Flip to duchowy następca popularnych w latach 80. i 90. ubiegłego wieku aparatów z linii Polaroid 600. Sama nazwa pochodzi też od „flip-top Polaroid”, jak zwykło się określać wszystkie modele z unoszoną lampą (a jest ich prawie 20!).
Prosty zamykany mechanizm aparatów, takich jak Polaroid 600 Spirit, 636 Closeup, czy Impulse pozwalał chronić optykę przed uszkodzeniami i jednocześnie odsuwał flash od obiektywu, co ograniczało efekt czerwonych oczu.
Modelem Flip Polaroid powraca do tej idei łącząc ponownie elementy kultowego designu i intuicyjnej obsługi z funkcjami takimi jak sonarowy AF i łączność Bluetooth, by sterować aparatem również za pomocą smartfona.
Co jednak najważniejsze, funkcja analizy sceny i hiperfokalny mechanizm obiektywu mają zagwarantować zawsze udane zdjęcia. A to kwestia kluczowa, bo w sytuacji, gdy paczka wkładów kosztuje dziś co najmniej 65 zł, nic tak nie zniechęca, jak kolejne prześwietlone lub nieostre zdjęcia.
Sam aparat nie jest drogi. Kosztuje dziś 899 zł i wypełnia lukę między najprostszą linią Polaroid NOW (599 zł), a zaawansowanym i znacznie droższym modelem I-2 (2499 zł). W nasze ręce wpadł właśnie testowy egzemplarz „Flipa”. Oto co już wiemy, po wystrzelaniu kilku paczek!
Polaroid Flip, czyli miniaturowy Moby Dick!
Prototypów było ponoć kilka, ale koniec końców, pod względem designu Flip to raczej wariant modelu NOW niż zupełnie nowy projekt czy inkarnacja którejś z klasycznych „sześćsetek”. Nadrzędnym celem było tu oczywiście zgrabne zamknięcie dobrze już znanej bryły aparatu klapką flesza.
Gdy lampa jest złożona, ta obła biała forma przypomina nam nieco wieloryba albinosa, z masywnym czołem i długim otworem gębowym przez który wypluwa on zdjęcia. Gdy unosimy klapkę powstaje daszek z wysoko umieszczonym fleszem a aparat automatycznie się uruchamia.
Nowy Flip praktycznie w całości wykonany jest z nowoczesnych polimerów, czyli po prostu tworzyw sztucznych. Są one bardzo lekkie, niedrogie w produkcji, a jednocześnie trwałe - zapewniają wystarczającą sztywności oraz odporności na uderzenia. Również elementy optyczne wykonano z PMMA (polimetakrylan metylu), który jest lżejszy i prostszy w obróbce niż szkło, a wykazuje przy tym bardzo dobrą przejrzystość.
Na tylnej ściance znajdziemy tylko przełącznik lampy błyskowej (domyślnie jest włączona) oraz podłużny przycisk trybu pracy Mode (aktywuje samowyzwalacz, podwójną ekspozycję lub korekcję perspektywy). Gdy uniesiemy lampę widzimy też mały panel kontrolny, na którym wyświetlane są ikonki statusu (liczba pozostałych zdjęć, tryb pracy, stan baterii itd.).
Z przodu, oprócz obiektywu i flesza zauważymy małą diodę samowyzwalacza oraz „sitko” sonarowego systemu AF, przez które emitowane są ultradźwięki (o tym później). Na spodzie dodatkowo znajdziemy gwint mocowania statywowego, który przyda się do autoportretów i kreatywnych zabaw. Aparat zasila wbudowany akumulator, który ładujemy przez umieszczone z boku złącze USB-C, i który ma wystarczyć do wykonania około 15 paczek filmów.
Generalnie pod względem budowy i wykonania Flip robi bardzo dobre wrażenie. Jest ładnie zaprojektowany i starannie wykonany. Z pewnością nie mamy wrażenia, że trzymamy w rękach tanią zabawkę. Waży prawie 700 g (z ładunkiem), co potęguje jeszcze to wrażenie, ale sprawia też, że aparat pewnie i stabilnie leży w dłoni podczas fotografowania.

Obiektyw, to sprytnie rozwiązana kwestia ostrości
Kilka słów warto poświęcić optyce zintegrowanej z systemem AF, bo to jedna z ciekawszych innowacji w tym segmencie. To automatyczny, czterostrefowy system hiperfokalny oparty na sonarowym ustawianiu ostrości. Aparat emituje fale dźwiękowe i mierzy czas powrotu by określić dystans do obiektu i w efekcie ustawić właściwą strefę ostrości. Rozpiętość od ok. 40 cm aż po nieskończoność podzielono na cztery strefy a obrotowy mechanizm sprzęgnięty z sonarem wstawia w układ optyczny właściwy element ogniskujący na konkretny przedział.
Zaletą sonarowego pomiaru jest fakt, że działa również w nocy, wadą, że może być mało precyzyjny podczas ostrzenia na bardzo małe elementy, bywa podatny na zakłócenia, gdy fale odbijają się np. od powierzchni szklanych, luster, lub bardzo miękkich, jak zasłony a nawet mechaty sweter.
W praktyce pomyłki praktycznie się nie zdarzają. Na 40 wykonanych przez nas zdjęć, ostrość chybiona była w przypadku trzech ujęć. I nie były to zdjęcia zupełnie nieostre, ale zogniskowana nie koniecznie tam gdzie sobie tego życzyliśmy. Po prostu nie zwróciliśmy uwagi na przeszkody, które mogły zmylić system pomiaru.
Trzeba brać poprawkę na to, że jest to nadal dość prosty układ, który priorytetowo potraktuje zawsze elementy pierwszego planu, od których fale dźwiękowe odbiją się najszybciej. Ale nie jest to sytuacja bez wyjścia. Z pomocą przychodzi nam aplikacja Polaroid, która paruje się automatycznie z aparatem gdy jest on włączony, i która pozwala ręcznie wybrać dystans ostrzenia.
Co do samej ostrości również trudno mieć zastrzeżenia. Czy też większe oczekiwania. Ostrzejsze zdjęcia widzieliśmy tylko w przypadku zaawansowanego Polaroida I-2 oraz klasycznego SX-70, który dysponuje szklanym, 4-elementowym obiektywem typu Tessar ,i naświetla na filmach o niższej czułości ISO 125 (ładunki i-Type i 600 mają czułość ISO 640).
Pole widzenia Polaroid Flip to 40,8° w pionie oraz 39,4° w poziomie, co odpowiada mniej więcej ogniskowej 40 mm dla systemów pełnoklatkowych. Zapewnia więc naturalną perspektywę zarówno dla portretów, jak i szerszych ujęć. Zakres przysłon to, w zależności od dystansu od f/8,5 do f/,66. Do portretów z bliska Flip wykorzystuje szerszą przysłonę, by zapewnić miękkie rozmycie tła, ostrząc na dalszy plan korzysta z mniejszych otworów by maksymalizować ostrość.
Fotografowanie Flipem jest proste jak robienie zdjęć telefonem
Unosimy lampę i niemal natychmiast możemy zrobić zdjęcie – lampa ładuje się bardzo szybko i trzeba pamiętać, że domyślnie zawsze jest włączona. Na szczęście - i w przeciwieństwie do wielu najtańszych aparatów natychmiastowych - możemy ją zawsze wyłączyć.
Wizjer to prosty celownik lunetkowy i szkoda, że nie jest ciut większy i nie wyświetla najprostszej chociaż ramki. Nie wspominając o korekcji błędu paralaksy, czyli przesunięciu kompozycji gdy obiekt jest blisko obiektywu.
A co z jakością? Największym problemem niedrogich aparatów Polaroid z serii NOW i OneStep jest tendencja do prześwietlania zdjęć wykonywanych w świetle dziennym. W przypadku Flipa jest zdecydowanie lepiej i nawet zdjęcia wykonywane w pełnym południowym słońcu wychodziły nam całkiem dobrze.
Aparat ma więc lepszy pomiar ekspozycji a ponadto wysyła nam znaki ostrzegawcze. Wykorzystuje funkcję Analizy Sceny (Scene Analysis), informuje nas, gdy zdjęcie może być prześwietlone lub niedoświetlone.
Sygnalizuje to za pomocą czerwonej diody LED umieszczonej zaraz poniżej okienka wizjera. Gdy świeci się w sposób ciągły, oznacza to, że zdjęcie będzie zbyt jasne lub zbyt ciemne. Gdy mruga, najpewniej jesteśmy zbyt blisko tematu. Minimalna odległość ostrzenia wynosi 40 cm, a w sytuacji gdy obiekt znajduje się bliżej, aparat blokuje wykonanie zdjęcia.
Polaroid Flip daje też możliwość ręcznej korekty poprzez kompensację ekspozycji (EV). Przytrzymanie przycisku MODE włącza tryb EV, a kolejne jego naciśnięcia pozwalają przełączać się między trzema poziomami: +0.5 EV (jaśniej), 0 EV (neutralnie) oraz -0.5 EV (ciemniej). Wyczucie kiedy i jaką korektę najlepiej zastosować będzie wymagało eksperymentów i zapewne co najmniej kilku paczek wkładów.
Lampa błyszczy w towarzystwie
Umieszczona w klapce aparatu lampa, to najmocniejszy dotychczas flesz wykorzystujący próżniową lampę wyładowczą. Aparat reguluje intensywność błysku w zależności od odległości do fotografowanego obiektu i jak łatwo się domyślić, robi to w oparciu o pomiar sonara.
Zasięg lampy to według specyfikacji 4,5 metra, ale jest to dystans maksymalny. By uzyskać naprawdę dobre efekty, temat – na przykład grupa znajomych – powinien znajdować się nie dalej niż 2,5-3 metry od obiektywu.

Filmy
Polaroid Flip współpracuje z dwoma rodzajami filmów natychmiastowych marki Polaroid. Zalecane są ładunki i-Type, które nie mają wbudowanego akumulatora (niezbędnego w przypadku niektórych starszych aparatów Polaroid), dzięki czemu są nieco tańsze (i nieco bardziej ekologiczne).
Drugim kompatybilnym rozwiązaniem jest Polaroid 600, klasyczny film natychmiastowy wyposażony we własną baterię. Oba rodzaje filmów i-Type oraz 600 mają taką samą czułość ISO 640 i charakterystykę barwną, oba występują też w różnych interesujących wariantach (B&W lub kolor, różne ramki).

Co jeszcze?
Oprócz podstawowych funkcji Flip oferuje kilka praktycznych udogodnień. Posiada samowyzwalacz (włącza się po jednokrotnym naciśnięciu przycisku MODE) i tryb podwójnej ekspozycji (dwukrotne szybkie wciśnięcie przycisku MODE). Możliwe jest również łączenie kilku trybów, takich jak samowyzwalacz, podwójna ekspozycja i kompensacja ekspozycji, co daje większą swobodę twórczą.
Aparat wyposażono również we wspomniany już moduł Bluetooth, który umożliwia połączenie z darmową aplikacją Polaroid (iOS i Android). Pozwala ona na zdalne sterowanie, dostęp do zaawansowanych ustawień manualnych (w tym długich i krótkich czasów otwarcia migawki) oraz aktywację samowyzwalacza i podwójnej ekspozycji z poziomu smartfona. Możemy też „skanować” zdjęcia naszym telefonem, by szybko podzielić się nimi z innymi.
Podsumowanie
Po tych szybkich testach pozostajemy z bardzo dobrym wrażeniem. Aparat jest ładny i solidnie wykonany a dzięki zamykanej konstrukcji nie balibyśmy się wrzucić go po prostu do plecaka. Przewieszony przez ramię nie ciąży podczas wędrówek a na imprezach zawsze wzbudza zainteresowanie.
Co najważniejsze, jakość zdjęć faktycznie się poprawiła. Świadomość, że systemy pomiaru działają bardziej precyzyjnie z pewnością zachęca do fotografowania. Oczywiście nie każde zdjęcie będzie udane – zdarzyły nam się ujęcia zbyt jasne, zbyt ciemne i nietrafione, ale wydaje się to być nieodłączną częścią analogowej fotografii.