Kamil Kotarba: "Lubię, gdy na sesji mogę sobie powymyślać"

Okładki kolorowych magazynów, sesje z celebrytami, kampanie reklamowe… O przenikaniu się różnych dziedzin sztuki w fotografii modowej, ekscytacji sztuczną inteligencją, a także o (nie)byciu dinozaurem rozmawiamy z Kamilem Kotarbą.

Autor: Julia Kaczorowska

25 Sierpień 2023
Artykuł na: 17-22 minuty

Cześć, miłośniku spania i jedzenia. Co ostatnio smacznego jadłeś?

Ostatnio byłem na krótkich wakacjach w Barcelonie i jadłem tam doskonałą pizzę z kremową stracciatellą, pomidorkami i pesto bazyliowym. Pycha! A zaraz zjem ciastko z gruszką i czekoladą.

Piszesz na swojej stronie, że Twoje prace nie są zdominowane przez żaden styl wizualny, że to raczej konceptualna eksploracja. Co teraz eksplorujesz?

Nigdy nie eksploruję tylko jednej rzeczy. Dla mnie styl to szerokie pojęcie. Wydaje mi się, że znalezienie sobie jednego patentu wizualnego na zdjęcia byłoby trochę zbyt proste, a wręcz nudne w dłuższej perspektywie. Jak mam ochotę zrobić superwystudiowaną sesję ze skomplikowanym oświetleniem, to robię, a na drugi dzień zdjęcia z fleszem prosto z aparatu. Oczywiście mam jakieś „swoje rzeczy”, które mnie pociągają, ale ważna jest dla mnie różnorodność stylistyczna.

A jakie są te „Twoje rzeczy”, które lubisz najbardziej?

Najbardziej lubię sesje, na których mogę sobie powymyślać. Takie, gdzie pracę zaczynam od koncepcji i mam całkiem wolną rękę. Przeważnie zdarza się to w projektach typowo personalnych, czasem na sesjach modowych, choć te zwykle mają pewne ograniczenia. Czasami mam to szczęście, że w kampaniach reklamowych uda mi się przemycić trochę od siebie, jednak zawsze jest to jakaś odpowiedź na brief klienta. Taki projekt, który bardzo lubię, to kalendarz dla Gaga Models sprzed dwóch lat. To był charytatywny kalendarz na rzecz Centrum Praw Kobiet i dostałem wtedy totalnie wolną rękę, jedynym wymogiem było zaangażowanie modelek z tej agencji. Do tego projektu wykorzystałem lokację, na którą zwróciłem uwagę już rok wcześniej – park rozrywki pod Warszawą.

 

fot. Kamil Kotarba / Kalendarz Gaga Models

Często Ci się zdarza, że wypatrujesz sobie jakąś lokację z wyprzedzeniem?

Nie aż tak często, ale na pewno będąc gdzieś, zwracam uwagę na to, czy miejsce jest odpowiednie na zdjęcia. Niektóre przestrzenie zapamiętuję, ale nie mam notatnika z taką listą lokacji.

A jak to się stało, że znalazłeś się w tej branży?

To była dość długa droga. Tak naprawdę zacząłem interesować się fotografią jeszcze w gimnazjum i wtedy mieszało się to z moim zainteresowaniem projektowaniem graficznym. Kiedyś kupowałem magazyn CD Action, a na jednej z płyt był dołączony program do grafiki rastrowej. Zacząłem się tym bawić, oglądać tutoriale. Świat wizualny zawsze był gdzieś blisko mnie. Mieszkałem wtedy w Nowym Wiśniczu i poszedłem tam do liceum plastycznego, ale nie na kierunek fotograficzny ani graficzny, tylko na tkaninę artystyczną – trochę z braku innego wyboru, bo po prostu wolałem to od renowacji elementów architektury czy ceramiki.

Na moim kierunku byli profesorowie, którzy byli otwarci też na inne działania, w tym fotografię i grafikę. Pozdrawiam Państwa Dominiaków. Miałem przedmioty takie jak rysunek, malarstwo, rzeźba, co dawało mi szansę na artystyczny i wizualny rozwój. W modzie lubię właśnie taką mnogość opcji, to, że jest szerokie pole do popisu. Moje pierwsze zdjęcia modowe były półamatorskie, szukałem ekip na własną rękę, korzystałem z MaxModels.

Kamil Kotarba / dla Chujowa Pani Domu

Jak trafiłeś do Warszawy?

Poprzez grafikę. Pojawiła się oferta pracy w agencji, która mnie zainteresowała. Wysłałem zgłoszenie i po 5 minutach dostałem telefon, że zapraszają mnie na rozmowę. Chyba potrzebowali kogoś szybko zatrudnić. (śmiech) Pojechałem na rozmowę i dostałem pracę. Miałem 20 czy 21 lat, przeprowadzka do Warszawy była dużą decyzją, ale chciałem wykorzystać tę szansę. I tak pracowałem w agencji reklamowej, studiowałem zaocznie w Warszawskiej Szkole Filmowej na fotografii, a potem trafiłem na magisterkę na ASP, na sztukę mediów i to były już dzienne studia. To była cudowna odskocznia po tej agencyjnej pracy – popracowałem i postanowiłem, że czas na przerwę, teraz sobie postudiuję. Trochę odwrotna kolejność niż zwykle.

Czy te studia miały dla Ciebie wartość techniczną, praktyczną, czy bardziej chodziło o znajomości i fajny czas?

Te studia traktowałem artystyczno-rozwojowo. Poznałem też tam sporo fajnych ludzi. Warsztat fotograficzny na tym etapie miałem już mocno opanowany, zresztą technika to według mnie najprostsza rzecz w fotografii. Na ASP mogłem sobie sam wybrać pracownię, wykładowców. Dominującą była dla mnie oczywiście pracownia fotograficzna u profesora Prota Jarnuszkiewicza, ale miałem też pracownię związaną z działaniami przestrzennymi/performansem u prof. Mirosława Bałki i malarstwo u prof. Leona Tarasewicza. To znowu były różne obszary, które jednak teraz wykorzystuję w mojej fotografii.

 

Kamil Kotarba / H&M x Vogue Polska

Moja praca magisterska miała tytuł: „Sytuacje tworzone tylko po to, żeby je sfotografować”. Na przykład: robimy do sesji scenografię, która jest tylko jednodniowa. Powstaje trójwymiarowy obiekt, który zaraz istnieje już tylko na zdjęciu. Albo malujemy tło jedynie po to, żeby wykorzystać je na fotografii. Gdy modelki pozują, to też jest pewien rodzaj performansu tylko po to, by powstał obraz. Opisywałem twórczość fotografów, którzy w ten sposób działają, i pisałem o obiektach, które nie istnieją same w sobie, tylko jako reprezentacja fotograficzna.

Kamil Kotarba / Kampania dla La Mania AW 2020

A powiedz mi, co Cię ostatnio zaskoczyło?

Gwałtowny rozwój sztucznej inteligencji. Interesuję się tym od początku, od kiedy się pojawiły pierwsze modele. Wtedy te wyniki były raczej zabawne niż użyteczne, ale już samo to, że coś sobie wpisuję i zamienia się to w formę obrazka, to było dla mnie superinteresujące.

Interesujące czy też trochę przerażające?

Nie, nie przerażające, raczej ciekawe i inspirujące. Wtedy było w tym dużo niedoskonałości, niespójności, to działało na mnie pobudzająco. Ale to co się dzieje teraz, jak szybko to doszło do fotorealizmu – nie sądziłem, że to się stanie w tak krótkim czasie. Co się wydarzy za chwilę? Nie wiem, ale ekscytuje mnie to. Wiadomo, pojawia się dużo pytań, czy to nie zakończy jakiegoś etapu, jak wpłynie na moją pracę, jak to się ma do praw autorskich, jako że sztuczna inteligencja bazuje na materiałach ogólnie dostępnych, ale stworzonych przez prawdziwych ludzi, twórców. Czy to jest etyczne? Nie wiem, to są pytania, na które nie znam odpowiedzi, ale na pewno jest to bardzo ciekawe narzędzie. Ja też już powoli wykorzystuję je w swojej pracy.

 

fot. Kamil Kotarba / Monika Brodka dla KMAG

W jaki sposób?

Na przykład zdarzało mi się wykorzystywać obrazy wygenerowane przez AI do stworzenia moodboardu. Często jest tak, że ciężko znaleźć referencję tego, co się chce stworzyć, bo w sumie jeśli taka istnieje, to po co powtarzać taki obraz? Sztuczna inteligencja pozwala sobie stworzyć to, co masz w głowie. To jest duże ułatwienie i można korzystać z tego w formie szkiców czy to dla siebie na sesję, czy żeby coś przedstawić klientowi. Mam jeszcze w planach szerzej to wykorzystać, być może mieszać moje zdjęcia z tymi wygenerowanymi obrazami, ale jeszcze nie mam jakiegoś jasnego konceptu.

 

fot. Kamil Kotarba / LATO, Maria Konieczna

A jak wygląda kwestia użycia tych obrazów w pracach komercyjnych?

To się może zmienić, ale w tym momencie w Midjourney w płatnej wersji jest licencja na wykorzystanie komercyjne. Co ciekawe, w związku z tym, że prawo jeszcze tego nie reguluje, możesz wpisywać prompty, które bazują na twórczości konkretnego artysty. Tu pojawia się kwestia, która jest wątpliwa etycznie. Ale szczerze? Mnie zupełnie nie interesuje takie reinterpretowanie artystów, bo to tak jakbym popełnił plagiat w fotografii. Bardziej ciekawe jest tworzenie czegoś swojego. Wpiszę polecenie, powstanie ten obraz, ale dla mnie jako twórcy nie jest to ciekawe, ponieważ to sam proces tworzenia zdjęć daje mi radość.

fot. Kamil Kotarba / LATO, Maria Konieczna

Levis ogłosił, że będzie korzystał z modeli AI do prezentowania swoich ubrań. To może spowodować spadek sesji lookbookowych.

Tak, ale sesje kreatywne nadal będą potrzebne. Mam nadzieję. Tu odpada ta najmniej interesująca gałąź fotografii. Oczywiście prawdą jest, że i na tej gałęzi teraz ktoś zarabia, tak samo jak zarabiają modelki, stylistki, ludzie, od których wynajmuje się studio. To może zostać im zabrane. Wydaje mi się jednak, że z czasem trend może się odwrócić i marki będą szczycić się tym, że nie korzystają ze sztucznej inteligencji, a zatrudniają prawdziwych ludzi. Zresztą człowiek to zawsze człowiek, w sesji chodzi też o interakcje między osobami. Wpisując te prompty w program nie zachodzi interakcja – ona się dzieje podczas sesji na żywo i wyzwala spontaniczne, fajne reakcje.

 

fot. Kamil Kotarba / Natalia Szroeder dla KMAG

W swoich prywatnych projektach masz kilka takich, które są zaangażowane społecznie. Jednocześnie jesteś teraz bardzo obecny jako fotograf w świecie reklamy i mody. Ciekawi mnie, czy zwracasz uwagę na to, dla jakich marek pracujesz, to znaczy, czym się one zajmują i jaki mają wpływ na społeczeństwo i środowisko.

Wiesz co… i tak, i nie. To jest ciężki temat, żeby tak się jednoznacznie określić. Nie jest przecież tak, że podpisuję się od razu pod wartościami marki, dla której pracuję. Dostaję pewien brief, zlecenie i je wykonuje. Są rzeczy, których bym pewnie nie zrobił, bo są zupełnie sprzeczne z moimi poglądami, na przykład promocja jakieś partii politycznej, z którą się nie zgadzam. To byłby krok za daleko. Ale tak naprawdę, jeśli chodzi o firmy, to nie ma dobrych firm. Chyba że jesteś superniszową marką, robisz coś na bardzo małą skalę i wszystko Ci się etycznie zgadza. Ale… Takie małe marki nie mają budżetu, żeby mnie zatrudnić. Chyba każda większa marka modowa ma coś za uszami. Jeżeli chciałbym być w 100% etyczny, to w ogóle mógłbym się nie zajmować fotografią mody czy reklamową, a nie mam takiego zamiaru. Warto zachować zdrowy rozsądek w tym wszystkim.

Widziałam, że prowadzisz gościnne wykłady na Uniwersytecie Warszawskim.

Tak, raz do roku opowiadam o fotografii w kontekście social mediów. To są zajęcia dla studentów, którzy nie zajmują się fotografią, tylko reklamą. Tematem jest na przykład copywriting, a ja opowiadam o aspekcie wizualnym, jak są wykorzystywane zdjęcia na Instagramie. Zawsze robię krótkie zadanko, przez długi czas prosiłem ich o fotografowanie draży Korsarzy. Powiedziałem, że mają za zadanie stworzyć post na profil marki i zrobić zdjęcie produktowe tych draży, napisać też do tego copy. Chcę tych studentów uwrażliwić na obraz, poszerzyć ich świadomość wizualną. Myślę, że nawet jeśli ktoś się nie zajmuje obrazem, a jest copywriterem, to fajnie żeby ogarniał wizualną część, nawet jeżeli zleca ją dalej komuś innemu.

Pracujesz też jako dyrektor artystyczny?

Tak. Czasem to są te same zlecenia, co fotograficzne, a czasem inne. Bywa, że podpisuję projekty jako fotograf/art director i to się bierze z tego, że wszystko leży po mojej stronie, od etapu koncepcji po wykonanie. Zdarza mi się też zaproponować na przykład układ okładki. Czasami jest to brane pod uwagę, a czasami nie. Dla mnie to, jak moje zdjęcia są prezentowane, jest bardzo istotne. Czasami pewnie trochę przesadzam z tym, że chcę być obecny w tym procesie od początku do końca. Nie lubię też oddawać komuś selekcji zdjęć. To jest dla mnie bardzo istotny aspekt, jakie zdjęcia są wybierane, jak te zdjęcia ze sobą grają, jak wygląda cały edytorial. Postprodukcję zlecam, ale edycję w sensie looku zdjęcia, kolorów, kontrastów robię sam.

 

fot. Kamil Kotarba / Kalendarz Gaga Models

A czy jest jakaś sesja, którą wspominasz jako przełomową?

Wydaje mi się, że jedną z takich sesji mogła być kampania dla marki L37 sprzed 4 lat, tworzona we współpracy z Kają Dobrzańską. Została ona mocno zauważona przez branże. A z takich niedawnych sesji, to właśnie ten kalendarz Gaga Models, o którym wcześniej wspominałem. Po nim odezwało się do mnie dużo osób, nie po tego typu zdjęcia, ale dzięki temu, że zapadłem im w pamięć, chcieli ze mną coś zrobić. Dostałem też za to Złoty Miecz KTR. Myślę jednak, że nie ma jednej przełomowej sesji, tylko to są takie kamyczki milowe, które wszystkie na raz składają się na to, że posuwam się do przodu.

Pupy i dinozaury. Opowiedz o nich.

To są dwa różne projekty, choć w sumie czasem się przenikają. Jeśli chodzi o pupy, to jest to projekt, który zacząłem na końcówce moich studiów magisterskich, początkowo myślałem, że to będzie mój dyplom. Trwa już dość długo, chciałbym kiedyś wydać jakąś książkę z tymi zdjęciami. Te zdjęcia były na dwóch wystawach, jednej zbiorowej, a drugiej solowej, którą nazwałem „BUM. Work in Progress”. To było fajne doświadczenie, że mogłem usiąść, zobaczyć, ile materiału mi się nazbierało przez kilka lat, czego mi brakuje.

fot. Kamil Kotarba / BUM, personal project

Większość zdjęć wykonuję w mieszkaniu modelek, jest dla mnie istotne, że robię to w lokacji, której nie znam. Taka odwrotność mojej codziennej pracy, gdzie wcześniej zwykle mam dokumentację miejsca. Przy tym projekcie działam na bieżąco, spontanicznie, chcę się trochę kreatywnie pobudzić. Modelkami czasem są profesjonalistki, a czasem osoby w ogóle nie są związane z modelingiem – stylistki, osoby z branży reklamowej, ktoś z Instagrama.

 

A dinozaury?

Dinozaury to fascynacja z dzieciństwa. Miałem taką książkę o dinozaurach i jakoś mi to zostało, to takie stworzenia, które są trochę fantastyką, ale przecież w sumie są, a raczej były prawdziwe, jakoś mnie to bawi i zajmuje. Zrobiłem trochę zdjęć w parku dinozaurów, w którym fotografowałem plastikowe dinozaury, ale projekt się nazywał Dinosaur is Not Dead. Taka forma żartu. Motyw dinozaura pojawiał się też w projekcie z pupami… Wiesz co, ja po prostu je lubię. (śmiech)

Brzmi to uroczo, ale z drugiej strony dinozaur też się może kojarzyć z „byciem dinozaurem”. To jest dla Ciebie coś pozytywnego czy negatywnego?

Dla mnie to jest negatywne.

fot. Kamil Kotarba / Kukon, Rough’n Gentle, Sesja okładkowa

Nie chciałbyś być dinozaurem?

Nie chciałbym. Dla mnie bycie dinozaurem to oznacza, że ktoś już osiadł, stanął w miejscu. Nie szuka niczego nowego, nie potrzebuje nowych bodźców. To smutne, wtedy jest nam bliżej do wyginięcia niż do życia.

Dziękuję za rozmowę.

Kamil Kotarba

Kamil to fotograf z doświadcze-niem art directora. Umiejętnie łączy pracę komercyjną i własną działalność artystyczną. Absol-went ASP w Warszawie oraz Warszawskiej Szkoły Filmowej. Ma na swoim koncie kilka nagród KTR, w tym złoto i srebro w 2021 roku. Publikował w takich tytułach jak Vogue Polska, Elle Polska, Glamour Polska, K MAG, USTA, Huffington Post Arts and Culture. Do jego klientów należą m.in. H&M, Puma, Coca-Cola, La Mania, L37, Vitkac. Miłośnik spania i dobrego jedzenia. www.kamilkotarba.com, ig: kamilkotarba

Skopiuj link

Autor: Julia Kaczorowska

Studiowała fotografię prasową, reklamową i wydawniczą na Uniwersytecie Warszawskim. Szczególnie bliski jest jej reportaż i dokument, lubi wysłuchiwać ludzkich historii. Uzależniona od podróży i trekkingu w górach.

Komentarze
Więcej w kategorii: Wywiady
Tania Franco Klein: kultura to dziś jedyna forma oporu
Tania Franco Klein: kultura to dziś jedyna forma oporu
Mimo młodego wieku, jej prace znajdują się w stałych kolekcjach MoMA w Nowym Jorku oraz The Getty Center w Los Angeles. Meksykańska artystka pochyla się nad skutkami nadmiernej stymulacji...
12
Nicolas Demeersman: "Zaakceptuj, że czasem będziesz pieprzonym turystą"
Nicolas Demeersman: "Zaakceptuj, że czasem będziesz pieprzonym turystą"
Nicolas Demeersman za pomocą jednego prostego gestu kwestionuje nasze postrzeganie turystyki i relacji z lokalnymi społecznościami. Jego twórczość polega na przedstawianiu paradoksów. Fotograf...
17
Magdalena Wosińska: Wychowanie w Polsce dodało mi odwagi w Ameryce
Magdalena Wosińska: Wychowanie w Polsce dodało mi odwagi w Ameryce
Z Katowic na Times Square. O niepewnych początkach, subkulturze amerykańskich skejtów końca lat 90. oraz o tym, jak dzieciństwo w Polsce wpłynęło na jej karierę w USA, rozmawiamy z Magdaleną...
12
Powiązane artykuły