Obiektywy
Yongnuo YN 35 mm f/1.8 Z DA DSM WL - kompaktowy, jasny standard APS-C do Nikon Z z ciekawymi funkcjami
84%
Najnowszy Tamron 35-150 mm f/2-2.8 Di III VXD to jeden z najciekawszych, ale i najdroższych zoomów producenta, a także obiektyw, dla którego na próżno szukać konkurencji. Sprawdzamy, czy to konstrukcja, którą Tamron ma szansę wejść w segment typowo profesjonalny.
Gdy latem Tamron udostępnił pierwsze zapowiedzi nowego obiektywu, główną obawą użytkowników były gabaryty nowej konstrukcji. W końcu jak widzieliśmy już chociażby na przykładzie modelu Canon RF 24-70 f/2, tego typu egzotyczne konstrukcje zwykle okazują się naprawdę duże. Ku naszemu zaskoczeniu Tamron 35-150 mm f/2-2.8 Di III VXD zachowuje jednak przyzwoite rozmiary. Oczywiście nie jest to szkło typowo spacerowe, ale w bezpośrednim zestawieniu okazuje się niewiele większe i cięższe od natywnego szkła Sony FE 24-70 f/2.8 GM, co należy chyba uznać za świetny wynik.
Po lewej Sony FE 24-70 f/2.8 GM, po prawej Tamron 35-150 mm f/2-2.8 Di III VXD
Obiektyw mierzy 89,2 x 158 mm i waży 1165 g. Jeśli kiedykolwiek pracowaliście z profesjonalnymi reporterskimi zoomami, na wymiary i wagę obiektywu szybko przestaniecie zwracać uwagę. To ta sama klasa komfortu, co wspominana konstrukcja 24-70 mm czy 70-200 mm. Szkło więc widocznie ciąży i trudno uznać je za kompaktowe, ale nie na tyle, by przeszkadzało to w pracy.
I tu należy zrobić miejsce na dygresję skierowaną do filmowców. Wiele osób (w tym ja) upatrywało w modelu Tamron 35-150 mm f/2-2.8 Di III VXD idealnego, uniwersalnego narzędzia do rejestracji wideo. Czy przy tych gabarytach ma szansę takim się stać? I tak i nie. Z pewnością dobrze sprawdzi się podczas pracy na statywie i sliderze, a także podczas filmowania z ręki (w końcu filmowcy przyzwyczajeni są do targania dużo cięższych setów), niemniej obiektyw będzie sporym wyzwaniem dla ręcznych stabilizatorów. Skutecznie zbalansować go będziemy w stanie właściwie jedynie na najwyższych i najmocniejszych modelach z oferty poszczególnych producentów, ale ze względu sporą wagę i fakt, że obiektyw jednak nieco zmienia środek ciężkości o około 1 cm przy zoomowaniu i tak nie będzie to praca w pełni komfortowa. Jeśli więc chodzi o ujęcia w ruchu, jest to zdecydowanie propozycja kierowana bardziej do osób filmujących z użyciem różnego rodzaju kamizelek z systemami flycam aniżeli twórców typowo internetowych, „oblatujących” zlecenia na lekkim gimbalu. W tej bardziej profesjonalnej pracy powinien jednak sprawdzić się naprawdę dobrze.
Jeśli zaś chodzi o samą jakość wykonania, producentowi trudno cokolwiek zarzucić. Jak w przypadku większości współczesnych zoomów, tubus wykonany jest z kompozytu. Producent obiecuje jednak, że w stosunku do wcześniejszych zoomów ze swojej oferty jest to materiał bardziej odporny. I rzeczywiście, szkło pod względem wytrzymałości robi bardzo dobrze wrażenie - jest sztywne, odporne na „palcowanie”, zarysowania i sprawia wrażenie pancernego.
Oprócz tego otrzymujemy usztywnione, bardziej uwydatnione pierścienie, z ostrzejszą fakturą, które będą lepiej wyczuwalne podczas pracy z obiektywem. Jak już zwróciliśmy uwagę w pierwszych wrażeniach, w modelu Tamron 35-150 mm f/2-2.8 Di III VXD pierścień zoom znajduje się bliżej korpusu niż pierścień ostrości - odwrotnie niż w większości zoomów producenta. Według Maćka Zielińskiego, który jako pierwszy sprawdzał możliwości obiektywu, negatywnie wpływa to na komfort pracy. Według mnie wreszcie jest tak, jak w większości zoomów na rynku. Co chyba jednak najważniejsze, dzięki temu wreszcie otrzymujemy wygodny dostęp do pierścienia ostrości, co będzie dużym udogodnieniem dla filmujących, ale też przy precyzyjnym ręcznym ostrzeniu podczas fotografowania na statywie.
Według mnie jest to więc definitywnie zmiana na plus. Jedyne do czego można się przyczepić to fakt, że pierścień zoomu chodzi z dość dużym (i słyszalnym) oporem, a właściwie to, że opór wydaje się wzrastać po przekroczeniu ogniskowej 60 mm. Trudno powiedzieć, by negatywie wpływało to na pracę, bo wyczuwalny opór ułatwia chociażby wykonywanie zbliżeń w przypadku pracy wideo, niemniej jest to rzecz zwracająca uwagę.
Duża pochwała należy się także za możliwości personalizacji nowego szkła. Dzięki złączu USB-C do tego celu nie potrzebujemy już stacji Tap-In Console i wystarczy, że podłączymy obiektyw kablem do komputera i uruchomimy darmowy program Tamron Lens Utility.
Aplikacja pozwala nam m.in.: zmienić kierunek obrotu pierścienia ostrości, przełączać pracę pierścienia ostrości z trybu dynamicznego na liniowy (ukłon w stronę filmujących), przełączyć pierścień ostrości na kontrolę przysłony czy też przypisywać poszczególne funkcje przyciskom na body (w tym wypadku otrzymujemy je aż 3). Do przycisków możemy standardowo przypisać którąś z funkcji aparatu (np. AF-On), ale także wykorzystywać je do przełączania się z trybu AF na MF czy przywoływania „presetów”, gdzie po wciśnięciu przycisku obiektyw automatycznie wyostrzy na określoną odległość czy też będzie przeostrzał pomiędzy dwoma określonymi dystansami.
I teraz rzecz najważniejsza. Obiektyw pozwala na przypisanie w sumie 3 odrębnych trybów użytkownika i szybkie przełączanie się pomiędzy nimi za pomocą przełącznika Custom na tubusie. Możemy więc np. jednym ruchem przełączyć się z ustawień dogodnych do pracy fotograficznej na funkcje przydatne w pracy wideo, co w wielu sytuacjach okaże się bardzo praktyczną pomocą.
Wracając do formalności, obiektyw wydaje się także dobrze uszczelniony. Podczas zoomowania praktycznie nie występuje zjawisko pompowania powietrza przez tylną soczewkę, a schemat uszczelek pokazuje, że szkło chronione jest we wszystkich newralgicznych miejscach.
Układ optyczny zbudowany jest tu na bazie 21 soczewek w 15 grupach oraz 9-litkowej przysłony, którą domkniemy do wartości f/22. Dodatkowo 3 elementy to soczewki asferyczne, a za minimalizowanie aberracji odpowiadają tu 4 kolejne elementy LD o obniżonej dyspersji. Przynajmniej w teorii jest to więc dość skomplikowany układ, który powinien zapewnić wysoką jakość optyczną nowego szkła.
Jeśli zaś chodzi o kwestię jasności, to spada ona względnie szybko i już przy 40 mm jasność zmniejsza się do f/2,2, ale pozostaje na niskim poziomie f/2,5 aż do 80 mm. W zakresie 80-150 mm mamy już do czynienia z jasnością f/2.8. W podstawowym zakresie szkło jest więc jaśniejsze od standardowych zoomów 24-70 mm f/2.8.
Szkoda natomiast, że obiektyw nie powraca samoistnie do niższych wartości przysłony w przypadku powrotu do krótkiego krańca ogniskowych - gdy fotografujemy na 35 mm przy przysłonie f/2, a następnie przejdziemy do ogniskowych tele i z powrotem, do ogniskowej 35 mm powrócimy już ze światłem f/2.8. To niewielki, ale jednak nieco uprzykrzający pracę mankament. Na osłodę otrzymuje blokadę, która zapobiegnie samoistnieniu wysuwaniu się tubusu podczas noszenia aparatu na pasku.
Podsumowując, pod względem budowy i wykonania nowe szkło Tamrona pokazuje pieczołowite podejście konstruktorów i okazuje się obiektywem naprawdę wygodnym oraz dobrze przemyślanym pod względem ergonomii. A przynajmniej na tyle, na ile pozwala tego typu egzotyczne połączenie ogniskowych i jasności. Jak już pisaliśmy, szkło nie należy do najmniejszych i najlżejszych, ale do czasu premiery byliśmy przekonani iż będziemy mieć do czynienia z dużo masywniejszą konstrukcją. Zachowanie wymiarów i wagi zbliżonych do natywnego obiektywu 24-70 mm można uznać za duży sukces.