Wydarzenia
Melchior Wańkowicz. Fotoreporter - wystawa nieznanego dorobku reportera literackiego
Na szczęście nie. Nie ograniczam się do wakacji w Polsce. Odwiedzam też inne kraje, choć nie są to dalekie wyprawy, bo zazwyczaj do naszych sąsiadów, w szczególności Litwy, Białorusi, Ukrainy. To tereny II RP. Zdjęcia stamtąd ciągle wywołują sentymentalne wspomnienia, w szczególności u starszych osób i ludzi znających historię naszego kraju. Portalowi „Cudzechwalicie” zawdzięczam bardzo wiele. Założyli go Monika i Wiesław Stępniowie jakieś 10 lat temu. Na początku żył jako portal polonijny, opierający się na udostępnianiu ciekawych miejsc. Ja dołączyłem do nich 2–3 lata po starcie z planem przekucia go na bardziej fotograficzny, poprzez organizowanie fotowypraw i zlotów. Rozwijaliśmy to małymi krokami i dziś, mimo pandemii po drodze, udaje mi się organizować jeden z największych zlotów w południowej części Polski.
Na urlop wybieram się zazwyczaj w wakacje. Ale na przestrzeni całego roku organizuję różne fotowyprawy i nie traktuję tego jako pracy, tylko jako bardzo aktywny wypoczynek, który zawsze coś wnosi do mojego życia. Myślę, że do życia ludzi, którzy ze mną jeżdżą, także. A czy zawsze mam przy sobie aparat? Nawet kilka. I moją terenówkę wypchaną po dach wszystkim, co do fotografii krajobrazowej i przyrodniczej jest potrzebne – luneta, lornetka, siatki maskujące, statywy itp.
Zdecydowanie tak. W każdym zakątku znajdziemy miejsca, które się wyróżniają krajobrazowo i architektonicznie. Tym bardziej warto je uwieczniać, bo nie wiemy, co w tych miejscach będzie za kilkanaście lat, i czy te fotografie nie będą tego dowodem i wspomnieniem dla wielu osób.
Tak, ale niejednokrotnie są to takie trochę sztuczne twory. Owszem, znajdziemy tam piękny krajobraz, ale ingerencja w to jest nadal według mnie zbyt duża. Jedynymi miejscami, w których naprawdę pilnuje się naturalnych zasobów, szczególnie dzikiej przyrody i bardziej rygorystycznie patrzy na turystów, są Biebrzański Park Narodowy i Bory Tucholskie. Oczywiście naszym parkom narodowym nie chcę niczego zarzucać, tym bardziej że nie mam zbyt dużego porównania. W mojej opinii jednak te dwa parki przodują w staraniach zachowania dzikiej przyrody.
Ponidzie, Bieszczady, Podlasie, Polesie, Mazury, Żuławy. Ogólnie wszędzie, gdzie jest ograniczona ingerencja przemysłu w środowisko naturalne.
Każdy region Polski ma swój bardziej magiczny urok o określonej porze roku: Bieszczady jesienią, Biebrza, Podlasie i Ponidzie wczesną wiosną, Mazury latem, góry wysokie zimą.
Staram się szukać nowych miejsc. Ale do jednego wracam co roku – wczesną wiosną do Biebrzańskiego Parku Narodowego. I powiem więcej, to już tradycja i jedna z większych fotowypraw, które organizujemy jako portal „Cudzechwalicie”.
W tym roku spotkało się tam prawie 100 fotografów. W dodatku wzięły w tym udział główne firmy należące do sojuszu L-mount, czyli Panasonic, Sigma i Leica – to ewenement na skalę co najmniej europejską. Oczywiście wszystkie spotkania i warsztaty tego typu konsultuję z władzami parku i sprawdzam, czy są jakiekolwiek przeciwwskazania co do terminu czy miejsca. Z reguły jest tak, że grupki 10–15 osób są jeszcze tolerowane, ale z większymi już gorzej. Zresztą sam nie wyobrażam sobie prowadzenia kilkudziesięcioosobowej grupy nawet z przewodnikiem do serca parku narodowego. To nieetyczne. Dlatego postanowiłem skoncentrować się na obrzeżach parku, bo choć to miejsce na uboczu, to nadal z przepięknymi widokami na rozlewiska oraz wschody i zachody słońca.
Ponadto terminem nie bez kozery jest wczesna wiosna, bo to jedyna pora, kiedy wiem, że BPN nie zrobi mi przeszkód. Na wiosnę wszystko kłębi się tam jak w ulu. Zwierzęta są wtedy w takim amoku, że im jest wszystko jedno, czy ktoś tam koło nich chodzi, czy nie. Natomiast później, kiedy zaczyna się gniazdowanie i lęgi, to już co innego. Wtedy absolutnie nie poszedłbym z większą grupą. Poza tym wczesną wiosną nie jest jeszcze tak gęsto i zielono, więc wszystko widać, jest już ciepło, choć poranki mogą być jeszcze mroźne, co dodaje dodatkowego efektu na bagnach czy rozlewiskach. W koło jest też dużo architektury.
Oczywiście, że tak. Tam krajobraz jest o tyle ciekawy, że oprócz magii mgieł i wody niejednokrotnie wkomponowane jest w to wszystko żywe zwierzę – łoś, sarna, gęś. Dla mnie ważne jest, żeby na zdjęciu coś się działo. Lubię fotografować krajobraz, ale nie taki „czysty”. Ja to nazywam architektura krajobrazu. Jeśli w kadr wkomponowany jest jakiś główny motyw, jak domek, konik, ciągnik, to jest zdecydowanie lepiej.
Jestem też artystą fotografikiem ZPAF, więc przede wszystkim kompozycja i światło. Ale kiedy trzeba uchwycić jakiś wyjątkowy moment, priorytetem jest po prostu uwiecznienie tego kadru.
Różnymi kanałami, ale w szczególności wykorzystuję właśnie portal cudzechwlicie.com i jego grupę na social mediach. Tam ludzie wrzucają lepsze lub gorsze fotografie ze swoich wycieczek po Polsce, chwalą się ciekawymi miejscami, niejednokrotnie mało znanymi. Często też na grupie dostaję podpowiedzi, gdzie jechać, tanio przenocować czy zjeść. Jest to bardzo przydatne przy organizowaniu fotowypraw. Mamy też grupę Zlot Pasjonatów Fotografii Cudzechwalicie – ponad 1000 osób, które na przestrzeni lat jeździły i jeżdżą ze mną na fotowyprawy czy zloty.
To zależy. W aucie mam zawsze pod ręką dużo sprzętu. Ale jak już muszę się powłóczyć pieszo, to ograniczam się do jednego aparatu, za to z dobrej klasy telezoomem, np. 70–200 lub 150–500 mm. Zawsze mam też przy sobie malutki aparacik Lumix LX100 II. Daje bardzo dobry obrazek, bo w środku znajduje się stosunkowo duża matryca formatu 4/3, ale jego drugą ważną zaletą jest to, że z tym aparatem wchodzę praktycznie wszędzie. W zasadzie nie zdarzyło mi się nigdy, aby z jego powodu ktoś mnie gdzieś nie wpuścił, co niejednokrotnie zdarza się z dużymi aparatami. Z reguły mam przy sobie też lornetkę, która pomaga mi wypatrzyć coś bez nadmiernej i niepotrzebnej ingerencji w środowisko.
Krajobraz robię teleobiektywem. To jest właśnie Kielecka Szkoła Krajobrazu. Uczy jak kadrować, jak pracować światłem, jak ukazać krajobraz, nie pokazując słońca i nieba. Wiadomo, że w pewnych sytuacjach szeroki kąt jest potrzebny. Ale dajmy na to u mnie na Ponidziu – wchodzę sobie na jakiś pagórek z podłączonym teleobiektywem i mam stamtąd wszystko w zasięgu ręki. Obracając się tylko zgodnie ze wskazówką zegara, mogę fotografować detale, zakamarki i zagłębienia. Ma to dodatkowe plusy. Nie jeżdżę po tych polach jak opętany, nie niszczę upraw, nie płoszę zwierząt. Jeśli ja jestem na dystansie 500 m to one nawet nie wiedzą, że ja im robię zdjęcia, a jednocześnie pięknie wkomponowują się w obraz.
Fotografuję wszystko, dlatego używam i takich obiektywów. Na przykład Lumixa S 50 mm f/1,4 praktycznie nie zdejmuję z R-ki.
Bo jest jedną z dwóch marek fotograficznych, która moim zdaniem dość wiarygodnie oddaje kolorystykę plików JPG prosto z aparatu i doskonale sprawdza się w przypadku ludzi, którzy nie obrabiają zdjęć.
W zasadzie oba są bardzo dobre. Mówiąc w skrócie, Panasonic S5 II to szybki aparat z intuicyjnymi rozwiązaniami. Dokładnie porównałem go z konkurencyjnymi modelami w tym segmencie. Jest bardzo poręczny i funkcjonalny. Ma przy tym szybki autofokus. Głównie wykorzystuję go do „ruchomych celów”. Z kolei Lumix S1R moim zdaniem to najlepszy aparat do krajobrazu, architektury portretu czy studia – wszędzie tam, gdzie wysoka rozdzielczość może być kluczowa. Posiada na matrycy specjalne mikrosoczewki, które zapewniają niższy szum na wysokich ISO, zwiększają rozpiętość tonalną i oddają lepsze nasycenie barw.
Jeśli porównamy sobie zdjęcia wyświetlone na monitorze, to różnic nie zobaczymy. Dopiero po zastosowaniu dużych powiększeń będzie to miało znaczenie. Więc jeśli robimy naprawdę duże wydruki, pełnoklatkowa matryca i duża rozdzielczość są wskazane. Ale jeśli ktoś robi zdjęcie do Internetu, a nawet do wydruków domowych (nawet do 1 m), wydaje mi się, że różnic nie zauważy. Dlatego i zdjęcia z S5 II można z powodzeniem drukować w całkiem dużym formacie.
Do niedawna funkcje wideo w aparatach osobiście z chęcią bym wykasował. Filmowania nie używam. Jestem typowym fotografem praktycznym, do tego starszej daty – nie da się ukryć, mam już pięćdziesiątkę. Ostatnio jednak trochę pożałowałem, że nie filmuję. Fotografowałem bociana czarnego nad Wisłą od strony Kampinoskiego Parku Narodowego. Zrobiłem całą serię zdjęć, jak żeruje, ale potem plułem sobie w brodę, że nie nagrałem jego zachowania.
Żyjemy w czasach, kiedy niestety AI wypiera prawdziwą fotografię. Owszem, używam programów do obróbki zdjęć, ale w bardzo minimalistyczny sposób. Niejednokrotnie moja obróbka kończy się na automatycznym wywołaniu RAW, ewentualnie przekadrowaniu i tyle. Ja staram się fotografować według starej szkoły, robić teraz rzeczy w taki sposób, na jaki kiedyś pozwalała ciemnia.
Pokazuję moje fotografie na różnych wykładach i spotykam się z bardzo przychylnym odbiorem. Można coś robić dla komercji i można coś robić dla przyjemności. Dla mnie fotografia krajobrazowa kojarzy się z niczym niezakłamanym obrazem. Nie specjalnie rozumiem fotografów, którzy robią HDR-y czy stosują inne sztuczki. Potem nazywają to fotografią krajobrazową, choć w praktyce takiego widoku nie jesteśmy w stanie zobaczyć. To już nie jest „obraz kraju”. Owszem, są to niejednokrotnie fajne obrazki. Ale czy przeciętny odbiorca tej fotografii nie będzie zawiedziony, jeśli go w naturze nie znajdzie? Staram się, żeby odbiorcy mojej fotografii, jadąc w te same miejsca i o tych samych porach, mogli zobaczyć to samo co ja. Według mnie ludzie chcą wspominać miejsca, tak jak wyglądają, a nie w sposób przerysowany, przekolorowany. Jeśli ja, pokazując zdjęcie, wyjaśnię, jak je zrobiłem, jakich ustawień, użyłem to człowiek, który pojedzie w to samo miejsce, będzie w stanie wykonać podobny obraz. Nie musi być zawodowym fotografem.
„Polskie bezdroża” albo „Polska widziana z bezdroży” – na razie to tytuły robocze. Jest to projekt wystawy, który robię wraz z Panasonic Polska. Celem jest ukazanie rodzimego krajobrazu. Docelowo przewiduje 25–30 prac przedstawiających miejsca moim zdaniem warte odwiedzenia. Wiem na pewno, że nie uda się pokazać wszystkich, ale z pewnością będą to moje ulubione…
Artysta fotograf, członek ZPAF. Jeden z kontynuatorów słynnej Kieleckiej Szkoły Krajobrazu. Ulubiona tematyka fotograficzna to: etnografia, krajobraz, architektura, art i akt. Zawodowo fotograf okolicznościowy. Autor i współautor wystaw: „Przeszłość zaczęła się wczoraj”, „Z szafy prababci”, „Filmowy skansen”, „Suchedniowskie rody – Ostachowscy”, „Bez kochania bardzo źle – miłość w kulturze ludowej” oraz „To tu Świętokrzyskie” i innych. Jego zdjęcia często wykorzystują instytucje kultury i muzea w całej Polsce. W swoim dorobku posiada również zdjęcia wykonane do materiałów dydaktycznych i oświatowych. Wykonywał zlecenia fotograficzne dla Ministerstwa Zdrowia, Opieki Społecznej i Sportu Królestwa Niderlandów. Ambasador marek Panasonic Polska i Fomei oraz portalu polonijnego „Cudzechwalicie”. Organizator szeregu fotowypraw mających na celu promocję najpiękniejszych zakątków Polski.