Markus Andersen: „Wierzę, że zdjęcia nie żyją, póki nie zostaną wydrukowane"

„Rage Against the Light”, projekt o tytule zaczerpniętym prosto ze słynnego poematu Dylana Thomasa, to zbiór czarnobiałych fotografii, wykonanych zarówno za pomocą aparatów cyfrowych jak i analoga. Markus Andersen pokazuje nam Sydney, w którym to światło dyktuje warunki. Zamrożone, często anonimowe postacie, na co dzień wyalienowane w przestrzeni miejskiej, nagle odgrywają główne role dzięki grze światła i cienia.

Autor: Julia Kaczorowska

19 Grudzień 2016
Artykuł na: 4-5 minut

- Lubię tworzyć zdjęcia w filmowym klimacie, kadry niczym wyrwane żywcem z kina. Uchwycić niespodziewaną narracje w codziennym życiu, zamrozić ten moment, kiedy wiele elementów zbiega się, by stworzyć porządek z chaosu: to mnie najbardziej pociąga w fotografii – wyjaśnia Andersen.

Australijczyk jest wierny zasadzie, że aparat powinien być przedłużeniem ręki, a nie problematycznym, ciężkim dodatkiem. Do serii „Rage Against the Light” fotograf wykorzystał The Ricoh GR Digital, pierwszą, ośmio-pikselową wersję aparatów GR Digital. Oprócz tego, część kadrów zostało zrobionych analogową Leicą MP z silnie forsowanym czarnobiałym filmem o czułości ISO 400, a część iPhone’m 4s, przy użyciu aplikacji Hipstamatic.

- Nie jest tak, że „wybrałem” Sydney. To mój dom. Zdjęcia z „Rage Against the Light" są więc moim osobistym, wizualnym pamiętnikiem, kolekcją tego, czego moje oczy doświadczają dzień po dniu. Sydney jest jednak w pewien sposób wyjątkowe: światło jest tu bardzo intensywne, mocne, nie do zapomnienia – tłumaczy. - Moje ulubione  zdjęcie z tej serii przedstawia ulotną chwilę: ojciec niesie córkę na barana podczas obchodów Dni Australii, święta na północnych plażach Sydney. Para obserwowała uroczystość. W pewnym momencie dziewczynka szybko odwróciła głowę, jej blond włosy rozwiał wiatr, a ja złapałem tą chwilę. Lubię filmowy klimat tego zdjęcia, tworzony przez światło. Pojawia się poczucie powrotu do dzieciństwa, wspomnienie siedzenia na ramionach rodziców, czucia się wolnym i bezpiecznym. To zdjęcie dobrze kontrastuje z innymi, bardziej intensywnymi kadrami z tej serii, pełnymi dramatycznego światła – wspomina fotograf.

Zwieńczeniem projektu jest książka wydana przez wydawnictwo T&G Publishing. Na osiemdziesięciu stronach znajdziemy 55 zdjęć w duotonie. To nie jedyna fotoksiążka tego fotografa - taka forma przedstawiania zdjęć jest dla Andersena bardzo istotna.

- Wierzę, że zdjęcia nie żyją, póki nie zostaną wydrukowane. Widz wchodzi w zupełnie inną relację z wydrukowanym obrazem, taka interakcja pozwala mu dostrzec znacznie więcej elementów, staje się bardziej osobistym przeżyciem i tym samym bardziej ekscytującym. Fotoksiążki są fizyczne i namacalne, bardzo potrzebne w czasach, kiedy wszystko jest tymczasowe i istnieje abstrakcyjnie na jakimś serwerze, dysku twardym – opowiada. - Tekstura stron, którą możemy poczuć, zapach nowej książki, dźwięk obracanych kartek, to bardzo instynktowne i zmysłowe doświadczenia. Wierzę, że książka połączona z wystawą jest optymalnym sposobem dla fotografa-artysty by wyrazić swoje pomysły i wizję. Do tego, fotoksiążka jest „film fabularnym” artysty: edytowane zdjęcia zebrane są razem, by opowiedzieć pewien koncept za pomocą narracji, zarówno linearnej, jak i abstrakcyjnej.  Zresztą, książka jest dziełem sztuki samym w sobie – dodaje na koniec.

Zobacz wszystkie zdjęcia (8)

„Rage Against the Light” ukazała się rok temu. Pod koniec 2016 roku Andersen ukończył nowy cykl, również uwieńczony fotoksiążką. Tym razem skupia się na jednej z najbardziej unikatowych, zróżnicowanych, zaskakujących i kolorowych lokacji w Australii – Cabramatta. Zdjęcia przedstawiają zupełnie inną wersję kraju niż wszechobecne plaże i grille, do których przywykliśmy. Cykl to dużo bardziej kolorowa wersja dotychczasowych, czarno-białych prac Andersena, prezentuje też znacznie bardziej dokumentalne podejście.

Zobacz wszystkie zdjęcia (4)

Więcej zdjęć fotografa znajdziecie na www.markusandersen.com.

Skopiuj link

Autor: Julia Kaczorowska

Studiowała fotografię prasową, reklamową i wydawniczą na Uniwersytecie Warszawskim. Szczególnie bliski jest jej reportaż i dokument, lubi wysłuchiwać ludzkich historii. Uzależniona od podróży i trekkingu w górach.

Komentarze
Więcej w kategorii: Galerie
Oto najlepsze zdjęcia naukowe 2024 roku! Towarzystwo Królewskie wyłoniło zwycięzców
Oto najlepsze zdjęcia naukowe 2024 roku! Towarzystwo Królewskie wyłoniło zwycięzców
Nie jest to konkurs dla zwykłych fotografów. Jury Royal Society Publishing Photography Competition wybiera najlepsze zdjęcia naukowe z całego świata, reprezentujące obszary astronomii, nauk o...
32
Nie ma dla mnie wyraźnej granicy między fotografią uliczną, a dokumentalną - Skander Khlif
Nie ma dla mnie wyraźnej granicy między fotografią uliczną, a dokumentalną - Skander Khlif
Fotografia to dla niego sposób na odkrywanie życia, nawiązywanie więzi i ciągłe uczenie się. Dziś mieszka w Monachium, ale wciąż realizuje projekty fotograficzne w swojej ojczyźnie - Tunezji.
13
Wschodni Londyn w kadrach Chrisa Dorley-Browna
Wschodni Londyn w kadrach Chrisa Dorley-Browna
Chris Dorley-Brown dokumentuje życie i zmiany zachodzące we wschodnim Londynie, szczególnie w dzielnicy Hackney. Jego fotografie ukazują codzienność tej różnorodnej, wielokulturowej części...
16
Powiązane artykuły