Obiektywy
Rusza wysyłkowa wypożyczalnia obiektywów Viltrox! Przetestuj tak, jak chcesz
Valoi Easy35 okazał się wielkim sukcesem, nic więc dziwnego, że niemal natychmiast pojawiły się pytania o wariant do materiałów średnioformatowych. Idea pozostała ta sama, jednak znacznie większy format negatywów wymusił pewne zmiany konstrukcyjne. Z jakim skutkiem?
Easy120 to pomysł, w który najpierw musieli uwierzyć sami twórcy. Kto śledził rozwój projektu od narodzin ten wiem, że Valoi początkowo podchodziło do niego raczej sceptycznie. Przede wszystkim obawiano się, że stworzenie modułu, który obsłuży tak duże negatywy, będzie zaprzeczeniem samej idei „Easy”, opartej na kompaktowych wymiarach i dużej mobilności.
Pierwsze mokapy faktycznie pokazywały monstrualne tubusy i znacznie większą podświetlarkę, która wymagałaby zasilania z sieci. Społeczność, z którą producent konsultuje pomysły, nie dała się jednak zniechęcić, bo nawet masywne tuby, dla osób, które nie mają przestronnej pracowni, wydają się lepsze niż aranżowanie stołu reprodukcyjnego. Valoi nie pozostało więc nic innego, jak podjąć rękawicę…
Prace zainicjowano w kwietniu 2024 roku, a pierwsze prototypy trafiły do testów wczesną jesienią. Początkowo tubusy wykonano z cienkiej blachy stalowej, ale okazały się zbyt ciężkie. Ostatecznie wykonano je, podobnie jak w modelu Easy35, z utwardzanego aluminium. Długo udoskonalano mechanizm insertu i blokady uchwytów do negatywów, kluczowy był też wybór lampy LED, która będzie w stanie równomiernie i wystarczająco mocno podświetlić negatywy o formacie nawet 6x9.
Mamiya 645AFD + Kodak Ektar 100
Finalny produkt pojawił się w przedsprzedaży już w listopadzie 2024 roku, a do szerokiej dystrybucji trafił w połowie stycznia 2025 w cenie 2490 zł. Jeden z pierwszych egzemplarzy trafił również do naszej redakcji. Czy jest to rozwiązanie, które spełni oczekiwania wymagających użytkowników fotografujących średnim formatem? Przekonajmy się!
W pokaźnych rozmiarów pudełku znajdujemy główną „jednostkę”, uniwersalny uchwyt na film 120 (6x9), zestaw tubusów dystansowych, adaptery gwintu filtra (od 39 do 77 mm) i wspornik aparatu do skanowania w poziomie (o tym później), a także instrukcję.
Ramki dla formatu 6x6, 6x4,5 czy 6x7 musimy kupić oddzielnie, podobnie jak Duster do „odkurzania” negatywu wsuwanego do szczeliny czy Advancer, czyli dokręcany do obudowy mechanizm precyzyjnego, bezdotykowego transportu filmu. Uniwersalny holder pozwoli na obsługę większości formatów, ale dedykowane ramki pozwalają zawsze nieco lepiej wypłaszczyć materiał, co ma kluczowe znaczenie dla ostrości na całej powierzchni zdjęcia. Nie są przy tym drogie.
To, czego może brakować wielu fotografom, to wariant umożliwiający chwytanie również perforacji. W tej chwili jesteśmy w stanie zmieścić najwyżej kilka milimetrów ramki z każdej strony. Producent tłumaczy, że mimo prób nie udało się – póki co – stworzyć satysfakcjonującego rozwiązania, które zagwarantuje płaskość materiału. W przypadku dużych formatów okazuje się to znacznie trudniejsze.
Mamiya 645AFD + Kodak Ektar 100
Oprócz tego potrzebujemy oczywiście aparatu systemowego i obiektywu makro. Pracujemy w kontrolowanych warunkach, więc autofocus nie jest tu koniecznością, dlatego jeśli nie chcemy inwestować w drogą nowoczesną optykę, możemy sięgnąć po starsze manualne szkła makro, które z drugiej ręki dostaniemy już za kilkaset złotych.
Najtańszym rozwiązaniem są pierścienie dystansowe, które pozwalają skrócić minimalny dystans ostrzenia standardowego obiektywu, ale rozwiązanie to nie jest doskonałe, bo zakres ostrzenia jest wówczas bardzo ograniczony. W teście Valoi Easy35 korzystaliśmy z obiektywu GF 63 mm f/2,8 mocowanego na korpusie GFX50S II przez przejściówkę Viltrox. Tutaj ten setup się nie sprawdził – obiektyw ogniskował zbyt blisko i nie obejmował całego kadru. Zastosowaliśmy więc manualny, niedrogi obiektyw Pentax-A 645 120 mm f/4 Macro.
Zarówno w instrukcji, jak i na stronie producenta znajdziemy wiele wskazówek dotyczących wyboru optyki – sugerowane ogniskowe (70 mm dla APS-C, 105 dla FF, 50 dla Micro 4/3 i 120 mm dla GFX/Hasselblad X), a także konkretne modele – zarówno obiektywy systemowe, jak i budżetowe alternatywy.
Wykadrowany skan o rozdzielczości 33 Mp i pełny odczyt z matrycy 50 Mp
Jeśli chodzi o aparat, również nie ma konkretnych wymogów. Praktycznie każdy współczesny model z matrycą o rozdzielczości większej niż 20 Mp pozwoli na wykonywanie szczegółowych reprodukcji. Trzeba pamiętać, że negatyw również ma swoje ograniczenia i od pewnego momentu zdjęcia są już tylko większe, ale nie bardziej szczegółowe.
Skany z matrycy 50 Mp po dokadrowaniu mają nadal rozdzielczość ok. 4900x6600 px, co stanowi odpowiednik ok. 33 Mp i nadal mieści się w górnych granicach FADGI (wytycznych dla instytucji kultury stosowanych w digitalizacji najważniejszych zbiorów dziedzictwa kulturowego). A jak widać na zdjęciu powyżej z pewnością można tu było wycisnąć jeszcze kilka megapikseli.
Nowy model na tle zgrabnego Easy35 wydaje się wręcz kolosalny. Do tego wizualnie dość toporny i pozbawiony jakiejkolwiek konstrukcyjnej finezji. Producent nie silił się na wyszukane wzornictwo, skupiając się na funkcjonalności. Oczywiście wszystkie elementy wykonano starannie, nie mamy też zastrzeżeń do jakości zastosowanych materiałów. Całość jest też lżejsza, niż mogłoby się wydawać.
Obudowa głównej jednostki to prosta, zwarta puszka, pokryta odpornym na zarysowania lakierem. To zaledwie kilka elementów wykonanych ze stali i połączonych sztywno nitami (co niestety ogranicza możliwość demontażu i samodzielnej naprawy np. w przypadku awarii panelu LED).
Przednią część, podobnie jak walce dystansowe, wykonano precyzyjnie w procesie obróbki CNC z lekkiego, utwardzanego aluminium i pokryto matowym lakierem proszkowym. Podobnie jak w modelu Easy35 prezentują się bardzo elegancko, choć nieco się „palcuje”. Ramki na negatywy wykonano z lekkiego tworzywa, prawdopodobnie w technologii druku 3D.
Sercem Easy120 jest znana już z oryginalnej podświetlarki Valoi360 lampa LED CineStill CS-LITE. Zbieżność nazw nie jest przypadkowa – panel opracowany został przez amerykańską firmę CineStill, znaną głównie z produkcji filmów opartych o emulsje kinowe, ale też akcesoriów do fotografii analogowej. Zdaniem Valoi, współpraca z CineStill to najlepsza gwarancja tego, że światło będzie spełniać niezbędne normy.
Kluczowe są tu oczywiście równomierne podświetlenie i wysoki współczynnik oddawania barw (tu powyżej CRI 95), który gwarantuje wierne odwzorowanie kolorów – szczególnie istotne przy digitalizacji negatywów kolorowych i slajdów. CS-LITE oferuje przy tym trzy tryby temperatury barwowej: ciepły (dla slajdów E6), neutralny (dla filmów czarno-białych) oraz zimny (dla negatywów kolorowych, czyli C41).
Dlaczego jest to ważne? Negatywy kolorowe (C-41) mają pomarańczową maskę, którą najlepiej neutralizuje chłodne światło (ok. 6500K), poprawiające separację kolorów i ograniczające szumy. Slajdy (E-6), projektowano z myślą o projektorach z żarówką wolframową, więc najlepiej odwzorowują kolory przy ciepłym świetle (ok. 3200K), co poprawia tony – zwłaszcza w czerwonym kanale. Z kolei filmy czarno-białe najlepiej skanować przy neutralnym świetle (ok. 5000K), bo nie wprowadza niepożądanych dominant.
Contax 645 + Kodak Tri-X 400
Jasność podświetlarki CineStill CS-LITE określana jest na +15 EV. Producent nie podaje jednak konkretnej wartości w lumenach czy innych standardowych jednostkach światła. W przypadku bardzo gęstych negatywów możemy zastosować (sprzedawany oddzielnie) CS-LiteBrite+. Jest to zestaw dwóch arkuszy kolimujących światło, które po nałożeniu na źródło światła mają zwiększać jego jasność nawet o 130%.
CS-LITE zasilany jest przez standardowy port USB-A (5V/1.6A). Jest to wciąż bardzo popularny standard i pewnie każdy znajdzie w domu stosowną wtyczkę. Szkoda jednak, że producent nie zdecydował się na preferowany dziś standard USB-C. Zapewne wynika to właśnie z faktu wykorzystania tego samego modułu co w pierwszej podświetlarce Valoi360 z 2022 roku.
Hasselblad 500cm + Fuji Velvia 50 (Cross Process)
Zanim zaczniemy, musimy odpowiednio skonfigurować nasz zestaw. Zaczynamy od wyboru właściwej ramki lub też wsuwamy w szczelinę holder 6x9, dołączany do zestawu. Producent podkreśla, że Easy120 to jak dotąd najbardziej dopracowany produkt Valoi, wykorzystujący precyzyjnie frezowane elementy, aby zaoferować „lepsze doświadczenie użytkownika”.
Projektanci są szczególnie dumni z nowego mechanizmu blokady uchwytu na film. Sprężynujące, 8-milimetrowe łożysko kulkowe zapewnia przyjemne „kliknięcie”, gdy oprawka znajdzie się na swoim miejscu. Mechanizm ten zapewnia odpowiedni docisk, a jednocześnie umożliwia łatwe wypchnięcie go z powrotem.
Następnie szukamy odległości dla aparatu, która pozwoli nam możliwie najlepiej wypełnić kadr. Przysuwamy powoli przednią soczewkę i ogniskujemy na powierzchni negatywu. Dopiero teraz dobieramy odpowiednie tuby dystansowe. W zestawie znajdziemy ich łącznie 5: dwie o długości 100 mm i po jednej 50 mm, 25 mm oraz 12 mm. To kombinacja obliczona dla popularnych ogniskowych, ale jeśli chcemy wycisnąć maksymalną rozdzielczość, do mikroregulacji można użyć sprzedawanej oddzielnie przejściówki z możliwością precyzyjnego dostosowania dystansu w zakresie 2 cm.
Alternatywnie można użyć po prostu oprawek tanich filtrów UV, które wstawiamy między obiektywem a tubą skanera. Testując model Easy35, użyliśmy dwóch takich dystansów, bo nasz obiektyw 63 mm okazał się dość nietypowy. Tym razem poszło gładko i bez problemu skompletowaliśmy niezły zestaw dla naszych negatywów formatu 6x6 i 6x4,5.
Mamiya 645AFD + Kodak Portra 400
Skanować możemy, ustawiając całość w pionie lub w poziomie, w zależności od tego, ile mamy miejsca i jakiego typu obiektywu używamy. Oraz czy korzystamy ze wsparcia AF, czy nie. Używanie autofocusa ma bowiem zarówno dobre, jak i złe strony. Jest oczywiście bardzo wygodne, ale stwarza też większe ryzyko błędu i mikroprzesunięć wywołanych pracą silnika AF. Należałoby więc potwierdzać ostrość przed każdym wyzwoleniem migawki, co koniec końców wydłuży cały proces. Raz dobrze zogniskowanym manualnie obiektywem możemy „przestrzelić” od razu całą rolkę.
W poziomie lepiej fotografować, gdy mamy podejrzenie, że obiektyw może się „skręcać” pod własnym ciężarem lub gdy korzystamy z AF. W pionie z kolei będziemy bardziej efektywnie digitalizować klatki 6x4,5, bo domyślnie mają one orientację pionową, co wymusza również obrócenie samego aparatu.
Do wygodnego fotografowania w poziomie producent wyposażył nas w specjalną podpórkę, wkręcaną w gwint statywowy. Chodzi o to, by całość była wypoziomowana i by nie powstawały niepotrzebne naprężenia, a w efekcie niepożądane odchyły między płaszczyzną filmu a matrycą aparatu.
Kolejna kwestia to prawidłowe ustawienie aparatu. Wygodnym rozwiązaniem jest zapisanie sobie całego banku ustawień, by jednym ruchem pokrętła przełączyć aparat w tryb digitalizacji. Zalecane ustawienia to oczywiście format RAW, dodatnia korekcja ekspozycji +2/3–1 EV (w zależności od gęstości materiału) i możliwie najniższa czułość dla przysłony z przedziału f/8–11 oraz czasu naświetlania co najmniej 1/50–1/80 s (w zależności od ogniskowej).
Hasselblad 500cm + Fuji Reala 100
Jeśli nasz aparat ma funkcję migawki elektronicznej, możemy przymknąć przysłonę mocniej i wydłużyć ten czas nawet do 1/15–1/20 s. Warto wówczas jednak skorzystać z np. 2-sekundowego samowyzwalacza, by wyeliminować jakiekolwiek drgania w momencie rejestracji. Duży komfort daje też praca z aparatem bezpośrednio podpiętym do komputera, co umożliwia bieżącą ocenę ostrości na ekranie monitora.
Sam proces skanowania jest dziecinnie prosty. Negatyw wsuwamy w szczelinę z jednej strony podświetlarki i ręcznie ustawiamy we właściwej pozycji, zerkając na ekran aparatu. Lejkowaty kształt ułatwia wprowadzenie filmu w bardzo wąską szczelinę, która wewnątrz oprawki zakrzywia się w lekką literę „U”, zapewniając lepsze wypłaszczenie negatywu. Proste i skuteczne rozwiązanie!
Do podświetlarki możemy przytwierdzić sprzedawany oddzielnie Advancer, czyli podajnik do wygodnego i precyzyjnego przesuwania filmu. System rowków na osiach umożliwia łatwe dostosowanie go do różnych formatów. Naszym zdaniem ma to sens tylko dla filmów skanowanych w całości. Jeśli zazwyczaj otrzymujemy z labu pociętą już szpulę, raczej szkoda zachodu. W średnim formacie jeden pas to, w zależności od formatu, 3–4 zdjęcia – dłużej będziemy więc ustawiać rolki, niż faktycznie skanować.
W to miejsce znacznie lepiej wpiąć Duster. To kolejne akcesorium mocowane śrubami dociskowymi przy wlocie podświetlarki. Dwie szczotki efektywnie „odkurzają” nasz negatyw zaraz przed skanowaniem, dzięki czemu zaoszczędzimy sporo czasu na stemplowaniu paproszków widocznych często na zdjęciach.
Mamiya 645AFD + Kodak Ektar 100
Ostatnim etapem jest odwracanie barw, wymagające zastosowania dedykowanego oprogramowania (prosta inwersja w Photoshopie nie uwzględnia charakterystyki maski barwnej negatywu ani krzywych tonalnych). Najpopularniejszym i najbardziej zaawansowanym jest płatna wtyczka do Adobe Lightroom Classic Negative Lab Pro, ale dostępnych jest wiele darmowych alternatyw – mniej rozbudowanych, ale nadal wystarczających do większości amatorskich zastosowań.
Mamiya 645AFD + Kodak Gold 200
Prezentowane tu zdjęcia konwertowane były właśnie za pomocą NLP, z wykorzystaniem domyślnych ustawień i z bardzo podstawową korekcją barwną. Rezultaty już w trybie Auto okazywały się na ogół zaskakująco dobre – zazwyczaj nie wymagały żadnej dalszej pracy. Więcej na temat procesu konwersji pisaliśmy przy okazji testu Valoi Easy35.
Ocena jakości nie jest prosta, bo finalny skan jest wypadkową bardzo wielu elementów. Zaczynając od decyzji, które podejmujemy w momencie wykonywania zdjęcia, przez umiejętne wywołanie negatywu, wybór aparatu i obiektywu do digitalizacji, precyzyjne „skanowanie” na ustawieniach programu do konwersji, kończąc.
Mamiya 645AFD + Kodak Ektar 100
Proces ten daje nam wiele okazji do popełnienia błędu, a Valoi jest tu tylko jednym i wcale nie najważniejszym etapem pracy. Z jednej strony może się to wszystko wydawać onieśmielające, z drugiej – przypomina nam, dlaczego fotografia analogowa tak wciąga, a udane zdjęcie cieszy znacznie bardziej niż to wykonane na cyfrze.
Mimo, że do testu nie użyliśmy nowoczesnej optyki o rekordowej rozdzielczości, skany są naprawdę ostre. Lampa daje wystarczająco mocne światło by przymknąć przysłonę do f/11, nie zauważyliśmy też przebarwień czy zniekształceń geometrycznych, które szybko stają się widoczne jeśli materiał nie jest wystarczająco płaski. Prawdę mówiąc, pod tym względem wypada nawet lepiej niż Valoi Easy35. Generalnie jakość skanów okazała się zaskakująco dobra.
Valoi Easy120 nie jest może systemem, po który sięgną muzea czy fundacje zajmujące się digitalizacją zbiorów, ale nie po to przecież powstał. To rozwiązanie zaprojektowane z myślą o wymagających amatorach, którzy chcą skanować swoje filmy szybko, wygodnie, ale nadal w wysokiej jakości. I bez konieczności budowania stacjonarnego stołu reprodukcyjnego w salonie czy kombinowania z poziomicą i taśmą malarską.
Zalety systemu Easy są dobrze znane, a model Easy120 to udana adaptacja. Modułowa konstrukcja pozwala użytkownikowi dobrać tylko te elementy, których rzeczywiście potrzebuje, i jest przy tym wystarczająco sztywna, by zapewnić odpowiednie wypoziomowanie negatywu względem powierzchni sensora. Sprytny „szlaczkowy” mechanizm zaskakująco dobrze wypłaszcza materiał, a lampa zaprojektowana przez CineStill okazuje się wystarczająca, by mocno przymknąć przysłonę również w setupie średnioformatowym.
Mamiya 645AFD + Kodak Gold 200
Tych kilka negatywów, które zeskanowaliśmy na potrzeby testu, utwierdza nas też w przekonaniu, że by uzyskać dobrej jakości skany we własnym domu, nie jest już potrzebna ani specjalistyczna wiedza, ani wieloletnie doświadczenie w pracy z materiałami światłoczułymi. Valoi Easy120 to zdecydowanie rozwiązanie dla każdego.