Długoogniskowe zoomy Pentaksa - część 1, Pentax SMC-DA 50-200 mm F4-5.6 ED

Po krótkiej przerwie wykorzystanej na test zestawu superzoomów, wracamy do optyki długoogniskowej. Z popularniejszych firm produkujących zarówno lustrzanki jak i optykę do nich, pozostał nam jeszcze Pentax i to jego produktami zajmiemy się obecnie. Na tapetę weźmiemy wszystkie trzy oferowane obecnie długie zoomy, a mianowicie: SMC-DA 50-200 mm F4-5.6 ED, SMC-DA 55-300 mm F4-5.8 ED, SMC-DA* 50-135 mm F2.8 ED. Zapraszamy do lektury.

Autor: Paweł Baldwin

16 Październik 2008
Artykuł na: 23-28 minut
Spis treści
Opisywany tu obiektyw (zamontowany do aparatu) jest nieduży, ale po założeniu osłony przeciwsłonecznej może wyglądać dość poważnie.

Pentax jak na razie nie sygnalizuje chęci wskoczenia w segment pełnoklatkowych lustrzanek cyfrowych. Jednym z przejawów tej polityki, jest ograniczenie zestawu prezentowanej w katalogach optyki kryjącej kadr 24 x 36 mm do dwóch obiektywów makro. Oferta obiektywów pełnoklatkowych jest przeważnie szersza, no i widoczna na stronach przedstawicielstw Pentaksa w poszczególnych krajach, ale katalogi skrzętnie to ukrywają. Przy tym od dobrych kilku lat Pentax nie zaprezentował nowego obiektywu pełnoklatkowego, nie licząc wspomnianych wcześniej dwóch szkieł makro. Nawet nowi przedstawiciele "limitowanej", szlachetnej optyki stałoogniskowej to wyłącznie "niepełnoklatkowce", czyli obiektywy noszące oznaczenie DA. Dopasowując się do tego trendu, wybraliśmy do testu zoomy kryjące swym polem obrazowania wyłącznie obszar 23,5 x 15,7 mm czyli pentaksowską wersję formatu APS-C. Mają więc one w swej nazwie człon DA, z tym że w 50-135 mm F2.8 uzupełniony on jest o smakowity kąsek - czerwoną gwiazdkę. Oznacza ona przynależność do najwyższej klasy optyki Pentaksa, a tworzą ją jeszcze: standardowy zoom 16-50 mm F2.8 oraz długoogniskowe "stałki" 200 mm F2.8 i 300 mm F4. W najbliższej przyszłości grupę tę uzupełni od dawna zapowiadany zoom 60-250 mm F4 oraz świeżutka nowość, portretówka 55 mm F1.4.

Cykl testów długich zoomów Pentaksa zaczniemy od opisu najtańszego w zestawieniu obiektywu 50-200 mm F4-5.6.

Wybrane do tego cyklu obiektywy testowaliśmy po dołączeniu do Pentaksa K20D. Zdjęcia testowe zostały wykonane przy natywnej czułości przetwornika obrazu ISO 100, ustawionej przestrzeni barw sRGB, wyłączonej redukcji szumów ISO (funkcja i tak zbędna przy tak niskiej czułości) oraz redukcji szumów pojawiających się przy długich ekspozycjach ustawionej na On. Oznacza to, że działa ona przy zdjęciach naświetlanych 0,3 s albo dłużej. Spośród zestawów ustawień barw / parametrów obrazu wybraliśmy domyślne Bright / Jasne. Zdjęcia zapisywane były jako pliki RAW i JPEG o pełnej rozdzielczości i najsłabszej dostępnej kompresji. Jeśli zdarzyło się że parametry były ustawione inaczej, zostało to wspomniane w podpisie zdjęcia. Do testu dołączone zostaną pliki RAW z wybranych zdjęć plenerowych i studyjnych. Każdy chętny będzie mógł ocenić, w jakim stopniu zdjęcia JPEGi z aparatu różnią się od tych uzyskanych z surowego formatu RAW w wybranej "wywoływarce".

Tak jak i w innych długich zoomach z niskiej i średniej półki, tak i tu przód obiektywu znacznie wysuwa się przy wydłużaniu ogniskowej. A wraz z nim do przodu "wędruje" indeks skali odległości. W praktyce jakoś mi to nie przeszkadzało.

Pentax SMC-DA 50-200 mm F4-5.6 ED

To zaprezentowany na początku 2005 roku, a do niedawna najtańszy i najprostszy z długich, niepełnoklatkowych zoomów Pentaksa. Pierwszeństwo w tej konkurencji pod koniec września odebrał mu identyczny pod względem optycznym przedstawiciel nowej serii DA-L. Ten przeznaczony do tańszych lustrzanek obiektyw ma plastikowy bagnet, brak mu skali odległości i możliwości ręcznej korekty ostrości bez wyłączenia autofokusa, a osłonę przeciwsłoneczną trzeba dokupić oddzielnie. Jest jednak lżejszy i tańszy, a o to przecież chodziło.

Do zalet opisywanej i testowanej przez nas starszej, podstawowej wersji należy zaliczyć ciekawsze wzornictwo. Urozmaicają je dwie metalowe plakietki z oznaczeniem i charakterystyczny dla optyki DA zielony paseczek. Niby drobiazgi, ale uzupełniony nimi obiektyw prezentuje się znacznie lepiej i bardziej elegancko niż smutny, szary DA-L 50-200 mm.

Sam obiektyw jest malutki i zgrabny, tak samo zresztą jak i podobne konstrukcje innych producentów. Stosunkowo duża osłona przeciwsłoneczna mocno go wydłuża, wyraźnie dodając powagi temu amatorskiemu szkiełku.

Konstrukcja

Nawet tu, w tanim zoomie znajdziemy soczewkę ze szkła o niskiej dyspersji.

Z zewnątrz nie jest to typowy, tani "plastik-fantastik", gdyż z metalu wykonano bagnet mocujący do aparatu. Już to klasyfikuje tego zooma ciut powyżej najtańszych w klasie konstrukcji. Metalowe są także ozdóbki, czyli wspomniane już plakietki i zielony paseczek tuż za pierścieniem zooma. Oba pierścienie są gumowane z dobrze odróżniającymi się fakturami powierzchni. Ciekawie zorganizowano mechanikę wysuwu przodu obiektywu. Realizują go dwa człony. Tylny wysuwa się z obudowy przy wydłużaniu ogniskowej, a przedni z tylnego przy skracaniu odległości ogniskowania. Przy tym przedni nie obraca się podczas ustawiania ostrości, co oznacza że pentaksowski 50-200 mm jest kolejnym zoomem bez systemu wewnętrznego ogniskowania, ale z nieobracającym się przodem. Z pewnością pomoże to użytkownikom filtrów polaryzacyjnych, ale dla nich Pentax przygotował tu jeszcze dwie miłe niespodzianki. Pierwsza, to nieduża średnica mocowania filtrów 52 mm, co oznacza niewielki ich koszt, a drugą jest okienko w osłonie przeciwsłonecznej umożliwiające obracanie filtrem bez jej zdejmowania.

Filtr tylko 52 mm? Miła rzecz!

Nieobracający się przód oznacza możliwość zastosowania profilowanej osłony przeciwsłonecznej, ale tu mamy "pełną", czyli nie wycinaną. Fakt ten trochę mnie dziwił, aż do czasu gdy przyjrzałem się obiektywowi z osłoną w pozycji transportowej, czyli założoną tył na przód. Okazuje się ona tak długa, że jej wydłużenie związane z wyprofilowaniem uniemożliwiałoby zdejmowanie z obiektywu. Po prostu nie byłoby go za co złapać. Tak więc obecna forma osłony ma sens.

Pod względem optycznym obiektyw jest dość typowym, tanim, długoogniskowym zoomem z prawie najniższej półki. "Prawie", gdyż pośród soczewek kryje on jedną wykonaną ze szkła o niskiej dyspersji, a jego ogniskowa zaczyna się od 50 mm, a nie typowych dla zoomów APS-C 55 mm. Tak więc zakres odpowiadający małoobrazkowemu zakres ogniskowych to 75-300 mm, choć w niektórych materiałach Pentaksa napotykamy przedział 76,5-306 mm. Wynika to z faktu, iż jedne źródła stosują rzeczywisty współczynnik kadrowania wynoszący dla Pentaksa 1,53, a inne powszechnie przyjmowany 1,5. Nota bene, w przypadku Nikona i Sony, pomimo że lustrzanki APS-C obu mają matryce ze współczynnikiem 1,52, nikt się nawet nie zająkuje że jest on inny niż 1,5. Oczywiście różnice wynikające ze stosowania różnych przeliczników są niewielkie, ale warto o nich pamiętać gdy chcemy dokładnie porównać ogniskowe lub kąty widzenia obiektywów.

Bagnet oczywiście metalowy, ale napęd autofokusa pochodzi z aparatu, o czym świadczy sprzęgło widoczne po lewej stronie. Na ultradźwiękowy SDM tańsze obiektywy Pentaksa będą musiały jeszcze trochę poczekać.

Maksymalny otwór względny ma typowy zakres F4-5.6. Początkowe F4 zmienia się w F4.5 przy ogniskowej 60 mm, a F5.6 pojawia się przy 150 mm. Maksymalne przymknięcie zmienia się od F22 dla 50 mm do F32 dla 200 mm. Minimalna odległość ogniskowania to 1,1 m, a dzięki niej przy najdłuższej ogniskowej uzyskać można skalę odwzorowania 0,24 (1:4,2). Autofokus napędzany jest silnikiem w lustrzance i - jak to w Pentaksach - jest głośny i bardzo szybki. Pierścień ostrości obraca się przy automatycznym jej ustawianiu, co jest niewątpliwym minusem. Jednak w mechanizm ustawiania ostrości wbudowane jest sprzęgło przerywające połączenie pomiędzy pierścieniem, a napędem AF natychmiast gdy ten zakończy ogniskowanie obiektywu. Dzięki temu w razie potrzeby możemy natychmiast dokonać ręcznej korekty ostrości. No chyba że pracujemy w trybie ciągłym (AF.C), gdyż wtedy na naszą korektę aparat natychmiast odpowie własną.

Osłona przeciwsłoneczna jest tak długa, jak tylko można. Większa jej długość bardzo utrudniałaby zdjęcie jej z obiektywu, jeśli zakładana była tył na przód na czas transportu.

Obsługa

Pierścień ogniskowych nie daje powodu do najmniejszych nawet narzekań. Jest szeroki - zajmuje niemal połowę długości obiektywu, ma dość ostro moletowane gumowe pokrycie, a skala ogniskowych zajmuje ciut więcej niż 1/4 obwodu. Na dokładkę obraca się on z niedużym, wyjątkowo płynnym oporem, równym w całym zakresie ruchu. Nawet od profesjonalnego, kosztującego 10 razy więcej zooma nie można żądać niczego więcej.

Cudownie lekko, a przy tym płynnie obraca się pierścień ogniskowych tego zooma.

Z ręcznym ustawieniem ostrości już tak dobrze nie ma, ale w żadnym razie nie trzeba załamywać rąk. Mamy bowiem do czynienia z nieco zbyt luźno obracającym się pierścieniem z szeroko rozpisaną skalą odległości. Zajmuje ona połowę obwodu, co na pewno nie ułatwia szybkiej zmiany położenia płaszczyzny ostrości, choć niewątpliwie pomaga w precyzyjnym ręcznym zogniskowaniu zooma. Jednak ten na pierwszy rzut oka zbyt mały opór ruchu, w praktyce okazuje się całkiem w porządku. Czujemy że ów opór nie został sztucznie dodany dla podniesienia komfortu obsługi, a że wynika on z konstrukcji mechanizmów wewnątrz zooma, między innymi przekładni zmieniającej obrót pierścienia na osiowy ruch przedniego członu optyki. A że opór ten, choć nieduży, jest płynny, dość "tłusty" i równy w całym zakresie skali odległości, nie bardzo jest do czego się przyczepić - w każdym razie biorąc pod uwagę klasę obiektywu.

Pierścień odległości obraca się może ciut za luźno, ale jak na tę klasę optyki rzecz wygląda OK.

Do tego dodać trzeba kilka plusów ergonomii, o których była już mowa: opcja natychmiastowej ręcznej korekcji ostrości (Quick Shift Focus System), okienko w osłonie przeciwsłonecznej służące do obracania filtrów, no i oczywiście nieduże wymiary i masa. Zoom ten jest tylko symbolicznie większy od wyjątkowo zminiaturyzowanego olympusowskiego Zuiko 40-150 mm F4-5.6, który został przecież zaprojektowany dla przetworników o powierzchni mniejszej o 40 %.

Z wyraźniejszych minusów wygody obsługi zauważyłem tylko brak wewnętrznych uchwytów w przednim kapturku, co mocno utrudnia jego wydobywanie z głębin wąskiej osłony przeciwsłonecznej założonej na obiektyw.

I znowu przychodzi mi pochwalić okienko w osłonie przeciwsłonecznej pentaksowskiego zooma. Żeby tylko inni producenci brali z tego przykład...
Dodaj ocenę i odbierz darmowy e-book
Digital Camera Polska
Spis treści

Poprzednia

Skopiuj link
Słowa kluczowe:
Komentarze
Więcej w kategorii: Obiektywy
Tamron 17-50 mm f/4 DI III VXD – test praktyczny (+RAW)
Tamron 17-50 mm f/4 DI III VXD – test praktyczny (+RAW)
Tamron testuje kolejny ciekawy zakres ogniskowych, tym razem przesuwając punkt ciężkości w stronę szerokiego kąta. Czy to idealny zoom dla podróżnika z krajobrazowym zacięciem? Mieliśmy okazję to...
27
OM System M.Zuiko Digital 150-600 mm f/5-6.3 IS ED - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe
OM System M.Zuiko Digital 150-600 mm f/5-6.3 IS ED - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe
Najnowszy teleobiektyw OM System pozwala na fotografowanie i filmowanie na odpowiedniku ogniskowej wynoszącym aż 1200 mm. Oto, jak M.Zuiko Digital 150-600 mm f/5-6.3 IS ED spisuje się w...
30
Tamron 70-180 mm f/2.8 Di III VC VXD G2 – zdjęcia przykładowe [RAW]
Tamron 70-180 mm f/2.8 Di III VC VXD G2 – zdjęcia przykładowe [RAW]
Druga generacja tego popularnego zooma do bezlusterkowców Sony to lepsze parametry i przeprojektowany układ optyczny. Sprawdziliśmy jak zachowuje się w połączeniu z korpusem Sony A7 III
25
Powiązane artykuły