Aparaty
Fujifilm X-M5 - niedrogi aparat systemowy z funkcjami dla vlogerów
Temat miesiąca
Fotografia wakacyjnaO czym należy pamiętać podczas podróży? Jak skutecznie zadbać o sprzęt? Co ze sobą zabrać, a czym nie zaprzątać głowy? Na te i inne pytania odpowiadają fotografowie, dla których podróże to jeden ze sposobów na życie.
Przygotowanie do wyprawy zaczynam zawsze tak samo: od przejrzenia zdjęć z danego regionu czy miejsca, w poszukiwaniu właściwych miejsc na trekking i do fotografowania. To proces, który czasem trwa krótko, ale czasem klucząc od zdjęcia do zdjęcia potrafię szukać tygodniami, a nawet miesiącami. Kiedy jechałem przez całą Skandynawię robiłem research przez 8 miesięcy, znajdując czasem niezwykłe, zupełnie zapomniane perełki. Później oczywiście ogarniam te wszystkie sprawy organizacyjne, które nie mają za wiele wspólnego z fotografią, a bardziej z logistyką na miejscu, które spokojnie pozwolą zająć się pracą. To dużo mniej przyjemny etap, ale niestety niezbędny.
fot. Karol Nienartowicz, Patagonia - Cerro Torre
Korzystam z pełnoklatkowej lustrzanki i dwóch, trzech zoomów. Jestem sprzętowym minimalistą, staram się zabrać jak najmniej, aby nie nosić zbyt wiele. Zabieram zwykle najbardziej optymalny zestaw, który pozwoli na zrobienie zdjęć dobrych jakościowo, przy względnie niskiej wadze sprzętu. Stałki w fotografii górskiej niezbyt się sprawdzają, bo ciągłe „wymiany ogniskowej” są strasznie uciążliwe, szczególnie gdy jest zimno, lub warunki szybko się zmieniają. Jakiś czas temu miałem okazję korzystać z bezlusterkowca, który wydawał się jednak nie do końca dopasowany do moich potrzeb. Znacznie lepiej czułem się ze sprzętem średnioformatowym (korzystałem z niewielkich rozmiarów jak na tę klasę sprzętu Fujifilm GFX 50s), który chętnie widziałbym jako swoje podstawowe narzędzie pracy, gdyby nie cena. Po licznych romansach, z różnego rodzaju sprzętem w górach, nadal najbardziej kompromisowym rozwiązaniem, które łączy sensowną wagę i dobrą jakość zdjęć, jest dla mnie pełnoklatkowa lustrzanka, więc póki co tego się trzymam.
fot. Karol Nienartowicz, Patagonia - Lodowiec Perito Moreno
Od lat mam wszystko poukładane w torbie w ten sam sposób - zarówno na krótkie plenery w Tatrach i wielotygodniowe wyprawy gdzieś na świecie. Zawsze mam przy sobie niewielki zestaw czyszczący, a podczas pracy staram się uważać, aby sprzęt nie ucierpiał, choć bywa z tym różnie i zdarzały mi się kraksy, po których musiałem na szybko w podróży robić awaryjne zakupy - np. kupić obiektyw w Bułgarii.
Zabieram zwykle jeden aparat (lub dwa na duże, kilkutygodniowe wyjazdy) i dwa podstawowe obiektywy: szerokokątny zoom i teleobiektyw. Nie rozstaję się również z zestawem filtrów połówkowych, których użytkowanie sprawia mi w plenerze dużo radości. Zawsze zabieram też statyw - zwykle duży - 3 kilogramowy. Sporadycznie podczas podróży do miast zabieram tylko mały statyw podróżny. Ale ostatnia podróż do Rosji chyba mnie od tego odzwyczaiła - silny wiatr w Moskwie sprawił, że na rozchwianych nogach nie mogłem zrobić ani jednego ostrego zdjęcia w nocy.
Nie korzystam z plecaków fotograficznych, które nie sprawdzają się w górach - są mało pojemne i zwykle wymagają całkowitego ściągnięcia, aby wykonać zdjęcie czy wymienić filtr. Podczas trekkingu potrzebny jest szybki dostęp do aparatu, a w razie potrzeby łatwa możliwość jego schowania, aby mieć wolne obie ręce. Dlatego noszę torbę z przodu, a na plecach plecak, gdzie mam odzież, sprzęt biwakowy, żywność, raki i inne rzeczy niezbędne podczas górskich wędrówek. W pojemnej torbie mieszczę aparat z podstawowym obiektywem, zestaw filtrów, zapasowe baterie, czołówkę i wszystkie inne drobiazgi.
fot. Karol Nienartowicz, Tatry - Czarny Staw pod Rysami
Jestem wielkim zwolennikiem spektakularnych miejsc i efektownych krajobrazów. Lubię miejsca, które powodują opad szczęki - najchętniej odwiedzam więc strome góry, skalne urwiska, wielkie lodowce, kręte górskie rzeki. Z tego powodu staram się podróżować w miejsca takie jak Alpy, Skandynawia, Bałkany czy Patagonia. Ale efektownych pejzaży szukam również blisko siebie, stąd kiedy idę w Tatry to najchętniej odwiedzam szmaragdowy Czarny Staw pod Rysami, polską pseudo via-ferratę Orlą Perć czy przypominającą Half Dome Krzesanicę - czyli te miejsca, które mogłyby bez kompleksów promować polskie góry na świecie.
Na nizinach szukam tego samego – nawet w miastach czy na równinach Holandii. Podczas ostatnich podróży fotografowałem z powietrza niesamowite kanały i wiatraki holenderskie, a miesiąc później chyba najwspanialszą cerkiew na świecie, Sobór Wasyla Błogosławionego na Placu Czerwonym - choć to nie góry byłem zachwycony!
fot. Karol Nienartowicz, Moskwa - Sobór Wasyla Błogosławionego
Jaką radę mogę dać początkującym fotografom? Uważam, że najlepszą rzeczą jaką można zrobić to nie szukać wymówek i powodów, aby nie podróżować z aparatem. Brak czasu i środków to nie powód, by rezygnować z marzeń. Kiedy nie miałem pieniędzy, podróżowałem autostopem, gdy brakowało czasu, jeździłem nocnymi pociągami i wykorzystywałem długie weekendy, gdy nie było towarzystwa jeździłem z obcymi ludźmi z ogłoszeń w sieci.
Nie jestem fotografem podróżnikiem, uwielbiam jedynie podróżować po USA, gdzie przy okazji fotografuję. W ubiegłych latach wyjazdy przebiegały bardzo spontanicznie - szkicowałem zarys trasy i ruszaliśmy. Od tego roku zmieniłem trochę podejście, gdyż często okazywało się, że przejeżdżaliśmy obok jakiegoś ciekawego miejsca nawet o tym nie wiedząc. Zacząłem zaznaczać na Google Maps, miejsca które znalazłem w sieci. Obecnie mam kilkaset takich punktów w Stanach. W tym roku odwiedziliśmy kilka z tych miejsc i przyznam, że było warto.
fot. Jacek Fota
Zabieram ze sobą trzy małe aparaty analogowe. Dwoma fotografuję na bieżąco - Olympus MJU II z filmem Kodak Portra 400 oraz Olympus XA4, który używam do krajobrazów i mam w nim Kodaka Portrę 160. Dodatkowo zabieram drugiego awaryjnego MJU. Przed wylotem kupuję filmy w internetowym sklepie w USA. Czyszczę aparaty, pakuję dodatkową baterię, szmatkę i gruszkę do czyszczenia.
Podróżuję samochodem, a w USA zazwyczaj jest bardzo gorąco, więc mam z sobą lodówkę (cooler), w której trzymam jedzenie oraz filmy. Udaję się na wyprawy z namiotem, śpiworem oraz innymi akcesoriami kempingowymi.
Posiadam małą torbę Domke, która przyczepiona jest do mojego paska. Trzymam w niej jeden aparat, notes, długopis oraz szmatkę do przecierania obiektywu. Drugi aparat trzymam w kieszeni.
fot. Jacek Fota
Stany są bardzo wizualnie monotonne przez co są dość trudne do fotografowania. Wszystkie miejscowości czy krajobrazy są podobne do siebie. Fotografuję miejsca, które w jakiś sposób (kolorem, kształtem, światłem, przeznaczeniem) wyróżniają się oraz staram się unikać typowych amerykańskich klisz.
Fotografia powinna być dodatkiem do samego celu podróżowania i poznawania danego miejsca. Należy szanować kulturę państwa po którym się podróżuje. Fotografowanie musi sprawiać przyjemność oraz należy ufać własnym instynktom.
Ponieważ podróżuję z plecakiem (a właściwie dwoma - małym fotograficznym oraz dużym zresztą bagażu) i co kilka dni zmieniam miejsce pobytu, staram się ograniczyć bagaż do niezbędnego minimum. Każdy dodatkowy kilogram na plecach nie ułatwia przemieszczania się na nogach w gorącym klimacie.
Sprzętowo zabieram lustrzankę Canona z podwójnym slotem kart pamięci (i tak też zapisuję gromadzony materiał - druga karta stanowi backup pierwszej). W kwestii obiektywów jestem wierna zestawowi: zoom 70-200 mm f/2.8 do „łowienia” ciekawych sytuacji i stałka 35 mm f/1.4 L do fotografii „streetowej”. Awaryjnie zabieram też 85 mm f/1.8, który jest mały i lekki - na wypadek, gdyby 70-200 odmówiło posługi. Do tego oczywiście karty pamięci i zapasowe akumulatory oraz ładowarkę.
fot. Martyna Skrok, główny dworzec kolejowy Colombo Fort. Kolombo, Sri Lanka 2016
W podróży stawiam na naturalne światło, dlatego nie biorę ze sobą lamp błyskowych. Zwalniam też maksymalnie dużo miejsca w pamięci smartfona, który wspomaga proces gromadzenia materiału fotograficznego na wyjazdach.
Na wyjazdy nie zabieram laptopa. Nie poświęcam w podróży czasu na siedzenie przy komputerze, nawet gdyby był możliwie najmniejszy i najlżejszy. Po całym dniu zwiedzania kompletuję notatki na telefonie (notuję z reguły cały dzień) i publikuję je online, okraszając na szybko kadrami z telefonu. Zdjęcia z aparatu zostawiam na deser - po powrocie.
fot. Martyna Skrok, Duruthu Full Moon Poya - święto symbolizujące pierwszą z trzech wizyt Buddy na Sri Lance, które ma miejsce w pierwszą pełnię Księżyca po jego oświeceniu. Kandy, Sri Lanka 2016
Przed wyjazdem sprawdzam sprawność body i szkieł. Istotną pozycją w plecaku fotograficznym jest gruszka do czyszczenia matrycy z kurzu i paprochów. Podczas wyjazdu na pewno ważne jest zabezpieczenie przed wodą i piaskiem - dobry pokrowiec przeciwdeszczowy na plecak, woreczki strunowe.
Z reguły mam ze sobą również chustę/pareo, którą czasem dodatkowo owijam sprzęt, a i przydaje się, kiedy trzeba okryć nogi lub ramiona wchodząc do świątyń. Zgromadzony materiał chowam w wodoodpornym etui, w bezpiecznym miejscu gdzieś głęboko w plecaku. W jednym karty z głównym materiałem, w drugim karty z backupem - tak, by w razie utraty połowy bagażu mieć choćby kopię zapasową.
Zdecydowanie wolę plecaki. Nigdy nie podróżowałam z torbą fotograficzną, bo lubię mieć wolne obie ręce, a poza tym torba bardzo obciąża jednostronnie kręgosłup. Po kilku tygodniach wędrówki, skończyłabym zapewne na dłuższej rehabilitacji.
fot. Martyna Skrok, opadające mgły odsłaniają dno i roślinność kaldery Tengger. Jawa, Indonezja 2015
Szukam ciekawych miejsc i wydarzeń, a najlepiej w zestawie ciekawe wydarzenia w ciekawych miejscach. Wspaniałej architektury i krajobrazów, ale tak naprawdę najbardziej fascynuje mnie to, co jest unikatowe dla danego regionu i dotyczy połączenia sacrum i profanum, czyli obrządki religijne, tradycje. Uwielbiam fotografować azjatyckie świątynie. Dym i zapach kadzideł dodatkowo nastraja do fotografowania w takich miejscach. Ale ja w ogóle mam ogromne szczęście trafiać na lokalne święta i uroczystości rodzinne, takie jak śluby, z którymi najczęściej mam do czynienia w fotograficznym życiu zawodowym.
fot. Martyna Skrok, zderzenie tradycji z nowoczesnością – buddyjski mnich dzierży w ręce telefon komórkowy w murach najbardziej okazałej świątyni świata, XII-wiecznej Angkor Wat. Kambodża 2013
Jakkolwiek pretensjonalnie to nie zabrzmi, w fotografii podróżniczej szukam też prawdy. Będąc dwa lata temu na Sri Lance, bardzo chciałam sfotografować słynnych rybaków, siedzących z tradycyjnymi wędkami na wysokich tyczkach, zanurzonych w wodzie. Oglądałam przed wyjazdem zdjęcia Steve'a McCurry z 1995 roku i traf chciał, że trafiłam w dokładnie to samo miejsce, w którym powstały jego prace. Na plaży w miejscowości Weligama, na samym południu Cejlonu, tuż przed zachodem słońca znalazłam wystające z wód tyczki z drewnianymi siedziskami. Tuż obok nich, na wydmie, stał jest maleńki szałas z dachem z liści bananowca, a w nim grupka rybaków bacznie przyglądała się zlanym potem turystom.
fot. Martyna Skrok, kruk, przesiadujący na tyczkach, służących niegdyś rybakom do tradycyjnego połowu ryb. Weligama, Sri Lanka 2016
Szybko okazało się, że niestety, nie zarabiają oni już na chleb łowiąc ryby. Zmierzyli nas wzrokiem, po czym jeden z nich, widząc mój sprzęt fotograficzny, podszedł i zapytał, ilu rybaków chcemy mieć na zdjęciu. Nim zdołałam się odezwać, mój towarzysz rzucił od niechcenia "dwóch, może trzech". W odpowiedzi szybko usłyszał cenę. Cenę za pozowanie. Nie taki świat chciałam zatrzymać w kadrze i nie po to jadę kilka tysięcy kilometrów, by kreować rzeczywistość... Podróże to niestety nie tylko zachwyty, ale i rozczarowania. Dlatego też na fotografii zamiast rybaków mam kruka. Tylko on zdecydował się pozować bezinteresownie i bezpłatnie.
Naszymi głównymi aparatami są obecnie dwa egzemplarze Sony A7R II. Te korpusy jadą zawsze z nami, schody zaczynają się w momencie, gdy musimy zdecydować jakie jeszcze inne aparaty zabierzemy. Nasz syn Leo ma swój aparat, Olympusa Tough TG5 i jest to także nasz „plażowy” aparat - bo ani woda, ani piasek mu nie zaszkodzą.
fot. Bart i Silvia Pogoda
Obiektywy to przede wszystkim Sony Zeiss FE 55 mm f/1.8, Sony FE 28 mm f/2 i Sony 90 mm f/2.8. Później to już zależy tylko od tego ile zostaje nam miejsca. Często pakujemy Voigtlandera 40 mm f/1.4, (którego podpinamy do A7 przez przejściówkę) a także dwa obiektywy na których często pracuję komercyjnie: Sigma 50 mm f/1.4 Art, 35 mm f/1.4 oraz 20 mm f/1.4. Na krótsze „tripy“ pakuję też szkła vintage - Heliosa 58 mm f/2 oraz Contaxa Carl Zeiss 50 mm f/1.4. Mamy też malutkiego Voigtlandera 15 mm f/4.5 z mocowaniem Sony - super szkło jeżeli jesteśmy w drodze, w samochodzie czy też w kamperze.
fot. Bart i Silvia Pogoda
Z innych sprzętów - niedawno kupiłem DJI Sparka, którego zamieniłem na DJI Mavic, i szczerze, nie wyobrażam sobie już zdjęć w podróży bez drona. Mamy też dwa analogowe aparaty Yashica T5 oraz Mamiya c330. Z innych pomocnych rzeczy: malutki karbonowy statyw Gitzo, gimbal Zhiyun Crane 2. Mocuję na nim Sony A7RII z 28 mm f/2 albo Sony A6000 z obiektywem Sony Zeiss 24 mm f/1.8. Mamy też Sony RX100V - to prawdziwe małe cudo.
fot. Bart i Silvia Pogoda
Trochę tego sporo, prawda? Więc zasada jest jedna - pakujemy się tak, żeby sprzęt zmieścił się do jednej torby Think TANK Airport TakeOff. Jeżeli coś się nie mieści to zostaje w domu. Musimy więc dokładnie wiedzieć czego potrzebujemy i jakie to będą zdjęcia oraz filmy.
Mamy dwójkę dzieci, więc musimy spakować przede wszystkim je (wózki, nosidełka itd.). Jeśli lecimy samolotem to ograniczamy sprzęt do minimum. Generalnie wystarczają nam dwa korpusy z obiektywami 50 mm oraz dwa szersze szkła. Nie możemy też zapominać, że kable, ładowarki, baterie, filtry, ważą swoje - to też zabiera sporo miejsca. Do bagażu, który nadajemy trafiają rzeczy mniej delikatne i mniej cenne: statyw, gimbal oraz akcesoria.
Od pomysłu na moją pierwszą podróż do jej realizacji minęły aż dwa lata. Za cel obrałem sobie przejechanie Alp na rowerze. Główny powód rowerowego wyjazdu był raczej mało podróżniczy. Chciałem po prostu sprawdzić się fizycznie, zobaczyć jak to jest podjeżdżać z 30-kilogramowym rowerem pod górkę przez wiele godzin.
fot. Karol Werner
Po powrocie doszedłem do wniosku, że nie same Alpy podobały mi się najbardziej, nie widoki zapadły mi w pamięci, a ludzie których po drodze poznałem. Z czasem, z każdym kolejnym wyjazdem chęć poznawania ludzi zamieszkujących konkretne regiony świata całkowicie zdominowała sportowy aspekt moich wyjazdów. I kiedy podczas wyprawy w Alpy robiłem średnio 120 km dziennie, tak teraz wcale nie mam wyrzutów sumienia, kiedy ta liczba spada do 50 km i dzięki temu mam znacznie więcej czasu na poznanie ludzi, ich historii, kultury i zwyczajów.
fot. Karol Werner
Przesiadłem się z matrycy APS-C na Mikro Cztery Trzecie. Głównie z dwóch powodów. Ze względu na równie dobrą jakość, jak i znacznie mniejsze wymiary i wagę sprzętu, co ma kolosalne znacznie podczas podróży. Jako, że bardzo cenię sobie spotkania z ludźmi, to niemniej lubię także ich portretować. Muszę przyznać, że - dzięki mniejszym gabarytom - onieśmielenie ludzi przed obiektywem znacznie spadło. Nagle w miejsce skrępowania spowodowanego wielkim aparatem pojawiła się naturalność. Znacznie rzadziej na moje prośby o wykonanie portretu ludzie pozują (co było nagminne przy lustrzance), a zdecydowanie częściej po wyrażeniu zgody oddają się dalej swoim zajęciom a ja fotografuję.
fot. Karol Werner
Na krótszych trasach planuję znacznie bardziej, na długich chętniej improwizuję. Niemniej zawsze staram się mieć zaplanowany ogólny przebieg trasy i zaznaczone na niej miejsca, które koniecznie chcę sfotografować. Jakieś ciekawe pejzaże, góry, wodospady czy też ciekawe budynki, których fotografie widziałem wcześniej w sieci. Przed każdym wyjazdem staram się przejrzeć w miarę dokładnie okolicę odwiedzanych miejsc, regionów pod kątem ciekawych kadrów właśnie i nierzadko zdarza mi się przez to modyfikować przebieg pierwotnej trasy.
fot. Karol Werner
Może zabrzmi to banalnie, ale na pewno podróże nauczyły mnie tego, że bariery są tylko w głowie. Podobnie zresztą jak stereotypy, które blokują nas przed podróżowaniem. Nie ma się czego bać! Ludzie są z natury dobrzy i nie ma nic lepszego niż doświadczenie tego na własnej skórze. Świat tak strasznie wygląda tylko w mediach i jeśli tylko w danym kraju, do którego marzy Wam się podróż nie ma jakiegoś konfliktu to śmiało - jedźcie. No i nie zapomnijcie zabrać ze sobą aparatu!
zdjęcie główne: fot. Karol Nienartowicz, Norwegia - Trolltunga