Wydarzenia
Pamięć teatru. Polska fotografia teatralna od początku istnienia do dziś - ruszyła wirtualna wystawa
- Lubię tworzyć zdjęcia w filmowym klimacie, kadry niczym wyrwane żywcem z kina. Uchwycić niespodziewaną narracje w codziennym życiu, zamrozić ten moment, kiedy wiele elementów zbiega się, by stworzyć porządek z chaosu: to mnie najbardziej pociąga w fotografii – wyjaśnia Andersen.
Australijczyk jest wierny zasadzie, że aparat powinien być przedłużeniem ręki, a nie problematycznym, ciężkim dodatkiem. Do serii „Rage Against the Light” fotograf wykorzystał The Ricoh GR Digital, pierwszą, ośmio-pikselową wersję aparatów GR Digital. Oprócz tego, część kadrów zostało zrobionych analogową Leicą MP z silnie forsowanym czarnobiałym filmem o czułości ISO 400, a część iPhone’m 4s, przy użyciu aplikacji Hipstamatic.
- Nie jest tak, że „wybrałem” Sydney. To mój dom. Zdjęcia z „Rage Against the Light" są więc moim osobistym, wizualnym pamiętnikiem, kolekcją tego, czego moje oczy doświadczają dzień po dniu. Sydney jest jednak w pewien sposób wyjątkowe: światło jest tu bardzo intensywne, mocne, nie do zapomnienia – tłumaczy. - Moje ulubione zdjęcie z tej serii przedstawia ulotną chwilę: ojciec niesie córkę na barana podczas obchodów Dni Australii, święta na północnych plażach Sydney. Para obserwowała uroczystość. W pewnym momencie dziewczynka szybko odwróciła głowę, jej blond włosy rozwiał wiatr, a ja złapałem tą chwilę. Lubię filmowy klimat tego zdjęcia, tworzony przez światło. Pojawia się poczucie powrotu do dzieciństwa, wspomnienie siedzenia na ramionach rodziców, czucia się wolnym i bezpiecznym. To zdjęcie dobrze kontrastuje z innymi, bardziej intensywnymi kadrami z tej serii, pełnymi dramatycznego światła – wspomina fotograf.
Zwieńczeniem projektu jest książka wydana przez wydawnictwo T&G Publishing. Na osiemdziesięciu stronach znajdziemy 55 zdjęć w duotonie. To nie jedyna fotoksiążka tego fotografa - taka forma przedstawiania zdjęć jest dla Andersena bardzo istotna.
- Wierzę, że zdjęcia nie żyją, póki nie zostaną wydrukowane. Widz wchodzi w zupełnie inną relację z wydrukowanym obrazem, taka interakcja pozwala mu dostrzec znacznie więcej elementów, staje się bardziej osobistym przeżyciem i tym samym bardziej ekscytującym. Fotoksiążki są fizyczne i namacalne, bardzo potrzebne w czasach, kiedy wszystko jest tymczasowe i istnieje abstrakcyjnie na jakimś serwerze, dysku twardym – opowiada. - Tekstura stron, którą możemy poczuć, zapach nowej książki, dźwięk obracanych kartek, to bardzo instynktowne i zmysłowe doświadczenia. Wierzę, że książka połączona z wystawą jest optymalnym sposobem dla fotografa-artysty by wyrazić swoje pomysły i wizję. Do tego, fotoksiążka jest „film fabularnym” artysty: edytowane zdjęcia zebrane są razem, by opowiedzieć pewien koncept za pomocą narracji, zarówno linearnej, jak i abstrakcyjnej. Zresztą, książka jest dziełem sztuki samym w sobie – dodaje na koniec.
„Rage Against the Light” ukazała się rok temu. Pod koniec 2016 roku Andersen ukończył nowy cykl, również uwieńczony fotoksiążką. Tym razem skupia się na jednej z najbardziej unikatowych, zróżnicowanych, zaskakujących i kolorowych lokacji w Australii – Cabramatta. Zdjęcia przedstawiają zupełnie inną wersję kraju niż wszechobecne plaże i grille, do których przywykliśmy. Cykl to dużo bardziej kolorowa wersja dotychczasowych, czarno-białych prac Andersena, prezentuje też znacznie bardziej dokumentalne podejście.
Więcej zdjęć fotografa znajdziecie na www.markusandersen.com.