Obiektywy
Canon zapowiada 3 nowe obiektywy do filmu i fotografii
Mimo galopujących cen papieru na rynek trafiła w tym roku pokaźna liczba nowych fotoksiążek. Oto nasz subiektywny przegląd najciekawszych pozycji!
W mijającym roku chyba nie powstał żaden album, który wytyczałby nowe ścieżki fotografii na lata, jak niegdyś Amerykanie Roberta Franka. Gdybyśmy mieli jednak jakiś album wyróżnić jako nowatorski, byłby to Post Truth. George Byrne, jak sam mówi, tworzy „krajobrazy snów”. Manipuluje scenerią Los Angeles w taki sposób, że powstają abstrakcyjne kompozycje w pastelowych barwach w duchu malarstwa modernistycznego. Odbiorca nie jest pewien, czy to, co widzi na zdjęciu, to rzeczywistość, czy nie. Australijczyk z pomocą nowoczesnych programów komputerowych do rangi sztuki wynosi edycję zdjęć, tworząc minimalistyczne kolaże. Jak mówi, nudzi go czekanie na „decydujący moment” w duchu Henriego Cartiera-Bressona, a zamiast robić zdjęcia, woli je tworzyć. Amatorzy tradycyjnego podejścia do fotografii na taką post fotografię mogą kręcić nosem, ale efekt końcowy trzeba docenić!
Interesująca wizualnie jest również twórczość szkockiego fotografa Liama Wonga. Na jego zdjęciach uliczne scenerie zamieniają się w cyberpunkowe przestrzenie rodem z gier komputerowych, które zresztą sam na co dzień projektuje. W tym roku ukazał się jego drugi album After Dark, właściwie równie dobry jak debiutancki TO:KY:OO. W swoim debiucie młody fotograf ukazywał nocne życie stolicy Japonii, a w drugiej książce cyberpunkowego klimatu nadał innym miastom – Osace, Kioto, Seulowi, Londynowi, Paryżowi, Rzymowi, czy rodzinnemu Edynburgowi. Jego prace – studium wielkomiejskiej samotności – mają niesamowity klimat, który docenią fani „Łowcy androidów” Ridleya Scotta czy „Dziwnych dni” Kathryn Bigelow.
Nie mniej klimatyczny jest nowy album Harry’ego Gruyaerta Between Worlds. To chyba najlepsza fotograficzna publikacja ze wszystkich wydanych w mijającym roku. Wydaje się, że Belg nie ma sobie równych w fotografii kolorowej, każda jego książka to duże wydarzenie. Tym razem uznany fotograf agencji Magnum fotografuje świat zza szyb. Artystyczny efekt jest znakomity – przenikanie się ludzi, którzy odbijają się w innych ludziach, przenikanie się przestrzeni, zdarzeń, a w tym fotograf zawieszony gdzieś pomiędzy, bo dzięki odbiciom w szybach widać nie tylko to, co przed nim, lecz także to, co za nim. Jak zawsze u Gruyaerta kompozycje są doskonałe, a najważniejsze są światło i kolor. Fuzje barw i refleksy świateł sprawiają, że na Between Worlds lądujemy w jakiejś alternatywnej, magicznej rzeczywistości na pograniczu jawy i snu, pełnej pogodnej melancholii.
Nie można też nie wspomnieć o eponimicznym albumie Vivian Maier wydanym przez Thames & Hudson, będącym bardzo dobrą retrospektywą jej twórczości. Słynna „niania z aparatem” ukazana jest tym razem nie tylko jako wspaniała portrecistka uliczna, lecz także jako bardzo wszechstronna fotografka. Duże wrażenie robią np. jej mniej znane zdjęcia budynków i przestrzeni, w których
to nie ludzie są na pierwszym planie.
O przyjemne zawroty głowy może przyprawić również pięknie wydana książka Diane Arbus Documents, ale tu chodzi głównie o rozmiar całego przedsięwzięcia. Album zawiera bowiem historię recepcji twórczości amerykańskiej fotografii od 1967 roku do dziś. Mamy tu faksymilia gazet z artykułami oraz recenzjami i ponad pół setki esejów różnych autorów, m.in. Susan Sontag. Całość robi wrażenie, podobnie jak sama recepcja. Zdarzało się bowiem, że głęboko humanistyczne zdjęcia Arbus portretujące ludzką inność były dla jej współczesnych przerażające. W ogóle dla fanów twórczości Diane Arbus był to dobry rok, bo ukazał się również dodruk albumu Revelations, ukazującego w sposób najpełniejszy twórczość tragicznie zmarłej artystki.
Publikacją, która w mijającym roku od chwili premiery cieszyła się największym zainteresowaniem, było za to Sumo Annie Leibovitz. To niesamowite, że album jest na pierwszym miejscu bestsellerów (przynajmniej w księgarni Bookoff), zważywszy na jego cenę zbliżającą się do 600 zł. Ta nieco zmniejszona reedycja monumentalnego albumu z 2014 roku nadal swoim ciężarem i rozmiarem robi ogromne wrażenie. Tak samo zresztą jak treść, która zawiera bogaty podgląd całej twórczości słynnej portrecistki.
W fotografowaniu zza szyby specjalizował się też Saul Leiter, chyba najbardziej popularny fotograf roku. Ukazały się dwie publikacje poświęcone jego twórczości: Forever Saul Leiter i The Unseen Saul Leiter. Obie interesujące – pierwsza, w formie książkowej, może stanowić dobry podgląd ogółu twórczości amerykańskiego fotografa. Mamy tu bowiem zarówno zdjęcia kolorowe, jak i czarno-białe, także zdjęcia komercyjne i bardzo prywatne. Są tu też jego próby malarskie. Drugi album natomiast jest gratką dla bardziej wtajemniczonych już w twórczość Leitera, bo pokazują jej nieznaną odsłonę. Pracownicy Saul Leiter Foundation otworzyli przykurzone pudła ze slajdami fotografa. Album The Unseen Saul Leiter ma dwuznaczny tytuł. Chodzi nie tylko o to, że zawiera niepublikowane wcześniej prace artysty, lecz także o to, że wiele z tych zdjęć Leiter robił z ukrycia, zachowując „niewidzialność”. Naprawdę można się poczuć, jakby się było bohaterem jakiegoś thrillera – detektywem, który kogoś śledzi, lub zbrodniarzem podążającym za ofiarą. Bardzo ciekawy album, dzięki któremu, kto wie, może wróci moda na przezrocza?
Więcej można było sobie obiecywać po jak się okazało dość ubogim albumie Franceski Woodman “Alternate Stories”. Rozczarowuje też na pewno brak dostępności albumów Sally Mann, które cały czas są w dodruku. Marzy się natomiast seria ze zdjęciami polskich fotografów na przykładzie słynnej kieszonkowej serii Photofile (w przyszłym roku mają ukazać się tomiki ze zdjęciami Erwina Blumenfelda, Sophie Calle i Harry’ego Gruyaerta). Może któryś z polskich wydawców pokusi się o coś takiego?