
SDM - mnóstwo tajemniczych skrótów w nazwie oraz bardzo porządne wykonanie dają nadzieję że i optycznie wszystko będzie w porządku.]
Pentax SMC-DA* 16-50 mm F2.8 ED AL [IF] SDM]
To "obiektyw po przejściach". Jego wprowadzenie na rynek ogłoszono przed Photokiną 2006, a datą pojawienia się na półkach miał być marzec 2007 roku. Jednak pierwsza dostawa dotarła do Polski dopiero latem, ale tych kilka miesięcy obsuwu można wybaczyć - w porównaniu z niektórymi innymi produktami foto to i tak niewiele. Gorzej, że to co trafiło do sklepów okazało się "wersją beta" obiektywu. Trudno teraz dociec czy nawaliła kontrola jakości w fabryce Pentaksa, czy obiektyw był po prostu jeszcze niedopracowany. Tak czy inaczej, wysyłkę obiektywu w świat wstrzymano, a Pentax zajął się poprawkami. Oficjalnie była mowa o usprawnianiu funkcjonowania ultradźwiękowego napędu autofokusa, choć podejrzewać należy również zmiany w optyce. Źle wypadł bowiem w testach nie tylko obiektyw z pierwszej dostawy, ale i bliźniacza (podobno) Tokina AT-X 16-50 mm F2.8 PRO DX. Zresztą co ciekawe, wygląda na to że owa Tokina nie jest pewna swego bytu. Formalnie widnieje w ofercie, ale znikła z publikowanych w sieci katalogów. Czasami widać ją jeszcze na zdjęciu na okładce, ale we wnętrzu prospektów nie ma o niej ani słowa. Być może też poszła do poprawki.
Wróćmy jednak do zooma Pentaksa. Na kolejną dostawę 16-50 mm F2.8 do polskich sklepów czekaliśmy do ostatnich dni grudnia 2007 roku, i to z niej pochodzi egzemplarz obiektywu, który przetestowaliśmy. Bardzo liczę na to, że wypadnie lepiej niż wspomniana Tokina, którą opisaliśmy 12 lipca 2007 roku.
W nazwie "Pentax SMC-DA* 16-50 mm F2.8 ED AL
Obiektyw klasy top, a więc w jego konstrukcji wykorzystano to co najlepsze. Zoom 16-50 mm zachwyca solidnością i to pomimo że metalu w jego obudowie wcale dużo nie znajdziemy. Niemal cała wykonana jest z tworzyw sztucznych, a największym metalowym elementem jest tylny z dwóch członów tubusa wysuwających się przy wydłużaniu ogniskowej. Do tego dochodzi niemal całkowicie schowany pod gumową okładziną pierścień ogniskowych oraz typowy dla obiektywów DA* złoty pasek z przodu obiektywu. Z tym że już o identycznym kolorze ozdobna plakietka jest plastikowa. Z metalu jest też oczywiście bagnet. Tak więc z zewnątrz mamy głównie plastiki - przepraszam, poliwęgalny, co jednak wcale nie powoduje gorszego odbioru tego zooma. Po pierwsze dlatego, że tak budują swe najlepsze obiektywy także konstruktorzy wielu innych firm, a po drugie sposób widzenia Pentaxa poprawia jego świetne wzornictwo. Mamy tu zgrabnie wydłużony korpus z dobrze wyważonym rozłożeniem pierścieni, kilka kapnięć złota, zielony paseczek oznaczający niepełnoklatkową optykę DA. W sumie obiektyw nie epatuje swoją obecnością, no chyba że założymy osłonę przeciwsłoneczną - nie tyle długą, co obszerną. Osłania ona dostęp niepożądanego światła do dużej przedniej soczewki, przed którą możemy montować filtry o średnicy 77 mm. Wnętrze osłony w odróżnieniu od bliźniaczej Tokiny nie zostało wyklejone welurową wyściółką, a jedynie pokryte matową warstwą przypominającą wykończenie powierzchni obiektywów EX Sigmy. Powagę obiektywu podnosi jego masa wynosząca 600 g. W uzupełnieniu dodam że obiektyw został uszczelniony dla zabezpieczenia przed drobinami pyłu i wody. Poza tym przednią soczewkę pokryto warstwą SP (Super Protection) utrudniającą osadzanie się kropel wody i zanieczyszczeń, także tych tłustych. Jednocześnie powłoka ta ułatwia czyszczenie soczewki gdyby jednak się zabrudziła.
Optyczne wnętrze zooma to 15 soczewek, z których trzy są asferyczne (w tym jedna dwustronnie), a dwie wykonano ze szkła o niskiej dyspersji ED. Konstruktorzy nie zapewnili temu obiektywowi wewnętrznego zoomowania, stąd przód wysuwa się - i to znacznie - przy wydłużaniu ogniskowej. Jednak już wewnętrzne ogniskowanie to niemal obowiązek w tej klasie obiektywów, mamy je więc i w Pentaksie 16-50 mm. Ważniejsze jest jednak, że podstawowym napędem autofokusa nie jest silnik w aparacie, a ultradźwiękowy, pierścieniowy SDM (Supersonic Direct-drive Motor). Pewnym problemem jest jednak możliwość wykorzystania SDM wyłącznie w nowszych modelach cyfrowych lustrzanek. Graniczną jest Pentax K10D: w nowszych SDM działa, a w starszych od niego nie. W samym K10D warunkiem współpracy z ultradźwiękowym napędem jest obecność firmware'u w wersji 1.3 (ewentualnie nowszej). Owe ograniczenia dotyczą również pentaksopodobnych lustrzanek Samsunga. Jednak użytkownicy Pentaksa K100D, czy "staruszków" serii *ist po założeniu któregokolwiek z obiektywów SDM wcale nie tracą autofokusa! Obiektywy te zachowały bowiem "śrubokrętowe" sprzęgło oraz pozostałe mechanizmy przeniesienia napędu z aparatu do odpowiednich członów optyki. To ogromny sukces Pentaksa stawiający go przed Minoltą i Nikonem, które wprowadzając swe SSM i AF-S odcięły możliwość korzystania z autofokusa posiadaczom niemal wszystkich starszych modeli lustrzanek.
{BLD|Obsługa

Drobne uwagi można mieć jedynie do pierścienia ogniskowych. Jest on co prawda szerszy niż w Tokinie 16-50 mm, ale umieszczono go nieco zbyt blisko aparatu i obracający go kciuk wjeżdża pod obudowę pryzmatu i flesza. By tego uniknąć warto nauczyć się trzymać lewą dłoń bardziej pod obiektywem, niż z jego prawej strony. Pierścień ogniskowych ma skalę rozpisaną na 80 stopniach obwodu obiektywu i obraca się z niezbyt silnym, płynnym oporem. Niestety opór ów nie jest równy, gdyż wyraźnie rośnie w okolicy pozycji "28 mm". Podobne zjawisko napotkaliśmy w Tokinie 16-50 mm. Dobrze jednak że opór zachowuje płynność także gdy z niedużą siłą chcemy leciutko skorygować ogniskową.
Pierścień ręcznego ustawiania ostrości i jego obsługa nie dają powodów do narzekań. Jest on wystarczająco szeroki by przy każdym sposobie trzymania obiektywu palce na niego trafiały. Obraca się z lekkim, równym oporem charakterystycznym dla obiektywów z napędem ultradźwiękowym. Opór ten jest jednak trochę "płaski", czyli nie rośnie wraz z szybkością kręcenia pierścieniem. To jednak cecha właściwie wszystkich, nawet tych najlepszych i najdroższych obiektywów AF. Pierścień jest połączony ze skalą ostrości bez pośrednictwa przekładni zwalniającej i oczywiście nie obraca się podczas pracy autofokusa. Jednak gdy tylko układ AF skończy pracę (ale nie wcześniej), możemy położenie dystansu ostrości skorygować ręcznie. W tym tkwi drobna różnica pomiędzy pentaksowskim QSF (Quick Shift Focus), a rozwiązaniem znanym z olympusowskiego napędu SWD. Tam ręczna korekta możliwa jest zgodnie z nazwą cały czas, nawet gdy autofokus pracuje. Z kolei w AF-S Nikkorach próba ręcznej korekty ostrości w czasie pracy autofokusa wyłącza go ("chcesz się bawić sam - proszę bardzo, ale mnie do tego nie mieszaj").
Gdy już autofokus Pentaksa 16-50 mm pracuje, to robi to niemal bezgłośnie, ale szybkości jego działania wcale nie można jakoś szczególnie chwalić. Niewątpliwie nie jest powolny, prędkością kręcenia równa się z moim "wzorcowym" AF-S Nikkorem 18-70 mm, ale wyraźnie ustępuje pola Pentaxowi 18-55 mm napędzanemu silnikiem z aparatu, pracując o ok. 1/4 wolniej niż on. Ot, taki urok ultradźwiękowego autofokusa... Minimalna odległość ustawiania ostrości wynosi w tym obiektywie 0,3 m, co przy najdłuższej ogniskowej zapewnia skalę odwzorowania 1:4,8.

