Konkurs im. Krzysztofa Millera 2021 - oto najlepsze fotoreportaże ostatniego roku

Za nami kolejna edycja konkursu im. Krzysztofa Millera „Odwaga patrzenia”, nakierowanego na polską i zagraniczną fotografię reportażową. Zobaczcie zwycięskie cykle!

Skomentuj Kopiuj link
Posłuchaj
00:00

Dobiegł koniec 4. Edycji konkursu im. Krzysztofa Millera. Wydarzenie ma na celu docenienie „odwagi patrzenia” i promowanie zdjęć o wyjątkowych wartościach dziennikarskich. Udział w nim mogą brać zarówno profesjonaliści, jak i amatorzy fotografii, indywidualni autorzy oraz kolektywy fotografów czy członkowie jednej agencji fotograficznej.

Grand Prix 2021

W tym roku w finale znalazło się w sumie 7 fotografów, a zwycięskie cykle prezentują szerokie spektrum tematów. Główną nagrodę kolejny rok z rzędu zdobywa cudzoziemiec - tym razem Allesio Paudano, którego cykl „Bośniackie Piekło” opowiada o losach migrantów mieszkających w Bośni i Harcegownie.

fot. Alessio Paduano, Migrant przemierza pokryte śniegiem pola w pobliżu opuszczonej fabryki w Bihacu w Bośni i Hercegowinie, 26 stycznia, 2021 r. Wielu migrantów unika przebywania w oficjalnych bośniackich obozach dla uchodźców z powodu trudnych warunków, w jakich są zmuszeni żyć, a także dlatego, że nie mogą z nich swobodnie wychodzić. fot. Alessio Paduano, Migranci z Afganistanu i Pakistanu oglądają na smartfonie mecz piłki nożnej w opuszczonym budynku w Bihacu w Bośni i Hercegowinie, 21 stycznia, 2021 roku. fot. Alessio Paduano, Migranci rozgrzewają się przy ognisku w opuszczonej fabryce w Bihacu w Bośni i Hercegowinie, 22 stycznia, 2021 r. fot. Alessio Paduano, Ubrania wiszące do wyschnięcia w opuszczonym budynku w Bihacu w Bośni i Hercegowinie, 22 stycznia, 2021 r.

„Większość z nich znajduje schronienie w opuszczonych domach lub fabrykach bez wody, prądu i toalety. Kilkadziesiąt razy próbowali tego, co sami nazywają „grą”, czyli przejścia między granicą bośniacko-chorwacką, ale prawie zawsze byli przechwytywani przez chorwacką policję i według ich relacji byli bici, rabowani, a następnie odsyłani.” - opowiada o bohaterach swoich zdjęć Paduano.

Nagroda Fundacji „Gazety Wyborczej”

fot. Maciej Grzybowski, Po wyroku wydanym 22 października 2020 roku przez Trybunał Konstytucyjny ograniczającym prawo do aborcji w całej Polsce rozpoczęły się antyrządowe protesty.   fot. Maciej Grzybowski, Po wyroku wydanym 22 października 2020 roku przez Trybunał Konstytucyjny ograniczającym prawo do aborcji w całej Polsce rozpoczęły się antyrządowe protesty.   fot. Maciej Grzybowski, Po wyroku wydanym 22 października 2020 roku przez Trybunał Konstytucyjny ograniczającym prawo do aborcji w całej Polsce rozpoczęły się antyrządowe protesty.   fot. Maciej Grzybowski, Po wyroku wydanym 22 października 2020 roku przez Trybunał Konstytucyjny ograniczającym prawo do aborcji w całej Polsce rozpoczęły się antyrządowe protesty.  

Oprócz nagrody głównej, osobną nagrodę, w kategorii „Wolność, solidarność, tolerancja” przyznała także Fundacja „Gazety Wyborczej”. Jej laureatem został Maciej Grzybowski z projektem dokumentującym protesty, które wybuchły po wyroku ograniczającym prawo do aborcji, wydanym 22 października 2020 roku.

Reportaże finalistów

W galerii zwycięzców znalazł się także 6 cykli fotograficznych tegorocznych finalistów. Szczegółowe opisy projektów i zdjęć znajdziecie w poszczególnych galeriach.

Małgorzata Smieszek, "To się wydarza"

fot. Małgorzata Smieszek Mój dokument fotograficzny opowiada o różnych miejscach i zakresie działań zespołów medycznych, bez zważania na to, z jakiego regionu pochodzi dane zdjęcie, oraz bez ustalania tożsamości portretowanych ludzi. Czas realizacji projektu przypadkowo zbiegł się też z czasem protestów ratowników, którzy wyszli na ulicę, podejmując walkę o godne wynagrodzenie za swoją ciężką i odpowiedzialną pracę. W Polsce aktywnych jest około 1,5 tys. zespołów medycznych. Odpowiadają one średnio na 3 mln wezwań rocznie i podejmują decyzje obarczone odpowiedzialnością za ludzkie zdrowie i życie, nie tylko pacjentów, ale w okresie pandemii również własne i rodziny. Od marca br. wraz z zespołami wkraczam w świat pacjenta, zadając sobie pytanie, czy choroba to tylko awaria ciała? A może symptomy choroby stanowią zaledwie wierzchnią warstwę, a pod spodem, jak wielki rozrośnięty korzeń, jest ludzka historia? Wyzwania, przed którymi stają zespoły medyczne, to najczęściej nagromadzona latami ludzka niemoc – bieda, poczucie wstydu, nałogi oraz samotność. Dla mnie – fotografa – każde z tych zdjęć jest czymś więcej niż tylko kadrem chwili, to efekt spotkania z drugim człowiekiem. Nie tylko z pacjentem, ale przede wszystkim jego światem. Otoczenie każdego z nich jest niczym zwierciadło, w którym odbija się jego pochodzenie, społeczeństwo, kultura… fot. Małgorzata Smieszek Mój dokument fotograficzny opowiada o różnych miejscach i zakresie działań zespołów medycznych, bez zważania na to, z jakiego regionu pochodzi dane zdjęcie, oraz bez ustalania tożsamości portretowanych ludzi. Czas realizacji projektu przypadkowo zbiegł się też z czasem protestów ratowników, którzy wyszli na ulicę, podejmując walkę o godne wynagrodzenie za swoją ciężką i odpowiedzialną pracę. W Polsce aktywnych jest około 1,5 tys. zespołów medycznych. Odpowiadają one średnio na 3 mln wezwań rocznie i podejmują decyzje obarczone odpowiedzialnością za ludzkie zdrowie i życie, nie tylko pacjentów, ale w okresie pandemii również własne i rodziny. Od marca br. wraz z zespołami wkraczam w świat pacjenta, zadając sobie pytanie, czy choroba to tylko awaria ciała? A może symptomy choroby stanowią zaledwie wierzchnią warstwę, a pod spodem, jak wielki rozrośnięty korzeń, jest ludzka historia? Wyzwania, przed którymi stają zespoły medyczne, to najczęściej nagromadzona latami ludzka niemoc – bieda, poczucie wstydu, nałogi oraz samotność. Dla mnie – fotografa – każde z tych zdjęć jest czymś więcej niż tylko kadrem chwili, to efekt spotkania z drugim człowiekiem. Nie tylko z pacjentem, ale przede wszystkim jego światem. Otoczenie każdego z nich jest niczym zwierciadło, w którym odbija się jego pochodzenie, społeczeństwo, kultura… fot. Małgorzata Smieszek Mój dokument fotograficzny opowiada o różnych miejscach i zakresie działań zespołów medycznych, bez zważania na to, z jakiego regionu pochodzi dane zdjęcie, oraz bez ustalania tożsamości portretowanych ludzi. Czas realizacji projektu przypadkowo zbiegł się też z czasem protestów ratowników, którzy wyszli na ulicę, podejmując walkę o godne wynagrodzenie za swoją ciężką i odpowiedzialną pracę. W Polsce aktywnych jest około 1,5 tys. zespołów medycznych. Odpowiadają one średnio na 3 mln wezwań rocznie i podejmują decyzje obarczone odpowiedzialnością za ludzkie zdrowie i życie, nie tylko pacjentów, ale w okresie pandemii również własne i rodziny. Od marca br. wraz z zespołami wkraczam w świat pacjenta, zadając sobie pytanie, czy choroba to tylko awaria ciała? A może symptomy choroby stanowią zaledwie wierzchnią warstwę, a pod spodem, jak wielki rozrośnięty korzeń, jest ludzka historia? Wyzwania, przed którymi stają zespoły medyczne, to najczęściej nagromadzona latami ludzka niemoc – bieda, poczucie wstydu, nałogi oraz samotność. Dla mnie – fotografa – każde z tych zdjęć jest czymś więcej niż tylko kadrem chwili, to efekt spotkania z drugim człowiekiem. Nie tylko z pacjentem, ale przede wszystkim jego światem. Otoczenie każdego z nich jest niczym zwierciadło, w którym odbija się jego pochodzenie, społeczeństwo, kultura… fot. Małgorzata Smieszek Mój dokument fotograficzny opowiada o różnych miejscach i zakresie działań zespołów medycznych, bez zważania na to, z jakiego regionu pochodzi dane zdjęcie, oraz bez ustalania tożsamości portretowanych ludzi. Czas realizacji projektu przypadkowo zbiegł się też z czasem protestów ratowników, którzy wyszli na ulicę, podejmując walkę o godne wynagrodzenie za swoją ciężką i odpowiedzialną pracę. W Polsce aktywnych jest około 1,5 tys. zespołów medycznych. Odpowiadają one średnio na 3 mln wezwań rocznie i podejmują decyzje obarczone odpowiedzialnością za ludzkie zdrowie i życie, nie tylko pacjentów, ale w okresie pandemii również własne i rodziny. Od marca br. wraz z zespołami wkraczam w świat pacjenta, zadając sobie pytanie, czy choroba to tylko awaria ciała? A może symptomy choroby stanowią zaledwie wierzchnią warstwę, a pod spodem, jak wielki rozrośnięty korzeń, jest ludzka historia? Wyzwania, przed którymi stają zespoły medyczne, to najczęściej nagromadzona latami ludzka niemoc – bieda, poczucie wstydu, nałogi oraz samotność. Dla mnie – fotografa – każde z tych zdjęć jest czymś więcej niż tylko kadrem chwili, to efekt spotkania z drugim człowiekiem. Nie tylko z pacjentem, ale przede wszystkim jego światem. Otoczenie każdego z nich jest niczym zwierciadło, w którym odbija się jego pochodzenie, społeczeństwo, kultura…
 

Kosma Kołodziej, "Nie bój się mnie. Nie bój się siebie"

fot. Kosma Kołodziej Mój projekt to portrety społeczności LGBT w Polsce. Ma na celu pokazanie, że obecna polska homofobia, bifobia, transfobia dotykają nie tylko społeczność, ale także ich rodziców, przyjaciół i partnerów. Szacuje się, że w Polsce samych osób nieheteronormatywnych może być nawet 2 miliony. Osób, którym w Polsce odbiera się człowieczeństwo. Projekt miał na celu przełamanie stereotypów, uprzedzeń i zmniejszenie lęku przed osobami, ich rodzicami i sojusznikami. Postaci prezentowane na zdjęciach to osoby z różnych środowisk, z różnym wykształceniem, od średniego do tytułu profesora, osoba niepełnosprawna, ludzie w różnym wieku, prezentujący różne profesje. Często w ocenie osób nieheteroseksualnych pierwszym czynnikiem, na którym skupia się społeczeństwo, jest orientacja. Dzięki tym portretom ten czynnik jest niemożliwy. Nie ma tu czynników wpływających na ekspresję płciową (makijaż, biżuteria, ubrania). Odbiorca skupia się na tym, co nas łączy – czyli na naszej biologicznej podstawie anatomicznej. I chociaż rozum nasz sięga Plejstocenu, można by ośmielić się do prostej tezy, że obecnie, jak przed tysiącami lat, wciąż skupiamy się na tym, co nas dzieli, zapominając o tym, że więcej nasz łączy. Łatwiejsze jest wyrzucanie poza margines człowieczeństwa, ustalanie granic normatywizmu narzucanych już nie tylko jego twórcom. Warto czasami wyjrzeć poza nawias swego credo. Zatrzymać się na chwilę, spojrzeć w przyszłość i zdać sobie sprawę, jak łatwo pozbawić człowieczeństwa cudzego brata, cudzą matkę, cudzego ojca, cudzą babkę, cudzego przyjaciela, cudzą koleżankę… fot. Kosma KołodziejMój projekt to portrety społeczności LGBT w Polsce. Ma na celu pokazanie, że obecna polska homofobia, bifobia, transfobia dotykają nie tylko społeczność, ale także ich rodziców, przyjaciół i partnerów. Szacuje się, że w Polsce samych osób nieheteronormatywnych może być nawet 2 miliony. Osób, którym w Polsce odbiera się człowieczeństwo. Projekt miał na celu przełamanie stereotypów, uprzedzeń i zmniejszenie lęku przed osobami, ich rodzicami i sojusznikami. Postaci prezentowane na zdjęciach to osoby z różnych środowisk, z różnym wykształceniem, od średniego do tytułu profesora, osoba niepełnosprawna, ludzie w różnym wieku, prezentujący różne profesje. Często w ocenie osób nieheteroseksualnych pierwszym czynnikiem, na którym skupia się społeczeństwo, jest orientacja. Dzięki tym portretom ten czynnik jest niemożliwy. Nie ma tu czynników wpływających na ekspresję płciową (makijaż, biżuteria, ubrania). Odbiorca skupia się na tym, co nas łączy – czyli na naszej biologicznej podstawie anatomicznej. I chociaż rozum nasz sięga Plejstocenu, można by ośmielić się do prostej tezy, że obecnie, jak przed tysiącami lat, wciąż skupiamy się na tym, co nas dzieli, zapominając o tym, że więcej nasz łączy. Łatwiejsze jest wyrzucanie poza margines człowieczeństwa, ustalanie granic normatywizmu narzucanych już nie tylko jego twórcom. Warto czasami wyjrzeć poza nawias swego credo. Zatrzymać się na chwilę, spojrzeć w przyszłość i zdać sobie sprawę, jak łatwo pozbawić człowieczeństwa cudzego brata, cudzą matkę, cudzego ojca, cudzą babkę, cudzego przyjaciela, cudzą koleżankę… fot. Kosma Kołodziej Mój projekt to portrety społeczności LGBT w Polsce. Ma na celu pokazanie, że obecna polska homofobia, bifobia, transfobia dotykają nie tylko społeczność, ale także ich rodziców, przyjaciół i partnerów. Szacuje się, że w Polsce samych osób nieheteronormatywnych może być nawet 2 miliony. Osób, którym w Polsce odbiera się człowieczeństwo. Projekt miał na celu przełamanie stereotypów, uprzedzeń i zmniejszenie lęku przed osobami, ich rodzicami i sojusznikami. Postaci prezentowane na zdjęciach to osoby z różnych środowisk, z różnym wykształceniem, od średniego do tytułu profesora, osoba niepełnosprawna, ludzie w różnym wieku, prezentujący różne profesje. Często w ocenie osób nieheteroseksualnych pierwszym czynnikiem, na którym skupia się społeczeństwo, jest orientacja. Dzięki tym portretom ten czynnik jest niemożliwy. Nie ma tu czynników wpływających na ekspresję płciową (makijaż, biżuteria, ubrania). Odbiorca skupia się na tym, co nas łączy – czyli na naszej biologicznej podstawie anatomicznej. I chociaż rozum nasz sięga Plejstocenu, można by ośmielić się do prostej tezy, że obecnie, jak przed tysiącami lat, wciąż skupiamy się na tym, co nas dzieli, zapominając o tym, że więcej nasz łączy. Łatwiejsze jest wyrzucanie poza margines człowieczeństwa, ustalanie granic normatywizmu narzucanych już nie tylko jego twórcom. Warto czasami wyjrzeć poza nawias swego credo. Zatrzymać się na chwilę, spojrzeć w przyszłość i zdać sobie sprawę, jak łatwo pozbawić człowieczeństwa cudzego brata, cudzą matkę, cudzego ojca, cudzą babkę, cudzego przyjaciela, cudzą koleżankę… fot. Kosma Kołodziej Mój projekt to portrety społeczności LGBT w Polsce. Ma na celu pokazanie, że obecna polska homofobia, bifobia, transfobia dotykają nie tylko społeczność, ale także ich rodziców, przyjaciół i partnerów. Szacuje się, że w Polsce samych osób nieheteronormatywnych może być nawet 2 miliony. Osób, którym w Polsce odbiera się człowieczeństwo. Projekt miał na celu przełamanie stereotypów, uprzedzeń i zmniejszenie lęku przed osobami, ich rodzicami i sojusznikami. Postaci prezentowane na zdjęciach to osoby z różnych środowisk, z różnym wykształceniem, od średniego do tytułu profesora, osoba niepełnosprawna, ludzie w różnym wieku, prezentujący różne profesje. Często w ocenie osób nieheteroseksualnych pierwszym czynnikiem, na którym skupia się społeczeństwo, jest orientacja. Dzięki tym portretom ten czynnik jest niemożliwy. Nie ma tu czynników wpływających na ekspresję płciową (makijaż, biżuteria, ubrania). Odbiorca skupia się na tym, co nas łączy – czyli na naszej biologicznej podstawie anatomicznej. I chociaż rozum nasz sięga Plejstocenu, można by ośmielić się do prostej tezy, że obecnie, jak przed tysiącami lat, wciąż skupiamy się na tym, co nas dzieli, zapominając o tym, że więcej nasz łączy. Łatwiejsze jest wyrzucanie poza margines człowieczeństwa, ustalanie granic normatywizmu narzucanych już nie tylko jego twórcom. Warto czasami wyjrzeć poza nawias swego credo. Zatrzymać się na chwilę, spojrzeć w przyszłość i zdać sobie sprawę, jak łatwo pozbawić człowieczeństwa cudzego brata, cudzą matkę, cudzego ojca, cudzą babkę, cudzego przyjaciela, cudzą koleżankę…

Maciej Stanik, "Wojna w Górskim Karabachu"

fot. Maciej Stanik, Ormiański ochotnik na ulicy w mieście Martuni, 24 października, 2020 r. 27 września 2020 roku, gdzieś w cieniu przetaczającej się przez świat pandemii koronawirusa, raz jeszcze wybuchła wojna o Górski Karabach. Spłachetek terenu, ledwie osiem razy większy niż Warszawa, stanął w ogniu, którego iskry rozsypały się na cały region: od Armenii i Azerbejdżanu, przez Iran i Turcję, po Rosję. Do już wtedy 30-tysięcznego bilansu ciągnącej się wojny, której najbrutalniejsza faza przypadła na lata 1992-94, dziś można dopisać kolejne pięć tysięcy ofiar. fot. Maciej Stanik, Pozostałości rakiety Bm-30 Smerch z ładunkami kasetowymi na drodze łączącej Stepankert z miastem Martuni, 24 października, 2020 r. fot. Maciej Stanik, Armeńscy żołnierze śpiący w bunkrze na pierwszej linii. Okopy oddalone są od obiektu o zaledwie 40 metrów, Martuni, 26 października, 2020 r. fot. Maciej Stanik, Krzyż w okopach wykonany z łusek po pociskach, Prowincja Martuni, 26 października, 2020 r.

Agnieszka Rodowicz, "Raz dał mi pomarańczę"

fot. Agnieszka Rodowicz Do opinii publicznej rzadko docierają świadectwa kobiet, które zmagają się z konsekwencjami przemocy seksualnej w dzieciństwie. Dlatego to im oddaję głos. W projekcie wykorzystuję zdjęcia z ich albumów rodzinnych, fotografie przedmiotów, które do nich należą, ich współczesne portrety, a także fragmenty moich z nimi wywiadów, wypowiedzi specjalistów oraz statystyki. Przesłany projekt jest fragmentem większej całości. Anna: „Mama była szczęśliwa, bo po powrocie do domu stałam się bardzo cicha i spokojna. Wcześniej energia mnie roznosiła”. „Miałam siedem, może osiem lat. Jak przez mgłę pamiętam budynek sanatorium i mężczyznę. Wpatrywał się we mnie na stołówce. Raz dał mi pomarańczę”. „Tego dnia ktoś kazał mi pójść do gabinetu lekarskiego. Ten mężczyzna wszedł przez okno. Kazał mi się rozebrać i położyć na kozetce. Zgwałcił mnie analnie. Bardzo mnie bolało. Wróciłam do sali. Leżałam w łóżeczku i płakałam. Nikt się mną nie zainteresował”. „Powiedziałam kiedyś o sobie jako o wybrakowanym towarze. Czułam się gorsza od innych, brzydsza, mniej fajna, nieważna. Niewarta, żeby ktoś mnie pokochał. Nieumiejąca kochać”. „Seks nigdy nie sprawił mi przyjemności. To była po prostu czynność. Jakbym szatkowała kapustę czy obierała ziemniaki”. „Bardzo chciałam, by ktoś mnie pokochał, ale odpychałam, ze strachu przed bliskością. Właściwie robię to do dziś. Czuję się okaleczona na zawsze”. „Mężczyzna to dla mnie kat”. Z raportu z ogólnopolskiej diagnozy skali i uwarunkowań krzywdzenia dzieci z 2018 r. fundacji Dajemy Dzieciom Siłę wynika, że
 20 proc. polskich dzieci miało obciążające doświadczenia seksualne, a 7 proc. doświadczyło wykorzystania seksualnego z kontaktem fizycznym. 7 proc. to blisko pół miliona dzieci. Dane nie opisują skali zjawiska, bo dzieci rzadko ujawniają wykorzystanie.  Projekt powstał w ramach programu mentorskiego Sputnik Photos. fot. Agnieszka Rodowicz Do opinii publicznej rzadko docierają świadectwa kobiet, które zmagają się z konsekwencjami przemocy seksualnej w dzieciństwie. Dlatego to im oddaję głos. W projekcie wykorzystuję zdjęcia z ich albumów rodzinnych, fotografie przedmiotów, które do nich należą, ich współczesne portrety, a także fragmenty moich z nimi wywiadów, wypowiedzi specjalistów oraz statystyki. Przesłany projekt jest fragmentem większej całości. Anna: „Mama była szczęśliwa, bo po powrocie do domu stałam się bardzo cicha i spokojna. Wcześniej energia mnie roznosiła”. „Miałam siedem, może osiem lat. Jak przez mgłę pamiętam budynek sanatorium i mężczyznę. Wpatrywał się we mnie na stołówce. Raz dał mi pomarańczę”. „Tego dnia ktoś kazał mi pójść do gabinetu lekarskiego. Ten mężczyzna wszedł przez okno. Kazał mi się rozebrać i położyć na kozetce. Zgwałcił mnie analnie. Bardzo mnie bolało. Wróciłam do sali. Leżałam w łóżeczku i płakałam. Nikt się mną nie zainteresował”. „Powiedziałam kiedyś o sobie jako o wybrakowanym towarze. Czułam się gorsza od innych, brzydsza, mniej fajna, nieważna. Niewarta, żeby ktoś mnie pokochał. Nieumiejąca kochać”. „Seks nigdy nie sprawił mi przyjemności. To była po prostu czynność. Jakbym szatkowała kapustę czy obierała ziemniaki”. „Bardzo chciałam, by ktoś mnie pokochał, ale odpychałam, ze strachu przed bliskością. Właściwie robię to do dziś. Czuję się okaleczona na zawsze”. „Mężczyzna to dla mnie kat”. Z raportu z ogólnopolskiej diagnozy skali i uwarunkowań krzywdzenia dzieci z 2018 r. fundacji Dajemy Dzieciom Siłę wynika, że
 20 proc. polskich dzieci miało obciążające doświadczenia seksualne, a 7 proc. doświadczyło wykorzystania seksualnego z kontaktem fizycznym. 7 proc. to blisko pół miliona dzieci. Dane nie opisują skali zjawiska, bo dzieci rzadko ujawniają wykorzystanie.  Projekt powstał w ramach programu mentorskiego Sputnik Photos. fot. Agnieszka Rodowicz Do opinii publicznej rzadko docierają świadectwa kobiet, które zmagają się z konsekwencjami przemocy seksualnej w dzieciństwie. Dlatego to im oddaję głos. W projekcie wykorzystuję zdjęcia z ich albumów rodzinnych, fotografie przedmiotów, które do nich należą, ich współczesne portrety, a także fragmenty moich z nimi wywiadów, wypowiedzi specjalistów oraz statystyki. Przesłany projekt jest fragmentem większej całości. Anna: „Mama była szczęśliwa, bo po powrocie do domu stałam się bardzo cicha i spokojna. Wcześniej energia mnie roznosiła”. „Miałam siedem, może osiem lat. Jak przez mgłę pamiętam budynek sanatorium i mężczyznę. Wpatrywał się we mnie na stołówce. Raz dał mi pomarańczę”. „Tego dnia ktoś kazał mi pójść do gabinetu lekarskiego. Ten mężczyzna wszedł przez okno. Kazał mi się rozebrać i położyć na kozetce. Zgwałcił mnie analnie. Bardzo mnie bolało. Wróciłam do sali. Leżałam w łóżeczku i płakałam. Nikt się mną nie zainteresował”. „Powiedziałam kiedyś o sobie jako o wybrakowanym towarze. Czułam się gorsza od innych, brzydsza, mniej fajna, nieważna. Niewarta, żeby ktoś mnie pokochał. Nieumiejąca kochać”. „Seks nigdy nie sprawił mi przyjemności. To była po prostu czynność. Jakbym szatkowała kapustę czy obierała ziemniaki”. „Bardzo chciałam, by ktoś mnie pokochał, ale odpychałam, ze strachu przed bliskością. Właściwie robię to do dziś. Czuję się okaleczona na zawsze”. „Mężczyzna to dla mnie kat”. Z raportu z ogólnopolskiej diagnozy skali i uwarunkowań krzywdzenia dzieci z 2018 r. fundacji Dajemy Dzieciom Siłę wynika, że
 20 proc. polskich dzieci miało obciążające doświadczenia seksualne, a 7 proc. doświadczyło wykorzystania seksualnego z kontaktem fizycznym. 7 proc. to blisko pół miliona dzieci. Dane nie opisują skali zjawiska, bo dzieci rzadko ujawniają wykorzystanie.  Projekt powstał w ramach programu mentorskiego Sputnik Photos. fot. Agnieszka Rodowicz Do opinii publicznej rzadko docierają świadectwa kobiet, które zmagają się z konsekwencjami przemocy seksualnej w dzieciństwie. Dlatego to im oddaję głos. W projekcie wykorzystuję zdjęcia z ich albumów rodzinnych, fotografie przedmiotów, które do nich należą, ich współczesne portrety, a także fragmenty moich z nimi wywiadów, wypowiedzi specjalistów oraz statystyki. Przesłany projekt jest fragmentem większej całości. Anna: „Mama była szczęśliwa, bo po powrocie do domu stałam się bardzo cicha i spokojna. Wcześniej energia mnie roznosiła”. „Miałam siedem, może osiem lat. Jak przez mgłę pamiętam budynek sanatorium i mężczyznę. Wpatrywał się we mnie na stołówce. Raz dał mi pomarańczę”. „Tego dnia ktoś kazał mi pójść do gabinetu lekarskiego. Ten mężczyzna wszedł przez okno. Kazał mi się rozebrać i położyć na kozetce. Zgwałcił mnie analnie. Bardzo mnie bolało. Wróciłam do sali. Leżałam w łóżeczku i płakałam. Nikt się mną nie zainteresował”. „Powiedziałam kiedyś o sobie jako o wybrakowanym towarze. Czułam się gorsza od innych, brzydsza, mniej fajna, nieważna. Niewarta, żeby ktoś mnie pokochał. Nieumiejąca kochać”. „Seks nigdy nie sprawił mi przyjemności. To była po prostu czynność. Jakbym szatkowała kapustę czy obierała ziemniaki”. „Bardzo chciałam, by ktoś mnie pokochał, ale odpychałam, ze strachu przed bliskością. Właściwie robię to do dziś. Czuję się okaleczona na zawsze”. „Mężczyzna to dla mnie kat”. Z raportu z ogólnopolskiej diagnozy skali i uwarunkowań krzywdzenia dzieci z 2018 r. fundacji Dajemy Dzieciom Siłę wynika, że
 20 proc. polskich dzieci miało obciążające doświadczenia seksualne, a 7 proc. doświadczyło wykorzystania seksualnego z kontaktem fizycznym. 7 proc. to blisko pół miliona dzieci. Dane nie opisują skali zjawiska, bo dzieci rzadko ujawniają wykorzystanie.  Projekt powstał w ramach programu mentorskiego Sputnik Photos.

Bernard Kwapiński, "Naszą religią jest Albania"

fot. Bernard Kwapiński Absurdalny strach komunistycznego reżimu przed grożącym zewsząd atakiem na kraj doprowadził do tego, że pod koniec XX wieku Albania stała się jednym z najbardziej uzbrojonych państw na świecie. W 1997 roku, podczas kryzysu ekonomicznego mającego znamiona wojny domowej, armia utraciła kontrolę nad magazynami broni, która trafiła w ręce ludzi, powodując śmierć ponad dwóch tysięcy osób. Wprowadzone później regulacje prawne nakazały rejestrację broni, ale niewiele osób z tego skorzystało pomimo groźby wieloletniego więzienia i dzisiaj można odnieść wrażenie, że choć jest nielegalna, to posiada ją większość albańskich rodzin. W prezentowanym cyklu zdjęć widzimy zarówno tych, którzy zasłaniając sobie twarz, odważyli się pokazać nielegalne karabiny, jak i tych, którzy broń zarejestrowali. Na jednej fotografii widoczne są pistolety do treningu na strzelnicy, na innej plastykowy karabin, porzucona dziecięca zabawka. Albania, lipiec 2021. fot. Bernard Kwapiński Absurdalny strach komunistycznego reżimu przed grożącym zewsząd atakiem na kraj doprowadził do tego, że pod koniec XX wieku Albania stała się jednym z najbardziej uzbrojonych państw na świecie. W 1997 roku, podczas kryzysu ekonomicznego mającego znamiona wojny domowej, armia utraciła kontrolę nad magazynami broni, która trafiła w ręce ludzi, powodując śmierć ponad dwóch tysięcy osób. Wprowadzone później regulacje prawne nakazały rejestrację broni, ale niewiele osób z tego skorzystało pomimo groźby wieloletniego więzienia i dzisiaj można odnieść wrażenie, że choć jest nielegalna, to posiada ją większość albańskich rodzin. W prezentowanym cyklu zdjęć widzimy zarówno tych, którzy zasłaniając sobie twarz, odważyli się pokazać nielegalne karabiny, jak i tych, którzy broń zarejestrowali. Na jednej fotografii widoczne są pistolety do treningu na strzelnicy, na innej plastykowy karabin, porzucona dziecięca zabawka. Albania, lipiec 2021. fot. Bernard Kwapiński Absurdalny strach komunistycznego reżimu przed grożącym zewsząd atakiem na kraj doprowadził do tego, że pod koniec XX wieku Albania stała się jednym z najbardziej uzbrojonych państw na świecie. W 1997 roku, podczas kryzysu ekonomicznego mającego znamiona wojny domowej, armia utraciła kontrolę nad magazynami broni, która trafiła w ręce ludzi, powodując śmierć ponad dwóch tysięcy osób. Wprowadzone później regulacje prawne nakazały rejestrację broni, ale niewiele osób z tego skorzystało pomimo groźby wieloletniego więzienia i dzisiaj można odnieść wrażenie, że choć jest nielegalna, to posiada ją większość albańskich rodzin. W prezentowanym cyklu zdjęć widzimy zarówno tych, którzy zasłaniając sobie twarz, odważyli się pokazać nielegalne karabiny, jak i tych, którzy broń zarejestrowali. Na jednej fotografii widoczne są pistolety do treningu na strzelnicy, na innej plastykowy karabin, porzucona dziecięca zabawka. Albania, lipiec 2021. fot. Bernard Kwapiński Absurdalny strach komunistycznego reżimu przed grożącym zewsząd atakiem na kraj doprowadził do tego, że pod koniec XX wieku Albania stała się jednym z najbardziej uzbrojonych państw na świecie. W 1997 roku, podczas kryzysu ekonomicznego mającego znamiona wojny domowej, armia utraciła kontrolę nad magazynami broni, która trafiła w ręce ludzi, powodując śmierć ponad dwóch tysięcy osób. Wprowadzone później regulacje prawne nakazały rejestrację broni, ale niewiele osób z tego skorzystało pomimo groźby wieloletniego więzienia i dzisiaj można odnieść wrażenie, że choć jest nielegalna, to posiada ją większość albańskich rodzin. W prezentowanym cyklu zdjęć widzimy zarówno tych, którzy zasłaniając sobie twarz, odważyli się pokazać nielegalne karabiny, jak i tych, którzy broń zarejestrowali. Na jednej fotografii widoczne są pistolety do treningu na strzelnicy, na innej plastykowy karabin, porzucona dziecięca zabawka. Albania, lipiec 2021.
 

Konkurs im. Krzysztofa Millera

Redakcja „Gazety Wyborczej" ustanowiła Nagrodę im. Krzysztofa Millera za odwagę patrzenia w 2018 r. Do pierwszej edycji konkursu fotograficznego na najlepszy materiał roku zgłoszono 300 prac, czyli blisko 5 tysięcy zdjęć. Jego zwyciężczynią została Anna Liminowicz nagrodzona za fotoreportaż „Między blokami" o związku dwóch kobiet. Opublikował go „Duży Format", a później "The New York Times". Laureatem drugiej edycji konkursu był Alessio Paduano, stale współpracujący z redakcjami "Corriere della Sera, la Repubblica", "The Guardian", "Newsweek", i "Time". Pochodzący z Neapolu fotograf został nagrodzony za fotoreportaż „Współczesne niewolnictwo: zagubione córki Nigerii".

Konkurs upamiętnia wybitnego fotografa Krzysztofa Millera (1962-2016), legendę fotoreportażu wojennego i autora wielu znanych zdjęć. W ciągu ponad 25 lat fotografował on niemal wszystkie konflikty zbrojne na świecie oraz wydarzenia historyczne. Robił zdjęcia m.in. w Afganistanie, Czeczenii, Afryce. Dokumentował przewrót w Rumunii, wojny w Gruzji i Bośni, trzęsienie ziemi w Iranie, Aksamitną Rewolucję w Czechosłowacji. W 2000 roku był jurorem World Press Photo. Autor książek „13 wojen i jedna. Prawdziwa historia reportera wojennego" (Wydawnictwo Znak, 2013) oraz „Fotografie, które nie zmieniły świata" (Wydawnictwo Agora, 2017).

Krzysztof Miller związany był z „Gazetą Wyborczą" od początku jej istnienia, został jednym z pierwszych pięciu fotoreporterów zatrudnionych w redakcji dziennika. Przez wiele lat razem z Wojciechem Jagielskim tworzył relacjonujący konflikty zbrojne reporterski duet.

Komentarze
Przeczytaj także
Zobacz więcej z tagiem: fotografia reportażowa
logo logo
Magazyny
Zamów