Leica TL2 - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe

Leica TL2 to kolejna odsłona designerskiego aparatu niemieckiego producenta. Nowy model został usprawniony w niemal każdym calu. Ma być szybszy, wydajniejszy i jeszcze bardziej intuicyjny, a jakość obrazu ma stać na najwyższym poziomie. Jednak czy to wystarczy, by namieszać na rynku bezlusterkowców z matrycą APS-C?

Autor: Michał Chrzanowski

12 Lipiec 2017
Artykuł na: 17-22 minuty
Spis treści

Klasyczne dalmierze, które nie tylko wyglądem, ale i ergonomią przywodzą na myśl piękne konstrukcje ze złotej ery fotografii - z takimi właśnie aparatami od lat kojarzona jest Leica. Za świetny przykład może posłużyć model M10, który odznacza się ponadczasowym i wyjątkowo tradycyjnym designem.

Jednak w 2014 roku projektanci niemieckiego producenta postanowili nieco bardziej poeksperymentować. Wtedy właśnie światło dzienne ujrzała Leica T - model, który już w dniu premiery został uznany za wielce futurystyczną konstrukcję. Minimalistyczny (wręcz ascetyczny) wygląd odbiegał od tego, do czego zdążyła przyzwyczaić nas Leica. Nie wspominając już o samej ergonomii - na korpusie trudno było doszukać się fizycznych przycisków, a znaczną większość operacji wykonywaliśmy za pomocą dotykowego ekranu. I rzecz chyba najważniejsza. Leica T była pierwszym modelem z matrycą APS-C w nowym systemie bezlusterkowym niemieckiego producenta.

Dwa lata później aparat ten doczekał się jedynie niezauważalnej i (trzeba powiedzieć jasno) nieznaczącej aktualizacji. Wraz z Leicą TL pojawiła się nowa wersja kolorystyczna (złoto-brązowa) oraz zwiększono z 16 do 32 GB wewnętrzną pamięć urządzenia. Nie powinno więc dziwić, że zaczęto spekulować, czy aby Leica nie pragnie wycofać się z niezbyt popularnego systemu. Nic bardziej mylnego, a zaprezentowana przed dwoma dniami Leica TL2 skutecznie rozwiewa wszelkie wątpliwości. Aparat zyskał „nową duszę i ma ustanawiać nowe standardy oraz wznosić jakość obrazu na jeszcze wyższy poziom“ - obiecuje producent.

Jednak, gdy spojrzymy na korpus TL2 to - względem poprzedników - zmieniło się bardzo niewiele, co z pewnością dla fanów stylistyki tego modelu będzie sporym atutem. Wciąż mamy do czynienia z minimalizmem w najczystszej postaci oraz wyjątkową dbałością o detale. Słowem, sylwetka aparatu może pieścić oczy, nawet największych purystów dobrego smaku i elegancji. Ale wcale nie powinno to dziwić. Przecież za projektem pierwowzoru stało Audi Design, zaś najnowsza odsłona bezlusterkowca zaczerpnęła z niego wszystko to co najlepsze. Tak więc korpus - choć dla niektórych aż nazbyt futurystyczny - znowu może być okrzyknięty „małym dziełem sztuki“.

Zwłaszcza, że body modelu TL2 wykonano z jednego bloku litego aluminium. Po wstępnej maszynowej obróbce, ostateczny wygląd został nadany poprzez ręczne polerowanie. W efekcie na obudowie nie znajdziemy żadnych - psujących doznania estetyczne - śrubek łączących przednią oraz górną część aparatu. Co więcej, dzięki zastosowanemu tworzywu dostajemy bardzo spójną i zwartą, a także stosunkowo lekką konstrukcję - aparat mierzy 134 x 69 x 33 mm i waży zaledwie 399 g.

Jednak brak wyraźnych zmian nie oznacza, że ich wcale nie ma. Po prawej stronie korpusu znajdziemy elegancko wyprofilowaną i wykończoną klapkę skrywającą wejście na jedną kartę SD (UHS-I), HDMI oraz nowe złącze USB 3.0 Typ-C (w poprzedniej generacji mieliśmy do czynienia z micro USB 2.0), dzięki czemu akumulator aparatu będziemy w stanie naładować z power banka. Otrzymujemy również 32 GB wbudowanej pamięci, którą także możemy przeznaczyć na przechowywanie różnych plików, w tym dokumentów (działa jak typowy dysk zewnętrzny).

Po chwili wprawione oko zauważy także pewne konstrukcyjne niuanse. Krawędzie korpusu są teraz bardziej zaokrąglone. To dobrze, ponieważ wcześniejsze odsłony aparatu były dosyć kanciaste, przez co nie mogliśmy mówić o wygodnym chwycie. Teraz jest lepiej, ale do ideału trochę brakuje.

Wprawdzie otrzymujemy masywny i dobrze zaakcentowany grip, to jednak zabrakło anatomicznego wyprofilowania na kciuk - na przykład takiego charakterystycznego wyżłobienia, jakie zastosowano w Leice Q. Przy gładkiej aluminiowej obudowie modelu TL2 taki profil byłby wręcz wskazany. Jednak - z drugiej strony - zdajemy sobie sprawę, że tak tradycyjne rozwiązanie mogło w pewien sposób zaburzyć nowatorski design aparatu.

Podobnie zresztą jak wizjer. Dlatego też producent - wzorem poprzednich modeli - nie zdecydował się na jego implementację. Jednak jest pewne wyjście z tej sytuacji. Osoby lubiące fotografować w bardziej klasyczny sposób będą mogły dokupić wizjer elektroniczny Leica Visoflex. Niestety nie jest to tania przyjemność - dedykowany celownik kosztuje bagatela 1900 zł.

fot. materiały prasowe

Są też pożegnania, które mogą okazać się zaskakujące i niezrozumiałe. Z górnego panelu zniknęła wysuwana lampa błyskowa. Trochę to dziwne posunięcie ze strony producenta. Po pierwsze na korpusie jest sporo wolnego miejsca na odpowiednie i stylowe wkomponowanie rozwiązania typu pop-up - czego zresztą dowodem są dwie poprzednie generacje tego modelu. Po drugie, niewielki flash we wcześniejszych konstrukcjach radził sobie całkiem dobrze, odpowiednio doświetlając kadr - nawet z odległości około trzech metrów. Dlatego dziwi brak lampy błyskowej w trzeciej odsłonie tego bezlusterkowca.

Pozostając jeszcze przy górnym panelu aparatu zauważymy, że zniknął przycisk nagrywania z charakterystyczną czerwoną kropką. Jego miejsce zajął przycisk, który teraz możemy skonfigurować - a takiej możliwości nie zapewniały poprzednie generacje. Niestety nie mamy wielu ustawień, które będziemy w stanie do niego przypisać. Otrzymujemy jedynie opcję uruchomienia natychmiastowego nagrywania, aktywowanie podglądu zdjęć oraz przełączenie obrazu między wizjerem a ekranem - o ile mamy podpięty elektroniczny celownik. Tak więc w rezultacie obecność konfigurowalnego przycisku na niewiele się zda podczas pracy. Z pewnością większość osób wybierze funkcję nagrywania - tak więc nie możemy mówić o wyraźnym usprawnieniu ergonomii.

A skoro poruszyliśmy już temat ergonomii to jedni ją pokochają, inny znienawidzą. Praca z Leicą TL2 różni się od tego, do czego przywykliśmy w przypadku bardziej „tradycyjnych“ aparatów. Jak już pewnie zdążyliście zauważyć na korpusie nie znajdziemy typowego pokrętła PASM. Nie poraża też mnogość fizycznych przycisków. Jest jedynie wyczuwalny spust migawki, który okala włącznik (zaczerpnięty z modelu M10) oraz wspomniany wyżej konfigurowalny przycisk. Są także dwa dobrze zaakcentowane i przyjemne w dotyku pokrętła, które nie są w żaden sposób opisane. Z początku ten brak informacji może zmylić. Jednak po pierwszym włączeniu aparatu wszystko staje się jasne.

Trzeba przyznać, że pozbawienie grafik dwóch pokręteł było świadomym i zrozumiałym posunięciem. Producent przypisał bowiem do nich różne funkcje - w zależności od tego, w jakim trybie pracy fotografujemy. Gdy wybierzemy tryby półautomatyczne (preselekcja przysłony lub czasu), lewe pokrętło wyjściowo odpowiada za ustawienia ISO. Jednak po kliknięciu na ikonę wyświetli się panel, z którego będziemy mogli wybrać między innymi kompensację ekspozycji, balans bieli, czy ustawienia autofokusa. Prawym zaś wybierzemy przysłonę bądź czas naświetlania. Jesteśmy także w stanie fotografować w trybie manualnym, jednak w tym przypadku tracimy możliwość ręcznej zmiany czułości matrycy (dlatego też zalecamy ustawienie trybu Auto ISO).

Jednak większość zmian ustawień będziemy dokonywać za pomocą dotykowego 3.7-calowego ekran LCD o rozdzielczości 1 230 000 punktów, który zajmuje większą część tylnego panelu aparatu. Jego świetnym uzupełnieniem jest wyjątkowo intuicyjny interfejs, który pochwaliliśmy podczas testów pierwszej generacji aparatu. Ponadto dotykowy panel ma być o 8 razy szybszy i dokładniejszy o czym poinformował producent w dniu premiery. I faktycznie poprawa względem poprzedników jest wyraźnie zauważalna. Ekran szybko reaguje na dotyk, a wybierane zmiany są natychmiastowo wprowadzane.

Jednak pomaga w tym także przeprojektowane menu główne. Teraz zostało ono pogrupowane w 9 głównych kategorii, które są dokładnie opisane i odpowiadają za różne opcje. Dzięki temu łatwiej jest się połapać, gdzie szukać danej funkcji.

Ale mnogość wszystkich opcji możemy zawęzić tylko do tych, które naprawdę potrzebujemy. Dzięki czemu nie będziemy musieli zagłębiać się w poszczególne działy menu, co akurat wpłynie na szybkość fotografowania. I tu z pomocą przychodzi podręczne menu MyCamera, którego konfiguracja jest banalnie prosta. Wystarczy nieco dłużej przytrzymać ikonę interesującej nas opcji. Po chwili zostanie ona aktywowana i podświetlona na czerwono, dzięki czemu będziemy ją mogli przesunąć na (również podświetloną) ikonę aparatu. Mamy więc do czynienia z iście smartfonową ergonomią.

 

Z zewnątrz zmieniło się niewiele. Jednak najwięcej nowości znajdziemy we wnętrzu Leiki TL2. Otrzymała ona bowiem nową matrycę CMOS (APS-C), która zapewnia znaczenie większą rozdzielczość. Teraz mamy aż 24-megapiksele, co jest sporym skokiem w porównaniu do 16 Mp, które oferował poprzedni model. Ponadto sensor jest wspierany nowszą generacją procesora  Maestro II (ten sam, z którego korzysta pełnoklatkowy model M10).

Wspomniany duet zwiększa tym samym zakres czułości matrycy. Fotografować będziemy mogli w przedziale od ISO 100 do ISO 50000 (poprzednik zapewniał ISO 100-12500). Z kolei obrazy w maksymalnej rozdzielczości 6000 x 4000 pikseli zapiszemy w formacie JPEG lub RAW (DNG).

Nowy procesor wespół z odświeżonym softem miały usprawnić ogólną wydajność nowego aparatu. I faktycznie poprawę widać już gołym okiem. Pierwowzór na uruchomienie potrzebował aż 2,5 sekundy. Podobnie wypadało wybudzanie ze stanu uśpienia. Jednak w przypadku modelu TL2 możemy mówić o niemałym sukcesie. Nowa Leika na uruchomienie oraz wybudzenie potrzebuje dokładnie pół sekundy. Pod tym względem dogoniła więc konkurencję. Bardzo dobrze wypada odświeżanie informacji na ekranie. Nie zauważyliśmy także opóźnień pomiędzy ruchem pokręteł a wyświetlaniem wprowadzanych parametrów.

Poprawie uległ również tryb zdjęć seryjnych. Najnowszą odsłoną Leiki będziemy w stanie zarejestrować 7 kl./s lub aż 20 kl./s (w trybie elektronicznej migawki). W jednej serii udało nam się wykonać 38 zdjęć RAW oraz 77 obrazów zapisanych w formacie JPEG. Czyszczenie bufora zajmowało odpowiednio 14 i 9 sekund. Także i na tym polu możemy mówić o niemałym usprawnieniu. Poza tym zadowoleni powinni być również miłośnicy filmowania. Poprzednie modele bezlusterkowca oferowały jedynie rozdzielczość Full HD. Nowym TL2 nagramy materiał 4K 30 kl./s. Ponadto w ustawieniach znajdziemy także możliwość rejestrowania filmów w zwolnionym tempie.

Spory skok jakościowy zanotował także system automatycznego ustawiania ostrości. Otrzymujemy układ oparty o detekcję kontrastu i 49 pół AF, w którym - również dzięki nowemu procesorowi - znacznie poprawiono osiągi autofokusa. Leica TL2 na poprawne przeostrzenie potrzebuje zaledwie 0,3 sekundy. Dla porównania - poprzednim generacjom zajmowało to około jedną sekundę. System AF jest także precyzyjniejszy podczas fotografowania w słabszych warunkach oświetleniowych - choć mamy też do czynienia z zauważalnym poszukiwaniem ostrości.

Jest także kwestia ceny. Model TL2 to obecnie najtańsza możliwość wkroczenia w świat Leiki. Aparat - dostępny również w wersji czarnej - został wyceniony na 8700 zł (samo body). Jednak, gdy spojrzymy na konkurencję to zauważymy, że jest on tym samym najdroższym bezlusterkowcem z matrycą  APS-C obecnie dostępnym na rynku. Dla przykładu Fujifilm X-Pro2 kosztuje około 7800 zł. Z kolei za Sony 6500 zapłacimy około 6500 zł.

Musimy to jasno podkreślić - praca z modelem TL2 jest dosyć specyficzna i nie każdemu może przypaść do gustu. Fotografowie przywykli do tradycyjnych aparatów - z pokrętłami i mnogością przycisków funkcyjnych - mogą czuć się nieswojo, gdy do rąk wezmą najnowszą konstrukcję Leiki. Jednak po nieco dłuższej chwili można zaznajomić się z nowatorską ergonomią i z czasem do niej przywyknąć - a nawet ją polubić. Pomaga w tym przeprojektowany i jeszcze bardziej intuicyjny interfejs, który wyglądem oraz sposobem działania przypomina te spotykane w urządzeniach mobilnych.

Po testach pierwszej generacji tego modelu byliśmy zawiedzeni jego osiągami. Jednak najnowszy TL2 nas zaskoczył. Po kilku godzinach spędzonych z tą Leiką możemy powiedzieć, że producent zapewnił usprawnienia w niemal każdym calu. Otrzymujemy matrycę o większej rozdzielczości, nowy procesor i ulepszony autofokus. To wszystko jest zauważalne - zwłaszcza, gdy ten model porównamy z poprzednikiem.

Najnowsza odsłona bezlusterkowca uruchamia się natychmiastowo, wertowanie kart menu, a także wybór poszczególnych opcji przebiega płynniej, do tego dochodzi precyzyjniejszy i znacznie szybszy system autofokusa. No i rzecz chyba równie ważna - design. Leica wygląda obłędnie i nie sposób obok niej przejść obojętnie. A właśnie o taki efekt w głównej mierze chodziło projektantom.

Spis treści

Poprzednia

1

Skopiuj link

Autor: Michał Chrzanowski

Stały bywalec naszego laboratorium. Ciągle patrzy na świat przez różne ogniskowe oraz przemierza miasta i wioski obwieszony sprzętem fotograficznym. Uwielbia stylowe aparaty, a także eleganckie i funkcjonalne akcesoria. Ma słabość do monochromu i suwaków w programie Lightroom, po godzinach – do literatury faktu i muzyki country.

Komentarze
Więcej w kategorii: Aparaty
Leica SL3 - test praktyczny i zdjęcia przykładowe [RAW]
Leica SL3 - test praktyczny i zdjęcia przykładowe [RAW]
Ta sama niemiecka precyzja, ale teraz z 60 Mp na pokładzie, szybszym autofokusem i odchylanym wyświetlaczem. Sprawdziliśmy, jak Leica SL3 spisuje się w praktyce.
21
Canon EOS R8 - test aparatu
Canon EOS R8 - test aparatu
Najnowsza kompaktowa pełna klatka Canona przełamuje schemat tego, co może oferować aparat dla amatorów. Specyfikacja zapożyczona z wyższego modelu R6 Mark II i przystępna cena...
41
Fujifilm X100VI - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe
Fujifilm X100VI - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe
Szósta generacja jednego z najbardziej oryginalnych aparatów na rynku wprowadza do serii stabilizowaną matrycę o wysokiej rozdzielczości 40 Mp. To nowe możliwości kadrowania i pracy ze...
41
Powiązane artykuły