Wydarzenia
Vive la Résistance! W oku patrzącego - Marta Bogdańska w IFF
Druga generacja tego nie-do-końca-klasycznego tele to ważne zmiany, które przybliżają go do segmentu profesjonalnego. A pod niektórymi względami nawet je wyprzedza. Co potrafi i dla kogo jest nowy, kompaktowy Tamron 70-180 mm?
Pierwsza generacja Tamrona 70-180 mm f/2,8, która debiutowała na rynku wiosną 2020 roku, została przez użytkowników przyjęta wyjątkowo ciepło. Nic w tym dziwnego – obiektyw był wówczas jedyną godną uwagi alternatywą dla większego, cięższego i przede wszystkim znacznie droższego modelu systemowego - reporterskiego klasyka FE 70-200 mm f/2,8 GM.
Czas nie stoi jednak w miejscu. A konkurencja nie śpi. Sony zaprezentowało doskonalszą i mocno odchudzoną wersję swojego topowego modelu a obiektyw o podobnych parametrach zapowiedziała również Sigma, coraz odważniej wkraczająca w bagnet E. Opracowanie przez Tamrona wersji G2 wydawało się więc kwestią czasu.
Szybki rzut oka wystarczy, by przekonać się, że japoński producent potraktował ten projekt bardzo poważnie. Nowa wersja to nie kosmetyczna aktualizacja – cała konstrukcja została gruntownie przeprojektowania. Bardziej ergonomiczna obudowa zawiera nowy układ optyczny i przede wszystkim system optycznej stabilizacji obrazu VC. Obiektyw zachował przy tym kompaktowe wymiary i nadal konkurencyjną cenę (ok. 6900 zł).
Taki zestaw cech sprawia, że nowym Tamronem zainteresują się już nie tylko fani reportażu i fotografii sportu, ale zapewne również podróżnicy, którzy chętnie wrzucą do swojego plecaka takie właśnie jasne i poręczne tele. By się o tym przekonać, zabrałem nowego Tamrona w 2-miesięczną podróż po Azji południowo-wschodniej. O to czego się o nim dowiedziałem.
Ustawienia: f/2,8; 1/3200 s; ISO 100; 118 mm
Wszystkie zdjęcia wykonane zostały z korpusem Sony A7 III. To pliki RAW wywołane w Adobe Lightroom CC z zastosowaniem podstawowej korekcji barwnej oraz ekspozycji. Zachęcamy do pobrania paczki plików RAW i samodzielnej oceny możliwości obiektywu i potencjału plików.
Tajemnica kompaktowości obiektywu tkwi oczywiście w nietypowym zakresie ogniskowych. Urwanie 20 mm z długiego końca klasycznej rozpiętości 70-200 pozwoliło znacznie obniżyć wagę ale też zachować stosowaną przez Tamrona konsekwentnie średnicę 68 mm. Jest to kompromis na który łatwo się zgodzić, bo o ile w przypadku szerokiego kąta każdy milimetr ma ogromne znaczenie, tak tu różnica między 180 a 200 mm będzie ledwie zauważalna.
Porównanie wymiarów w pozycji transportowej. Od lewej: Tamron 70-180/2,8 (wersja G1); Sigma 70-200/2,8; Sony 70-200/2,8 GM i Sony 70-200/2,8 GM II
Obiektyw mierzy 156.5 x 83 mm i waży 855 g co oznacza, że minimalnie mniejszy i lżejszy jest tylko jego poprzednik (co wynika z uboższego toru optycznego i braku stabilizacji). Zestaw z korpusem Sony A7 III waży ok. 1505 g czyli w zasadzie tyle ile sam obiektyw Sony pierwszej generacji, czyli nieco tańsza wersja 70-200 mm f/2,8 GM.
Najcięższe sekcje soczewek zgrupowano przy tym bliżej bagnetu, dzięki czemu cały zestaw nie ciąży przesadnie do przodu. A7 III nie jest korpusem specjalnie wygodnym, ale potrafię sobie wyobrazić, że w połączeniu z masywniejszym body jak Sony A7IV czy A7R V, możliwe będzie - jeśli zajdzie taka potrzeba - fotografowanie nawet jedną ręką.
Mi zdarzyło się to nie raz. Korpus A7 III z podpiętym 70-180 mm często miałem przewieszony przez ramię nawet podczas jazdy motorem, tak by w każdej chwili móc zatrzymać się i jedną ręką szybko podnieść zestaw do oka. Tak właśnie było w przypadku poniższego zdjęcia, które zrobiłem w drodze z Ubud do Munduk, czyli w górzystej, północnej części Bali.
Ustawienia: f/2,8; 1/1000 s; ISO 100; 180 mm
Mniejsze wymiary wynikają również z tego, że nie jest to konstrukcja zamknięta a więc rozsuwa się podczas zoomowania. Do niedawna była to cecha odróżniająca konstrukcje profesjonalne od amatorskich, ale obecnie zaczyna się to zmieniać (wystarczy spojrzeć na rozsuwane zoomy Canon RF klasy L). Oczywiście oznacza to większe ryzyko zasysania kurzu i mniejszą odporność ale korzyści wynikające z mniejszych wymiarów również są bezdyskusyjne.
Przednia część podczas zoomowania wysuwa się nieznacznie (na ok. 2 cm). Wystarczy też krótki ruch nadgarstka by płynnie pokonać cały zakres od 70 do 180 mm. Warto podkreślić, że pierścień pracuje bez żadnych oporów i wyczuwalnego tarcia plastiku o plastik, co zdarzało się w przypadku pierwszych bezlusterkowych zoomów Tamron. W końcu jest tak jak być powinno.
Wersja G2 to ogólnie budowa charakterystyczna dla wszystkich zaawansowanych obiektywów producenta – o ile poprzednik był monolitycznym gładkim walcem, tu pierścienie są wyraźnie uwydatnione, co sprawia, że szybciej odnajdujemy je bez odrywania oka od wizjera a ich obsługa jest zwyczajnie wygodniejsza.
Obudowa wykonana została z tworzyw sztucznych, ale sprawia bardzo solidne wrażenie. Stalowy bagnet okala gumowa uszczelka, a tych w konstrukcji ma być znacznie więcej. Producent deklaruje solidne zabezpieczenie przed kurzem i wilgocią wszystkich newralgicznych punktów konstrukcyjnych. Dodatkowo przednią i tylną soczewkę pokryto fluorową powłoką hydrofobową, co ma ułatwiać utrzymanie jej w należytej czystości.
Na tubusie znajdziemy ponadto przełącznik blokady Lock (o którym szybko zapomnimy, bo obiektyw zwyczajnie nie rozsuwa się pod własnym ciężarem), a także złącze USB-C, przełącznik Custom i wąski programowalny pierścień. Być może połączyliście już kropki...
Zacznijmy od złącza USB-C. Jest uszczelnione i pozwala na bezpośrednią komunikację z komputerem i dedykowaną aplikacją Tamron Lens Utility. W ten sposób wygodnie wgramy nowy firmware, dokonamy kalibracji AF oraz określimy funkcje przełącznika Custom (trzy tryby). To właśnie za jego pomocą, wedle potrzeb, możemy zmieniać zakres pracy AF lub funkcję pierścienia, by sterował on np. wartością przysłony.
Oczywiście nie zawsze mamy możliwość podpięcia się do laptopa, dlatego producent opracował też aplikację na smartfony (na razie tylko te z Androidem) TAMRON Lens Utility Mobile, która umożliwia konfigurację obiektywu w terenie. Choć nadal potrzebujemy do tego kabla USB-C.
Z aplikacją możemy zrobić zasadniczo dwie rzeczy: po pierwsze, użyć jej do dostosowania elementów sterujących (przełącznika Custom i pierścienia ostrości), po drugie, można jej użyć do zdalnego sterowania ostrością i np. szybkiego przejścia między dwoma punktami podczas nagrywania wideo.
Generalnie aplikacja oferuje wszystkie kluczowe funkcje znane z wersji desktopowej, jedynym wyjątkiem jest aktualizacja firmware'u obiektywu, która wciąż możliwa jest tylko na komputerze. Łączenie jest banalnie proste. Wystarczy podpiąć aparat kablem USB-C, uruchomić aplikację a następnie aparat. Urządzenia parują się momentalnie a intuicyjny interfejs pomaga szybko zaprogramować ustawienia. Jedyny minus to automatyczne rozłączanie "apki", gdy po chwili aparat przechodzi w stan uśpienia. Jeśli chcemy na spokojnie skonfigurować wszystkie funkcje warto na chwilę wyłączyć usypianie w menu aparatu.
Tamron sprytnie obchodzi więc ograniczenia funkcjonalności, na które skazana jest optyka producentów niezależnych - w przypadku natywnych modeli, tego typu funkcje przypiszemy zazwyczaj z poziomu menu głównego aparatu.
Bardzo popularna w czasach lustrzankowych stabilizacja optyczna, dziś stosowana jest zdecydowana rzadziej. W znacznej mierze zastąpiła ją stabilizacja matrycy, która w nowoczesnych bezlusterkowcach potrafi być nawet dwukrotnie wydajniejsza. Oczywiście nieco inaczej wygląda to w przypadku długich ogniskowych, gdzie charakter drgań jest inny a ich amplituda często trudna do skompensowania mikro-przesunięciem sensora. Wprowadzenie systemu VC w nowym Tamronie dla bardziej wymagających użytkowników będzie miało więc kluczowe znaczenie.
Ustawienia: f/5,6; 1/10 s; ISO 50; 180 mm
W praktyce, posługując się maksymalną ogniskową 180 mm - jeśli zmuszą nas do tego okoliczności - możemy zejść nawet do 1/10 s. Oczywiście mowa tu o sytuacji statycznej, gdy mamy czas na ustawienie się w stabilnej pozycji i wykonanie kilku prób. Stosunkowo duży odsetek ostrych zdjęć uzyskujemy już przy 1/30 s a za bezpieczny czas można uznać 1/50 s. Wynik co najmniej przyzwoity!
Ustawienia: f/2,8; 1/30 s; ISO 50; 180 mm
W praktyce nieczęsto wystawiałem się na ryzyko wykonania nieostrych zdjęć. Sony A7 III radzi sobie już na tyle dobrze w słabym świetle, że nie starałem się obniżać ISO za wszelką cenę. Podpinając 70-180 mm najczęściej przełączałem się w tryb preselekcji czasu wybierając bezpieczny czas (1/125 s i krótszy) i korzystając z ISO Auto.
To kolejny układ, który w przypadku reporterskich szkieł ma znaczenie zasadnicze. Zastosowany tu silnik VXD (Voice-coil eXtreme-torque Drive) to najnowsza generacja napędu liniowego stosowana w obiektywach Tamron. Działa szybko i bardzo płynnie, a na krótszym końcu 70 mm wręcz rewelacyjnie. A przy tym w zasadzie bezdźwięcznie. Ostrzy bez widocznego efektu oddychania, przeszukiwania zakresu i nerwowego „dojeżdżania” do punktu ostrości.
Ustawienia: f/2,8; 1/1000 s; ISO 100; 180 mm
Być może podwójne silniki natywnych modeli Sony pracują jeszcze szybciej, ale nawet przez moment nie miałem wrażenia, że optyka ogranicza możliwości aparatu. Przeglądając zdjęcia surferów czy z walk tajskiego boksu w zasadzie nie zdarzały się zdjęcia nietrafione. W trybie śledzenia błędy wynikały głównie z pracy strefą - aparat dawał się czasem zmylić przez przysłaniające akcję liny ringu, czy znajdującą się bliżej aparatu falę, na którą nagle przeskakiwał.
Ustawienia: f/2,8; 1/640 s; ISO 3200; 180 mm
Obiektyw wyjątkowo dobrze "dogaduje się" też z korpusami Sony. W przypadku 70-180 mm komunikacja przebiega bardzo sprawnie, bez nieprzyjemnego dostrajania ekspozycji podczas uruchamiania i wahań systemu AF na krótkich dystansach, co zdarzało się nam chociażby w przypadku modelu 28-75 mm. Bardzo dobrze działa też śledzenie i detekcje, choć te warto byłoby zapewne sprawdzić również z nowszymi, wspieranymi przez AI korpusami A7R V czy A7R C.
Ustawienia: f/2,8; 1/640 s; ISO 2500; 90 mm
Natomiast to co może skłonić niektórych użytkowników do wyboru natywnego modelu to, oprócz szybszego śledzenia w trybie C-AF, możliwość korzystania z telekonwerterów, której Tamron nie oferuje. A w fotografii sportu, możliwość wydłużenia ogniskowej nawet dwukrotnie, i to kosztem tylko jednej działki przysłony, to ważny atut.
Oczywiście nie jest to obiektyw wyłącznie do sportu, a dla wielu użytkowników, od możliwości fotografowania z większej odległości będzie - przeciwnie - możliwość podejścia jeszcze bliżej. Ale o tym za chwilę.
Układ optyczny to teraz 20 elementów w tym 3 asferyczne, 3 ze szkła o niskiej dyspersji i jeden o ekstremalnie niskiej dyspersji. To zupełnie nowy schemat, który ma zapewniać jeszcze lepsze osiągi, ale który pozwolił również znacząco skrócić minimalny dystans ostrzenia - aż o 55 cm dla ogniskowej 70 mm (z 85 w wersji G1 do 30 cm w G2). To najlepszy wynik w segmencie, który zmienia obiektyw quasi-macro.
Z Tamronem 70-180 mm f/2,8 G2 możemy zbliżyć się do obiektu na ok. 15 cm (od przedniej soczewki dla 70 mm)
Tamron 70-180 mm pozwala więc kadrować bardzo ciasne portrety, swobodnie wycinać elementy sceny i wykonywać zbliżenia w fotografii produktowej. Większe powiększenie uzyskujemy przy ogniskowej 70 mm (1:2) niż przy maksymalnych 180 mm (1:4).
Na zdjęciu kolejno: zdjęcie przy 70 mm z dystansu, przy minimalnej odległości ostrzenia dla 180 mm, oraz minimalnej odległości dla 70 mm (poziom)
Wykonywaniu zbliżeń z pewnością sprzyja rewelacyjna ostrość w centrum kadru i to już od maksymalnie otwartej przysłony f/2,8. Na brzegach kadru i w rogach zauważymy nieznaczny spadek jakości ale nadal jest to wynik bardzo dobry. Inżynierowie Tamron zdecydowanie zasługują na pochwałę. Przyglądając się powiększeniom zdjęć portretowych można odnieść wrażenie, że obiektyw jest wręcz zbyt ostry i aż prosi się o nakręcenie filtru typu black-mist!
Ustawienia: f/2,8; 1/640 s; ISO 2500; 90 mm
Ustawienia: f/2,8; 1/640 s; ISO 2500; 90 mm
Ustawienia: f/2,8; 1/1600 s; ISO 100; 180 mm
Większych zastrzeżeń nie można mieć też do charakteru rozmycia. O ile w tańszych modelach Tamron bokeh bywa faktycznie "nerwowy", tak w przypadku 70-180 mm jest miękki i przyjemny dla oka. Różnica względem obiektywów Sony nie powinna być znacząca (choć te faktycznie mają 11 a nie 9 blaszek przysłony oraz bardzo precyzyjne soczewki XA). Projektantom Tamron udało się ładnie zminimalizować efekt "krążków cebuli" w punktach świetlnych (dobrze pokazuje to zdjęcie kota w części poświęconej stabilizacji) a mniejsza odległość ostrzenia potęguje jeszcze "kremowość" rozmycia.
Ustawienia: f/2,8; 1/800 s; ISO 125; 180 mm
Ustawienia: f/2,8; 1/60 s; ISO 500; 180 mm
Ustawienia: f/2,8; 1/320 s; ISO 100; 126 mm
Najważniejsze jest jednak to, że optycznie obiektyw skorygowano naprawdę skutecznie. Zarówno winietowanie jak i odblaski trzymane są w ryzach a problem aberracji chromatycznej, powodującej przebarwienia na kontrastowych krawędziach, w zasadzie nie istnieje. Nawet przy szeroko otwartej przysłonie i na metalicznych i połyskujących powierzchniach - przeglądając wykonane zdjęcia nie znalazłem żadnych jej śladów. W pracy pod światło kontrast oczywiście spada, ale obiektyw nie blikuje. A przy tak skomplikowanych układach optycznych eliminowanie odbić wewnątrzsoczewkowych nie jest wcale proste.
Winietowanie i geometrię - wyraźną "poduszkę" w całym zakresie ogniskowych - skutecznie korygują systemy optycznej optymalizacji aparatu. W przypadku plików RAW równie efektywne będą programy do edycji z wgranym profilem czyli zmapowaną charakterystyką wad danego modelu. Firmy coraz chętniej rezygnują z pakowania do tubusów kolejnych ciężkich i drogich specjalistycznych soczewek na rzecz właśnie korekcji systemowych. Dzięki temu szkła są i mniejsze i tańsze. Patrząc na skuteczność tych rozwiązań nie mam wątpliwości, że jest to kierunek na kolejne lata.
Druga wersja Tamrona 70-180 mm f/2,8 to niewątpliwie konstrukcja bardzo udana, w której trudno dopatrzyć się zdecydowanych wad czy nawet większych niedociągnięć. Wykonano go z dużą starannością a odporność i wytrzymałość nie budzą wątpliwości. Oczywiście nie jest to konstrukcja tak pancerna jak profesjonalne modele za ponad 10 tys. zł, ale Tamron jest też od nich znacznie mniejszy i odczuwalnie lżejszy. Pracuje przy tym z dużą kulturą a rozbudowana ergonomia i wydajna stabilizacja optyczna sprawiają, że model ten powinien zainteresować nie tylko ambitnych amatorów ale również zawodowców. Zwłaszcza patrząc na osiągi optyczne z rewelacyjną ostrością na czele.
Dla kogo jest więc ten obiektyw? Specyfika budowy, a zwłaszcza wyjątkowo kompaktowa i lekka konstrukcja z pewnością rozszerzają jego zastosowanie. To już nie tylko jasny reporterski klasyk ale również świetny kompan dla wymagających podróżników. Dla mnie był to przede wszystkim świetny portretowy zoom, który pozwalał podejść blisko by fotografować w klasycznym przedziale 85-135 mm, oraz tworzyć ciekawe środowiskowe ujęcia z większych dystansów. Z pewnością jest przy tym bardziej dyskretny niż klasyczne "zebry" 70-200 mm.
Ustawienia: f/2,8; 1/500 s; ISO 100; 180 mm
Ustawienia: f/2,8; 1/800 s; ISO 100; 180 mm
Ustawienia: f/2,8; 1/125 s; ISO 100; 170 mm
Ustawienia: f/2,8; 1/1600 s; ISO 100; 180 mm
Ale taki zakres ogniskowych oczywiście dobrze sprawdzi się również w krajobrazie, reportażu czy niewymagającej fotografii dzikiej przyrody. Z przewieszonym przez ramię Tamronem, bez obaw o nasze plecy, możemy wybrać się na lekki treking a nawet całodniową eksplorację okolicy.
Ustawienia: f/2,8; 1/1250 s; ISO 100; 70 mm
Ustawienia: f/2,8; 1/200 s; ISO 100; 180 mm
Ustawienia: f/2,8; 1/320 s; ISO 100; 70 mm
Ustawienia: f/2,8; 1/400 s; ISO 400; 180 mm; AI NR
Ustawienia: f/2,8; 1/40 s; ISO 12800; 70 mm; AI NR
W podróży czy na plenerze Tamron 70-180 mm f/2.8 Di III VC VXD G2 będzie też stanowił idealne uzupełnienie dla szerokokątnego lub standardowego zooma. Ja połączyłem go z inną nowością Tamron pod Sony czyli modelem 17-50 mm f/4 zyskując bardzo ciekawy podróżniczy zakres 17-180 mm. I to właśnie ten obiektyw będzie tematem kolejnego tekstu!