"Najważniejsza jest koncepcja" - rozmowa z Wojtkiem Wojtczakiem

W Polsce jest tylko kilka firm, które pozwalają na kreatywną pracę. Reszta oczekuje od fotografów tego, by być dobrym technicznie i nie robić „kaszany” - o pracy i prawdziwej naturze rynku fotografii modowej rozmawiamy z Wojtkiem Wojtczakiem.

Autor: Maciej Luśtyk

3 Październik 2015
Artykuł na: 17-22 minuty

Cześć Wojtku. Mimo że jesteś rozpoznawalną postacią w świecie polskiej fotografii modowej, w sieci nie znajdziemy o tobie zbyt wielu informacji. Powiedz, jak zaczęła się Twoja przygoda z fotografią modową?

Wojtek Wojtczak: Wiesz co...zaczęła się od robienia zdjęć (śmiech). U mnie cała rodzina pracowała w modzie, więc przyszło to niejako naturalnie. Oczywiście nie od razu. Samą fotografią zająłem się jednak dopiero grubo po trzydziestce. Miałem z nią wcześniej do czynienia, ale nigdy się do tego nie przymierzałem „na profesjonalnie”. Zawsze poruszałem się blisko mody i fotografia mody była jakąś tego konsekwencją. Zresztą tylko tę fotografię rozumiałem. Żadna inna mnie wtedy nie interesowała.

A co konkretnie zadecydowało, że postanowiłeś zająć się fotografią mody na poważnie? Czy była jakaś sesja, która wywarła wpływ na rozwój Twojej kariery?

Tak, to była jedna z pierwszych sesji - ta, która zaważyła na tym, że wybrałem tę drogę. Fotografowałem Ankę Rubik - wtedy jeszcze właściwie nieznaną modelkę. Przed jej wyjazdem do Paryża robiliśmy sesję komercyjną i okazała się ona na tyle dobra, że później te zdjęcia trafiły do jej portfolio w agencjach w USA i Paryżu. Były na tyle ciekawe, że wyparły prace paru zachodnich fotografów. To był dla mnie sygnał, że chyba się do tego nadaję, że może warto pójść w tę stronę.

Przeglądając twój profil na Facebooku widzimy, że fotografujesz głównie bezlusterkowcem. W Polsce wciąż panuje przeświadczenie, że takie aparaty nie nadają się do profesjonalnej pracy. Jak jest w rzeczywistości? Da się pracować bezlusterkowcem w modzie?

Oczywiście. W tej chwili, z racji tego, że wszystko przenosi się w stronę mediów elektronicznych, wielkości matryc przestają mieć już takie znaczenie, jak kiedyś. Od czasów analogowych zdarzyło mi się przejść chyba przez wszystkie wielkości matryc i rodzaje aparatów - lustrzanki, przystawki średnioformatowe, kamery wielkoformatowe i wszystko inne. Dzisiaj, z racji kosztów, oszczędności i wygody bezlusterkowce sprawdzają się bardzo dobrze i spełniają wszelkie wymogi. Na innych aparatach nie pracuję. Poza tym, dziś też samych drukowanych zdjęć - przynajmniej od strony komercyjnej - robi się dużo mniej. Wyjątkiem mogą być wystawy, ale do takich rzeczy ta wielkość też w zasadzie wystarcza. Naprawdę, obecnie te aparaty niczym nie ustępują lustrzankom.

Jaki sens mają więc wysokorozdzielcze aparaty, które ostatnimi miesiącami są gorącym tematem na forach fotograficznych?

Generelanie, jeśli ktoś chce się gdzieś wystawiać, robić bardzo duże odbitki, to wtedy może ma to jakiś sens. Zamiast zdjęcia 30 x 40 cm, zrobi sobię odbitkę 50 x 70 cm - to jest właściwie jedyna różnica. Czasem na szkoleniach wspominam, że dziś są świetne programy powiększające, które naprawdę dają radę w takich sytuacjach. Nie jestem oczywiście jakimś fanem sztucznego powiększania, ale przede wszystkim warto pamiętać, że to, że odbitka ma 50 x 70 cm, nie czyni jej lepszą od tej mniejszej. Oczywiście są artyści, którzy sprzedają odbitki w rozmiarze 2 x 3 m, ale w takich wypadkach te zdjęcia i tak nie będą robione na tego typu aparatach. Takie rzeczy robi się na kamerach wielkoformatowych, zwykle tradycyjnymi metodami. Główne pytanie to ile z tej rozdzielczości właściwie jest w użyciu. Gdy zaczynałęm fotografować dla gazet, zdjęcia robiło się aparatami 12-sto, a nawet 8-megapikselowymi.

Dawało radę?

To oczywiście nie było to, co powinno być, ale już wszystkie aparaty powyżej 12-16 megapikseli, to aparaty wystarczające do druku gazetowego. No chyba, że ktoś ma zamiar kadrować 1/4 zdjęcia, ale to znaczy, że nie ma pojęcia o tym, co robi. Duże rozdzielczości dają pewną rezerwę, bo później można coś sobie wyciąć na kilka sposobów, ale jak ktoś wie co robi, to nie będzie mu to potrzebne.

Jak oceniasz polski rynek fotografii modowej? Pojawiają się jakieś ciekawe trendy?

„Polski rynek fotografii modowej” to dosyć szumne określenie. Jest raptem kilka firm, które pod względem doboru stylu zdjęć pracują na przyzwoitym, europejskim poziomie i pozwalają sobie na to, by prezentować jakieś nowe trendy. Reszta jest bardzo klasyczna, powiedziałbym nawet, że zachowawcza i wręcz katalogowa. Z kolei rynek gazetowy, który powinien być wsparciem dla awangardowych fotografów, w Polsce właściwie nie istnieje, poza jakimiś niszowymi wydaniami. Tytuły, które przodują na rynku to gazety typu Gala i Flesz. One opierają się na celebrytach i tam styl fotografowania jest taki sam od lat. Pani na zdjęciu musi ładnie wyglądać, być równo oświetlona i dobrze podczyszczona w Photoshopie.

Czy więc fotografia modowa może lepiej odnaleźć się w internecie?

Wydaje mi się, że tak. Internetowy rynek mody wygrywa tym, że wszystko pojawia się od razu. Gazeta ma minimum tygodniowe, a czasem i miesięczne opóźnienie. Gazety mogą walczyć starannością sesji, wywiadami udzielanymi ekskluzywnie, ale na pewno nie wygrają z tym, że coś powstanie dzisiaj i za godzinę wszyscy będa to mogli zobaczyć.

Wspomniałeś o staranności sesji. Jak oceniasz jakość zdjęć w polskich czasopismach?

Trudno powiedzieć. Na pewno poziom się nie podniósł. To też kwestia spadku sprzedaży, który niekorzystnie przełożył się na przyznawane budżety. Nie ma budżetu, to trudno, żeby powstawały dobre zdjęcia, a przynajmniej te widowiskowe. Dobre zdjęcia powstaną zawsze, gdy ktoś wie, co robi. Dobre zdjęcia można zrobić bez pieniędzy, ale żeby fotografia atrakcyjnie prezentowała się w folderach, to tą fotografowaną Panią muszą zająć się najlepsi fryzjerzy i mejkapiści, no i fajnie żeby była na Karaibach, a nie na tle ceglanej ściany. Oczywiście pod ceglaną ścianą też można zrobić świetne zdjęcie, ale nie wywoła ono na czytelniku takiego wrażenia jak fotografia robiona pod palmami, z pięknym lazurowym niebem i białym piaskiem.

Mówiłeś, że wszystko przenosi się do świata cyfrowego. Jaki wpływ na pracę fotografa mają nowe technologie?

Ogromny. Bardzo wiele zmieniło się od czasów analogowych. Wtedy nikt w trakcie sesji ani długo po niej nie miał możliwości obejrzenia zdjęć. Wszystko było owiane tajemnicą i człowiek się zastanawiał czy coś na tych zdjęciach wyjdzie, czy nie. Później, gdy weszły już cyfrówki i tak mało który aparat pozwalał na podgląd zdjęć, poza ekranem aparatu. Potem przyszła trwająca do dzisiaj moda, że fotograficy pracują cały czas podłączeni do monitorów. Klient, lub inna osoba decyzyjna widzi każde pstryknięcie, komentuje i zaczyna być właściwie współautorem zdjęcia. Ja pstrykam, ktoś dorzuca swoje sugestie i można powiedzieć, że zaczyna się praca zespołowa. A tablety i inne nowinki technologiczne, to jakaś logiczna kontynuacja tego wszystkiego. Teraz możemy wyjść z tym poza studio, poza duże monitory i zasilacze sieciowe. Przerzucamy zdjęcia na tablet i oglądamy w dowolnych warunkach. Tablety bardzo dobrze nadają się do takich rzeczy. Zawsze lepiej jest ocenić zdjęcie na kilkunasto-calowym ekranie niż na małym monitorku w aparacie.

Mówisz, że teraz fotografia modowa to praca grupowa...

„Praca grupowa” oczywiście w cudzysłowie. Jeżeli jest świetna ekipa, jeśli ludzie się dogadują, to się nawzajem uzupełniają. W fotografii modowej to jest bardzo ważne, bo to nie jest fotografia uliczna, że ja wychodzę i pstrykam jakieś swoje wizje. Fotografia modowa to wspólna praca fotografa, fryzjerów, makijażystów, stylistów i producentów. Fotograf sam nie jest w stanie tego ogarnąć. My możemy skupiać się na pracy z modelką, myśleć o kadrze i ustawieniu sylwetki, ale umykają nam takie rzeczy jak to, że coś psuje się z fryzurą, make-up’em, lub że modelce pogięły się ciuchy. Gdy ktoś stoi z boku i koncentruje się na swojej części, to jest szansa, że uda się na bieżąco wypracować dobre zdjęcie.

Jaki wpływ wobec tego na efekt końcowy ma sam fotograf?

Niestety coraz mniejszy - tak samo jak w filmach. Tak jak kiedyś fotografia była domeną fotografa, kino bazowało na reżyserach. Dzisiaj jest kino producenckie. Robi się kasowe produkcje, ale nie ma to już nic wspólnego ze sztuką. A w fotografii komercyjnej to już w ogóle mało kto daje komukolwiek wolną rękę. Przychodzi na sesję pani która mówi: to ma wyglądać tak, a to tak. Tak jak mówiłem na początku - jest tylko kilka firm, które pozwalają na kreatywną pracę. Reszta oczekuje od fotografów tego, by być dobrym technicznie i nie robić „kaszany”.

Co więc właściwie tworzy dobrą sesję modową?

Najważniejszą rzeczą, o której dzisiaj niestety często się zapomina, jest koncepcja. Jeśli fotograf przychodzi na plan bez koncepcji, to uratować go może tylko świetny zespół, ale i tak brak koncepcji będzie zawsze widoczny. Poza tym, ważni są ludzie. To oni sprawiają, że wszystko ze sobą zagra, bądź nie.

W Polsce, rynek fotografii modowej wydaje się być bardzo dynamiczny. Co kilka lat na topie są nowe nazwiska, które jednak dosyć szybko przemijają. Jaka jest recepta na to, by utrzymać się na takim rynku?

W Polsce nie ma na to żadnej recepty. W Polsce jest moda na nazwiska. Tutaj tak szybko następuje rotacja na stanowiskach redaktorów artystycznych w wydawnictwach i w składzie ich ekip, że nie ma żadnej ciągłości. Nie pojawiły się postacie, które niosłyby za sobą coś znaczącego. A wiadomo - jak zmienia się dyrektor artystyczny, to on wymienia swoją ekipę i wszystko przewraca się jak w kalejdoskopie. W Polsce na topie można być kilka lat. Później wypierają Cię nowi ludzie. Nie ma u nas takiej tradycji jak gdzie indziej na świecie. Być może nie ma też jeszcze takich fotografów, którzy mieliby jakiś ikoniczny styl. Najwięcej zależy jednak od osób decyzyjnych. Każda kolejna osoba myśli, że uda jej się wykreować coś nowego i szuka nowych ludzi. Być może zresztą jest to dobre, jednak na przestrzeni lat nie zauważyłem właściwie żadnego progresu. Nie mówię, że zdjęcia są gorsze niż były, ale brak jakichś widocznych skoków jakościowych. Ludzie się zmieniają, ale generalnie jest ciągle tak samo. Nie ma recepty - albo się kogoś zna i ten ktoś Cię lubi i zaprasza do pracy, albo nie. Poza tym, cały rynek gazetowy stał się mało atrakcyjny dla dojrzałych fotografów. Budżety są naprawdę śmieszne i każdy, jak już tylko wyrobi sobie nazwisko ucieka na rynek komercyjny i tam stara się robić pieniądze.

Myślisz, że ta sytuacja ma jeszcze szansę się zmienić?

Raczej nie. Nie wróże już jakiegoś szalonego przypływu gotówki na rynku gazetowym. Teraz sesje, które tam trafiąją, to sesje zrobione na zasadzie „bo coś trzeba zrobić”. Przestaje być widać wkład i pracę fotografa. Wszystko stało się masowe, a gusta odbiorców masowych sprawiają, że te sesje stają sie zachowawcze, tanie i po prostu tandetne. Niestety takie gazety najlepiej się sprzedają. Z kolei nowatorskie i ciekawe czasopisma modowe mają sprzędaż na poziomie kilkuset egzemplarzy. A przecież rynek powinien takie rzeczy chłonąć.

Czy ambitne czasopismo o fotografii modowej ma w ogóle w Polsce rację bytu?

Takie próby powstają, ale nie widze, by odnosiły jakieś sukcesy. W Polsce zresztą nie widzę też prawdziwych, dobrych fotografów i bynajmniej sam się za takiego nie uważam. Nie da się wykreować nowocześnie myślącego fotografa od razu. Jeśli taki się trafi, to musi on otrzymywać zlecenia, żeby mógł się z tej fotografii utrzymać. Jeśli ktoś zrobi kilka świetnych rzeczy, ale nie spotyka się to z oddźwiękiem finansowym, to taka osoba zaczyna się dostosowywać i powielać schematy.

Czy coś znaczącego czeka jeszcze świat fotografii modowej?

Myślę, że tak. Od dawna nie pojawiło się żadne nowe, znaczące nazwisko. Fotografia od ładnych 5 lat mieli w kółko to samo. Mamy tylko lepszą technikę komputerową, która dużo zmieniła pod względem jakości obróbki, choć akurat w Polsce ten temat jest wypaczony. Brakuje nowego trendu, jakiejś nowej koncepcji. Takie rzeczy się pojawiają, ale na razie są to działania bardzo niszowe. Wydaje mi się, że przełom przyjdzie za jakieś 2-3 lata i pojawi się zupełnie nowa fotografia. Myślę, że prawdziwsza. Obecna fotografia modowa jest kiczowata, landrynkowa i byle jaka. Modą rządzi rynek komercyjny, rynek domów mody, które chcą sprzedawać lekkie i przyjemnie życie. Cięzko jest im przełknąć fotografów, którzy burzyliby ten wizerunek. Ale to się w końcu zmieni.

Czy masz wobec tego jakąś radę dla fotografów chcących pójść w kierunku fotografii modowej?

Trzeba robić świetne zdjęcia, a przede wszystkim - swoje zdjęcia. Oczywiście jak ktoś chce od razu zaistnieć komerycjnie, to wtey należy patrzeć, co jest na topie i starać się robić takie zdjęcia, ale niestety rynek w Polsce jest dosyć ubogi i nawet w takim powielaniu schematów nie ma miejsca dla setek fotografów. Jeśli więc mamy doczekać się jakiegoś przełomu, fotografowie muszą zacząć robić rzeczy autorskie.

Skopiuj link

Autor: Maciej Luśtyk

Redaktor prowadzący serwisu Fotopolis.pl. Zafascynowany nowymi technologiami, choć woli fotografować analogiem.

Komentarze
Więcej w kategorii: Wywiady
Viviane Sassen: "Kiedy fotografuję, jestem naprawdę tu i teraz"
Viviane Sassen: "Kiedy fotografuję, jestem naprawdę tu i teraz"
O jej najnowszej retrospektywie, stagnacji i rozwoju na fotograficznej drodze, a także o tym, co irytuje ją w branży modowej, rozmawiamy z jedną z najważniejszych współczesnych artystek...
22
Odnaleźć piękno w fotografii wnętrz. Jak PION Studio zbudowało swoją pozycję na światowym rynku
Odnaleźć piękno w fotografii wnętrz. Jak PION Studio zbudowało swoją pozycję na światowym rynku
Fotografował dla Hermèsa, Amour, NOBU, PURO i innych luksusowych marek oraz hoteli. O ciemnych i jasnych stronach tej branży, ulubionych aparatach oraz kulturze pracy w Polsce i na świecie...
23
Marta Surovy: "Fotografia uczy mnie, jak być wierną sobie"
Marta Surovy: "Fotografia uczy mnie, jak być wierną sobie"
W wieku 30 lat rzuciła korporację, by zostać fotografką modową oraz portretową. Jakie różnice widzi dziś w pracy w Londynie i Warszawie? Czy warto opowiadać poprzez fotografię swoje prywatne...
15
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (5)