Aparaty
Panasonic Lumix - nowe oprogramowanie dla modeli S9, S5II, S5IIX i G9 II
Na pierwszy rzut oka wzgledem poprzednika, popularnego A6000, zmieniło się niewiele. To wciąż bardzo kompaktowa i lekka konstrukcja, która mierzy 120 x 66,9 x 48,8 mm i waży 404 g (a więc o 60 g więcej niż A6000). Nie możemy także mieć zastrzeżeń do jakości wykorzystanych materiałów. Korpus wykonano z wytrzymałego stopu magnezu oraz dobrej jakości tworzyw sztucznych. To, co zauważyliśmy, to zmieniona faktura okładziny, która przypomina tę wykorzystywaną w drugiej generacji pełnoklatkowych modeli A7. Jest więc bardziej chropowata i stylizowana na naturalną skórę, co dodaje profesjonalnego charakteru i może się podobać. Cieszy również fakt, że aparat jest tym razem w pewnym stopniu uszczelniony - wnętrze jest chronione przed pyłem i zabrudzeniami, ale producent zastrzega, że aparat nie jest odporny na wodę.
Przeprojektowano również spust migawki, który jest dość miękki, ale precyzyjny. Co więcej, wzmocniono bagnet, dzięki czemu bez obaw przymocujemy również większe szkła. Nieco inaczej wymodelowano też grip. Jest on teraz nieznacznie większy i wyraźniej zaakcentowany. W połączeniu z tylnym anatomicznym profilem, na którym opieramy kciuk, zyskujemy pewny uchwyt nawet z dłuższymi obiektywami. Osoby z nieco większymi dłońmi mogą odczuwać pewien dyskomfort, ale A6300 pod tym względem i tak pozostawia konkurencję daleko w tyle.
Stylistyka oraz rozmieszczenie przycisków pozostały nietknięte. Tak naprawdę jedyna zauważalna zmiana na tylnej ściance aparatu to dodatkowy przełącznik AF/MF oraz lepiej zarysowany tylny kołowy wybierak. Ponadto na obudowie znajdziemy 9 programowalnych przycisków, do których - jak podkreśla producent - można przypisać 64 różne funkcje! W połączeniu z konfigurowalnym szybkim menu Fn zyskamy ogromne możliwości personalizacji, dzięki czemu łatwo dostosujemy aparat do swoich preferencji i potrzeb.
Niestety naszym zdaniem projekt - zwłaszcza tylnej ścianki - ma pewne wady. Przyciski umieszczono głęboko. Niemal pokrywają się z linią korpusu i w konsekwencji są mało wyczuwalne, a ich wybieranie nie należy do najprostszych - pod tym względem problematyczny jest zwłaszcza wspomniany przycisk Fn. Obsługa aparatu może być przez to nieco kłopotliwa. Z kolei pokrętło trybów pracy (górna ścianka), choć posiada wyraźne rowkowania, obraca się z przesadnym oporem. Pochwalić natomiast należy odświeżony układ pozycji na pokrętle. Zrezygnowano z trybu iAuto+, dzięki czemu znalazło się miejsce na dodatkowy tryb użytkownika.
Tylny panel dopełnia 3-calowy ekran LCD o rozdzielczości 921,600 punktów, który możemy odchylić o 90 stopni w górę i 45 stopni w dół. Dzięki temu będziemy w stanie efektywnie komponować kadry nawet z niewygodnych pozycji. Niestety wyświetlacz wciąż nie jest dotykowy, co u konkurentów systemu Micro 4/3 jest już to standardem. Szkoda, że i tym razem Sony nie zdecydowało się na takie rozwiązanie. Pochwalić należy za to fakt, że wyświetlacz jest bardzo dobrze wkomponowany w bryłę aparatu, a mechanizm podnoszenia ekranu jest bardzo wygodny.
W precyzyjnym kadrowaniu nieoceniony okaże się usprawniony wizjer elektroniczny XGA OLED TruFinder o wysokiej rozdzielczości 2,4 miliona punktów - czyli prawie dwa razy większej niż w przypadku poprzednika. Musimy przyznać, że praca z tym celownikiem to czysta przyjemność! Oferuje doskonałą widoczność całego kadru (100% pokrycie fotografowanego planu) oraz kontrastowy, jasny i wyraźny obraz. Możemy więc zapomnieć o smużeniu czy spowolnieniu obrazu. Zwłaszcza w momencie, gdy skorzystamy z nowego trybu, który umożliwi odświeżanie obrazu z szybkością aż 120 kl./s. Dla porównania wizjer testowanego przez nas ostatnio Fujifilm X-Pro2 oferuje szybkość odświeżania wynoszącą 85 kl./s. Jeżeli dodamy do tego natychmiastowy podgląd ekspozycji, balansu bieli oraz głębi ostrości, otrzymamy narzędzie, które znacznie ułatwia fotografowanie i sprawia, że możemy przestać tęsknić za optycznym wizjerem. Ponadto mamy możliwość 5-stopniowej regulacji jasności i kolorystyki oraz korekcji dioptrażu od -4 do +3, co z pewnością przypadnie do gustu osobom noszącym okulary lub szkła kontaktowe. Poza tym, jak podkreśla producent, wyraźnie krótsze ma być także zaciemnienie podczas fotografowania w trybie seryjnym, czyli tak zwany black out. W trybie HI+ (11 kl./s) mamy ciągły podgląd na żywo. Z kolei w trybie HI (8 kl./s) zaciemnienie pomiędzy klatkami jest faktycznie stosunkowo nieduże i nie wpływa negatywnie na fotografowanie.
Najwięcej pracy inżynierowie Sony poświęcili systemowi automatycznego ustawiania ostrości. A6300 wprawdzie wykorzystuje technologię 4D FOCUS bazującą na systemie Fast Hybrid AF - znaną z modelu A6000 - jednak została ona znacznie usprawniona. Teraz autofokus korzysta z aż 425 pól AF z detekcją fazy, które został rozmieszczone bardzo gęsto (7,5x gęściej niż w modelu A6000) i zajmują powierzchnię niemal całego kadru. Jednak to nie wszystko. Usprawniono także algorytm odpowiadający za śledzenie. Nowo opracowana technologia aktywuje wokół fotografowanego obiektu pole składające się z dużej liczby punktów AF, które przewiduje ruch w kadrze.
W praktyce nowy system ustawiania ostrości sprawdził się bardzo dobrze, czego dowodem jest poniższy film. Punkty autofokusa nie tylko pozostawały na obiekcie, gdy ten poruszał się w jednej płaszczyźnie i na boki, lecz także gdy przybliżał się i oddalał od aparatu - a to zawsze stanowi duże wyzwanie dla AF. Co więcej, autofokus był w stanie ponownie ustawić ostrość - nawet po tym, jak obiekt na moment znikał z kadru.
Warto jeszcze wspomnieć, że wszystkie zalety AF z detekcją fazy są także wykorzystywane w pracy z obiektywami z mocowaniem typu A (oczywiście przez dedykowany adapter), co spodoba się wielu użytkownikom.
Niestety sama praca aparatu nie należy do najszybszych. Uruchamianie trwa stosunkowo długo, bo ponad 1,5 sekundy. Z kolei wydajność bufora trudno ocenić jednoznacznie. O ile możemy zapisać serię 21 zdjęć w trybie RAW (również 21 RAW + JPEG i 42 JPEG) to opróżnienie bufora trwa ponad 15 sekund (z kartą Sony Micro SDXC UHS-1 U3 95 Mb/s z adapterem SD). Jednak zdajemy sobie sprawę, że Sony A6300, którym fotografowaliśmy, był modelem przedprodukcyjnym, dlatego też osiągi mogą ulec zmianie.
Serce nowego flagowca Sony APS-C stanowi usprawniony 24,2-milionowy sensor obrazu, który niestety nie jest stabilizowany (do czego przyzwyczaił nas producent). Jednak nowa matryca korzysta z nowej architektury i miedzianej ścieżki transmisji sygnału, co ma znacznie poprawić efektywność przechwytywania światła i zwiększyć szybkość odczytu danych.
Sony A6300 pozwala na pełnoklatkowy zapis materiału w jakości 4K z przepływnością 100 Mb/s. Co więcej otrzymujemy też możliwość rejestrowania filmów w zwolnionym tempie z prędkością 120 kl./s, w jakości Full HD 1080p. Tutaj również przepływność utrzyma się na poziomie 100 Mb/s. Użytkownicy będą mogli skorzystać także z funkcji korekcji krzywej gamma S-Log3 i przestrzeni S-Gamut, co znacznie zwiększy możliwości edycji obrazu na etapie postprodukcji, rozszerzając zakres dynamiczny do nawet 14 EV.
Nowy A6300 to niewątpliwie duży krok naprzód. Jeśli potwierdzą się obietnice co do jakości generowanego obrazu, bezlusterkowiec Sony może okazać się poważną konkurencją, nawet dla najbardziej zaawansowanych modeli innych producentów.