W poszukiwaniu światła. Sony Alpha 7 IV w Arktyce

Autor: Redakcja Fotopolis

28 Luty 2022
Artykuł na: 9-16 minut

"Gdybym w czasie szkolnych zajęć z podstaw przedsiębiorczości powiedział, że będę „łowcą zórz”, rozbawiłbym zapewne całą klasę. Ale tak się dziś złożyło, że każdej zimy, przez dwa miesiące poluję na zorze polarne za kołem podbiegunowym, a jednym z głównych narzędzi w mojej pracy jest aparat fotograficzny. I zwyczajnie nie może mnie zawieść" - opowiada fotograf Karol Wójcicki.

Materiał partnera

To, co wiecznie irytowało moją rodzinę, okazało się niezwykłym sprzymierzeńcem w dorosłym życiu. Bo zmarznąć nocą podczas obserwacji gwiazd to jedno, ale stać przez 6-7 godzin w temperaturze -25°C i wypatrywać zorzy daleko za kołem podbiegunowym, to już zupełnie inny poziom zmarźlactwa! I obyłoby kiepsko, gdybym w takich warunkach radził sobie ja, ale nie mój sprzęt. Na szczęście podróżując z moim Sony Alpha 7s III o to martwić się nie muszę. 

Dzięki niezmiennemu wsparciu moich nocnych przygód przez przyjaciół z Sony, miałem okazję sprawdzić, jak w jedną z najtrudniejszych nocy w roku sprawdzi się nowy, pełnoklatkowy bezlusterkowiec Sony Alpha 7 IV.

SPOILER ALERT: Poradził sobie świetnie, a mój Alpha 7S III był o to nawet trochę zazdrosny. Ale po kolei….

Łowca zórz. Co to właściwie znaczy?

Zorza polarna to zjawisko powstające na granicy ziemskiej atmosfery i przestrzeni kosmicznej. Gdy wysokoenergetyczne cząstki ze Słońca (tzw. wiatr słoneczny) uderzają w naszą planetę, potrafią wzbudzić atomy gazu w powietrzu, powodując ich świecenie. To tak w ogromnym skrócie.

Z uwagi na interakcję wiatru słonecznego z ziemskim polem magnetycznym, zorze polarne - jak sama nazwa wskazuje - możemy obserwować w obszarach dużych szerokości geograficznych. Rozmieszczenie kontynentów sprawia, że najłatwiej i najczęściej zorzę obserwujemy na dalekiej północy Skandynawii, na Islandii, Grenlandii, w Kanadzie, na Alasce i północnej Syberii. Na  południu zorza też występuje, ale w zasadzie już tylko nad Antarktydą. Lubię zimno, ale nie aż tak.

Dlatego jeśli ktoś chciałby zobaczyć zorzę polarną na własne oczy, ma dwa wyjścia. Pierwsze - cierpliwie czekać na silny rozbłysk słoneczny, który pozwoli zobaczyć słabiutką zorzę tuż nad północnym horyzontem z terenu naszego kraju. Drugie - wyruszyć na (nie tak) daleką północ i zobaczyć zorzę w pełni okazałości.

I tu wkraczam ja, cały skąpany w zielonym blasku. Po dziesiątkach wypraw do Norwegii i Islandii, zacząłem zabierać ze sobą tych, którym jeszcze trochę brak pewności, aby wyruszyć moimi śladami w pojedynkę. A wierzcie mi, pierwsze polowanie na zorzę polarną w towarzystwie doświadczonego przewodnika, to przepis na sukces.

To jednak spore wyzwanie dla mnie. Wyruszając z kimś na poszukiwanie zorzy, muszę zrobić wszystko, aby na nią trafić. Jej widok to zawsze wypadkowa wielu czynników, które muszą zagrać praktycznie jednocześnie: odpowiednie warunki tzw. pogody kosmicznej (aktywność słońca), dobre warunki pogody ziemskiej (bezchmurne niebo), odpowiedni poziom ciemności, z dala od świateł miejskich no i jeszcze jakieś fajne miejsce z dobrym krajobrazem.

Tak jak dobry fotograf musi odpowiednio wyważyć czułość, przesłonę i czas naświetlania (a i o zasadach kompozycji warto by pamiętać), tak łowca zorzy musi w jednej chwili zgrać wymienione powyżej parametry. Liczy na to nie tylko garstka ludzi, którzy towarzyszą mi na wyprawie, ale też tysiące ludzi w Polsce, którzy na bieżąco śledzą wyniki mojego polowania w czasie internetowych transmisji na żywo.

Cel: zatrzymać światło

Doskonale pamiętam pierwszy raz, gdy zobaczyłem na własne oczy zorzę polarną. To było… dziwne. Bo wydawać by się mogło, że ktoś kto niebo obserwuje i fotografuje od lat, wie już o nim całkiem sporo. Nad sobą miałem jednak najwyraźniej zupełnie nieznany mi obszar tej fascynującej pasji. Co wywołało moje zdziwienie?

Ano fakt, że gdy większość znanych mi do tej pory zjawisk i widoków było statycznych, spokojnych, to zorza była czymś zupełnie odmiennym. Wiła się, falowała, mieniła różnymi barwami, ewoluowała w zupełnie odmienne formy na przestrzeni bardzo krótkiego czasu. To stanowiło poważne wyzwanie fotograficzne.

Każdy kto choć raz fotografował nocą cokolwiek, ten wie, że ruch w większości przypadków działa na niekorzyść zdjęcia. Chcąc naświetlić coś w ciemności, liczymy, że nasz obiekt pozostanie w bezruchu.To już trudne nawet w przypadku gwiazd, które na skutek ruchu obrotowego Ziemi, przemieszczają się powolnie, lecz zauważalnie, ze wschodu na zachód. Ale zorza polarna, to zupełnie inny poziom ruchu.

Chcąc uchwycić jej kształt i niezwykłe struktury, jakie w niej się wytwarzają, trzeba naświetlać ja możliwe jak najkrócej. Przy dłuższych czasach ekspozycji zjawisko może się zwyczajnie zamazać. Ma to swój urok, ale przekłamuje nam się prawdziwy obraz tego zjawiska. Stosowanie krótkich czasów w nocnej fotografii w naturalny sposób wymusza na nas stosowanie jasnej optyki (f/1.4 - f/2.8), a także wysokiego ISO. I tu często napotyka się problemy.

Sony Alpha 7 IV + FE 50 mm f/1.2 GM; Ustawienia: 0,5 s, f/1.2, ISO 2000

Nawet przy jasnej optyce, uzyskanie obrazu zatrzymanej zorzy, wymaga czasu naświetlania na poziomie 2-5 sekund. A to siłą rzeczy wymusza stosowanie ISO na poziomie nawet 2000. Jeszcze kilka lat temu, było by to dużo. Jednak w dobie nowoczesnych, pełnoklatkowych bezlusterkowców takich jak Sony Alpha 7 IV to wartość, przy której szum jest na wciąż akceptowalnym poziomie, a kilka chwil pracy przy pliku RAW rozwiązuje jego problem.

To nie jedyna zaleta matrycy tego aparatu w przypadku fotografowania zorzy. Równie ważny co obraz uzyskany po zrobieniu zdjęcia jest ten, który możemy zobaczyć przed naciśnięciem spustu migawki. Kadrowanie nocą to jedno z najpoważniejszych wyzwań nocnej astrofotografii krajobrazowej. Uzyskiwanie odpowiedniego kadru metodą prób i błędów może i byłoby akceptowalne, gdyby fotografowany krajobraz nie ulegał zmianie w ciągu kilku sekund. Ten czas bywa kluczowy dla osiągnięcia sukcesu i uchwycenia dokładnie takiego widoku, jaki sobie wymarzyliśmy.

Czuła matryca Sony Alpha 7 IV pozwala na naprawdę szybkie kadrowanie nocą. Niezależnie od tego, czy zaglądamy w elektroniczny wizjer (które swoją drogą jest nieziemski) czy patrzymy na ekran, nawet w bardzo ciemnym miejscu jesteśmy w stanie dostrzec zarysy otaczającego nas krajobrazu, a nawet widoczne nad nim gwiazdy - o zorzy polarnej już nie wspominając. To pozwala na szybkie i bezproblemowe dobranie kadru, tuż przed zrobieniem zdjęcia. Nietrafionym kadrom i utraconym przez to szansom możemy powiedzieć adios!

Sony Alpha 7 IV + FE 14 mm f/1.8 GM; Ustawienia: 3,2 s, f/1.8, ISO 2000

Gdybym podczas wypraw na zorzę nie kręcił filmów, ani nie robił transmisji na żywo, zamiast mojego Sony Alpha 7S III, używałbym właśnie A7 IV. Matryca o rozdzielczości 33 megapikseli pozwala na całkiem sporo. W razie potrzeby można trochę „docropować” zdjęcie, wycinając to, co interesuje nas najbardziej, a odbędzie się to bez większego uszczerbku na rozdzielczości fotografii. To daje ogromne pole do manewru.

Nie oszukujmy się jednak. Jasne i spektakularne zorze, wijące się nad naszymi głowami nie trafiają się każdej nocy. W przypadku tych nieco słabszych i bardziej leniwych zjawisk, doskonale sprawdza się dostępny od jakiegoś czasu w wybranych aparatach Sony tryb S&Q.

W dużym skrócie: to tryb umożliwiający - w zależności od wybranego czasu naświetlania - uzyskanie filmów typu slow-motion, lub animacji poklatkowych tzw. time-lapse. Filmy time-lapse to w zasadzie gotowce. Nie trzeba mozolnie obrabiać plików RAW czy ręcznie składać animacji. To znakomita opcja dla tych, którzy w przerwie między zdjęciami chcą maksymalnie wykorzystać aparat i jego możliwości.

Sprzętowe wyzwanie

Polowanie na zorzę polarną to nie tylko wyzwanie dla naszych organizmów, ale często też dla elektroniki, która nam towarzyszy. I tu muszę przyznać, że najnowsze serie aparatów Sony, w tym Alpha 7 IV sprawdzają się znakomicie.

Sony Alpha 7 IV + FE 14 mm f/1.8 GM; 6 s, f/1.8, ISO 2000

Często sporym wyzwaniem w przypadku pracy w niskich temperaturach, jest wydajność akumulatorów. Większość baterii przystosowanych jest do pracy w bardziej „ludzkich” warunkach i zdarza się, że na mrozie poziom energii spada jak szalony. Wtedy bez kilku zapasowych akumulatorów ani rusz.

A co z nowymi akumulatorami NP-FZ100? Nomen omen - o niebo lepiej!

Choć pojemność akumulatora  wzrosła zaledwie nieco ponad 2-krotnie w stosunku do swojego poprzednika, to ich wydajność jest zdecydowanie większa. W  przypadku nowego akumulatora NP-FZ100 stosowanego również w Sony Alpha 7 IV, wystarcza on na wiele godzin prac w ekstremalnych warunkach. W praktyce na 6-7 godzin polowania na zorzę, mam przy sobie maksymalnie 3 akumulatory. Nigdy nie udało mi się jednak wykorzystać w pełni energii w dwóch z nich.

Warto podkreślić, że nie mówimy tu o pracy akumulatora w przeciętnych warunkach, tylko w mrozie sięgającym -25°C! To warunki, które wpływają na wiele innych aspektów pracy aparatu.

Zdarzało się, że przy takiej temperaturze w niektórych aparatach zamarzała… migawka. Zamykała się na amen i bez ogrzania nie szło jej otworzyć. Sony Alpha 7 IV jest wyposażony w migawkę, która samoczynnie zamyka się również podczas np. wymiany obiektywu. To bardzo przydatna opcja, która pozwala dodatkowo chronić matrycę, szczególnie w czasie wietrznych nocy. Dzięki temu w jej pobliże nie przedostawał się śnieg, gdy zmieniałem obiektywy między zdjęciami. Co ważne migawka mimo siarczystego mrozu zamykała się i otwierała dokładnie wtedy, kiedy tego potrzebowałem.

Czy warto zabrać Alpha 7 IV do Arktyki? Warto!

Sony od kilku lat wypuszcza na rynek aparaty pełnoklatkowe skierowane do konkretnych odbiorców: mamy więc serię Alpha 7S skierowaną do filmowców (i chętnie wykorzystywaną przez popularyzatorów astronomii), mamy Alpha 7R dla profesjonalnych fotografów czy w końcu Alpha 9, na widok którego cieszą się wszyscy żyjący z fotografii sportowej (ale wierzcie mi - ten aparat sprawdza się równie dobrze przy skokach narciarskich, co przy starcie rakiet kosmicznych!).

A dla kogo jest Alpha 7 IV? Dla każdego! Jeśli szukamy pełnoklatkowego aparatu z wymienną optyką, a przygodę z fotografią dopiero zaczynamy, lub niedawno zaczęliśmy, to Alpha 7 IV nie tylko ma wszystko czego potrzebujecie, ale też będzie w stanie zaoferować to wszystko w najtrudniejszych warunkach. Sam sprawdziłem!:)

Tekst i zdjęcia: Karol Wójcicki (Facebook | Instagram)

Artykuł powstał we współpracy z firmą Sony Centre

O sieci Sony Centre

Sieć Sony Centre to ponad 20-letnie doświadczenie na rynku elektroniki użytkowej i pełne portfolio produktów Sony – w tym aparaty, obiektywy oraz akcesoria.

Profesjonalnie przygotowani Doradcy Sprzedaży pomogą nie tylko w wyborze urządzeń najbardziej odpowiadających potrzebom przyszłych użytkowników, ale podpowiedzą także o możliwościach konfiguracji i doborze produktów komplementarnych. W kameralnych wnętrzach i miłej atmosferze znacznie przyjemniej realizuje się transakcje zakupu – poprzedzone testem wybranego produktu.

Sklepy stacjonarne zapraszają Klientów w największych miastach Polski. Sprzedaż online realizowana jest przez sklep scentre.pl

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Recenzje
Tamron 17-50 mm f/4 i 70-180 mm f/2.8 G2 - zestaw idealny?
Tamron 17-50 mm f/4 i 70-180 mm f/2.8 G2 - zestaw idealny?
Czy dwa przystępne cenowo obiektywy o oryginalnych zakresach mogą zastąpić nam klasyczne trio reporterskich zoomów? Najnowsze konstrukcje Tamrona podważają utarte schematy i pokazują,...
8
Anja Niemi: In Character. Przekleństwo perfekcjonizmu [RECENZJA]
Anja Niemi: In Character. Przekleństwo perfekcjonizmu [RECENZJA]
Precyzyjnie budowane napięcie rodem z dreszczowców Hitchcocka, literackie inspiracje i kinowe wizualne tropy. Pierwsza retrospektywna książka Anji Niemi to fantastyczna podróż do świata jej...
7
Kraj w kolorze ziemi. Gruyaert i jego „Morocco” [RECENZJA]
Kraj w kolorze ziemi. Gruyaert i jego „Morocco” [RECENZJA]
Jeżeli o stopniu fascynacji danym miejscem decydowałaby liczba poświęconych mu książek fotograficznych, Harry Gruyaert mógłby śmiało pretendować do tytułu honorowego obywatela Maroka....
18
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (1)