Poczucie silnego niepokoju splecione z odczuwaniem niezwykłego piękna - rozmowa z Jakubem Karwowskim

Prezentujemy rozmowę z Jakubem Karwowskim, z której dowiecie się skąd czerpie inspiracje do pracy, co go fascynuje w fotografii rodzinnej, jak powstają jego zdjęcia oraz czym jest osobista fikcja. Wystawę "Rysa" możecie oglądać w krakowskiej Galerii Pauza do 23 marca.

Autor: Marcin Grabowiecki

5 Marzec 2014
Artykuł na: 9-16 minut

Marcin Grabowiecki: Twój najnowszy cykl "Rysa" prezentowany jest w Galerii Pauza w Krakowie. Czym jest dla Ciebie tytułowa rysa?

Jakub Karwowski: Rysa to po pierwsze ślad na ciele mojego syna. Blizna po operacji. Jako noworodek przeszedł operację serca. Był to bardzo trudny czas, po którym został taki, dość wyraźny wizualnie ślad.

Po drugie, to emocje związane z tamtym czasem, o których chciałem w tym cyklu opowiedzieć. To poczucie silnego niepokoju splecione z odczuwaniem niezwykłego piękna. Taka dwuznaczna emocjonalnie sytuacja, którą chciałem wizualnie wyrazić wykorzystując mojego syna, jako bohatera pozornie regularnej rodzinnej historii, która rozgrywa się w scenografii domowego otoczenia i przedstawia sceny z życia rosnącego dziecka.

Fotografia rodzinna jest tutaj tylko materią, za pomocą której próbuję poprowadzić narrację dotyczącą emocji. Jest tłem a zarazem pretekstem. Rodzina jest chyba najpopularniejszym motywem w fotografii, patrząc globalnie. Z drugiej strony jest bardzo trudnym tematem, który wymaga osobistego klucza i dystansu.

MG: Twoje prace charakteryzuje niezwykłe wyczucie światła i koloru. Jak udaje Ci się zarejestrować tak wyraziste, a zarazem subtelne obrazy?

JK: Wymowa wizualna jest dla mnie wręcz natrętnym priorytetem. Ciągłe rozwijanie możliwości posługiwania się elementami składowymi obrazu jest dla mnie wyzwaniem. Światło, kolor, kompozycja, poza - to cała jakby zarzucona sieć, która ma zatrzymać wzrok i stawić mu opór. Obraz musi wytrzymać dłuższy ogląd. Zaintrygować. Budzić emocje. Jest to dla mnie zadanie prawie programowe.

Podczas fotografowania wiem już jaki ma być obraz finalnie. Często jest do niego daleka droga, od negatywu do wydruku. Mówię tutaj o sprawie czysto technicznej, związanej z post-produkcją, korekcją koloru, czyszczeniu z niepotrzebnych elementów i szukania odpowiedniego balansu dla drobnych niuansów. Niektóre zdjęcia zabrały mi godzinę pracy, niektóre parę dni. Tak miałem też kiedyś w ciemni, gdy odbijałem zdjęcia ręcznie. Ilość czasu poświęcanego na dopracowanie zdjęcia jest podobna. 

MG: Skąd czerpiesz inspiracje do swoich prac?

JK: Emocjonalnie - z doświadczenia. Estetycznie - głównie z filmów, od operatorów: Roger Deakins, Emanuel Lubezki, Mihai Malaimare, Christopher Doyle czy też reżyserów: Terrence Malick, Alfred Hitchcock (widziałem absolutnie wszystkie filmy), Bernardo Bertolucci. Z innej strony, ostatnio bardzo duże wrażenie zrobiły na mnie dwa portrety Toulouse-Lautreca z kolekcji Art Institute of Chicago.

fot. Jakub Karwowski, z cyklu "Rysa"

MG: Masz fotografów, których twórczość szczególnie cenisz?

JK: Od czasów pisania pracy magisterskiej nigdy już tak się nie wgryzłem w twórczość fotografa jak wtedy. Pisałem o "Fotografii Rodzinnej Fotografa jako gatunku" na przykładzie takich fotografów jak: Nobuyoshi Araki, Sally Mann i Philip-Lorca diCorcia. Mogę powiedzieć, że w pewien sposób szczególnie ich cenię. Na tak skrajnych trzech postawach nauczyłem się naprawdę sporo o fotografii w ogóle.

MG:Swoją rodzinę fotografujesz już od kilku lat. Chociaż prace ukazują się w ramach poszczególnych cykli to wydaje mi się, że cały czas tworzysz jedną pracę. Co sprawiło, że poświęciłeś się temu tematowi?

JK: Miałem taki pomysł na początku, że kolejne cykle będą tworzyły taki mój świadomy album rodzinny, gdzie poszczególne rozdziały mają swoją wewnętrzną odrębność i własną logikę, ale wszystkie trzymają się blisko jakby meta-tematu, czyli rodziny i najbliższego otoczenia. Każdy cykl jest trochę o czymś innym i porusza dla mnie inne problemy, ale materia, z którą obcuję jest podobna. Następne cykle, które planuję rozjeżdżają się trochę dalej, ale nadal osią jest to odwołanie.

Gdy zaczynałem, bardzo popularne robiły się fotograficzne blogi, coś co jakby rozlało się z tego co zapoczątkował jeszcze Stephen Shore. Mnie też ten temat interesował, tylko chciałem podejść do tego inaczej, tak estetycznie, z całym fotograficznym warsztatem. Tak aby z jednej strony zachować tą bliskość z tym co się dzieje i jest widoczne na zdjęciach, z drugiej transponować to do trochę innego poziomu, gdzie z tych obrazów można budować narrację o czymś bardziej wyrafinowanym.

MG: Incenizujesz swoje zdjęcia, czy jesteś wierny dokumentowi? W nazwach Twoich cykli pojawia się często słowo "fikcja" (Family Fiction, Sentimental Fiction).

JK: Mi jest bardzo daleko do dokumentu. Sam go dość nie lubię. 

Ale nie tylko z tego powodu niektóre zdjęcia inscenizuję czy nawet montuję. Zawsze chciałem utrzymać takie dwuznaczne niedookreślenie. Żeby nic nie wyglądało na za bardzo pozowane albo niepozowane. Że czasem to niby taka bardzo prosta sytuacja, ale nic nie wygląda na przypadkowe.

Dla mnie fikcja jest dużo ciekawsza. Porusza wyobraźnię i pozwala na większą swobodę w myśleniu o tym co może być dalszą częścią zdjęcia, tym czego nie widać.

fot. Jakub Karwowski, z cyklu "Rysa"

Piszesz, że album rodzinny to zawsze osobista fikcja. Mógłbyś rozwinąć tą myśl?

Tworząc album rodzinny każdy wybiera bardzo określone sytuacje, pozy, okoliczności. Zazwyczaj nie łączy się to z pogłębioną refleksją, czy próbą ukazania szerszego kontekstu panujących relacji między ludźmi z rodziny. Funkcja pamiątkowa, reprezentacyjna czy jednocząca fotografii rodzinnej wymaga wywołania konkretnych emocji, które większość z nas intuicyjnie wie jak wywołać. Posługiwanie się tą konwencją, w odniesieniu do własnych realiów, własnego otoczenia i własnej rodziny owocuje zawsze kreowaniem specyficznej fikcji, która jest zawsze dużo wyraźniej widoczna dla ludzi spoza kręgu rodziny i tych, którzy są w stanie te osoby i miejsca rozpoznać. Gdy weźmiemy wtedy taki album i w oderwaniu od kontekstu zaczniemy go oglądać, możemy często w ogóle nie dotrzeć do historii tych ludzi, a raczej tylko do zarysu tego, jak oni zostali tam wymodelowani.

MG: Odwołujesz się do tradycji fotografii rodzinnej. Co Cię w niej fascynuje?

JK: Fotografia rodzinna jako gatunek nadal ma dość silną, nieświadomie podtrzymywaną, warstwę prawdopodobności. To znaczy poczucia, że to co jest na zdjęciu rzeczywiście miało miejsce i się wydarzyło. Przez swoją zwyczajność zachowała w tym obszarze tą bardzo cenną jakość. Fascynuje mnie energia, która płynie z balansowania wokół tej cechy. Wydaje mi się, że potrafi wnosić bardzo ciekawą jakość do obrazu, co w prawie żadnej innej dziedzinie sztuki nie ma szans się wydarzyć. Jest to sprawa wyjątkowo fotograficzna, rdzennie związana z tym medium i wydaje mi się, że nadal nie wyeksplorowana.

MG: Czy możesz opowiedzieć o tym, jak powstają Twoje prace? Piszesz, że kierujesz się intuicją...

JK: Często wygląda to tak, że podczas zwykłego dnia, zwykłych spraw nagle wydarzy się się scena, która w bardzo silny sposób wydaje się być skądś znajoma i bliska. Nie chodzi o deja-vu tylko o reakcję na coś co wywołało podobne uczucia jak jakaś scena z filmu, z teatru, z obrazu czy... ze snu.

Wtedy szybko idę po aparat, statyw, światłomierz i albo uda się tak, że oni mogą się chwilę nie ruszać i ja zdążę zrobić zdjęcie, albo trzeba sytuację jeszcze raz ustawić, albo w ogóle czekać na inny dzień. Są zdjęcia (jak to z małym stojącym nad basenem), że ja od roku czekałem na taką sytuację, której wymowa była by taka jak na tym zdjęciu. Ono mogło by być zupełnie gdzie indziej i wyglądać inaczej, ale chodzi o konkretne napięcie i emocje, oraz to jak można je przełożyć na obraz.

Intuicja dotyczy samego skojarzenia sytuacji z obrazem, który ma powstać oraz tego, jak pogodzić tworzony obraz z emocjami, do których ma się odwoływać. 

Pozostała praca i czas temu poświęcony ma charakter bardziej techniczny, powiedzmy warsztatowy i żmudny, ale nadal twórczy.

fot. Jakub Karwowski, z cyklu "Rysa"

MG: Czy możesz zdradzić jakiego sprzętu używasz?

JK: Fotografuje od 7 lat głównie Pentaxem 67 II. Bardzo dobrze się na nim pracuje robiąc to co ja robię. Negatyw też tradycyjnie Kodak Portra. Z dużym entuzjazmem odkryłem, że można normalnie w B&H kupić typ 220, czyli dwa razy dłuższe rolki. Myślałem, że już ich nie ma.

MG: Możesz powiedzieć jak udało Ci się nawiązać współpracę z nowojorską galerią RICK Wester Fine Art i lizbońską Modulo Gallery?

Łańcuszek zaczął się w Łodzi i chciałem to z sentymentem podkreślić. Jako finalista Fotofestiwalu 2012 wziąłem udział w przeglądzie portfolio i poznałem Angele Fereire, dyrektor festiwalu Encontros da Imagem w Bradze w Portugalii. Zaprosiła mnie do zrobienia wystawy podczas festiwalu w 2013, ale oprócz tego zachęciła mnie bym jeszcze w 2012 wziął udział w ich przeglądzie portfolio. Tam poznałem Mario Teixeira da Silva - właściciela galerii Modulo w Lizbonie. Zaproponował mi najpierw udział w grupowej wystawie, potem jednych targach, drugich targach, a po roku indywidualną wystawę. Wystawa w Lizbonie odbiła się skromnym, ale wyrazistym echem na kilku blogach i portalach min. w Paryżu. Na jednym z nich wypatrzył mnie Rick Wester - właściciel galerii z NYC. Zadzwonił, zaproponował udział w grupowej wystawie, która odbyła się miesiąc temu - jest przedłużona do 15 marca, więc trwa nadal. Rozmawiamy o indywidualnej wystawie w przyszłym roku. Wszystko zależy od odbioru i odzewu ze strony publiczności i kolekcjonerów. Wiem, że początek był dobry, ale zobaczymy jaki będzie nastrój w dłużej perspektywie, udziale w kilku targach w Stanach, i odbiorze moich nowych prac. Najlepsze w tym jest właśnie to, że motywuje to do intensywnej pracy twórczej. Wytwarza się pewien rytm, który mam nadzieję uda mi się dobrze wykorzystać.

A fakt na przykład sprzedania dwóch moich prac do kolekcji MoMA Foundation daje bardzo miłego kopa.

MG: Dziękuję za rozmowę.

Jakub Karwowski Urodzony w 1985 roku w Krakowie. Studiował Muzykologię na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie oraz Fotografię w PWSFTviT im. Leona Schillera w Łodzi. W swojej twórczości skupia głównie na emocjach i obserwacji najbliższego otoczenia. Bazuje na tradycjach fotografii rodzinnej przekształcając ją we współczesną opowieść o człowieku w jego intymnym świecie. Od 2008 roku fotografuje swoją rodzinę tworząc kolejne rozdziały własnego "albumu rodzinnego".

Najważniejsze nagrody:

Finalista - Emergentes DST, Encontros da Imagem 2012, Braga, Portugal.

Finalista - Łódź Fotofestival 2012, Łódź.

Grand Prix - PHOTO DIPLOMA AWARD 2011, Poznań.

Stypendium twórcze Prezydenta Miasta Krakowa 2008.

Od 2013 roku współpracuje z galerią MODULO z Lizbony i RICK WESTER FINE ART z Nowego Jorku.

{GAL|25730
Skopiuj link
Słowa kluczowe:
Komentarze
Więcej w kategorii: Wywiady
Maciej Taichman: "Jestem uzależniony od tworzenia obrazu i nie umiem od tego odejść. Parę razy nawet próbowałem."
Maciej Taichman: "Jestem uzależniony od tworzenia obrazu i nie umiem od tego odejść. Parę razy...
O poszukiwaniu sprzętu idealnego, pogoni za jakością, współczesnych realiach rynkowych i o tym czy średni format może zastąpić profesjonalną kamerę filmową, rozmawiamy z Maciejem Taichmanem -...
53
Viviane Sassen: "Kiedy fotografuję, jestem naprawdę tu i teraz"
Viviane Sassen: "Kiedy fotografuję, jestem naprawdę tu i teraz"
O jej najnowszej retrospektywie, stagnacji i rozwoju na fotograficznej drodze, a także o tym, co irytuje ją w branży modowej, rozmawiamy z jedną z najważniejszych współczesnych artystek...
22
Odnaleźć piękno w fotografii wnętrz. Jak PION Studio zbudowało swoją pozycję na światowym rynku
Odnaleźć piękno w fotografii wnętrz. Jak PION Studio zbudowało swoją pozycję na światowym rynku
Fotografował dla Hermèsa, Amour, NOBU, PURO i innych luksusowych marek oraz hoteli. O ciemnych i jasnych stronach tej branży, ulubionych aparatach oraz kulturze pracy w Polsce i na świecie...
23
Powiązane artykuły