.lightpollutionmap.info. Warto jednak pamiętać, by nie szukać miejsca, w którym jest ciemno, a z którego będziemy mieć widok na ciemną przestrzeń. Właśnie zaletą Bieszczad jest nie to, że one same w sobie są ciemne (bo z roku na rok jest tam coraz jaśniej), ale to, że Ukraina w jej sąsiedztwie jest szalenie ciemna. Patrząc w tamtym kierunku możemy się cieszyć widokiem Drogi Mlecznej po sam horyzont.
Jeżdżę w zasadzie w dwóch kierunkach. Na Islandię, na początek i koniec sezonu, gdy noce są tam jeszcze stosunkowo długie. A później, od października do lutego spędzam czas w Norwegii w okolicach Tromsø, gdzie noce trwają długo, albo wręcz cały czas, bo w czasie nocy polarnych słońce formalnie nie wschodzi.
Ale będąc na Islandii, każdego dnia jestem w zupełnie innym miejscu. Oczywiście mam kilka swoich ulubionych spotów, między którymi przemieszczam się z moimi grupami. Tak samo w okolicy Tromsø, mam wynajęty dom, który znajduje się w strategicznym miejscu. Stamtąd mogę swobodnie podróżować w cztery strony świata, w zależności od tego gdzie akurat jest pogodnie. Mam oczywiście swoje “pewniaki”, które w ostatnich latach wyszukiwałem, po to właśnie, by teraz na luzie tam fotografować.
Dużo. Do tego stopnia, że gdy jadę do serwisu na kolejny przegląd witają mnie ze zdziwieniem: “Znowu Pan?” (śmiech)
To zależy od tego co będę fotografował. Bo jeśli są to obiekty głębokiego nieba, czyli mgławice lub galaktyki, zabieram teleskop z kamerą astronomiczną i całym osprzętem. A gdy ma to być astrokrajobraz, czyli np. zorza - mój zestaw foto, czyli Sony Alpha 7S III i obiektywy. Tak naprawdę ten aparat mam przy sobie zawsze.
Alpha 7S III stworzono faktycznie dla filmowców. Ale okazało się, że od kilku już lat jest to najdoskonalsze narzędzie do popularyzacji astronomii - a tym tak naprawdę zajmuję się na co dzień. Doskonale pamiętam problematykę pokazywania ludziom rozgwieżdżonego nieba i zjawisk na nim zachodzących. Owszem, pokazać można było zdjęcia, ale one nie oddają całości zjawiska, pełnego wyglądu, zmian, dynamiki. I nagle okazało się, że powstał aparat z tak czułą matrycą, że można nim filmować w totalnych ciemnościach i uzyskiwać prawidłowo naświetlony obraz przy czasie zaledwie 1/25 s. A to daje nam już przestrzeń do filmowania zjawisk typu zorze, meteory, czy poruszające się satelity.
Generalnie niebo można fotografować niemal każdym aparatem, ale jeśli o naszym sukcesie decyduje czas, czyli to jak szybko ustawimy ostrość na gwiazdach, jak szybko i prawidłowo wykadrujemy niebo, to niezwykle pomocny w tym będzie podgląd na żywo, na którym widzimy dokładnie to co gołym okiem, a czasami więcej. Ten komfort daje mi właśnie Sony Alpha 7S III.
Tak, do niedawna do vloggowania używałem małego Sony A6400, ale kiedy w Alpha 7S III pojawił się w końcu odchylany ekran, używam go do wszystkiego. W tym także do pokazywania nieba w formule na żywo. Od pewnego czasu mam też zawsze w plecaku YoloBox. To takie małe urządzenie, coś w rodzaju tabletu, do którego można podłączyć kilka źródeł HDMI i na bieżąco transmitować, czy to na YouTube, czy na Facabooku, równocześnie obraz np. i z aparatu, i z teleskopu. To dla mnie doskonałe narzędzie do popularyzacji astronomii.
Tak, aktualnie używam Sony FE 50 mm f/1.2 GM, do tego FE 20 mm f1.8 G i FE 14 mm f/1.8 GM. Ja je nazywam “świętą trójcą”, bo zapewniają mi uniwersalny zakres ogniskowych. Doskonale pokrywają to co dzieje się na niebie. Z jednej strony niewielką zorzę polarną na horyzoncie sfotografuję „50-tką”, wypełniając cały kadr i wtedy nawet przy niezbyt okazałej zorzy możemy cieszyć się fajnymi zdjęciami. „Dwudziestka” jest chyba najbardziej uniwersalną ogniskową, na taką przeciętną zorzę, natomiast „14-tka” pozwala już uchwycić prawie całe niebo i te największe, rozlewające się po nim struktury.
Kluczowa jest też oczywiście duża jasność tych stałek, co bardzo pomaga fotografować i filmować zorzę, bo to tak naprawdę bardzo dynamiczne zjawisko. Mogę więc skrócić czas naświetlania i dzięki temu mocniej zamrozić jej ruch, lepiej pokazać jej chwilową strukturę. Na zdjęciu nie jest wtedy takim rozmazanym gładkim tworem, jak przy długiej ekspozycji. W rzeczywistości zorza ma bowiem całkiem ostre krawędzie. To trochę jak z fotografowaniem poruszających się chmur na niebie - mogą być na zdjęciu ostre, gdy skrócimy czas migawki lub rozmyte, gdy go wydłużymy.
Tak naprawdę przy fotografowaniu nieba wcale nie musimy sięgać po te najjaśniejsze szkła. W tej roli sprawdzą się modele f/2.8 lub nawet ciemniejsze. Na przykład wiosną tego roku fotografowałem Drogę Mleczną obiektywem Sony 35 mm f/2.8 FE ZA Carl Zeiss Sonnar T*, który akurat miałem pod ręką.
Generalnie kluczowa nie jest bardzo jasna optyka, a wsparcie w postaci głowicy paralaktycznej. Bo to co nas ogranicza przy fotografowaniu gwiazd, to ruch obrotowy Ziemi. Widać to przy dłuższej ekspozycji. Wtedy punktowe gwiazdy stają się kreskami lub łukami. Jeśli więc chcemy naświetlić Drogę Mleczną przez 2-3 minuty i uzyskać punktowy obraz gwiazd, aparat musi za tymi gwiazdami podążać. I to umożliwiają właśnie zmotoryzowane, poręczne głowice paralaktyczne stworzone dla miłośników astro. Takie urządzenia kosztują w okolicach 1500-3000 zł, ale to one właśnie stanowią klucz do sukcesu.
Rzeczywiście, w przypadku poprzednich generacji aparatów z mniejszymi akumulatorami problem był dość spory. W podróż do Arktyki zabierałem nawet kilkanaście zapasowych baterii. Trzymałem je oczywiście w ciepłym miejscu, przy ciele, w rękawiczce. Ale obecna generacja Alpha 7S ma już ogniwa pojemniejsze i to już jest potwór, jeśli chodzi o zasilanie. Ostatnio na Islandię zabrałem tylko 3 akumulatory i one wystarczyły mi na cały wyjazd. W tamtym roku testowałem je też przy -15 stopniach w górach - jeden akumulator wystarczył aż na 6 godzin streamowania. Poza tym aparat można też ładować przez USB za pomocą powerbanka. Więc to dodatkowe zabezpieczenie w nocy.
Astrofotografia to w ogóle jest wielkie słowo. Często jest uważana za technicznie najtrudniejszą dziedzinę fotografii. Czym innym jest sztuka w postaci fotografii portretowej czy reportażowej, gdzie liczy się głównie niezłe oko i refleks. Natomiast astrofotografia to tak naprawdę ciężka technologicznie orka. Liczy się tu sprzęt, zbieranie materiału, ale i niestandardowa, skomplikowana i czasochłonna obróbka - zupełnie inna niż przy tradycyjnej fotografii.
Według mnie astrofotografami należałoby nazywać ludzi, którzy te metody zgłębili do granic możliwości. Mamy w Polsce wiele takich osób, które z obrazu kamer z teleskopów potrafią wyczarować wspaniałe zdjęcia mgławic, galaktyk, planet. Ja oczywiście tym tematem także się zajmowałem, ale to pochłania po prostu za dużo czasu, którego zwyczajnie i tak mi notorycznie brakuje.
Oczywiście, że nie. Mówiłem o tym najwyższym poziomie astrofotografii, ale zaczynać możemy od aparatu z obiektywem, który stawiamy na nieruchomym statywie. Gdy chcemy fotografować krajobraz z rozgwieżdżonym niebem możemy przy szerszym kącie stosować czasy rzędu 15-20 sekund i w ten sposób uzyskiwać naprawdę fajne efekty.
Tak, niestety Instagram u mnie kuleje, bo nie mam na niego po prostu czasu. Obiecuję sobie jednak, że lepiej o niego zadbam. A Tik-Toka nie rozumiem. Nie mam zamiaru nawet tam zaglądać. Chyba po prostu jestem już na niego za stary (śmiech). Póki co skupiam się na Facebooku i YouTube.
Na szczęście tego nie zauważyłem, byłem chyba akurat w podróży. Ale na co dzień dużo czasu spędzam na „fejsie”, więc w innej sytuacji mogłoby mnie to na pewno mocno zaniepokoić.
Zdecydowanie to, czym staram się wyróżniać - a byłem chyba pierwszą osobą w Polsce, która zaczęła to robić - to pokazy na żywo. Różne fantastyczne rzeczy można pokazać po fakcie, czy to zdjęcia, czy filmy, ale nic nie zastąpi emocji, które towarzyszą przeżywaniu zjawiska na żywo. Uwielbiam to i uwielbiam dzielić się tym z innymi. Dlatego od tego sezonu staram się takie transmisje prowadzić każdej nocy - z Północy pokazywać zorzę, a w Polsce obserwować z innymi przeloty satelitów, deszcze meteorów, a nawet przeloty rakiet kosmicznych.
Na szczęście dziś już niemal cały świat pokryty jest sieciami telekomunikacyjnymi. Szczerze to chyba nie zdarzyło się, abym trafił w miejsce, gdzie tego zasięgu by nie było. Może poza jednym miejscem w Bieszczadach, przy samej granicy z Ukrainą, gdzie o zasięg Polski jest już trudno. Ale na Islandii, w Norwegii jest zawsze pełne LTE.
Na początku listopada warto spoglądać w niebo, bo maksimum aktywności ma wtedy ciekawy rój meteorów o nazwie Taurydy Północne. Choć jest źródłem bardzo małej liczby spadających gwiazd, to potrafią być ekstremalnie jasne. 17 listopada to z kolei maksimum Leonidów - roju, do którego dużej aktywności wracamy we wspomnieniach, bo kiedyś to faktycznie był duży deszcz "spadających gwiazd". Dziś jego aktywność jest dużo niższa, ale warto zwrócić na niego uwagę.
Pamiętajmy też, że za chwilę zmieniamy czas na zimowy, więc już od godziny 17 będziemy się cieszyć nocą astronomiczną. Niebo jesienne i zimowe pełne jest także jasnych obiektów i gwiazdozbiorów. Nadal jeszcze świeci nam Jowisz, nad głowami mamy galaktykę w Andromedzie, Plejady w gwiazdozbiorze Byka, niedługo będzie już widoczna wieczorem królowa mgławic, Wielka Mgławica w Orionie. Obiektów i tematów jest naprawdę dużo!
Pasjonat i fotograf nocnego nieba, popularyzator astronomii, dziennikarz naukowy, prezenter telewizyjny. Twórca największego w Polsce astronomicznego fanpage „Z głową w gwiazdach” na Facebooku. Przemierza cały świat w pogoni za za mieniami Słońca, a dwa miesiące w roku spędza za kołem podbiegunowym polując na zorze polarne. Jednocześnie uwielbia leżeć na tarasie u siebie w domu, wypatrując sypiących z nieba meteorów. Z zarażania swoją astronomiczną pasją innych uczynił sposób na życie. Zorganizował jedne z największych na świecie wspólnych obserwacji nocnego nieba (na 12 tys. osób) oraz wiele innych imprez popularnonaukowych. Częsty gość programów telewizyjnych i radiowych. Współpracownik Gazety Wyborczej. Prowadził programy popularnonaukowe na antenie Discovery Science i TVN Turbo. Nauczyciel astronomii w szkole podstawowej Eureka. W latach 2008-2016 związany z Centrum Nauki Kopernik. Obecnie odkrywa przed innymi sekrety Arktyki, podczas wypraw na obserwacje zorzy polarnej. Laureat nagrody Popularyzator Nauki 2015 przyznawanej przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Polską Agencję Prasową.
W najnowszym zimowym Cashbacku Sony do 15 stycznia 2022 roku kupisz ponad 40 aparatów i obiektywów z dużymi upustami. Wśród nich są także obiektywy, które sprawdzą się w astrofotografii. Więcej informacji znajdziesz w artykule "Wystartował zimowy Cashback Sony".
Lista sklepów biorących udział w promocji: