Miesiąc Fotografii 2016 - korespondencja z Krakowa

Autor: Marcin Grabowiecki

7 Czerwiec 2016
Artykuł na: 6-9 minut

Wyjazdy do Krakowa stały się już tradycją w środowisku fotograficznym. Jedne edycje Miesiąca Fotografii były pełne zachwytów, inne - rozczarowywały. Jak będzie w tym roku?

Każda kolejna edycja budziła emocje. Dyskutowano o koncepcjach Programu Głównego, odkryciach z ShowOffu i spotkaniach z artystami. W tym roku nie mogłem uczestniczyć w weekendzie otwarcia, przez co ominęła mnie część towarzyska (dla niektórych ważna na równi z oficjalnym programem). Zaległości związane z festiwalowymi wystawami nadrobiłem za to w pierwszym wolnym terminie.

W tym roku Centrum Festiwalowe ulokowane zostało w poprzemysłowej przestrzeni o wdzięcznej nazwie Tytonie. Przyznam szczerze, że kiedy znalazłem się w hali, w której prezentowana jest jedna z wystaw Programu Głównego to poczułem się jak w Łodzi. Stalowe żerdzie i drewniane podpory stropowe stanowiły znakomite tło dla prezentacji przygotowanej przez Iris Sikking. Kuratorka zaprezentowała sześć projektów dokumentalnych, których łącznikiem były poszukiwania w obrębie „nowych form narracji wizualnych”.

Centrum festiwalowe (Tytonie)

Fragment wystawy „Świeże spojrzenie. Nowe formy narracji wizualnej” (Tytonie)

Projekt Antoinette de Jong i Roberta Knotha poświęcony przemytowi heroiny zaprezentowany został w formie książki oraz wciągającej, czterokanałowej projekcji wideo. Zafascynowany turystycznym potencjałem bliźniaczych wież World Trade Center Thomas Kuijpers pokazał nam album z amatorskimi fotografiami i swoistą mini-świątynię pełną pamiątek związanych z budowlami, które przeszły do historii. Wielowarstwowy cykl „(w sprawie) Karla” Annette Behrens mogliśmy odkrywać dzięki fotografiom, tekstom oraz gablotom. Dobrze wypadło także zainspirowane obławą na sprawcę zamachu w trakcie maratonu bostońskiego „Shelter-in-Plates. Archiwum stanu oblężenia” Mike’a Mandela i Chantal Zakari, a szczególnie część ekspozycji, na której znalazły się ceramiczne talerze ze zdjęciami przedstawiającymi jednostki antyterrorystyczne.

Robert Knoth i Antoinette de Jong Mak. Śladami afgańskiej heroiny”. Fragment wystawy „Świeże spojrzenie. Nowe formy narracji wizualnej” (Tytonie)

Trudniejsze w odbiorze były interaktywne dokumenty „Radio miłości. Odcinki o miłości i nienawiści” (Anoek Steketee i Eefje Blankevoort) i „Republika uchodźców” (Dirk-Jan Visser, Jan Rothuizen i Martijn van Tol). Chociaż na miejscu udostępniono komputery dla publiczności, to zapoznanie się ze wszystkimi materiałami było trudne, ze względu na ograniczoną ilość czasu, którą dysponowała większość odwiedzających festiwal. W tym samym budynku zlokalizowana była wystawa szwajcarskiego fotografa Yanna Mingarda poświęcona cyfryzacji i biotechnologii. Intrygująco zapowiadająca się ekspozycja „Depozyt” nie wykorzystywała moim zdaniem potencjału, który tkwił w projekcie. Trzonem prezentacji były strony z książki przyklejone do ściany. Mimo szczerych chęci nie udało mi się przebrnąć przez gąszcz tekstu i małych zdjęć. Z przyjemnością sięgnę natomiast po książkę.

Skromniej wypadły wystawy pokazane w galeriach MOCAK’u. Wystawa Anety Grzeszykowskiej to swoiste „best of”, przegląd prac z najbardziej znanych cykli artystki, wybranych pod kątem wątków pojawiających się regularnie w jej twórczości. Warto było jednak odwiedzić Galerię Beta ze względu na film będący dokumentacją powstawania cyklu „Negative Book”. Znakomity projekt Maxa Pinchersa „Czy zaśpiewają niczym krople deszczu, czy nie ugaszą mojego pragnienia” sprawdził się dobrze w książce. Dobrze wyprodukowana i interesującą zainstalowana wystawa w Galerii Re mogła stanowić zachętę do bardziej szczegółowego zapoznania się z projektem. Ciekawym urozmaiceniem Programu Głównego była wystawa plenerowa w przestrzeni miejskiej. „#Dysturb” to dokumentalny projekt, który wychodzi z galerii na ulicę. Szuka odbiorców w ich naturalnym środowisku - na ulicy. W tym przypadku nie liczy się estetyka prac, a nastawiony na aktualne wydarzenia przekaz.

Thomas Kuijpers Kiedy bliźniacze wieże wciąż były piękne”. Fragment wystawy „Świeże spojrzenie. Nowe formy narracji wizualnej” (Tytonie)

Drugim ważnym blokiem, obok Programu Głównego, jest skierowany do debiutujących twórców ShowOff. Po raz drugi organizatorzy zdecydowali się zgromadzić wszystkie projekty w jednej przestrzeni. Z jednej strony to dobrze, bo ułatwia to obejrzenie wszystkich projektów „za jednym razem”, z drugiej jednak zgubił się trochę indywidualny charakter poszczególnych wystaw. Po wyjściu z windy, którą dostałem się na piętro Składu Długo miałem wrażenie déjà vu. Nawiązujący do post-internetowej estetyki projekt Justyny Wierzchowieckiej „Museum Studies” do złudzenia przypominał mi zeszłoroczną wystawę Dorotki Kaczmarek, która pokazywana była w tym samym miejscu. Nie zabrakło jednak odkryć. Świeżo wypadł projekt Kacpra Szaleckiego „Olimpia’s Diary”. Młody chłopak wykonuje snap-shotowe fotografie nawiązujące do Olimpii z obrazu Édouarda Maneta. Robi to w bezkompromisowy i rozbrajająco nieporadny, a przy tym zabawny sposób. Cykle Michała Siarka („Alexander”) i Filippo Menichetti i Martina Errichiello („W czwartej osobie”) intrygowały, ale pozostawiały niedosyt. Potrzebna by była większa przestrzeń, aby wydobyć z tych projektów ich pełnię.

Prawdziwym przebojem były jednak prace Weroniki Gęsickiej, które wyjątkowo dobrze odnalazły się w przestrzeni Składu Długa. Niewielkie formatem kolaże powstały na bazie archiwalnych zdjęć kupionych przez autorkę w banku zdjęć. Sentymentalne, pamiątkowe zdjęcia, utrzymane w nieco wyblakłych barwach znanych z kultowego materiału diapozytowego Kodachrome, przywoływały czasy amerykańskiej prosperity lat 50. i 60. Prace te zostały poddane różnego rodzaju przekształceniom, które nadały im nowe znaczenia i ponadczasowy charakter. Kolaże Gęsickiej są zabawne, ironiczne, a przy tym mają w sobie rzadko spotykaną lekkość oraz wdzięk. Stawiają pytania o to, czym jest rodzina, więź i szczęście.

Zobacz wszystkie zdjęcia (12)

Spacerując po Krakowie szukałem odpowiedzi na pytanie jak radzić sobie z kryzysem i jak odnaleźć się w gąszczu otaczających nas fotografii. Komentarz znalazłem w niepozornej instalacji Sputnik Photos przygotowanej przez Pawła Szypulskiego. Jej fragment stanowi książka z podręcznika dla amatorów, w której trafiłem na słowa, dobrze oddające sytuację fotografa w obecnych czasach: „We współczesnym świecie fotografuje się dosłownie wszystko. (…) Oczywiście amator-fotograf nie musi fotografować wszystkiego. (…) W ustalaniu własnej tematyki dopomoże nam nasz aparat. Ma on pewne ograniczone możliwości, zwłaszcza gdy jest to kamera bez wymiennych obiektywów. Nie usiłujmy walczyć z możliwościami naszego aparatu. I skromną technicznie kamerą można uzyskać piękne, na wysokim artystycznym poziomie wyniki, jeżeli pracować będziemy systematycznie i wytrwale”.

14. edycja Miesiąca Fotografii w Krakowie odbywa się w tym roku pod hasłem „Kryzys? Jaki kryzys?” i potrwa do 12 czerwca 2016. Kuratorem Programu głównego jest Lars Willumeit.

 

Tekst: Marcin Grabowiecki

Zdjęcia: Marcin Grabowiecki, Maciej Zieliński

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Recenzje
Anja Niemi: In Character. Przekleństwo perfekcjonizmu [RECENZJA]
Anja Niemi: In Character. Przekleństwo perfekcjonizmu [RECENZJA]
Precyzyjnie budowane napięcie rodem z dreszczowców Hitchcocka, literackie inspiracje i kinowe wizualne tropy. Pierwsza retrospektywna książka Anji Niemi to fantastyczna podróż do świata jej...
7
Kraj w kolorze ziemi. Gruyaert i jego „Morocco” [RECENZJA]
Kraj w kolorze ziemi. Gruyaert i jego „Morocco” [RECENZJA]
Jeżeli o stopniu fascynacji danym miejscem decydowałaby liczba poświęconych mu książek fotograficznych, Harry Gruyaert mógłby śmiało pretendować do tytułu honorowego obywatela Maroka....
18
Inny czas. Przeczytaliśmy nową książkę Sage Sohier [RECENZJA]
Inny czas. Przeczytaliśmy nową książkę Sage Sohier [RECENZJA]
W okresie pandemicznego zawieszenia Sage Sohier otwiera na nowo swoje archiwa. Rolka po rolce przygląda się materiałom sprzed kilkudziesięciu lat, by później ułożyć z nich Passing...
15
Powiązane artykuły