Nick Prideaux: Czułem, że muszę tę historię opowiedzieć… Że muszę stworzyć z tej tragedii coś pięknego

Projekt „Grace Land” to próba przełożenia żałoby na język obrazu. Nick Prideaux pokazuje, jak fotografia i książka mogą stać się narzędziem do opowiadania o stracie, a także zdradza nam swoją definicję sukcesu.

Skomentuj Kopiuj link
Posłuchaj
00:00

Co dla Ciebie jako fotografa oznacza sukces? Czy publikację książki określiłbyś mianem takiego sukcesu?

Myślę, że dojrzewając jako artysta, moja definicja sukcesu mocno się zmieniała. Dziś sukces to dla mnie praca nad projektami, które pozwalają się rozwijać, uczyć i współpracować z ciekawymi twórcami. Publikacja książki była tego idealnym przykładem. Nie zależy mi na gonieniu za jakimś z góry określonym obrazem sukcesu - ważniejsze jest dla mnie tworzenie rzeczy, z których naprawdę jestem dumny i które coś dla mnie znaczą. Kluczowe jest mieć pełną wolność artystyczną i pracować nad projektami, które mnie inspirują. To właśnie dla mnie oznacza sukces.

Na Twojej stronie internetowej, w sekcji „Personal”, organizujesz zdjęcia według lat - od 2020 do 2025. Dlaczego wybrałeś taką strukturę? Czy zauważasz zmiany w swojej wrażliwości fotograficznej z roku na rok?

Moja fotografia zawsze miała charakter diarystyczny, więc naturalne było dla mnie porządkowanie jej rok po roku. Lubię patrzeć wstecz, obserwować zmiany w swojej pracy i rozumieć, jak ewoluował mój sposób patrzenia, co mnie przyciągało do fotografii. Pewne wątki tematyczne pozostają stałe, ale kiedy oglądam starsze zdjęcia, widzę wyraźną zmianę stylu. Teraz pracuję dużo prościej, uważniej - i to widać w moich najnowszych projektach.

fot. Nick Prideaux

„Grace Land” to bardzo osobisty projekt opowiadający historię utraty rodzinnego domu w wyniku powodzi, a także o pamięci, relacjach i krajobrazie dotkniętym katastrofą klimatyczną. Jak wyglądał emocjonalny proces tworzenia „Grace Land”? Czy miał on dla Ciebie charakter terapeutyczny?

Jesienią 2022 roku mój rodzinny dom w Australii zniknął w wyniku powodzi, która zdarza się raz na pokolenie. Było to traumatyczne dla mojej rodziny i dla mnie, ale czułem, że muszę tę historię opowiedzieć… Że muszę stworzyć z tej tragedii coś pięknego.

To było dziwne doświadczenie - opłakiwać nie człowieka, lecz cztery ściany i wspomnienia miejsca, w którym dorastałem

„Grace Land” stało się sposobem na upamiętnienie domu, ale też na opowiedzenie historii żałoby, jaką przeżywaliśmy z siostrami. „Dom” nagle nabrał nowej definicji. To było dziwne doświadczenie - opłakiwać nie człowieka, lecz cztery ściany i wspomnienia miejsca, w którym dorastałem. Sam proces był dla mnie bardzo oczyszczający. Powoli odnajdywałem spokój, a praca nad projektem pomogła mi zmierzyć się z trudnymi emocjami. Musiała pojawić się w tym nadzieja - i stworzenie „Grace Land” było jej wyrazem.

Dlaczego zdecydowałeś się opowiedzieć tę historię przez pryzmat rodzeństwa?

Moje siostry i ja jesteśmy ze sobą bardzo blisko, choć każde z nas mieszka w innym kraju i rzadko się widujemy. „Grace Land” był dla mnie sposobem, by się z nimi połączyć. Może jeszcze głębiej - próbą przezwyciężenia poczucia winy, że nie byłem w Australii, gdy wydarzyła się powódź. Dom symbolizuje utratę wspomnień, a razem z siostrami chciałem znaleźć sposób, by tę historię opowiedzieć, czyniąc je jej integralną częścią.

fot. Nick Prideaux

Czy „Grace Land” to zamknięty rozdział, czy początek większego cyklu o klimacie, pamięci i krajobrazie?

Tematy poruszane w tej książce na pewno wpisują się w szerszy cykl - zwłaszcza jeśli chodzi o zmiany klimatyczne i ich globalne skutki. Ale dla mnie osobiście „Grace Land” to raczej zakończenie pewnego rozdziału i piękny artefakt dokumentujący bardzo osobistą część mojego życia.

fot. Nick Prideaux

Książka o tym projekcie powstała podczas rezydencji w La Maison de la Chapelle. Jak wyglądał Twój codzienny tryb pracy? Czy miałeś narzucone ramy, czy pełną swobodę?

Rezydencja była niesamowitym doświadczeniem - bez wsparcia tamtejszego zespołu, „Grace Land” nigdy by nie powstało. Miałem pełną swobodę twórczą, bo całkowicie zaufali mojej wizji projektu. Codzienność była jednak bardzo intensywna: przez 10 dni mieliśmy rozpisany pełny harmonogram - spotkania, planowanie produkcji, rekonesans lokalizacji, garderoba, próby zdjęciowe, próby z bohaterami, aż wreszcie zdjęcia (zarówno foto, jak i wideo). Pracowaliśmy w starym klasztorze i na jego terenach - to było naprawdę niezwykłe miejsce. Czułem się, jakbym śnił - mam do dziś żywe wspomnienia długich, późnoletnich dni zdjęciowych, które kończyły się w spokojnym półmroku.

fot. Nick Prideaux

Dlaczego wybrałeś format książki fotograficznej, a nie np. wystawę czy film? Co daje Ci książka jako medium do przekazywania emocji i historii?

Książka fotograficzna to dopiero pierwszy etap projektu - powstają także film i wystawa. Od początku czułem, że książka musi być fundamentem, kręgosłupem całości. Zawsze kochałem fotoksiążki i ten format wydawał się idealny, by opowiedzieć „Grace Land” - zabrać czytelnika w podróż i sprawić, że na końcu dotknie go to w prawdziwy, emocjonalny sposób.

Zawsze pracowałem intuicyjnie. Najpierw układam małe sekwencje obrazów, a potem składam całość jak układankę.

A jak wygląda Twój proces edycji zdjęć? Pracujesz intuicyjnie, czy masz ustalony schemat?

Zawsze pracowałem intuicyjnie. Najpierw układam małe sekwencje obrazów, a potem składam całość jak układankę. To dla mnie najlepszy sposób - mniej ograniczający niż sztywny workflow. Po prostu podążam za zdjęciami, które mnie wciągają, a potem krok po kroku łączę je w większą całość, aż układanka nabiera sensu.

fot. Nick Prideaux

Czy są książki, filmy lub dźwięki, które towarzyszą Ci od lat?

Muzyka i kino zawsze były dla mnie ogromną inspiracją. Zanim zacząłem pracę nad „Grace Land”, zrobiłem listę artystów, którzy są ze mną od dawna. Muzycznie to Brian Eno, William Basinski, Burial i Stars of the Lid. Filmowo - Claire Denis, Michael Mann i Terrence Malick.

fot. Nick Prideaux

Jak radzisz sobie z presją obecności w mediach społecznościowych jako artysta wizualny?

Nauczyłem się odsuwać od tego, kiedy tylko mogę, i skupiać się na tworzeniu zamiast biernym konsumowaniu. To zawsze jest wyzwanie, ale ważne, by zachować dystans - bo nadmiar czasu w social mediach mocno odbija się na moim zdrowiu psychicznym. Teraz mam z tym większy spokój: zaglądam, gdy chcę, czerpię inspirację tam, gdzie mogę, a resztę zostawiam. To ogromne rozproszenie, więc staram się być offline tak często, jak to tylko możliwe.

fot. Nick Prideaux

Jaką radę dałbyś fotografowi, którego czeka pierwsza rezydencja artystyczna?

Przygotuj się. Przygotuj się. I jeszcze raz - przygotuj się.

Dziękuję za rozmowę!

NICK PRIDEAUX

Nick Prideaux to australijski fotograf mieszkający w Paryżu. Pracował w Melbourne, Pekinie, Tokio i Azji Południowo-Wschodniej. Jego fotografie były publikowane m.in. w Marie Claire, Monocle, Vanity Fair, Vogue Germany i Fisheye Magazine oraz wystawiane w Londynie, Los Angeles, Melbourne, Montrealu, Tokio i Bangkoku. Jego pierwsza publikacja ukazała się w 2021 roku nakładem Setanta Books. www.nickprideaux.com ig: @prideaux

"Grace Land" - liczba stron: 102; oprawa: twarda; format: 240 x 300 mm. wydawca: Setanta books; Cena: 50 euro
Komentarze
Zobacz więcej z tagiem: wywiad
logo logo

Zagłosuj na najlepsze produkty i wydarzenia roku 2025

Rozpocznij głosowanie
Nie pokazuj tego więcej
Magazyny
Zamów