“Nie potrzeba wielu słów, by relacja była prawdziwa” - rozmowa z Patrykiem Bułhakiem

O fotografowaniu niedostępnych społeczności, nowym podejściu do fotografii podróżniczej, współczesnym Iranie oraz tym, dlaczego zawsze trzeba wierzyć we własne możliwości rozmawiamy z autorem projektu “Zamknięte” Patrykiem Bułhakiem.

Autor: Maciej Luśtyk

11 Luty 2020
Artykuł na: 23-28 minut

Od dawna podróżujesz?

Podróżuję od dawna, ale do tej pory na ogół były to podróże z kimś. Za granicę zdarzało mi się też wyjeżdżać za czasów kiedy byłem DJ-em, ale tam raczej jeździłem na czyjeś zaproszenie i od samego początku pobytu mój czas był zorganizowany. Natomiast wyprawa do Iranu w 2015 roku była moją pierwsza dłuższą podróżą solo. Leciałem tam nie znając nikogo na miejscu, bez sprecyzowanego planu. Wiedziałem tylko, że lecę fotografować.

Postanowiłem podejść do tej wyprawy w sposób bardziej „oldschoolowy“ tak, jak to kiedyś czynili reporterzy - zdani na swoją intuicję, empatię czy zmysł obserwacji. Jednocześnie chciałem sprawdzić się jako podróżnik - czy potrafię wyjść ze strefy komfortu, poddać się biegowi wydarzeń, iść tam, gdzie poniesie mnie wzrok, działać bez presji i nadmiernych oczekiwań, zaufać losowi, ale także napotykanym w drodze przypadkowym ludziom. Chciałem, aby droga dotarcia do celu była maksymalnie naturalna. I ten proces był fascynujący. Bardzo dużo się z niego nauczyłem, także o sobie jako człowieku. Efektem tego wszystkiego są fotografie.

fot. Patryk Bułhak, z projektu "Zamknięte"

Kiedy przyszedł pomysł na sfotografowanie kobiet Bandari - motywu przewodniego twojego debiutanckiego projektu?

Szukałem na mapie miejsca, o którym mało wiadomo i o którym mało się mówi. To był rok 2015, Iran był pod mocnymi sankcjami USA, a turystyka praktycznie tam nie funkcjonowała. Destynacja wydawała się wiec ciekawa, a tamtejszy świat niedostępny, tajemniczy i fascynujący. Kupiłem bilet z 3-miesięcznym wyprzedzeniem i zacząłem robić research. Dużo czytałem - Kapuścińskiego, Hommana Majd, spotykałem się też z ludźmi, którzy studiowali iranistyke. Szerszy kontekst był kluczowy.

Wówczas dowiedziałem się właśnie o istnieniu kobiet Bandari. Zacząłem szukać ich zdjęć w internecie. Okazało się, że jedyne ich zdjęcia, jakie znalazłem, to fotki zrobione z ukrycia (dosłownie strzelone z biodra) na jakimś targu rybnym przez fotografów kilku dużych agencji fotograficznych. Takich autentycznych ujęć oko w oko, pozowanych i świadomie wypracowanych portretów nie znalazłem. Za cel postawiłem więc sobie odnalezienie ich, nawiązanie z nimi kontaktu, wejście w dialog, a w końcu sportretowanie.

W obliczu ostatnich wydarzeń Iran może wydawać się miejscem niebezpiecznym. Jak to wygląda z punktu widzenia podróżnika?

Iran przedstawiany jest na świecie jako jedno z państw na tzw. osi zła. To propaganda i krzywdzące stereotypy, z którymi swoją fotografią próbuję walczyć. Bo jak sam się przekonałem podczas swojej podróży, to w gruncie rzeczy bardzo bezpieczny kraj, pełen otwartych, ciepłych i przyjaznych z natury ludzi, bardzo ciekawych świata i drugiego człowieka. Miałem tylko dwie sytuacje - nazwijmy to - większego zagrożenia. Raz, gdy byłem już blisko kobiet Bandari, w mieście Bandar Abbas, podbiegł do mnie człowiek wymachujący gazem i kajdankami. Jak się później dowiedziałem, dość długo mnie śledził, kiedy chodziłem po mieście fotografując i myślał, że jestem szpiegiem...

fot. Patryk Bułhak, z projektu "Zamknięte"

Drugie zdarzenie miało miejsce podczas kontroli wojskowej, tym razem trochę z  mojej własnej winy. Przed wyjazdem starałem się trochę upodobnić do Irańczyków. Mam ciemną karnację, dodatkowo zapuściłem brodę. Chciałem po prostu bardziej wtopić się w tłum. Żołnierze stwierdzili, że przypominam raczej terrorystę z Afganistanu i powiedzieli, że muszą mnie skontrolować i przeszukać. Obie sytuacje skończyły się dobrze, dziś patrze na nie z dystansem i wywołują mój uśmiech.

No właśnie, a jak to jest z samym fotografowaniem? Przynajmniej kilkukrotnie słyszeliśmy, że ktoś został w Iranie zatrzymany za robienie zdjęć czy latanie dronem.

O istniejących w Iranie obostrzeniach dowiedziałem się już podczas researchu. Jadąc tam wiedziałem, że nie należy fotografować strategicznych budynków i kobiet (ze względów religijnych). Moje pierwsze wykonane zdjęcie w Iranie też ma swoją historię. Na dworcu autobusowym w Teheranie zauważyłem pięknie wpadające światło, wyjąłem aparat i zrobiłem pierwszą klatkę zapominając, że znajduję się na terenie dworca autobusowego. Po chwili podjechał do mnie pan w mundurze na motorze i oznajmił, że tu nie wolno robić zdjęć i że grożą mi poważne konsekwencje. Śmiałem się w duchu, że skoro tak to się zaczyna, to na pewno ten wyjazd będzie wyjątkowy i bardzo udany.

A jak wyglądał sam proces komunikacji z Irańczykami? Dotarcie w pojedynkę do lokalnej, zamkniętej społeczności wydaje się nie lada wyzwaniem.

W dużych miastach da się porozumieć po angielsku, natomiast w mniejszych ośrodkach, tam gdzie poziom analfabetyzmu jest wyższy, często pozostaje rozmowa wyłącznie na migi. Tak spędziłem trzy doby z Nomadami, gdzie zrozumiałem, że język niewerbalny - mimika, gesty, spojrzenia - potrafią nieraz powiedzieć i wyrazić więcej niż wielogodzinna rozmowa. Tego też uczy nas o ludziach fotografia - że nie trzeba wielu słów, by relacja była prawdziwa oraz szczera. To zresztą też pewna forma medytacji, podczas której sporo można dowiedzieć się o sobie.

fot. Patryk Bułhak, z projektu "Zamknięte"

Jak Irańczycy podchodzą do bycia fotografowanym? W tekście do wystawy możemy przeczytać, że na pozwolenie, by fotografować kobiety Bandari czekałeś kilka dni.

Miałem dużo szczęścia. Raz, że fotografowania kobiet zabrania religia, a dwa, że akurat te kobiety są całkowicie podporządkowane mężczyznom; żyją w małych, zamkniętych społecznościach. Na południu spotkałem jednak osobę, która miała coś wspólnego ze sztuką, a na dodatek mówiła po angielsku. Dzięki niej, do kobiet Bandari dotarła wieść, że jedzie do nich człowiek, który ma misję, by o nich opowiedzieć.

Na początku mówili, że to niemożliwe. Rozpoczęły się rozmowy, nie naciskałem, czekałem. Po trzech dniach dowiedziałem się, że zgodziły się na zdjęcia i że jak będą gotowe, to dostanę sygnał… Gdy telefon w końcu zadzwonił, okazało się, że na fotografowanie mam tylko 20 minut. Kobiet było 8, więc była to bardzo szybka „sesja”. Wtedy też zrozumiałem, jak ważne to było dla bohaterek moich zdjęć. Dziś jestem niemal przekonany co do tego, że to była jedna z niewielu chwil, gdy mogły być bez mężczyzn, którzy prawdopodobnie byli w tym czasie zajęci pracą na morzu. Niewątpliwie był to duży akt odwagi, świadoma decyzja o zamanifestowaniu niezależności, choćby przez te 20 minut, bez względu na konsekwencje. Na pewno nie była to łatwa decyzja, biorąc pod uwagę, że po raz pierwszy stanęły przed obiektywem zupełnie obcej dla nich osoby. To było niezwykle przeżycie także dla mnie.

Czy w jakikolwiek sposób wróciłeś do nich z tym projektem?

Dużo o tym myślałem. Choć miałem sporo wątpliwości, chciałem im te zdjęcia przekazać i opowiedzieć całą historię. Podczas jednego z wernisaży rozmawiałem nawet z żoną byłego ambasadora w Iranie. Ona jednak uczuliła mnie, żebym w żadnym wypadku tych zdjęć nie próbował wysyłać. Jedyne, co mógłbym zrobić, to kolejny raz do nich dotrzeć i wtedy, także w tajemnicy, im te zdjęcia pokazać.

fot. Patryk Bułhak, z projektu "Zamknięte"

Nie obawiasz się, że publikacja tego projektu może im w jakiś sposób zaszkodzić? Dziś wszyscy mają smartfony. Wystarczy, że któryś z mężów wpisze “Bandari” w wyszukiwarkę.

Tutaj pomocny okazuje się ich tradycyjny ubiór. Fakt, że mają na twarzach maski sprawia, że są trudniejsze do rozpoznania. Poza tym zdjęcia były zrobione w 2015 roku, więc czas, który upłynął też robi już jakąś różnicę. Do tego, gdy w 2016 roku zniesiono sankcje, w Iranie ruszyła turystyka, co bardzo zmieniło sytuację również na południu kraju. Tamtejsi mieszkańcy otworzyli się na przybyszów z zewnątrz. Dziś cały ten temat jest już zupełnie inaczej postrzegany. Poza tym, w Iranie dostęp do internetu nie jest łatwy, więc takie zwykle dla nas otwarcie wyszukiwarki jest tam dużo bardziej skomplikowane.

Jak w ogóle Irańczycy podchodzą do władzy? Czy w rozmowach odbija się echo liberalnej przeszłości kraju?

Ludzie często boją się głośno o tym mówić. Jest zarówno wielu przeciwników, jak i zwolenników reżimu. Zauważyłem natomiast jedną rzecz - mężczyźni zazwyczaj skupieni są na tym, by robić swoje; wydają się zajęci pracą i życiem codziennym. Natomiast pewien „ogień w oczach“ i potrzebę zmian widziałem w kobietach, które są i czują się bardziej ograniczane. Wielokrotnie mówiły mi, że poświęcają mnóstwo czasu na studia i naukę angielskiego, by móc kiedyś wyjechać na Zachód i zacząć życie w innym kraju. Widziałem w nich ogromną determinację. Pewnie właśnie dlatego to kobiety najbardziej pomogły mi w mojej podróży i realizacji zdjęć. Ta wystawa jest też dla nich i głosem za nimi.

Czy Iran rzeczywiście jest zamknięty dla ludzi z wewnątrz? Jakie mają możliwości wyjazdu z kraju?

W zdecydowanej większości zamknięty jest dla nich świat zachodni, podobnie jak kiedyś u nas. Mogą wyjechać na przykład do Emiratów Arabskich czy Azerbejdżanu, ale bardzo trudno im zdobyć wizę na wyjazd na Zachód. Ogranicza ich często też brak pieniędzy. Właśnie te rozmowy i surowy krajobraz, po którym się poruszałem zwróciły mi uwagę, na to, że mój projekt może mówić także i o tym ograniczeniu oraz generalnie o przeszkodach, które wydaja się tam nie do przeskoczenia. Stąd też tytuł wystawy.

fot. Patryk Bułhak, z projektu "Zamknięte"

„Zamknięte” to projekt bardziej artystyczny, niż podróżniczy. To zresztą trend, który obserwuję już od pewnego czasu. Weźmy na przykład najnowsze przedsięwzięcia Piotrka Zbierskiego, niedawną publikację Karola Grygoruka czy wystawę Grzegorza Wełnickiego. To wszystko tematy realizowane w podróży, ale ukierunkowane w stronę artystyczną. Czy myślisz, że mamy do czynienia z jakimś nowym nurtem fotografii podróżniczej?

To są fantastyczne i bardzo ciekawe projekty! Dla mnie podstawą jest to, by fotografia mówiła o czymś istotnym i ważnym. Żeby zdjęcia opowiadały prawdziwą historię o ludziach, ich przeżyciach, szerszym kontekście, w którym tkwią.  My - autorzy zdjęć czy tekstów - stajemy się świadkami tych zdarzeń i możemy to dalej przekazać. To naprawdę ważne, by poruszać tez tematy trudne, mniej popularne czy nawet oczywiste. Zwłaszcza współcześnie, kiedy każdego dnia, jesteśmy zalewani cala masą obrazów, i treści, które niewiele wnoszą.

To z pewnością zupełnie inny kierunek niż kolorowe, popularne migawki a’la Steve McCurry. Tylko czy na takie projekty znajdzie się odbiorca?

Według mnie coraz więcej osób przygniecionych zalewem social mediowej papki poszukuje treści wartościowych, skłaniających do refleksji. Odbiór mojego projektu oceniam bardzo dobrze, a zainteresowanie nim rośnie. Informacje zwrotne, które otrzymuję, są bardzo budujące. Obserwując to, co działo się na wernisażach, czuje wsparcie i widzę, że moja praca ma sens. Widzę też, że ta zaangażowana tematyka działa na ludzi, sprawia, że się zatrzymują, zastanawiają.

fot. Patryk Bułhak, z projektu "Zamknięte"

„Zamknięte” jest twoim fotograficznym debiutem. Jak udało ci się zorganizować wystawę w Leica Gallery?

Zdjęcia przeleżały dość długo w przysłowiowej szufladzie. Następnie siedzieliśmy nad tym materiałem z kuratorką Joanną Kinowską. Wykonaliśmy dużą pracę, żeby z tych kilku tysięcy zdjęć złożyć coś sensownego. W końcu zaczął ukazywać się jakiś zarys i po prostu poszedłem z tym do właściciela galerii i mu to pokazałem. On stwierdził, że to interesujące i że chętnie to pokaże. Później już pałeczkę w dużej mierze przejęła galeria, a ja z kuratorką Mają Kaszkur robiłem finalną edycję pod wystawę w galerii. Współpracowałem jeszcze także z Ulą Tarasiewicz, która wystawiła ten projekt w Łodzi. Także wątek kobiecy towarzyszył projektowi od samego początku do końca. Kobiety przeprowadziły mnie przez Iran, kobiety były tematem moich zdjęć i to kobiety pozwoliły mi to wszystko sfinalizować.

Mówiłeś, że wykonałeś kilka tysięcy zdjęć. Ile z nich ostatecznie trafiło na wystawę?

Ostatecznie wystawianych jest 37 fotografii. Tylko dwie z nich są kolorowe, reszta prezentowana jest w czerni i bieli. Zdjęć łącznie wykonałem sporo, ale nie jestem typem, który fotografuje wszystko “jak leci”. Nie czekam tez godzinami na to jedno perfekcyjne ujecie, to bardziej fotografia tzw. “antymomentu”. Sięgam po aparat intuicyjnie, kiedy coś mnie zaintryguje, idę za okiem, ale i za głosem serca. Mniej ważna jest dla mnie techniczna strona fotografii, a bardziej ta ludzka. Fascynuje mnie człowiek i jego historia, spędzanie z nim czasu ma dla mnie ogromne znaczenie. Z każdym projektem zdjęć robię coraz mniej, choć czas realizacji projektu nie skraca się proporcjonalnie.  Mam za to więcej czasu na poznanie ludzi i miejsc, w których jestem.

fot. Patryk Bułhak, z projektu "Zamknięte"

Od początku zakładałeś, że zdjęcia pokażesz w monochromie?

Wiedziałem na pewno, że w kolorze zrobię zdjęcia kobiet Bandari, bo to zwyczajnie bardzo atrakcyjna wizualnie historia. Resztę jednak świadomie fotografowałem w czerni i bieli, gdyż bardzo pasował do tego monochromatyczny, surowy irański krajobraz. Co do samej ekspozycji w galerii, to zdecydowaliśmy się na czerń i biel. Przy portretach kobiet Bandari chodziło nam w końcu głównie o kontekst i tożsamość, a nie o pokazywanie tego, jak pięknie są one ubrane. Te dwa kolorowe zdjęcia pełnią tu w zasadzie tylko rolę informacyjną i w pewnym sensie otwierającą.

Wspomniałeś, że wcześniej byłeś DJ-em. Skąd pomysł, by przejść na stronę wizualną?

Była to właściwie ewolucja, a nie rewolucja, Wbrew pozorom nie jest to daleka droga, bo i jedno i drugie zajęcie polega na kreowaniu, selekcji, opowiadaniu historii, jakiejś własnej estetyce. I tu i tam musimy tak dobrać materiał, żeby wszystko ze sobą dobrze grało…  Jestem zwolennikiem podejścia, że w życiu trzeba słuchać siebie, wierzyć w swoje możliwości i nie bać się zmian. To myślenie, ciężka praca i determinacja zaprowadziły mnie tu gdzie jestem.

fot. Patryk Bułhak, z projektu "Zamknięte"

Podróże kształcą?

Według mnie w podróży można po prostu przyjrzeć się swojemu życiu z dystansu i odnaleźć pewien spokój. Wiem, że to brzmi trochę banalnie, ale jak już się tego doświadczy, to zaczyna się patrzeć na rzeczy z dużo większą cierpliwością i pokorą. Podróże na pewno zmieniają.

Czy fotografię wiążesz też ze stroną zawodową?

Zaczynałem od mody, ale szybko się ewakuowałem, bo zwyczajnie to nie jest mój świat. Aktualnie większość czasu staram się poświęcać na swoje autorskie projekty. Od czasu do czasu, jeśli odpowiada mi tematyka, biorę też jakiś projekt komercyjny, ale przyszłość wiążę bardziej ze sferą artystyczną.

fot. Patryk Bułhak, z projektu "Zamknięte"

Myślisz, że z fotografii artystycznej da się dziś w Polsce żyć?

To dobre pytanie. Miejsce, w którym siedzimy (Leica 6x7 Gallery - przyp. red.) jest dobrym przykładem, że istnieją galerie fotograficzne, które sprzedają zdjęcia i klienci gotowi za nie zapłacić. Mam wrażenie, że w Polsce ten rynek jest jeszcze stosunkowo młody i nie do końca ukształtowany, ale też dynamicznie się rozwija.

Nie jesteśmy jeszcze na to gotowi?

Jesteśmy stosunkowo młodym społeczeństwem, ale za to mocno konsumpcyjnym. To w pewnym sensie zrozumiale. Jednocześnie jesteśmy skażeni przez Zachód i prostą rozrywkę. Do niedawna bywało często tak, że ludzie woleli powiesić sobie ramkę z plakatem z Ikei niż poświęcić czas na szukanie czegoś bardziej oryginalnego, odpowiadającego ich unikalnym potrzebom. To wymaga wykonania pewnej pracy i zaangażowania się w taki proces. Dzisiaj często wszystko chcemy mieć natychmiast. Z drugiej strony powstaje więcej galerii, są też aukcje młodej sztuki, różne warsztaty czy spotkania z twórcami. Mam wrażenie, że coraz więcej się tworzy i przez to wyraża. To wszystko przynosi efekty i obiecującą przyszłość.

Patryk Bułhak

Patryk Bułhak (ur. 1977) - fotograf i podróżnik, mieszka i pracuje w Warszawie. Ukończył warszawską Akademię Fotografii. W swojej pracy głównie skupia się na postawie człowieka, ukazując go w kontekście skomplikowanych relacji społeczno-kulturowych. W 2016 roku został laureatem konkursu DEBUTS organizowanego przez doc! photo magazine, dla utalentowanych wschodzących fotografów. Fotografie z jego najnowszego projektu pokazywane były m.in. w Luisa Catucci Gallery w Berlinie i na wystawach pokonkursowych. Projekt “Zamknięte” w 2019 roku był wystawiany w 6x7 Leica Gallery w Warszawie i w galerii Poczekalnia PKP w Grodzisku Mazowieckim.

Więcej zdjęć fotografa znajdziecie na profilu @patrykbulhak w serwisie Instagram. 

Wystawę "Zamknięte" zobaczysz w Łodzi i Zamościu

Wystawę zamknięte do 16 lutego można oglądać w galerii Pop-Up Ogrodowa8 w Łodzi. Więcej szczegółów na temat wystawy na facebookowej stronie wydarzenia. Z kolei już w piątek, 6 marca, odbędzie się kolejny wernisaż projektu, tym razem w Galerii Fotografii Ratusz (Rynek Wielki 13) w Zamościu.

Skopiuj link

Autor: Maciej Luśtyk

Redaktor prowadzący serwisu Fotopolis.pl. Zafascynowany nowymi technologiami, choć woli fotografować analogiem.

Komentarze
Więcej w kategorii: Wywiady
Anita Andrzejewska: "Dzięki fotografii otworzyłam się na drugiego człowieka"
Anita Andrzejewska: "Dzięki fotografii otworzyłam się na drugiego człowieka"
Jak fotografia analogowa pomaga jej odnaleźć równowagę w codziennym zgiełku? O ulubionym świetle, kodach kulturowych w fotografii oraz pracy nad nową książką rozmawiamy z Anitą Andrzejewską
16
Maciej Dakowicz: „Pociąga mnie szukanie porządku w chaosie codzienności”
Maciej Dakowicz: „Pociąga mnie szukanie porządku w chaosie codzienności”
O ponad 20 letniej przygodzie fotografowania w azjatyckich metropoliach, pierwszej retrospektywnej książce (oraz o tym jak ją zdobyć), rozmawiamy z jednym z najlepszych fotografów ulicznych...
32
Jacek Poremba: W portrecie chodzi o pewną energię, wybuch, który nastąpi. Albo nie.
Jacek Poremba: W portrecie chodzi o pewną energię, wybuch, który nastąpi. Albo nie.
"Śladowy zarys sesji portretowej mam w głowie. Natomiast co później powstanie, jest wynikiem tu i teraz, dziania się". Z Jackiem Porembą rozmawia Beata Łyżwa-Sokół
25
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (7)