Wydarzenia
Melchior Wańkowicz. Fotoreporter - wystawa nieznanego dorobku reportera literackiego
Zaledwie wczoraj Canon zaprezentował swój najnowszy kompakt, a już dziś trafił on w nasze ręce. Zobaczcie jakie są pierwsze wnioski po kilku godzinach spędzonych z modelem G1 X Mark III.
Czy Canon zaprezentował kompakt na jaki czekaliśmy? Zapewne takie pytanie w dniu premiery G1 X Mark III postawiło sobie wielu użytkowników. I trzeba przyznać, że nie było ono w żaden sposób przesadzone, a już na pewno nie bezpodstawne. Na pierwszy rzut oka najnowszy reprezentant rodziny PowerShot ma wszystko, by podbić rynek, zdetronizować konkurencję i przekonać do siebie wymagających fotografów. Zresztą jak obiecuje sam producent, jest to „idealny wybór dla osób, którym zależy na połączeniu jakości obrazu lustrzanek cyfrowych i kompaktowej konstrukcji“.
Jak sugeruje nazwa, G1 X Mark III to trzecia odsłona niewielkiego aparatu z serii PowerShot i naturalny następca zaprezentowanego ponad trzy lata temu G1 X Mark II. Jednak, gdy spojrzymy na sam wygląd oraz porównamy specyfikacje, to od razu zauważymy, że oba aparaty zdecydowanie więcej dzieli niż łączy (ale o tym za moment).
Co więcej, Canon pokazał światu zupełnie nową klasę uniwersalnego sprzętu. Bo przecież żaden obecnie dostępny na rynku kompakt nie może się pochwalić kombinacją matrycy formatu APS-C oraz obiektywu typu zoom.
Spore zaskoczenie - zdjęcia w żaden sposób nie oddają tego, z jak niewielką konstrukcją mamy do czynienia. G1 X Mark III to jeden z mniejszych i zarazem wygodniejszych kompaktów, jakie kiedykolwiek mieliśmy w dłoniach. Solidne wykonanie, nowoczesny projekt, a także przemyślane rozmieszczenie poszczególnych przycisków - to cechy, których nie powstydziłyby się znacznie bardziej zaawansowane (a nawet systemowe) modele.
Z kolei w kwestii gabarytów mamy do czynienia z prawdziwym mistrzostwem świata. Nowy model waży zaledwie 399 gramów i jest o 14,8 mm cieńszy oraz o około 16% mniejszy od swojego poprzednika. To nie lada wyczyn - zwłaszcza, że we wnętrzu G1 X Mark III znajdziemy matrycę APS-C, a nie CMOS o rozmiarze 1.5 cala, który jest o około 36% mniejszy od sensora zastosowanego w najnowszej generacji kompaktu.
Jak już pewnie zdążyliście zauważyć, nie tylko wymiary uległy zmianie. Nowy G1 X Mark III to także zupełnie nowy design. Jednak do złudzenia przypomina on inny kompakt Canona. Mamy tu na myśli model PowerShot G5 X, czyli aparat zbliżony wielkością, a korzystający z mniejszej 1-calowej matrycy obrazu. Pewnych podobieństw w wyglądzie możemy doszukać się także w Canonie EOS M5 - bezlusterkowcu z sensorem APS-C. To porównanie chyba dobitnie pokazuje, czego dokładnie dokonali projektanci i konstruktorzy firmy, mieszcząc w obudowie kompaktu tak dużych rozmiarów sensor.
Wydawać by się mogło, że mały nie może oznaczać wytrzymały. I tu kolejne zaskoczenie. Poszczególne części - w tym ruchome elementy - konstrukcji zostały ze sobą nienagannie spasowane, co daje wrażenie solidnego aparatu. Ale to nie wszystko. Korpus G1 X Mark III został wykonany z magnezu i uszczelniony w newralgicznych miejscach łączeń - a są to cechy, których nie zapewniał poprzednik. Dzięki temu fotografowanie w wymagających warunkach nie tylko będzie możliwe, lecz także bezpieczne - otrzymujemy wyższy poziom pyłoszczelności i zabezpieczenia przed wilgocią.
Zmienił się także wbudowany obiektyw. W poprzedniej generacji kompaktu z 1.5-calową matrycą korzystaliśmy z 5-krotnego zooma optycznego z zakresem ogniskowych 24-120 mm i zmiennym światłem f/2-3.9. Teraz producent zdecydował się wyposażyć G1 X Mark III w szkło o mniejszym zakresie. Mamy do czynienia z 3-krotnym zoomem 24-72 mm (ekwiwalent dla pełnej klatki). Otrzymujemy za to większy nominalny otwór przysłony - f/2.8 na 24 mm i f/5.6 na 72 mm. Warto także zaznaczyć, że w obiektyw nowego G1 X Mark III wbudowano naturalny filtr szary, co przyda się podczas fotografowania w mocnym słońcu.
We wnętrzu obiektywu znajdziemy układ optyczny składający się z 9 elementów rozmieszczonych w 8 grupach. Wśród nich znalazły się 3 dwustronne soczewki asferyczne i 1 jednostronne szkło asferyczne. Poza tym konstrukcja jest stabilizowana, dzięki czemu przesunięcie poszczególnych soczewek sprawi, że mamy cieszyć się kompensacją drgań na poziomie 4 EV. Z kolei kombinacja ogniskowej, światła f/2.8 i 9-listkowej przysłony ma pozwolić osiągnąć „interesujące rozmycia tła oraz efekt bokeh, minimalizując przy tym nadmiar elementów w tle i uwypuklając dodatkowe aspekty fotografowanego obiektu“ - zaznacza producent.
To wszystko brzmi dobrze, jednak nie długo będziemy mogli cieszyć się z nominalnego otworu przysłony. Wartość f/2.8 osiągamy jedynie na 24 mm, a jakakolwiek zmiana ogniskowej szybko zmniejsza otwór przysłony - 28 mm (f/3.2), 35 mm (f/4), 50 mm f/5) i 72 mm (f/5.6). Zapewne wiele osób życzyłoby sobie jaśniejszego obiektywu o zbliżonym zakresie ogniskowych. Niemniej jednak zastosowanie takiej konstrukcji znacznie zwiększyłoby wymiary nowego kompaktu Canona. A tak możemy powiedzieć, że otrzymujemy aparat z matrycą APS-C z przymocowanym na stałe lepszej klasy obiektywem kitowym - zamiast 18-55 mm f/3.5-5.6 mamy konstrukcję o parametrach 24-72 f/2.8-5.6.
Mimo małych rozmiarów ten kompakt naprawdę świetnie leży w dłoniach. Chwyt jest bardzo pewny i fotografowanie jedną ręką nie sprawia najmniejszych problemów. Wszystko za sprawą dobrze zaakcentowanego gripa, wyraźnego anatomicznego profilu kciuka oraz chropowatej i matowej okładziny, która wyglądem imituje skórę. Natomiast przyciski - choć niewielkie i pozbawione jakiejkolwiek faktury - są dobrze wyczuwalne, dzięki czemu ich użycie jest wygodne. Podobnie zresztą jak wyfrezowane pokrętła, które stawiają spory opór podczas użytkowania.
Jednak w kwestii ergonomii na próżno porównywać G1 X Mark III do jego poprzednika. Nowy model to zupełnie inna klasa sprzętu i zdecydowanie bardziej dojrzała i przemyślana konstrukcja. Niemniej jednak wprawione oko od razu zauważy, że projektanci mocno wzorowali się na kompakcie G5 X. W efekcie otrzymujemy podobne rozwiązania technologiczne i niemal identyczny rozkład przycisków i funkcji.
Na niewielki korpus nowego G1 X producent wyciągnął wszystkie najważniejsze ustawienia, które są potrzebne podczas szybkiego fotografowania. Skorzystamy ze świetnie zaprojektowanego i dobrze zaakcentowanego pokrętła nastaw, które po raz pierwszy zastosowano w modelu G5 X. Zostało ono umieszczone w bardzo wygodnym miejscu - znajduje się na przednim panelu aparatu, blisko spustu migawki. Za pomocą pokrętła możemy kontrolować wybrany parametr (przysłonę lub czas naświetlania) oraz wygodnie i szybko nawigować po zdjęciach w trybie podglądu.
Pomiędzy wszystkimi trybami fotografowania szybko przełączymy się za pomocą znajdującego się z lewej strony górnego panelu pokrętła PASM, które dodatkowo wyposażono w blokadę. Dzięki temu nie będziemy mieć problemu z przypadkowym przełączaniem się ustawień. Dodatkowo otrzymujemy dwie pozycje użytkownika (C1, C2), do których można przypisać całość ustawień aparatu, co z pewnością przypadnie do gustu nieco bardziej zaawansowanym fotografom. Natomiast po przeciwnej stronie górnego panelu znajdziemy duże i wyraźnie wyfrezowane pokrętło ekspozycji, dzięki czemu nie tracimy pewności chwytu podczas wprowadzania korekcji.
Podobać się także może pierścień, który umieszczono woków obiektywu. Wyjściowo odpowiada za zmianę długości ogniskowej. Warto zauważyć, że zmieniać ją będziemy mogli płynnie lub „skokowo“, wybierając wartość 24, 28, 35, 50 lub 72 mm. Oczywiście zoomować możemy także za pomocą pokrętła okalającego spust migawki, co jest bardziej typowym sposobem dla kompaktu.
Natomiast skomplikowana może wydawać się kontrola pozostałych ustawień aparatu. Do części z nich dostęp uzyskujemy za pomocą przycisków na tylnym panelu, inne kontrolujemy z poziomu podręcznego menu Q, wyświetlanego na ekranie. Na samym początku może wydawać się to mało poręczne i wygodne, jednak już po kilku minutach spędzonych z aparatem, zobaczymy, że ergonomia została dobrze przemyślana.
Nie możemy zapomnieć o personalizacji. Wprawdzie na korpusie nie znajdziemy żadnego przycisku funkcyjnego, to jednak producent zostawia nam spore pole manewru. Bez problemu zamienimy między sobą funkcjonalność wszystkich pokręteł (w tym tego znajdującego się na obiektywie), a własne opcje będziemy mogli przypisać do większości przycisków umieszczonych na obudowie. W przypadku każdego z nich otrzymujemy nieco odmienny zestaw możliwych do nadpisania funkcji. Niestety 4 kierunkowe klawisze tylnego wybieraka nie są konfigurowalne. Niemniej jednak i tak każdy powinien być w stanie bez problemy zaprogramować aparat względem własnych preferencji.
To nie koniec ergonomicznych usprawnień. Wraz z pojawieniem się nowej generacji G1 X, pojawił się wreszcie wizjer, którego brakowało w poprzedniej odsłonie kompaktu. Teraz mamy do czynienia z centralnie umieszczonym celownikiem elektroniczny (0,39-calowy OLED EVF), który został zoptymalizowany pod kątem wyświetlacza Organic EL o rozdzielczości z 2,36 mln pikseli.
Obraz prezentowany w wizjerze jest bardzo wyrazisty, kontrastowy i szybko odświeżany, dzięki czemu nie ma mowy o spowolnieniu lub wstrzymaniu wyświetlanej sceny. Na pochwałę zasługuje także żywe odwzorowanie kolorów.
Jest jeszcze coś. G1 X to także zupełnie nowy wyświetlacz Otrzymujemy w pełni obracany i odchylany 3-calowy dotykowy ekran o rozdzielczości 1 040 000 punktów, co stanowi duże usprawnienie w stosunku do poprzednika. Taki sposób przegubowego mocowania pozwala na znacznie większa swobodę kadrowania z niewygodnych pozycji i kątów patrzenia - zarówno w poziomie jak i w pionie. Ponadto ekran skierujemy bezpośrednio w stronę korpusu, co dodatkowo chroni powierzchnię przed porysowaniem podczas przenoszenia i transportu. Również obsługa panelu dotykowego jest wygodna i precyzyjna. Natomiast sam ekran jest bardzo szczegółowy i kontrastowy. Nawet w ostrym słońcu nie mieliśmy problemu z ocenieniem wykonanego nim zdjęcia, czy regulacją parametrów.
Kompaktowy G1 X Mark III zapewnia również taką samą funkcjonalność w kwestii ustawiania ostrości, jak jego starszy bezlusterkowy brat EOS M5. Oczywiście mamy na myśli możliwość dotykowego wyboru pola AF podczas korzystania z wizjera. W ustawieniach aparatu będziemy mogli oznaczyć obszar ekranu, który będzie aktywny na dotyk - na przykład 1/4 ekranu. Dzięki temu nie będziemy przestawiać ostrości nosem, a dodatkowo otrzymamy możliwość sterowania obszarem AF na bardzo małym fragmencie wyświetlacza. Ta funkcja w praktyce sprawdziła się dobrze - otrzymaliśmy coś na wzór wirtualnego joysticka AF.
Producent nie ukrywa, że największymi zaletami nowego G1 X Mark III mają być ponadprzeciętna jakość obrazu oraz wysoka wydajność aparatu. Sercem całej konstrukcji jest większa niż u poprzednika 24-megapikselowa matryca formatu APS-C, która - jak podkreśla producent - ma być podobna do tej wykorzystanej w lustrzance Canon EOS 80D. Co więcej, zastosowany sensor jest wpierany najnowszą generacją procesora DIGIC 7, który z kolei możemy znaleźć na przykład w aparatach EOS 77D. Ponadto ma eliminować konieczność późniejszej edycji zdjęć dzięki funkcjom Auto Lighting Optimizer (automatyczny optymalizator jasności) i korekcji dyfrakcji - znanej z profesjonalnej lustrzanki EOS-1D X Mark II.
Przyspieszenie względem poprzednika oraz lepsze osiągi widać gołym okiem. Podczas pracy nie zauważyliśmy większych opóźnień między ruchem pokręteł, a wyświetlaniem parametrów na ekranie - choć wyjątek stanowiła jedynie zmiana długości ogniskowej.
Dobrze - jak na kompakt - wypada także szybkość uruchamiania. Aparat był gotowy do pracy już po upływie 1,3 sekundy (ogniskowa 24 mm). Nieco dłużej przebiegało uruchomienie i pełne wysunięcie obiektywu - około 3,30 sekundy.
Teraz nowym G1 X możemy fotografować w zakresie ISO 100-25600, z maksymalną prędkością 7 kl./s (pełne wsparcie AF) lub 9 kl./s (zablokowany AF na pierwsze ujęcie). Z taką szybkością udało nam się wykonać 29 zdjęć JPEG i 21 fotografii RAW. Niemniej jednak w obu przypadkach po wykonaniu jednej serii aparat wyraźnie zwalniał.
Niestety otrzymany egzemplarz był modelem przedprodukcyjnym - choć mocno zbliżonym do finalnej wersji - dlatego też nie możemy podzielić się wykonanymi zdjęciami. Tak więc na kompletną ocenę - przede wszystkim jakości obrazu - będziemy musieli poczekać, do momentu, gdy aparat trafi do naszej redakcji na pełne testy.
Na zakończenie pozostawiliśmy jeszcze jedną nowość. G1 X Mark III to pierwszy kompaktowy aparat w historii Canona, w którym zastosowano zaawansowaną technologię Dual Pixel CMOS AF, którą możemy znaleźć w najnowszych lustrzankach firmy.
Dzięki temu system składający się z 49 punktów (dostępnych na obszarze około 80% w pionie i 80% w poziomie kadru) ma gwarantować precyzyjne ostrzenie obrazu w zaledwie 0,09 s, a także krótki czas reakcji i niezawodność systemu AF. Musimy przyznać, że w praktyce działa on bardzo dobrze. Aparat ostrzy wyjątkowo szybko i precyzyjnie, nawet w słabych warunkach oświetleniowych. Co ważne, równie sprawnie działa w trybie filmowym i pozwala na wykonywanie płynnych przeostrzeń.
Najnowszy kompakt Canona może zainteresować także miłośników filmowania. Niemniej jednak specyfikacja tego modelu nie zrobi wrażenia na bardziej wymagających entuzjastach. Przede wszystkim zabrakło możliwości nagrywania w 4K. Na pokładzie nie znajdziemy też opcji takich jak zebra, czy nawet bardziej zaawansowanych funkcji rejestracji wideo z możliwością wyboru „relatywnie płaskiego“ profilu obrazu. Co więcej, producent nie zdecydował się na wyposażenie aparatu w złącze mikrofonowe, czy też wejście na słuchawki.
Tak więc w tym aspekcie Canon pozostał nieco z tyłu stawki. Rejestrować obrazy możemy w maksymalnej rozdzielczości Full HD 1920 x 1080, 60 kl./s (35 Mbps, MP4, H.264, AAC), co zapewne dla większości i użytkowników z tego segmentu i tak będzie więcej niż wystarczające. Zwłaszcza, że aparat zapewnia także system elektornicznej 5-osiowej, dynamicznej stabilizacji obrazu Advanced Dynamic IS, który ma odznaczać się wydajnością na poziomie 4 EV. Dzięki temu nasze nagrania powinny być płynne i zarejestrowane bez niepożądanych poruszeń kadru. Poza tym G1 X Mark III jest pierwszym kompaktowym aparatem Canona z funkcją nagrywania filmów poklatkowych oraz trybem panoramicznym, co z pewnością spodoba się niejednemu użytkownikowi.
Co więcej, jest to jedyny aparat cyfrowy firmy Canon posiadający czujnik APS-C, który można sparować z opcjonalną, wodoszczelną obudową, dzięki czemu PowerShot G1 X Mark III może być wykorzystywany do zdjęć pod wodą do głębokości 40 m, co daje ogromne możliwości podczas pracy przy projektach fotograficznych na dużych głębokościach.
Oczywiście nie mogło zabraknąć szeregu funkcji łączności, takich jak Wi-Fi i Dynamic NFC, dzięki czemu jednym dotknięciem można go połączyć z kompatybilnymi urządzeniami mobilnymi. Aparat można również zdalnie aktywować z trybu czuwania za pośrednictwem smartfona z Bluetooth, który działa jako pilot Bluetooth. Ponadto, za pośrednictwem Wi-Fi można także sterować funkcjami ręcznie, np. zobaczyć podgląd zdjęcia na smartfonie.
Zaś pod klapką umieszczono, mikro HDMI, port USB Typ 2.0 oraz złącze elektronicznego wężyka spustowego. Natomiast na samym spodzie aparatu znalazła się komora na akumulator litowo-jonowy NB-13L, który pozwoli na wykonanie około 200 zdjęć, a także slot na jedną kartę SDHC/SDXC UHS o klasie szybkości 1. Kompaktowy Canon został także wyposażony we wbudowaną lampę błyskową typu pop-up oraz gorącą stopkę.
Producentowi należą się brawa za fakt, że w tak małej konstrukcji udało się zmieścić iście zaawansowane podzespoły i rozwiązania. Mowa oczywiście o matrycy formatu APS-C i wydajnym procesorze, które powinny zapewnić wysoką jakość obrazu - również w trudniejszych warunkach oświetleniowych. Jest także dobrze oceniana technologia Dual Pixel CMOS AF, która naprawdę robi różnicę w kwestii ustawiania ostrości. Do tego mamy obracany i dotykowy ekran oraz wygodny wizjer, co akurat nie często się zdarza w tej klasie sprzętu. Z drugiej strony, do pełni szczęścia zabrakło bardziej zaawansowanych możliwości filmowania. Rozdzielczość 4K to już współczesny standard, którego niestety nie znajdziemy w nowym Canonie.
Pewne pytania może rodzić także optyka. Czy niewielki zoom będzie wstanie dostarczyć matrycy APS-C odpowiedniej jakości i plastyki obrazu? A także, czy specyfika układu optycznego będzie na tyle uniwersalna, by sprawdzić się w bardziej wymagających warunkach? Na razie pozostaną one bez odpowiedzi.
Jedno jest pewne, Canon G1 X Mark III to niewielki kompakt o imponujących możliwościach - choć z ferowaniem ostatecznych osądów musimy poczekać do pełnych testów. Niemniej jednak nowy reprezentant rodziny PowerShot powinien robić wrażenie. Podobnie jak jego cena. Za ten model, który ma być dostępny w sprzedaży już w listopadzie tego roku, zapłacimy około 5330 zł, co dla wielu entuzjastów fotografii, do których jest adresowany, może już okazać się sporą barierą.