Yann Gross - rozmowa

Yann Gross jest autorem, związanego z narodzinami ugandyjskiej kultury skateboardingu, projektu "Kitintale". Jego fragment prezentowany był w trakcie tegorocznej edycji Fotofestiwalu w Łodzi. Wystawie towarzyszył wywiad, który z Yannem Grossem przeprowadził Gergely László.

Autor: Marcin Grabowiecki

31 Maj 2012
Artykuł na: 17-22 minuty

Czy mógłbyś pokrótce opowiedzieć o swoim projekcie "Kitintale" i o jego rezultatach.

Projekt "Kitintale" dotyczy narodzin ugandyjskiej kultury skateboardingu. Kitintale to przedmieście Kampali i to tu rodzi się pierwszy wschodnioafrykański skateboarding. Na temat ten trafiłem przypadkowo, gdy pojechałem do Ugandy odwiedzić moją dziewczynę. A ponieważ oboje jeździmy na deskorolce, chcieliśmy znaleźć miejsce, żeby pojeździć. Okazało się, że w Ugandzie istnieje subkultura skaterów. Tak poznałem ludzi stamtąd i tak zaczął się projekt.

Wspomniałeś, że projekt narodził się, ponieważ sam jeździsz na deskorolce. Czy fakt, że jesteś skaterem był przepustką do subkultury dla ciebie jako artysty i jak postrzegasz swoją własną rolę w społeczności Kitintale - jesteś artystą czy aktywistą?

Na początku zawsze jest łatwiej, gdy jest się częścią pewnej społeczności, żeby wejść w daną grupę. Gdybym sam nie jeździł na deskorolce, ten kontakt byłby pewnie utrudniony. Nie byłoby wtedy wspólnego tematu. Pewnie tak samo jest, gdy jest się piłkarzem - łatwiej jest zaprzyjaźnić się z kimś gdziekolwiek na świecie, bo każdy kocha piłkę nożną. Oczywiście to pomaga, że samemu jest się skaterem, ma się również te same zainteresowania. Początkowo nie pojechałem w to miejsce, żeby rozpocząć projekt artystyczny, tylko dlatego, że chciałem jeździć na deskorolce. Czyli pierwotna motywacja nie miała charakteru artystycznego, chodziło po prostu o miłe spędzenie czasu z ludźmi, z którymi ma się coś wspólnego. Tak było na początku. Ale z pewnością po jakimś czasie, gdy zdecydowałem się na realizację projektu o skaterach i ich subkulturze, było naprawdę łatwo, bo sam byłem częścią tej społeczności.

Czy jestem artystą, czy aktywistą? Sądzę, że to dwa oddzielne projekty. Oznacza to, że z jednej strony działam jako aktywista, czy to w Ugandzie, czy też starając się wspierać kulturę skateboardingu w Europie. Z drugiej strony staram się nie mieszać tego za bardzo z moim projektem artystycznym, ponieważ mam również inną motywację jako artysta, a projekt o skateboardingu można również odnieść do innego projektu, którym zajmowałem się kiedyś i który kontynuuję. Chodzi o specyficzne subkultury i o to jak ludzie starają się spełniać swoje marzenia, jak poszukują szczęścia niezależnie od tego gdzie mieszkają i w jakiej sytuacji się znajdują. Jak można robić swoje w miejscach, które nie są najlepszymi miejscami na realizację naszych marzeń. Czyli to dwie osobne sprawy: z jednej strony staram się wspierać ruch skateboardowy w Ugandzie i innych krajach, poprzez jego promocję, ale niekoniecznie staram się mieszać moje zadania aktywisty ze stroną artystyczną.

Yann Gross, Kitinale, Bosco Lypsonnie

Właściwie odpowiedziałeś już na moje następne pytanieo polityczną i aktywistyczną motywację.

Myślę, że są różne rodzaje motywacji. Z jednej strony jest relacja ze społecznością i to, co można zrobić razem, czym możemy się wymienić. Chodzi tu bardziej o stworzenie projektu, jak w tym przypadku w Ugandzie: jak możemy spopularyzować ten sport w Ugandzie, znaleźć wsparcie, dostać deskorolki. Jest wiele spraw i w Ugandzie najwięcej czasu spędzam nie z aparatem, tylko starając się poznawać ludzi, organizować konkursy i szukać również poparcia politycznego, bo nikt nic nie wie o tym sporcie w tym kraju. Jest więc wiele pracy tego rodzaju.

Oprócz tego robię zdjęcia i naturalnie to pomaga w poszukiwaniu określonych funduszy czy środków. Zdjęcia, czy filmy zawsze pomagają, ale kiedy prezentuję je na wystawie, nie staram się koniecznie zbierać środków na wspieranie kultury skateboardingu w Ugandzie. To raczej część mojej osobistej pracy i jest to projekt, który chcę pokazać w określony sposób i nie chcę posługiwać się tym wyświechtanym stereotypem, po który sięga się, by dostać wsparcie dla organizacji pozarządowych. Nie chcę, żeby odbiorcy odczuwali współczucie czy smutek, bo to pozytywna historia. Można grać wyeksploatowanym wizerunkiem biednego Afrykanina, który potrzebuje wsparcia, ale mnie nie interesuje robienie tego rodzaju. Dlatego niekoniecznie używam moich obrazów, by dostać wsparcie dla samego projektu skateboardingowego. To coś zupełnie innego.

Rozumiem, że rozróżniasz te dwa rodzaje motywacji. Ale kiedy oglądam twoją pracę, nie chcę myśleć tylko i wyłącznie o twoich programach i patrząc na to, co tworzysz, chcę myśleć o tym aktywistycznym aspekcie życia. Dla mnie twój projekt staje się bardziej interesujący poprzez twoją działalność aktywistyczną w tym miejscu, jeśli potrafisz zmierzyć, się z tym, że jest to częścią twojej pracy. Chciałem zapytać jak sobie radzisz ze swoją odpowiedzialnością? Wyobrażam sobie, że twoja obecność tam wiąże się z poczuciem nadziei i oczekiwania ze strony tamtejszej społeczności. Jak sobie z tym radzisz, jak artysta może sobie poradzić z taką sytuacją?

Zawsze jest trochę trudno. Jeśli jesteś skaterem, jest wiele rzeczy, którymi możesz się podzielić z innymi ludźmi, ale oczywiście nadal jesteś tym białym facetem, który znalazł się na przedmieściach afrykańskiego miasta. Tak jak powiedziałeś, oczekiwania istnieją; jest to dosyć trudne i staram być tak uczciwym, jak tylko możliwe. Oczywiście staram się wykonywać jakąś pracę i chciałbym pomóc. Ale staram się także wyjaśniać, że choć kilka rzeczy jest możliwych i możemy uzyskać sponsorów i pewne fundusze, to jednak nie zmieni to diametralnie ich życia. Oni czasem myślą, że teraz, gdy jeżdżą na deskorolce, będą sławni i będą mogli podróżować po całym świecie, że wszyscy zostaną zawodowymi skaterami i trudno jest sobie z tym radzić.

Yann Gross, Kitinale, Peter Kyomhuendo

Czy twoje cele i motywacje są całkowicie zrozumiałe dla członków tamtejszej społeczności? Czy twoja motywacja równa jest ich pracy? Czy jesteście tak samo zmotywowani?

Nie sądzę, żeby tak było. Kiedy się gdzieś jedzie, zawsze ma się jakieś osobiste motywacje i zwykle nie robi się czegoś tak po prostu dla kogoś innego. Jest w tym pewien element egoizmu. Cokolwiek robimy, jest w tym coś, co robimy dla siebie. Myślę, że ostatecznie każda osoba z tego środowiska biorąca udział w projekcie (niekoniecznie chodzi o różnicę między mną i tą społecznością) może mieć różne motywacje. Jeśli chodzi o samą fotograficzną stronę projektu, sądzę, że nie do końca ją rozumieją. Także dlatego, że mamy inną percepcję i wywodzimy się z innych środowisk. Ja byłem zainteresowany opowiedzeniem historii o tych skaterach, ponieważ byłem poruszony tym, jak chcą zintegrować społeczność i jak udało im się stworzyć tę kulturę na swoim przedmieściu. Zacząłem być częścią grupy, a teraz staram się jak najmocniej forsować ten projekt. Myślę jednak, że główna różnica polega na tym, że ja wiem co jest możliwe, a co nie, co mogę zrobić, a czego nie mogę, a oni mogą widzieć to inaczej i naprawdę chcą by jazda na deskorolce stała się narodowym sportem w Ugandzie. Dlatego uwielbiam tam przebywać, bo oni mają taką motywację, ich marzenie jest tak wielkie, że przypomina niemal literaturę czy film. Uważam, że to świetnie, że wierzą w swoje marzenia. Osobiście jestem teraz mniej zaangażowany niż większość tamtejszych skaterów. Obecnie raczej dokumentuję to, co tam się dzieje.

Na początku byliśmy na tym samym poziomie, ponieważ dopiero co zaczęliśmy. Kiedy organizowaliśmy pierwszy konkurs, kiedy próbowaliśmy chodzić do centrum i jeździć po ulicach, to była nowość dla wszystkich. I byliśmy na tym samym poziomie. Po publikacji zdjęć, które pojawiły się w kilku magazynach, również film wzbudził spore zainteresowanie, a więc i dzieci wzbudziły zainteresowanie. Teraz jest trochę inaczej - na początku ze skaterami kontaktowały się tylko ze dwie czy trzy osoby z zagranicy. Teraz cała sprawa staje się głośniejsza, więc sądzę, że i moja rola jest teraz mniej istotna niż na początku.

Myślę, że kiedy pokazuję im zdjęcia, oni naprawdę rozumieją, że chodzi o historię, o społeczność, ale staram się równocześnie być jak najbardziej przejrzysty i pokazuję im każdą publikację, tak aby wiedzieli, gdzie pojawiają się zdjęcia. Ale ostatecznie nie jestem przekonany, czy oni naprawdę rozumieją to wszystko w ten sam sposób, co ja. Ich codzienne życie z pewnością jest diametralnie różne od mojego. Moim celem - jednym z głównych celów - byłoby, kiedy już zgromadzę wystarczająco dużo zdjęć, zorganizowanie za kilka lat wystawy w Kitintale. Chciałbym zobaczyć ich reakcję. Wtedy będziemy mogli o tym wszystkim lepiej porozmawiać. Bo teraz tylko pokazuję im zdjęcia, które robię tak jak pamiątki, zdjęcia z wakacji, więc oni mają coś o czym mogą pamiętać, ale jeśli naprawdę wydrukuje się je w dużym formacie i pokaże wszystkim w Kitintale, nie tylko rodzinom i przyjaciołom, to będzie coś innego. I myślę, że dopiero wtedy zobaczymy jak zareagują na to zarówno skaterzy, jak i cała społeczność, łącznie z osobami, które nie angażują się w ten projekt, ale mieszkają w Kitintale.

Yann Gross, Kitinale, Christine Sawunda

Mówiąc o tym projekcie wspomniałeś o swojej interwencji, tchnąłeś ducha wielkiego ruchu skateboardowego w małe przedmieście w Ugandzie, nakręciłeś film. I nadal określasz ten projekt jako fotograficzny. Czy tak właśnie jest, czy też projekt ten jest czymś więcej?

Nie, wcale nie uważam, że to projekt fotograficzny.

Gdzie zaczyna się twoja sztuka?

Sztuka... nie wiem, czy można to nazwać sztuką... czy po prostu kawałkiem życia. Kiedy zaczyna się projekt i poznaje się ludzi, czasami bierze się ze sobą aparat, a czasami deskorolkę lub kamerę wideo. Nie oddzielam tego - teraz zajmuję się sztuką, teraz jestem sam, a teraz kręcę film dokumentalny. Chodzi raczej o stan umysłu, a ten jest częścią twojego życia. Ostatecznie po prostu decydujesz, że pokażesz jakiś wycinek swojego życia odbiorcom. Czasami tego nie robisz, ponieważ myślisz, że nie warto, a czasami odczucie czy doświadczenie jest tak silne, że uważasz, że musi być udostępnione innym w określony sposób. I wtedy musisz wybrać środek przekazu. Ponieważ moim głównym środowiskiem jest fotografia, to najlepszy sposób jak dotąd, w który mogę realizować ten projekt, ale jak wspomniałeś, nakręciłem również film i jak sądzę opowiada on jeszcze inną historię. Nie tylko jedną, jest tam więcej krótkich opowieści. Interesujące jest miejsce, gdzie ta historia się rozgrywa, ale również kiedy posłuchamy tego, co mówią ci ludzie, oni również mają do powiedzenia różne rzeczy. To też przykład sztuki, ale ja wolę mówić o doświadczeniu i narzędziach, które służą do wyniesienia czegoś z tego doświadczenia.

Ja uważam ten projekt za sztukę i sposób realizacji również na to wskazuje. To świadoma decyzja. Ale "Kitintale" to długotrwały projekt. Z tego co wiem, trwa od kilku lat. Kiedy będziesz mieć poczucie, że go zakończyłeś? Z jakimi odczuciami ogólnie wiąże się dla Ciebie zakończenie projektu, pracy nad dziełem sztuki?

Zakończenie projektu to najprawdopodobniej jedna z najtrudniejszych rzeczy. Zawsze myśli się, że można zrobić go lepiej, że czegoś jeszcze brakuje. W pewnym momencie trzeba sobie powiedzieć, że praca jest skończona. Prawdopodobnie dzieje się to wtedy, kiedy mamy poczucie, że nasze zainteresowanie, nasza energia, nie jest już taka jak na początku. Wtedy chyba należy zakończyć pracę. Chodzi o tę fascynację i o poczucie, ze odpowiedziało się na wszystkie pytania i poruszyło wszystkie kwestie, o których się chciało mówić. I wtedy następuje koniec. W przypadku Kitintale myślę, że ciekawe jest także obserwowanie ewolucji, jak dzieci dorastają, jak zmienia się przedmieście. Inną sprawą jest to, że moim zdaniem powinno się mieć dużo czasu na taki projekt.

W przeciwnym razie jest się jak osoba, która przyjeżdża tam, robi zdjęcia i nawet nie do końca rozumie o czym mówi. Ja lubię spędzać nad projektem dużo czasu. Pracuję nad jednym mniej więcej trzy czy cztery lata. Chciałbym tam wracać tak długo, jak będę uważał, że mam coś tam do zrobienia. Trudno powiedzieć ile to potrwa, może pięć może dziesięć lat, zanim całość będzie gotowa. Nie wiem, może będzie to tak niezwykłe, że skala projektu będzie rosła i za dwadzieścia lat wiele się będzie działo. Na razie fascynuje mnie ogromnie to, że to opowieść o społeczności, która pracuje nad określonym projektem. Jeśli stanie się on mainstreamowy, a kultura jazdy na deskorolce będzie taka sama, jak gdziekolwiek indziej na świecie, nie widzę powodu, żeby tam wracać i pracować tylko w tym miejscu.

Jeśli tamtejsza kultura jazdy na deskorolce upodobni się do tej, którą widzimy w Szwajcarii, Stanach czy Azji, stracę zainteresowanie nią, gdyż nie interesuje mnie sama jazda na deskorolce, lecz to, jak w swoim środowisku możesz pracować nad projektem, w jaki sposób można pozyskać ludzi z najbliższego otoczenia i zacząć coś tworzyć wykorzystując swoją energię. Nawet jeśli nie masz dużo pieniędzy możesz coś stworzyć i być bardzo kreatywny - i to mnie interesuje. Również projekt, który zrealizowałem wcześniej w Szwajcarii dotyczył tego, jak ludzie, którzy nie mają zbyt dużo pieniędzy na podróżowanie próbują stworzyć u siebie styl życia i miejsca, o których marzą. To właśnie fascynuje mnie w tym momencie. Jeśli to zniknie, pewnie nie będę już kontynuował projektu, nie będę miał tam również żadnej roli do odegrania jako członek społeczności. Wtedy moja praca się zakończy.

Czy zamierzasz wrócić do Kitintale w najbliższym czasie?

Tak, jadę tam za miesiąc. Już ponad rok upłynął od mojej ostatniej wizyty. Bardzo się cieszę, że znowu będę mógł tam pojechać i zobaczyć co się zmieniło. Tak, że plan jest taki, że jadę tam za miesiąc.

Jakie są twoje oczekiwania?

Nie oczekuję zbyt wiele jeśli chodzi o zdjęcia. Natomiast w zeszłym roku postawiliśmy fundamenty, aby rozbudować skatepark i teraz musimy zdecydować co będziemy robić dalej. Ponadto wielu skaterów dołączyło właśnie do Ugandyjskiego Związku Skateboardowego; na początku było to dziesięć osób, teraz około pięćdziesięciu, trzeba więc znaleźć przestrzeń dla tych dzieci i porozmawiać o tym w jaki sposób kontynuować projekt i z kim się kontaktować. Tak, że nie oczekuję wiele. Długo się nie widzieliśmy, stęskniłem się za przyjaciółmi. Później oczywiście będę robił zdjęcia, na pewno będzie wiele nowych sytuacji, z którymi będę musiał sobie poradzić. Ale jeśli chodzi o same zdjęcia, to nie oczekuję zbyt wiele. Jak już wspomniałem, jest to projekt w toku i tak naprawdę na samym początku musiałem zdecydować, co chcę robić. Teraz chcę zgromadzić dużo obrazów, tak by za trzy, cztery czy nawet dziesięć lat mieć dużo materiału, aby móc prześledzić ewolucję całego przedsięwzięcia. O to głównie chodzi.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

Rozmowę z Yannem Grossem przeprowadził Gergely László.

Wiecje zdjęć Yanna Grosse'a znajdziecie na stronie: www.yanngross.com.

{GAL|25779
Skopiuj link
Słowa kluczowe:
Komentarze
Więcej w kategorii: Wywiady
Maciej Taichman: "Jestem uzależniony od tworzenia obrazu i nie umiem od tego odejść. Parę razy nawet próbowałem."
Maciej Taichman: "Jestem uzależniony od tworzenia obrazu i nie umiem od tego odejść. Parę razy...
O poszukiwaniu sprzętu idealnego, pogoni za jakością, współczesnych realiach rynkowych i o tym czy średni format może zastąpić profesjonalną kamerę filmową, rozmawiamy z Maciejem Taichmanem -...
51
Viviane Sassen: "Kiedy fotografuję, jestem naprawdę tu i teraz"
Viviane Sassen: "Kiedy fotografuję, jestem naprawdę tu i teraz"
O jej najnowszej retrospektywie, stagnacji i rozwoju na fotograficznej drodze, a także o tym, co irytuje ją w branży modowej, rozmawiamy z jedną z najważniejszych współczesnych artystek...
22
Odnaleźć piękno w fotografii wnętrz. Jak PION Studio zbudowało swoją pozycję na światowym rynku
Odnaleźć piękno w fotografii wnętrz. Jak PION Studio zbudowało swoją pozycję na światowym rynku
Fotografował dla Hermèsa, Amour, NOBU, PURO i innych luksusowych marek oraz hoteli. O ciemnych i jasnych stronach tej branży, ulubionych aparatach oraz kulturze pracy w Polsce i na świecie...
23