Maen Hammad: Skateboarding w Palestynie oferuje młodzieży nie tylko adrenalinę – także nadzieję

"Chciałbym móc powiedzieć ludziom, że bycie fotografem może w jakiś sposób stanowić formę oporu wobec przemocy kolonialnej. Ale nie mogę". O realiach życia w okupowanym kraju rozmawiamy z fotografem Maenem Hammadem, którego projekt „Landing” możecie zobaczyć w ramach programu głównego na trwającym do niedzieli Fotofestiwalu w Łodzi.

Autor: Julia Kaczorowska

18 Czerwiec 2025
Artykuł na: 23-28 minut

Ta rozmowa może dotknąć wielu trudnych tematów, więc najpierw chciałabym zapytać optymistycznie: czy jest coś, co sprawiło Ci ostatnio radość?

To trudne pytanie. Jest poniedziałek, a to raczej nie jest mój ulubiony dzień. Ale pogoda zaczyna się poprawiać, drzewa kwitną. Czuję, że zima jest już za nami, a nie jestem jej wielkim fanem. Wszystko zaczyna się zielenić.

W Polsce jest teraz podobnie i kocham ten czas. Co przyciągnęło Twoją uwagę jako pierwsze: fotografia czy deskorolka?

Deskorolka pojawiła się, zanim w ogóle dotknąłem aparatu, ale deska i fotografia są ze sobą powiązane na wiele sposobów. Istnieje długa tradycja dokumentowania skateboardingu poprzez określony język wizualny. Zacząłem jeździć na desce w wieku dziewięciu lat i bardzo szybko zaczęliśmy ze znajomymi nagrywać niektóre z naszych trików. To były bardzo proste, domowe rzeczy w stylu DIY. Myślę o sobie jako o fotografie dopiero od dwóch czy trzech lat.

fot. Maenam Hammad

A kiedy dokładnie poczułeś, że możesz już nazwać się „fotografem”?

Wydaje mi się, że w momencie, gdy zacząłem fotografować rzeczy wykraczające poza sam skateboarding. Uznałem, że jest to po prostu bardziej adekwatne.

Urodziłeś się w Palestynie, ale wyemigrowałeś z rodzicami do Stanów Zjednoczonych, gdy miałeś zaledwie dwa lata. Wróciłeś do Palestyny po dziewiętnastu latach.

Odwiedzałem Palestynę latem jako dziecko, więc miałem już swoją historię podróży tam i z powrotem. Potem był okres, gdy nie jeździłem do Palestyny przez około dziesięć lat. W 2014 roku wróciłem po raz pierwszy po długiej przerwie i to był bardzo ważny moment. Teoretycznie pojechałem na kurs arabskiego, ale przeżyłem wtedy ogromne życiowe olśnienie. Pomyślałem: „Zaraz, co ja właściwie robię w Stanach? Chyba chcę się przeprowadzić z powrotem do Palestyny.”

To było w momencie skrajnej przemocy ze strony izraelskiego reżimu, gdy bombardowano i zabijano ludzi w Gazie. Obserwowałem to wszystko z daleka. Byłem wtedy na Zachodnim Brzegu, ale to był dla mnie moment zderzenia z rzeczywistością – i to w bardzo ważnym momencie mojego życia. Miałem wrócić do Michigan i rozpocząć studia prawnicze, ale tamto lato uświadomiło mi, że wcale tego nie chcę. Zamiast tego postanowiłem przenieść się do Palestyny na stałe.

A kiedy „Landing” stało się świadomym projektem? Na początku, z tego co rozumiem, po prostu robiłeś zdjęcia swoim znajomym podczas jazdy na desce?

Dokładnie tak. Chyba dopiero w 2020 roku projekt nabrał konkretnego kształtu. Fotografowałem już od 2015, ale bardzo przypadkowo, po prostu jako skater, robiący zdjęcia znajomym na deskorolce. Aż w 2020 roku mój mentor zasugerował, że mógłbym zrobić z tego projekt. Złożyłem wniosek o grant z Arab Fund for Arts and Culture, we współpracy z Magnum Foundation i Prince Claus Fund. Dostałem trochę środków, które przeznaczyłem na lepszy aparat.

Jestem typem osoby, która docenia deadliny i potrzebuje lekkiej presji, więc kiedy otrzymałem grant, pomyślałem: „Okej, to już jest na serio. Jestem w programie stypendialnym. Podejdę do tego poważnie.” Potem, w latach 2020 i 2021, wybuchła kolejna wojna oraz powstanie, zwane Unity Uprising, które objęło całą historyczną Palestynę. Ten okres tak naprawdę zakłócił całą tezę mojego projektu.

fot. Maenam Hammad

W jaki sposób?

Na początku myślałem, że projekt będzie bardziej o deskorolce, o tym, jak skateboarding może być formą oporu. Uważnie używam tego słowa, bo nie wierzę, że deskorolka stanowi bezpośredni opór wobec okupacji, to byłoby naiwne. Dla niewielkiej grupy skejterów daje ona jednak możliwość ucieczki z przestrzeni przemocy. W pewnym sensie pozwala im przeciwstawiać się byciu sprowadzonym do życia bez przestrzeni na marzenia, do funkcjonowania w narzuconym, ograniczonym podziale ról i znaczeń.

W tę tezę wierzyłem w stu procentach aż do roku 2021. Kiedy wybuchło powstanie, teoretycznie ta ucieczka była nam potrzebna bardziej niż kiedykolwiek. A jednak nikt z nas wtedy nie jeździł na desce. To sprawiło, że zacząłem wszystko kwestionować. Czy deskorolka naprawdę była ucieczką? Czy tylko sam siebie oszukiwałem?

Zobaczysz to w książce „Landing”. Jest tam dużo tekstu, nie tylko zdjęcia. Tysiące słów, które prowadzą przez tę rozmowę między mną, skejterami i samą tezą. W pewnym sensie wydarzenia z 2021 roku wywróciły wszystko do góry nogami. Ale ostatecznie to one pozwoliły projektowi zyskać prawdziwą narrację, z momentami wzlotów i upadków, z pytaniami i jakąś formą odpowiedzi.

Czy fotografowanie kiedykolwiek wpędziło Cię w kłopoty podczas tego projektu, czy trudne sytuacje zdarzają się tylko w bardziej newralgicznych miejscach, jak obozy dla uchodźców?

W przypadku tego projektu nie, bo to nie był ten rodzaj pracy. Nie fotografowałem Izraelczyków ani żołnierzy, więc nie spotkały mnie takie ograniczenia. Jeśli spojrzysz na projekt, nie ma w nim ani jednego zdjęcia izraelskiego żołnierza i jest to celowe. Mam wrażenie, że szczególnie zachodniej publiczności bardzo łatwo jest wyobrażać sobie Palestynę poprzez pryzmat naszego kolonizatora: jego żołnierzy, jego infrastrukturę, jeepy, czołgi. A przez to właściwie nie wiadomo, jak wygląda młody Palestyńczyk!

Dlatego książka koncentruje się na tej małej grupie skejterów. To moi znajomi, a nie przypadkowi ludzie. Poznałem ich lata temu i w dużej mierze to, co fotografowałem, nie było szczególnie niebezpieczne. Choć zdarzyło się kilka wyjątków. Na przykład w książce jest rozdział zatytułowany Beit Eel, w którym fotografowałem kamery rozpoznawania twarzy.

fot. Maenam Hammad

Zwróciło to moją uwagę.

Wtedy zatrzymali mnie żołnierze. Przesłuchiwali mnie, kazali zdjąć koszulkę, żeby upewnić się, że nie mam przy sobie żadnej broni, i zadawali mi całą masę głupich, rasistowskich pytań. Mimo wszystko to nic w porównaniu z tym, z czym mierzą się dziennikarze w Gazie albo nawet w niektórych częściach Zachodniego Brzegu, ci, którzy fotografują izraelski reżim bezpośrednio.

To może brzmieć trochę naiwnie, ale… Urodziłeś się w Jerozolimie. Jak wygląda scena skateboardowa w tym mieście? Wiem, że dla dorosłych to niemożliwe, ale czy w ogóle jest szansa na to, by dzieci Palestyńczyków i Izraelczyków jeździły na deskorolkach razem?

Nie. Urodziłem się w Jerozolimie, ale teraz nie mam nawet dostępu do tego miasta. Z powodu Muru, który zbudowało izraelskie państwo i zinstytucjonalizowanego rasizmu, po prostu nie ma żadnej możliwości, żeby to się wydarzyło. Cieszę się, że zadałaś to pytanie i pozwól, że będę trochę surowy, ale nie chodzi mi o Ciebie osobiście. Lubię stawiać czoła takim pytaniom, a dostaję je cały czas. Wiem, że nie wynika to ze złych intencji. Palestyna jest celowo przedstawiana jako bardzo zagmatwana dla ludzi, którzy nigdy tu nie byli. Izrael woli, żeby tak było, bo jeśli ludzie nie do końca rozumieją, co się dzieje, to trudniej im się zaangażować lub zrobić coś w tej sprawie.

Powiedziałbym, że odpowiednikiem Twojego pytania byłoby zapytanie, w czasach apartheidu w Południowej Afryce: „czy czarnoskóre dzieci z Południowej Afryki mogły bawić się z białymi dziećmi?” System jest tak głęboko rasistowski, że nigdy by na to nie pozwolił. Buduje całą machinę – mury, broń, dowody tożsamości, kamery – by kontrolować każdy aspekt naszego życia. Ledwo możemy odwiedzać sąsiednie wioski, nie mówiąc już o dostępie do historycznej Palestyny czy Gazy. Jedyni Izraelczycy, których widzę, to żołnierze, którzy celują we mnie z broni i żądają mojego dowodu tożsamości. Kolonizatorzy, którzy mogą mnie zabić. Więc tu nie ma żadnej narracji o „współistnieniu”, bez względu na to, jak bardzo Izrael i Zachód lubią fantazjować na ten temat.

fot. Maenam Hammad

Bardzo mi przykro. Czy uważasz, że fotografia może być formą oporu? A może chodzi po prostu o dokumentowanie rzeczywistości?

Fotografia to mój dziennik, pomaga mi zapamiętywać rzeczy. Patrzę na zdjęcie i od razu przypominam sobie, co dokładnie myślałem, kiedy je robiłem. Fotografia towarzyszyła mi także w moim powrocie do Palestyny – stała się swego rodzaju towarzyszem, pomagając mi wizualnie zrozumieć to miejsce. Ale nie sądzę, żeby sama fotografia była formą oporu. Nie myślę, żeby Palestyńczycy z aparatami byli wystarczająco silni, by cokolwiek zmienić.

Kiedy patrzę na takie miejsce jak Gaza, widzę wielu zamordowanych Palestyńczyków, którzy przez setki lat dokumentowali i fotografowali, przedstawiając dowody całemu światu. I mimo to, niczego to nie powstrzymało. Palestyna jest chyba jednym z najbardziej obfotografowanych miejsc na Ziemi – palestyńscy fotografowie, zagraniczna prasa, międzynarodowi korespondenci wojenni. I nigdy nie było gorzej. Więc szczerze mówiąc, chciałbym móc powiedzieć ludziom, że bycie fotografem może w jakiś sposób stanowić formę oporu wobec przemocy kolonialnej. Ale nie mogę. Fotografia po prostu dokumentuje i archiwizuje.

Chciałabym na chwilę skupić się na Ramallah, miejscu, w którym w większości powstawał projekt „Landing”. Jak zmieniła się sytuacja w mieście, zwłaszcza po październiku 2024 roku?

Zachodni Brzeg można dziś najlepiej porównać do sytuacji podczas Drugiej Intifady. Było to powstanie na początku lat 2000, kiedy Izraelczycy odcięli Zachodni Brzeg, izolując od siebie wsie i miasta. Możliwość poruszania się, która już wcześniej była prawie niemożliwa, stała się jeszcze bardziej niedostępna. Liczba punktów kontrolnych wzrosła prawdopodobnie dziesięciokrotnie. Żyjemy właściwie pod okupacją wojskową. Są więc miejsca, do których nie możesz po prostu pojechać. Całe obozy dla uchodźców, jak Dżenin czy Tulkarem, zostały etnicznie oczyszczone. Liczba zabitych Palestyńczyków wzrosła, więc mamy do czynienia z bardzo realną przemocą i jej eskalacją.

fot. Maenam Hammad

A jednocześnie Ramallah to taka dziwna bańka, coś w rodzaju de facto stolicy – i mówię „de facto” w cudzysłowie – ponieważ po podpisaniu porozumień z Oslo w 1993 roku Ramallah stało się miejscem, gdzie tzw. palestyńska „władza” ma swoją instytucjonalną siedzibę. Mamy więc do czynienia z bardzo dziwną rzeczywistością, w której ludzie robią zakupy, chodzą do galerii handlowych, palą shishę, a dosłownie na sąsiednim wzgórzu Izraelczycy napadają na obozy dla uchodźców i dokonują aresztowań. Tak było zawsze, ale teraz, po 7 października, kontrast ten stał się znacznie bardziej wyraźny. Czuję, że cały Zachodni Brzeg doświadczył ogromnej eskalacji; Ramallah najmniejszej z nich, ale wciąż widocznej.

Czym był ten projekt, kiedy go tworzyłeś, a czym jest dzisiaj? Czy można założyć, że stał się, niestety, archiwum miejsc, których już nie ma? Czy nadal jeździcie razem?

Na szczęście te miejsca wciąż istnieją. Niektórzy bohaterowie jeżdżą już mniej na desce, inni więcej. To ciekawe pytanie, bo pamiętam, że zanim opublikowaliśmy książkę, już po 7 października, zastanawiałem się: czy muszę dodać jakiś kontekst? Czy powinienem dopisać coś więcej? Na wiele sposobów ta książka sama zadaje pytania i podejmuje próbę odpowiedzi, które wciąż dziś pozostają aktualne.

Książka obejmuje okres między 2015 a 2021 rokiem, kończąc się na tzw. Intifadzie Jedności. Teraz mamy do czynienia z kolejnym powstaniem, walką, która trwa – walką o wolność. Uświadomiłem sobie jednak, że nie ma sensu niczego dopisywać, bo to już jest oczywiste. I myślę, że książka nie daje gotowej odpowiedzi – nie chciałem, żeby ją dawała. Nie czułem, że musi być w jakikolwiek sposób jednoznaczna; miała po prostu dokumentować tę scenę skateboardową, pokazać czytelnikom i odbiorcom mój własny proces odkrywania siebie, mój powrót. Deskorolka była tylko wspólnym mianownikiem.

A osoby, które są w książce, miały okazję ją zobaczyć?

Tak. Wydaliśmy ją całkiem niedawno, na początku kwietnia. Premiera odbyła się w Kanadzie. Mój wydawca to mój bliski przyjaciel, Roï, Libańczyk. Tak naprawdę ja sam po raz pierwszy zobaczyłem książkę dopiero w zeszłym miesiącu!

fot. Maenam Hammad

Jakie uczucia Ci towarzyszyły?

To było naprawdę niesamowite. Przez cztery lata pracowaliśmy nad nią przez Zoom, więc trzymać ją fizycznie w rękach: to było coś. Na początku to miał być prosty projekt, ale Roï pomógł mi zredagować i ułożyć cały materiał, a potem postanowił założyć własne wydawnictwo. Przeszliśmy razem przez całą drogę i stworzyliśmy książkę fotograficzną od podstaw. Premiera była czymś wyjątkowym. Zorganizowałem kilka wydarzeń, podczas których czytałem też na głos wiersze i fragmenty wywiadów. To był pierwszy raz, kiedy mogłem je przeczytać innym. Wcześniej czytałem je w myślach setki razy podczas redakcji i korekty, ale wypowiedzenie ich na głos – to robiło wrażenie. To był piękny sposób na symboliczne zamknięcie tego rozdziału. I udało mi się przemycić pięć egzemplarzy książki do Palestyny, żeby przekazać je skaterom.

Na zdjęciach z projektu „Landing” widać nie tylko chłopców, ale też dziewczyny. Jak odbierane są skejterki w muzułmańskiej społeczności w Palestynie?

Myślę, że deskorolka jest w Palestynie na tyle nowym zjawiskiem, że w pewnym sensie to nawet dobrze. W Europie czy Stanach Zjednoczonych deskorolka kojarzy się z określoną subkulturą. Zwykli ludzie często mają o skejterach złe zdanie: że to buntownicy i rozrabiaki, którzy niszczą przestrzeń, palą papierosy, robią problemy. W Palestynie nikt tego tak nie odbiera. Tu nie było tradycji włamywania się na spoty czy jazdy w nielegalnych miejscach. W tym sensie wszystko jest bardziej otwarte.

Dziewczyny zaczynają jeździć, a kilka z nich znalazło się w książce. Jednym z największych wyzwań jest to, by ludzie zostali przy deskorolce na dłużej. I to nie dotyczy tylko dziewczyn, bo chłopcy też się wkręcają, a potem z różnych powodów przestają. Czasem chodzi o presję ze strony rodziców, którzy chcą, żeby dzieci skupiły się na nauce, albo mówią: „Masz 18 lat, jesteś już dorosły, więc przestań jeździć.” A jeśli jesteś dziewczyną, to tym bardziej słyszysz, że w pewnym wieku „wypada” przestać.

Ale to, co się dzieje, jest naprawdę piękne, bo kiedy jeżdżę na desce, zupełnie przypadkowi ludzie też chcą spróbować. Często nigdy wcześniej tego nie widzieli, albo znają deskę tylko z telewizji. Jest w tym jakaś ciekawość, coś naprawdę poruszającego. Zdarzyło mi się, że podszedł do mnie ponad sześćdziesięcioletni facet i mówi, że chce spróbować.

fot. Maenam Hammad

Czy wciąż utrzymujesz kontakt z przyjaciółmi ze Stanów? Rozmawiacie czasem o tym, co dzieje się w Palestynie? Zwłaszcza, że studiowałeś coś związanego z polityką?

Tak, studiowałem stosunki międzynarodowe. Szczerze mówiąc, większość moich najbliższych znajomych w Stanach to skejterzy i wielu z nich rozumie, co się dzieje, bez potrzeby tłumaczenia. Mogę z nimi rozmawiać i czuję, że nadajemy na tych samych falach, czego często nie doświadczam z ludźmi, z którymi studiowałem stosunki międzynarodowe – co jest dość ironiczne. A wśród skejterów jest jakiś pierwiastek kontrkulturowy. Oni rozumieją władzę, przemoc policyjną, skateboarding ma w sobie antyrasistowski etos. Teraz dzieje się coś naprawdę pięknego. Rodzi się globalna solidarność w środowisku skejtowym, nie tylko wśród moich znajomych, ale wśród skejterów na całym świecie, którzy widzą, co dzieje się w Palestynie.

Powiedziałeś kiedyś o Palestynie: „tu dorastamy szybko, ale nigdy nie przestajemy marzyć”. Chciałam więc zapytać: o czym dzisiaj marzą młodzi Palestyńczycy?

Myślę, że wielu z nich wciąż marzy o wolności – nawet mój dziadek o niej marzył. Różnica polega na tym, że żyją dziś w zupełnie innej rzeczywistości. Marzenie o wolności ma ten sam fundament, ale sposób, w jaki je dziś opisują, jest zupełnie inny. Dla wielu oznacza to możliwość poruszania się, bycia razem, swobodnego oddychania i rzeczywistego dążenia do spełnienia tych marzeń. Wiem też, że wielu młodych ludzi bardzo chce wyjechać z Palestyny i w większości przypadków nie dlatego, że chcą opuścić rodzinę, porzucić sprawę czy przestali wierzyć w palestyńską wolność albo wyzwolenie. Po prostu izraelska okupacja i dominacja czynią życie tutaj tak dusznym i przytłaczającym, że człowiek zaczyna myśleć o ucieczce.

Alternatywą więc byłaby możliwość złapania oddechu i wspólnego budowania życia tutaj. Naprawdę zwykłe rzeczy – jak możliwość kupna samochodu czy pojechania w odwiedziny do babci – proste rzeczy, które nie powinny być przedmiotem marzeń, a jednak w tej rzeczywistości stają się symbolami wolności. Zakończenie tej brutalnej, odczłowieczającej okupacji i powstrzymanie rozlewu krwi w Gazie i na całym Zachodnim Brzegu jest kluczowe. Jest też sześć milionów Palestyńczyków poza granicami, którzy wciąż marzą o powrocie.

Mówiąc o marzeniach: wyobraź sobie, że za kilka, kilkanaście lat pracujesz nad projektem fotograficznym w innej rzeczywistości, nawet jeśli teraz trudno to sobie wyobrazić. Co chciałbyś sfotografować? Jaką historię chciałbyś opowiedzieć?

Pewnie wciąż dokumentowałbym jazdę na deskorolce, ale z zupełnie innym tonem i narracją. Pracuję teraz nad archiwum mojego dziadka i nad relacją mojej babci z jej ziemią. Widzę, jak głęboka i piękna była jego więź z Wielką Syrią – Palestyną, Syrią, Jordanią, Libanem – zanim to wszystko zostało skolonizowane. Mam marzenie o wolności, która oznaczałaby możliwość swobodnego przemieszczania się. Możliwość podążania śladami mojego dziadka, zobaczenia miejsc, do których on jeździł, co dziś jest niemożliwe. Wiesz, nie mogę po prostu wsiąść do auta i pojechać do Syrii, tak jak on mógł. Więc myślę, że właśnie to bym zrobił: odtworzyłbym trasę jego podróży, wsiadł w samochód i sfotografował te miejsca.

Życzę Ci, żeby choć część tego marzenia się spełniła. Dziękuję za rozmowę.

Maenam Hammad

Fotograf dokumentalny, pisarz i badacz praw człowieka. Urodził się w Palestynie, dorastał na amerykańskich przedmieściach w stanie Michigan, a obecnie mieszka i pracuje na okupowanym Zachodnim Brzegu. Od siedmiu lat dokumentuje scenę skateboardową w Palestynie. Jego prace były wystawiane m.in. w Nowym Jorku, Paryżu, Dubaju i Florencji. Publikował zdjęcia i teksty w magazynach takich jak TIME, i-D., The New Yorker czy Caravan Magazine. Jest stypendystą Magnum Foundation i Arab Documentary Photography Program, a także absolwentem stosunków międzynarodowych na George Washington University.
www.maenhammad.com | ig: @maenster

Skopiuj link

Autor: Julia Kaczorowska

Studiowała fotografię prasową, reklamową i wydawniczą na Uniwersytecie Warszawskim. Szczególnie bliski jest jej reportaż i dokument, lubi wysłuchiwać ludzkich historii. Uzależniona od podróży i trekkingu w górach.

Komentarze
Więcej w kategorii: Wywiady
„Fotografia to nie polowanie” - rozmowa z Łukaszem Korulczykiem
„Fotografia to nie polowanie” - rozmowa z Łukaszem Korulczykiem
Czy można fotografować street nie naruszając granic drugiego człowieka? Jak kolory działają na jego wyobraźnię? Łukasz Korulczyk szczerze opowiada o swoich zasadach, procesie twórczym i...
37
Dariusz Ogłoza: przede  wszystkim nie szkodzić
Dariusz Ogłoza: przede wszystkim nie szkodzić
Na czym polega prawdziwa fotografia dzikiej przyrody? Co trzeba wiedzieć zanim wyjdziemy w teren i co ze sobą zabrać, by wrócić z wymarzonymi zdjęciami? O tym wszystkim opowiada Dariusz...
29
Przemek Jakubczyk: Możesz usiąść w ciepłej czatowni i czekać. My zachęcamy do czegoś więcej — wzięcia aparatu i ruszenia w teren.
Przemek Jakubczyk: Możesz usiąść w ciepłej czatowni i czekać. My zachęcamy do czegoś więcej —...
O szybkości w fotografii przyrodniczej i rozwiązaniach, jakie w tej dziedzinie oferuje nam dziś OM System rozmawiamy z Przemkiem Jakubczykiem, fotografem i Technical Expertem OM System
37