Aparaty
Panasonic Lumix - nowe oprogramowanie dla modeli S9, S5II, S5IIX i G9 II
Po raz pierwszy wylądowałem w Azji pod koniec 2000 roku – jeszcze podczas studiów otrzymałem propozycję pracy na jednej z uczelni w Hong Kongu. To były inne czasy, początki Internetu, świat wydał mi się wciąż nieznany i nieodkryty. Nie wiedziałem nic o Hong Kongu, ale propozycja brzmiała jak zapowiedź przygody, więc zdecydowałem się na nią przystać.
Poleciałem na 8 miesięcy, z których zrobiły się prawie 4 lata. Z Hong Kongu zacząłem podróżować po Azji - odwiedziłem Chiny, Tajwan, Tajlandię, Wietnam, Kambodżę i Indie. To wtedy złapałem bakcyla podróżowania i kupiłem swój pierwszy aparat. W 2004 przeniosłem się do Walii na ponad 8 lat, ale wciąż regularnie podróżowałem do Azji. Gdy zrobiłem doktorat, "rzuciłem" uczelnię i nie wiedząc co ze sobą robić zacząłem organizować warsztaty fotograficzne.
Kalkuta, Indie, 2016
W 2013 przeprowadziłem się wraz z przyszłą żoną do Mumbaju. By być na miejscu, nie latać na każdą edycję warsztatów z Europy. Po dwóch latach na kolejne trzy lata przenieśliśmy się do Bangkoku. Do Polski wróciliśmy w 2019, ale Azja to wciąż moje miejsce, mój drugi dom. Łącznie spędziłem tam już pewnie jakieś 10 lat.
Azja bardzo się rozwinęła. Szczególnie widać to w centrach dużych miast, które przeistoczyły się w supernowoczesne metropolie. Hong Kong zawsze wyglądał nowocześnie, ale teraz podobnie można poczuć się w Bangkoku czy Kuala Lumpur.
Gdy po raz pierwszy wylądowałem w Pekinie, zimą 2000 roku, starsi ludzie wciąż nosili proste, komunistyczne uniformy, panowie w autobusach palili papierosy, kraj wydawał się zaniedbany, a na ulicach było mnóstwo starych rowerów. Teraz wszyscy chodzą tam wystrojeni jak w Japonii, wszystko jest nowe i naszpikowane technologią, a po ulicach jeżdżą elektryczne auta.
Varanasi, Indie, 2015
Podobnie w Birmie. W 2012 nikt nie miał telefonów komórkowych, „na Internet” chodziło się do kafejek a po pustych ulicach jeździły rozklekotane japońskie auta. Miało się wrażenie, że czas zatrzymał się tam w miejscu jakieś dwadzieścia lat temu, co też miało oczywiście swój urok. Dziś wszędzie są galerie handlowe i popularne sieciówki, a ulice zakorkowały nowoczesne auta.
Na szczęście ludzie w Azji są bardzo przywiązani do swojej tradycji i przy odrobinie chęci wciąż można znaleźć kawałek “starej” Azji, nawet w tych nowoczesnych metropoliach.
Oj bardzo! Na początku fotografowałem uśmiechnięte dzieciaki i byłem zadowolony z takich zdjęć. To było takie radosne podróżnicze pstrykanie, pełne pasji i entuzjazmu, ale brak doświadczenia robił swoje. Teraz zazwyczaj kasuję zdjęcia ludzi uśmiechających się do obiektywu.
Później chciałem być fotoreporterem. W Cardiff, w weekendy fotografowałem życie nocne, a swoje zagraniczne wyjazdy planowałem pod kątem konkretnego projektu, kontaktując się z jakąś organizacja pozarządową proponując zrobienie zdjęć o ich pracy. Po kilku latach zorientowałem się, że więcej czasu spędzam na dzwonieniu i czekaniu na kogoś, niż na samym fotografowaniu. Poza tym nikt nie był specjalnie zainteresowany publikacją moich zagranicznych reportaży.
Phnom Penh, Kambodża, 2005
Przekonałem się też, nie nie jestem typem storytellera i dokumentalisty. Lubię wziąć aparat i wyjść na ulicę bez żadnego planu, by spontanicznie reagować na otaczającą mnie rzeczywistość. Tak jak Josef Koudelka, Alex Webb czy Harry Gruyaert, którzy byli wtedy moimi bohaterami. Na szczęście udało mi się znaleźć sposób na robienie takich zdjęć jakie lubię - prowadząc moje warsztaty fotograficzne i fotografując razem z uczestnikami. Udało mi się połączyć pasję z pracą.
Po ponad dwudziestu latach wciąż fotografuję głównie ludzi. Moje ulubione kadry są zazwyczaj dość skomplikowane, dużo się na nich dzieje, pociąga mnie szukanie porządku w chaosie codzienności, balansowanie na granicy porażki.
Aden, Jemen, 2007
Zmienił się też mój arsenał fotograficzny. Kiedyś była to duża lustrzanka z obiektywem typu zoom, a teraz mam małego bezlusterkowca z jedna stałką 35mm. Nie potrafię już fotografować zoomem - dochodzi kolejny element do kręcenia i nie wiem gdzie mam stać. Stałka jest prostsza. Moje zdjęcia są dookoła mnie, więc nie potrzebuję zoomowania.
Na pewno po tylu latach fotografowania popadam w schematy, pociągają mnie podobne sytuacje i zapewne fotografuję je w podobny sposób. Choć przewrotnie można to też nazwać stylem. Szukając świeżości staram się jeździć w nowe miejsca, nieznane mnie inspiruje. Ale wracam też co jakiś czas do swoich ulubionych krajów czy miast, które dobrze znam i w których dobrze się czuję. Odwiedzając te same miejsca robię jednak inne zdjęcia, gromadzę nowy materiał i na pewno kiedyś wydam album o Yangon, Kalkucie, Hanoi czy Varanasi.
Hanoi, Wietnam, 2017
Ha! Właściwie przestałem portretować ludzi. Pamiętam, że kiedyś woziłem ze sobą długi zoom 70-200 właśnie żeby robić ludziom portrety. Jeżeli fotografuję pojedyńczą osobę, to zazwyczaj nie dla jej twarzy, ale dla wizualnego całokształu - osoby i jej otoczenia. Bardziej interesują mnie portrety środowiskowe, niż ciasne kadry twarzy, które kojarzą mi się ze zdjęciami paszportowymi.
Ogólnie, na pewno mój styl się zmienił. Zdjęcia są bardziej spontaniczne niż kiedyś, pewnie też dlatego, że fotografując używam głównie ekranu LCD. Moje fotografowanie jest też mniej zauważalne - z małym bezlusterkowcem jestem bardziej dyskretny niż z dużą lustrzanką przy oku. Oczywiście korzystając z wizjera lepiej kontrolowałem scenę i kadrowałem dokładniej, ale świadomie poświęcam dawną precyzję dla spontaniczności, dynamiki i większej dyskrecji.
Ho Chi Minh City, Wietnam, 2023
Mam. Nie fotografuję ludzi w kompromitujących czy trudnych sytuacjach. A jeśli już decyduję się sfotografować taką scenę to tak, by nie można było zidentyfikować bohaterów. Jeśli ktoś ma grymas na twarzy, to również usuwam takie zdjęcie. Staram się, by ludzie na moich kadrach wyglądali dobrze, by nie poczuli się źle, jeśli znajdą kiedyś siebie na moich fotografiach.
Jeśli podczas omawiania zdjęć widzę u nich kontrowersyjne ujęcie, to próbuję im uświadomić z czym się wiąże publikacja takiego zdjęcia. Na pewno ktoś im zwróci uwagę i rozpocznie niemiłą publiczną dyskusję na temat etyki. Trzeba być przygotowanym na taką sytuację i umieć wytłumaczyć dlaczego dane zdjęcie zostało zrobione i opublikowane.
Bangkok, Tajlandia, 2014
Na szczęście ludzie w Azji są zazwyczaj przyjaźnie nastawieni do fotografów i zazwyczaj nie mają nic przeciwko byciu fotografowanymi. W niektórych krajach wręcz chcą być na zdjęciach i lubią pozować. Na Filipinach jest to czasem problem – trudno zrobić zdjęcie bez uśmiechniętych ludzi z palcami ułożonymi w literę „V”.
W krajach muzułmańskich kobiety mogą być nieśmiałe, unikać aparatu lub protestować, ale to czy można komuś zrobić zdjęcie momentalnie się wyczuwa. Należy obserwować mowę ciała. Nigdy nie pytam o pozwolenie, zazwyczaj robię zdjęcia zanim zostanę zauważony, a gdy już jestem "widzialny" to nieraz nawiązuję kontakt - coś zagaduję i w zależności od reakcji widzę czy mogę dalej fotografować czy nie. W Japonii z kolei ludzie są dosyć nieśmiali i często po prostu się odwracają widząc aparat, a w Birmie czy Laosie po prostu udają, że nie widzą turysty z aparatem i dalej robią swoje.
Taszkent, Uzbekistan, 2024
W Zachodnim świecie to nieraz problematyczny temat, nigdy nie wiadomo jaka będzie reakcja dorosłych. A na Wschodzie wręcz odwrotnie. Rodzice widząc turystę z aparatem często zachęcają do zrobienia zdjęcia swojej pociechy, z której są bardzo dumni, odmowę odbierają jako coś przykrego.
W wielu krajach obecność dzieci jest najlepszym sposobem na rozpoczęcie fotografowania - jeżeli widzę grupę ludzi i czuję że może być tam zdjęcie, wystarczy zagajenie w stylu „jakie słodkie dziecko! Też mam dwójkę takich!”, by przełamać lody. Fotografowanie samo się zaczyna.
Ale faktem jest, że im bardziej rozwinięty kraj, czy miasto, tym trudniej się fotografuje. Na zadbanym placu zabaw w Centrum Bangkoku na pewno ktoś zwróciłby uwagę widząc fotografa, podczas gdy w lokalnej dzielnicy na przedmieściach pewnie nie.
Kuala Lumpur, Malezja, 2016
Włoskie wydawnictwo Eyeshot znane jest z wydawanego już od dobrych kilku lat magazynu fotograficznego. Od 2022 roku publikuje też albumy, zazwyczaj związane z tematyką fotografii ulicznej. Do tej pory ukazało się ponad 20 tytułów, a wśród auorów są czołowe postacie współczesnej sceny fotografii ulicznej, jak Vineet Vohra, Siegfried Hansen czy Shin Noguchi.
Kilka lat temu, Marco, założyciel Eyeshot, wspomniał, że w przyszłości chciałby wydać album z moimi zdjęciami. I faktycznie kilka miesięcy temu otrzymałem od niego maila z propozycją publikacji. Rozmawialiśmy o temacie. Spośród kilku różnych wariantów azjatycka antologia wydała nam się najlepszym pomysłem.
Solo, Indonezja, 2009
W albumie będzie około 100 zdjęć, zdecydowana większość w szeroko rozumianej stylistyce fotografii ulicznej. Wybór zdjęć jest efektem wspólnej pracy z fotoedytorem z Eyeshot. Pierwsza selekcja obejmowała ponad 700 zdjęć. Metodą eliminacji zawęził ją w pierwszym kroku do ok. 150. Wtedy nadszedł czas na usunięcie kolejnych 50 i ostateczną roszadę niepasujących do całości kadrów.
Zdjęcia pochodzą z prawie trzydziestu krajów które odwiedziłem do tej pory w Azji. Miejsca, w których spędziłem więcej czasu – jak Indie, Wietnam, Bangladesz czy Birma - są reprezentowane przez większą ilość zdjęć, a te w których mniej - przez jedno lub dwa (Malezja, Tajwan czy Jordania).
Poti, Gruzja, 2021
Najstarsze zdjęcie jest z 2005 roku, z mojego drugiego wyjazdu do Kambodży, z czasów gdy pojechałem do Phnom Penh robić reportaż o życiu na wysypisku śmieci. Najnowsze - z maja tego roku z Uzbekistanu, z moich drugich warsztatów w tym pięknym kraju. Dzieli je więc równo 20 lat!
Większość to nowsze zdjęcia, prawie połowa pochodzi z ostatnich pięciu lat. O czym to świadczy? Pewnie o tym, iż początki mojego fotografowania nie były zbyt owocne. Pierwsze wyjazdy to było dużo emocji i zapału, jednak patrząc na zdjęcia widzę mnóstwo niewykorzystanego potencjału.
Z perspektywy czasu widzę, że gdybym podczas moich pierwszych wyjazdów miał możliwość fotografowania u boku doświadczonego fotografa i obserwowania jego pracy, to dużo szybciej osiągnąłbym wyższy poziom.
Książka jest dostępna jedynie na stronie wydawcy w formie przedsprzedaży prowadzonej do 30 września. Nie będzie dystrybuowana w tradycyjnej formie w księgarniach stacjonarnych czy internetowych. To nowy model wydawniczy, który Eyeshot wprowadził w tym roku. Zostanie wydrukowanych dokładnie tyle albumów ile zostanie zamówionych, każdy będzie miał swój numer, nie będzie dodruku.
Dhaka, Bangladesz, 2018
Jeżeli ktoś będzie chciał kupić ten album w przyszłości to jedyną opcją będzie rynek wtórny. Tak więc warto zaopatrzyć się w egzemplarz teraz, póki jest to możliwe.
Album kosztuje 50 Euro plus wysyłka do Polski 10 Euro. Nie jest to mało, jednak Eyeshot to małe niezależne wydawnictwo, nakłady są stosunkowo niewielkie w porównaniu do dużych wydawnictw i niestety koszt produkcji jest dosyć wysoki. Na szczęście ich albumy cenę rekompensują jakością - są pięknie wydrukowane we Włoszech i zapakowane w bardzo ładnie wyglądające foliowe drukowane opakowanie, zaprojektowane oddzielnie dla każdego albumu. Każdy jest też numerowany. Naprawdę najnowsze albumy Eyeshot robią wrażenie. A dla czytelników fotopolis wydawca przygotował specjalny kod rabatowy 10% FPOLISMACIEJ10
Trudne pytanie! Nie wiem czego się dowiedziałem, ale wiem że bardzo się zmieniłem. W 2000 roku leciałem do Hong Kongu jako nieśmiały chłopak ze Wschodniej Polski, który praktycznie nigdzie nie był i nic nie widział. Przez te wszystkie lata nabrałem odwagi i pewności siebie. Poznałem świat, nauczyłem się żyć i przebywać pośród różnych kultur.
Znalazłem też w końcu swoje miejsce. Po prawie 20 latach na walizkach mieszkam z rodziną w drewnianym domu w lesie pod Białymstokiem i bardzo dobrze się tu czuję. Tutaj regeneruję siły po odbytych wyjazdach i ładuję baterie - w głowie i aparacie! - na kolejne wojaże. Gdyby tylko lotnisko było bliżej....
Swój egzemplarz książki możecie zamówić tylko do końca września na stronie wydawcy!
Janakpur, Nepal, 2022
Maciej Dakowicz (ur. 1976 w Białymstoku) - fotograf i edukator, członek kolektywu fotografów Up Photographers i ambasador marki Fujifilm. Autor albumów Cardiff After Dark i Sonepur Mela. Jego zdjęcia były szeroko publikowane w mediach, pokazywane na wystawach i nagradzane w konkursach fotograficznych, zarówno w kraju jak i za granicą. Od prawie 15 lat organizuje i prowadzi wyjazdowe warsztaty fotografii ulicznej.