Z notatnika optyka: Czasem gorsze jest lepsze

Autor: Bernard Piechal

27 Maj 2012
Artykuł na: 6-9 minut
Bernard Piechal, nasz optyk z notatnikiem, wraca na łamy Fotopolis w roli felietonisty. Co miesiąc będzie publikował teksty krążące wokół różnych technicznych zagadnień i nie tylko. Na początek - o matówkach.

Witam ponownie. Może niektórzy pamiętają, że już tu byłem z takim cyklem o optyce fotograficznej. Okazało się, że Fotopolis postawiło przede mną nowe zadanie: felieton.

I bardzo mi się owo nowe zadanie podoba, bowiem (co zostało wyraźnie zaznaczone) mam nie przekazywać tylko obiektywnej wiedzy, ale także wygłaszać swoje opinie. Ha! Zatem, choć postaram się uczciwie oddzielać obiektywne wiadomości od moich widzimisię, to sobie poużywam. :-)

Ale to jeszcze nie dziś. Dziś o matówkach.

Otóż jeden mój kolega jest człowiekiem bogatym i kupił sobie super-obiektyw pewnej powszechnie szanowanej firmy na Z. Szkło było super pod każdym względem - superjasne, superciężkie, superwielkie i superdrogie. I tworzące superostry obraz. Ale nie miało autofokusa. Więc, jak podpiął to cudo pod współczesną lustrzankę cyfrową, to się okazało, że nie umie ustawić ostrości. No, bo na matówce ostre, a potem się okazuje, że jednak tylko prawie ostre. Co więcej, okazało się, że błędy w ustawieniu nie są w jedną stronę, tylko czasem się ustawi dalej, niż trzeba, a czasem bliżej. A więc nie jest to kwestia złego ustawienia matówki tylko, prawdopodobnie, samej matówki.

Otóż mniej więcej wtedy, gdy chodziłem do podstawówki wynaleziono Lepszą Matówkę. Stary rodzaj był robiony najczęściej przez piaskowanie akrylowej płytki. Nowy rodzaj był matowany laserem w odpowiedni sposób i był duuużo jaśniejszy od tradycyjnej matówki. Dziś jest wkładany standardowo w każdą lustrzankę cyfrową. Łatwo go rozpoznać, jak się go wydłubie z aparatu po tym, że wygląda nie jak matowa płytka, tylko jest taki "przezroczysty". Oba typy poniżej, po lewej matówka tradycyjna, po prawej nowoczesna:

Z czasem okazało się, że coś za coś. Doświadczeni fotografowie wiedzą, że na nowoczesnych matówkach ciężko ustawia się ostrość ręcznie. Za to z tym, skąd to się bierze, miewają problemy nawet fotografowie bardzo doświadczeni (na przykład tu Mike Johnston napisał, że są zrobione ze światłowodów. A nie są). W rzeczywistości na nowoczesnych matówkach ostrość ustawia się trudno z tego samego powodu, z którego są takie jasne. Widać to jak się obejrzy matówkę w powiększeniu. Pod mikroskopem matówka tradycyjna (ta po lewej na pierwszym zdjęciu) wygląda tak:

To jest losowe ziarno o rozmiarach właściwie mniejszych od rozdzielczości kamerki mikroskopowej (czyli pojedyncze mikrony). Takie coś działa jak dyfuzor. To znaczy, że promień, który pada na dany punkt na matówce, po przejściu przez nią zostanie skierowany w kompletnie losowym kierunku. Praktycznie bez względu na to, pod jakim kątem padł. Co to oznacza? Z jednej strony to, że część promieni nie trafia w wizjer, a więc i do oka. Z tego powodu obraz jest ciemniejszy. Ale z drugiej to, czy dany promień trafi w oko, nie zależy od tego, pod jakim kątem pada na matówkę. A to ważne, bo jak się przyjrzeć temu jak działa przysłona i głębia ostrości to można zauważyć, że te promienie, które odpowiadają w jasnym szkle za dodatkowe światło i małą głębię ostrości padają bardziej pod kątem do powierzchni, niż te z ciemnego obiektywu. A więc do wizjera (a właściwie oka) trafia tylko część promieni, ale zawsze taka sama część, bez względu na to, czy promienie padają ze środka obiektywu, czy z brzegu otworu przysłony.

Natomiast w przypadku matówki nowoczesnej jest inaczej. W powiększeniu (takim samym, jak poprzednio) wygląda ona bardzo zabawnie:

Zamiast światłowodów mamy matrycę mikrosoczewek. Te mikrosoczewki (do spółki z soczewką fresnela naciętą po drugiej stronie) kierują promienie precyzyjnie do oka. Tu się już tyle światła nie traci, więc obraz jest jaśniejszy. Ale to, czy promień trafi w oko, czy nie już nie jest losowe, tylko zależy od tego pod jakim kątem padnie on na matówkę Jeżeli używamy jasnego obiektywu to promieni, które przechodzą przez jego środek widzimy większość. Ale tych, które padają na matówkę z jego brzegów - wcale. W efekcie widzimy obraz identycznie, jakbyśmy przymknęli obiektyw. I to samo z widzianą na takiej matówce głębią ostrości - w wizjerze widzimy jej więcej, niż widzi film (albo matryca). I dlatego trudno ustawić ostrość.

Każdy kto ma oba typy matówek może sobie to sam sprawdzić. Montujemy jasny obiektyw, przyciskamy guzik podglądu głębi ostrości i przymykamy powolutku przysłonę. Jak matówka jest tradycyjna obraz w wizjerze z każdym przymknięciem ciemnieje. A z matówką nowoczesną ciemnieje dopiero od jakiejś wartości (pewnie gdzieś w okolicach f/2.8, lub f/4). To oznacza, że w rzeczywistości na matówce widzimy obraz (i głębię ostrości) odpowiadający przysłonie najwyżej f/2.8 (czy f/4) a wszystko co jaśniej widzi tylko film.

Stąd wniosek: jeżeli kupiłeś sobie supernowoczesny - superjasny obiektyw do nowoczesnej lustrzanki, to dokup jeszcze przestarzałą matówkę

Skopiuj link
Słowa kluczowe:
Komentarze
Więcej w kategorii: Fotofelietony
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Zdjęcie roku, to bez wątpienia ogromne wyróżnienie. Dla mnie jednak królową nagród prasowych jest pierwsze miejsce za reportaż w kategorii „General news”.
0
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Zdjęcie Warrena Richardsona, uznane przez Jury za najlepsze zdjęcie prasowe roku 2015, denerwuje i wyprowadza z równowagi. Z kilku powodów.
0
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Podczas gdy największe firmy w ostatnim czasie na nowo rozpętują wojnę na megapiksele, swojego rodzaju rewolucja w fotografii może nadejść nieoczekiwanie ze strony urządzeń przeznaczonych dla...
0
Powiązane artykuły