Branża
Rankin zamyka swoją agencję - powodem AI i zmieniający się rynek
O nowym, nastawionym na amatorów pełnoklatkowym body Panasonica plotkuje się już od miesiąca. Teraz wyciekła jego rzekoma specyfikacja. Jeśli się ona potwierdzi, otrzymamy jedną z najciekawszych pełnych klatek segmentu entry-level.
Po tym, jak w zeszłym roku Canon pokazał model EOS RP, inni producenci bezlusterkowców musieli w końcu pokazać swoją propozycję w temacie niedrogiej, pełnej klatki dla amatorów, hobbystów czy też osób stawiających swoje pierwsze kroki na polu zawodowej fotografii. Niedawno swoje trzy grosze do tematu dorzucił Nikon, prezentując jeden z najlepiej skrojonych pod tym kątem aparatów, jakie widzieliśmy (Nikon Z5).
Według plotek już niebawem do stawki dołączy także Panasonic z modelem Lumix S5. Do tej pory mogliśmy jedynie przypuszczać czym postanowi zaskoczyć nas producent, teraz jednak wyciekła rzekoma pełna specyfikacja nowego modelu. Co otrzymujemy? Cóż, jak zwykle Panasonic nie boi się zaoferować dużo w kategorii filmowania, ale także pod innymi względami nowy korpus może zaskarbić sobie uznanie użytkowników. Zapowiada się bowiem na mniejsza wersję modelu S1.
Modele S1R, S1H i S1, czyli aktualna oferta linii Lumix S
Jak możemy wyczytać ze specyfikacji udostępnionej przez znanego leakera Nokishita, aparat wyposażony będzie w 24-megapikselową matrycę z 5-osiowym systemem stabilizacji, pracującą w zakresie czułości 50-204800 ISO i stworzoną w architekturze Dual Gain (Dual Native ISO), która gwarantować ma lepsze niż normalnie wyniki pod względem szumów na wysokich czułościach.
Do tego tryb seryjny 7 kl.s (5 kl./s w trybie AF-C, do 60 kl./s w trybie 4K Photo), dwa wejścia na karty SD, uszczelnienia, obracany na różne strony ekran dotykowy, bateria pozwalająca na wykonanie 440 zdjęć i bardzo ciekawie zapowiadające się rozmiary korpusu - nowe body mierzyć ma 132,6 x 81,9 mm przy wadze 630 g.
Gdzie jest haczyk? Przede wszystkim otrzymać mamy dość archaiczny już wizjer elektroniczny o rozdzielczości raptem 2,36 mln punktów oraz oparty o technologię detekcji kontrastu autofokus DFD (Depth From Defocus), który choć bazuje na ciekawym założeniu, to, jak pokazały testy modeli S1 i S1R niekiedy okazuje się niewystarczająco wydajny pod względem pracy fotograficznej w gorszym oświetleniu.
Ewentualne braki w tych departamentach nowy korpus wynagrodzić ma nam trybem wideo. Jeśli wierzyć rewelacjom na temat nadchodzącego aparatu, Lumix S5 pozwalać ma na filmowanie w rozdzielczości 4K z prędkością 60 kl./s z 10-bitowym próbkowaniem 4:2:0 i przepływnością 200 Mb/s, lub 4K 30 kl./s, z próbkowaniem 4:2:2 i przepływnością 150 Mb/s. Najwyższy klatkaż w jakości 4K uzyskamy co prawda wyłącznie w trybie APS-C lub pełnoklatkowym zapisie MP4, a do tego w każdym z trybów zapisu będziemy mieli do czynienia z kompresją LongGop, ale za to na dokładkę otrzymamy tryb anamorficzny (4K 30 kl./s, Full HD 60 kl./s) a także możliwość rejestracji filmów w zwolnionym tempie, w rozdzielczości Full HD z prędkościami sięgającymi 180 kl./s.
Oprócz tego także profil V-Log, złącze słuchawkowe i mikrofonowe, możliwość wyświetlania LUT-ów, opcję regulowania poziomów luminancji czy też monitor kształtu fali i opcję generowania kodu czasowego.
Jednym słowem wszystko, by aparat był w stanie podbić serca aspirujących twórców wideo. Choć raczej nikt nie pokusi się na wykorzystanie go w większych produkcjach, powinien doskonale sprawdzić się w realizacjach na potrzeby internetu czy jako zapasowa kamera.
Pozostaje jedynie pytanie o to, ile z tego jest prawdą oraz jak aparat zostanie finalnie wyceniony. Póki co, niestety nie ma żadnych wskazówek, możemy więc jedynie sugerować się konkurencją. Nikon Z5, podobnie jak Canon EOS RP zadebiutował w cenie 1300 dolarów. Biorąc pod uwagę, że już niebawem poznamy zapewne także odpowiedź Sony, a Canon zapewne już szykuje drugą generację modelu RP, nawet mimo widocznie doskonalszej pod wieloma względami specyfikacji nowe body Panasonica nie powinno przekroczyć ceny 1500-1700 dolarów, jeśli chce przekonać do siebie użytkowników i ugryźć kawałek tortu, który przywłaszczyli sobie inni producenci.
Czy tak się wydarzy? O tym przekonamy się zapewne już niebawem.