Rozmowa z Adamem Golcem

Przedstawiamy rozmowę z Adamem Golcem, fotografem Gazety Wyborczej. Artysta opowiada o swojej wyprawie na Cejlon, ocenianiu zdjęć, współpracy z prasą, niezależności i wierze w odrodzenie fotoreportażu. Zachęcamy do lektury!

Autor: Marcin Grabowiecki

27 Październik 2009
Artykuł na: 6-9 minut

Czy mógłbyś opowiedzieć jak przygotowywałeś się do wyprawy na Cejlon?

Miałem to szczęście, że mój niemal dwumiesięczny pobyt na Srilance, nie był pierwszą wizytą w tym kraju. Rok temu poleciałem tam zebrać materiał do publikacji w National Geographic Traveler Polska. Podróżowałem dwa tygodnie odwiedzając najpopularniejsze miejsca. Tamtą wizytę na wyspie potraktowałem przy okazji jako rekonesans przed kolejnym wyjazdem, który miał dojść do skutku. Poznałem wspaniałych ludzi z Dilmah i MJF, którzy przygotowali dla mnie świetny reaserch i logistykę tegorocznego wyjazdu. Nie wszystko przecież jest w Internecie. Stworzyli mi świetne warunki do pracy. Zawsze miałem gdzie naładować baterie i zrzucić zdjęcia oraz połączyć się Internetem. Przez cały czas prowadziłem bloga - sri-lanka.com.pl . Miałem swojego kierowcę - tłumacza i własny samochód. Dzięki temu zebrałem ogromny materiał, który swój finał będzie miał w książce. Oprócz miejsc ogólnie dostępnych, odwiedziłem tereny powojenne, do których nie wybierają się autokary z turystami. Akredytowałem się przy rządzie Srilanki, aby ułatwić sobie pracę w trudniej dostępnych miejscach. Spotkałem też ludzi, do których dostępu broni miejscowy establishment.

fot. Adam Golec

Na pewno przydarzyło Ci się dużo ciekawych historii, czy mógłbyś opowiedzieć jedną z nich?

Wydaje mi się, że najmocniejszym wrażeniem jakiego dostarczył mi pobyt na Cejlonie było jedno z zupełnie niezaplanowanych i niezwykłych spotkań. Samodzielna praca fotografa, dziennikarza w egzotycznym miejscu, bez wsparcia redakcji, bez możliwości śledzenia lokalnych mediów ( ogromna bariera językowa) wymusza na nas ciągłe spotkania i rozmowy, w wyniku których dopiero dowiadujemy się, co warto sfotografować. Inaczej podążalibyśmy za wskazówkami jednego z trzech przewodników po Srilance. Powstałyby znów takie same, pewnie efektowne, ale też powierzchowne obrazki.

Kiedy w jednym z powojennych miast bezsilnie starałem się coś sfotografować zadzwoniłem po pomoc do moich przyjaciół w Colombo. Dali mi kilka wskazówek, po których dotarłem do pewnego lokalnego polityka, Tamila. Doszło do spotkania w niesłychanych okolicznościach i w końcu do spisania przeze mnie historii tego człowieka. Okazał się bowiem byłym tamilskim tygrysem, wielokrotnym mordercą. Dostałem do rąk bohatera reportażu, do którego musiałem użyć innego niż fotograficzne medium. Musiałem zrobić wywiad z Tamilem, mówiącym po syngalesku, tłumaczonym na angielski. To była pierwsza taka historia w moim zawodowym życiu. I od razu strzał z gruber rury.

fot. Adam Golec

Czy bycie jurorem konkursu przynosi satysfakcję?

Bycie jurorem to wielka odpowiedzialność, to praca. Często ciężka, bo należy oglądnąć tysiące zdjęć. To trzeba lubić. Moje zawodowe życie to fotografowanie i edytowanie zdjęć moich kolegów. Jestem do tego przyzwyczajony i bardzo lubię to robić. Dobieram zdjęcia do tematu. Posługuję się kryteriami, które w dużej części pokrywają się z tymi, których używa juror oceniając prace konkursowe. Tak więc jest satysfakcja. Budowanie werdyktu i wybieranie tych najlepszych zdjęć to złożony wieloetapowy proces. Towarzyszą temu dyskusje, czasami ostre. Spotyka się oto kilka mocnych osobowości. Każda ma swoje preferencje. Chodzi o to by spotkać się w jednym punkcie. Na początku to arytmetyka. Jednak na końcu, kiedy zostaje kilkanaście, kilka prac to już debata. Im lepsze zdjęcia tym trudniejsze i ciekawsze obrady jurorów.

O wielu lat jesteś związany z Gazetą Wyborczą. Czy redakcja daje Ci dużo swobody? Co daje wieloletni związek z jednym wydawcą?

Rzeczywiście od początku mojej drogi zawodowej jestem związany z Gazetą Wyborczą. To już 18 lat. Bywają momenty trudne, bywają wielkie chwile. Dla tych drugich warto żyć. To wtedy, kiedy mój proces twórczy kończy się dobrą publikacją. I na taką pracę redakcja mi pozwala. Mam w Gazecie spory kredyt zaufania. Taki związek z pracodawcą wymaga czasu. W ciągu mojego pobytu w GW inni moi rówieśnicy zmienili pracę kilka, kilkanaście razy. Jedni lubią zmiany inni musieli coś zmienić, bo nie mieli wyjścia. Wielu też od tego zawodu odeszło. Jestem związany z dobrym tytułem. Nie mam powodu do wstydu. Pracuję zgodnie z moimi oczekiwaniami. Redakcja pozwala mi pracować dla zewnętrznych klientów. Krajowych i zagranicznych. Cóż, to komfortowa sytuacja. Nigdy nie musiałem się przeprowadzać z mojego ulubionego Krakowa, by robić rzeczy, które lubię robić. Znajduję to jako mój mały sukces zawodowy.

Jak wygląda Twoja współpraca z innymi wydawnictwami?

Inne wydawnictwa współpracują ze mną za pośrednictwem Agencji Gazeta. To uczciwy układ. Jestem etatowym fotografem GW i moja umowa z gazetą obliguje mnie do takiego pośrednictwa, ale też dzięki niemu dostaję zlecenia, o które nie muszę zabiegać.

fot. Adam Golec

Co jest dla Ciebie najważniejsze w fotografii, czego w niej szukasz?

Na tak ogólne i opisowe pytanie staram się sobie odpowiedzieć od 20 lat. To ewoluuje. Jednak przez cały ten czas trzymam się jednego. Żadnego oszustwa. Żadnych fotomontaży, nadużywania photoshopa, reżyserowania rzeczywistości. Bywają sytuacje które przy tych zastrzeżeniach można by mi wytknąć. Np. pozowane, charakteryzowane portrety. Dopuszczam to i kilka innych świadomych ingerencji w prawdę, ale wszystko potrafię uzasadnić i wszystko ma konkretny, kontekstowy powód. Nie robię takich zabiegów tylko dla samego efektu. Zawsze jest przyczyna, tło dla moich zabiegów. Najważniejsze są dla mnie trzy czasowniki, z których kiedyś August Sander uczynił motto dla swoich fotografii: "Widzieć, Obserwować, Myśleć".

Jakiego rodzaju tematy interesują Cię najbardziej?

Z natury jestem reporterem. Bywa, że dotykając jakiejś sprawy fotografowanie staje się dla mnie mniej ważne od poznania prawdy. To trudne, bo klient spodziewa się po mnie dobrych zdjęć, a w trakcie fotografowania może okazać się, że wolę z kimś porozmawiać, niż obserwować jego codzienność, bo np. ważniejsze rzeczy zdarzyły się zanim w dane miejsce przyjechałem. Uwielbiam też portretować, ale w taki klasyczny, naturalny sposób. Bez ekipy sesyjnej za plecami. Sam na sam z bohaterem. To jest cudowny walor tej roboty. Umawiają się ze mną na spotkanie osoby, które gdybym do nich zadzwonił w innej sprawie prawdopodobnie nie znalazłyby dla mnie czasu.

Co przynosi Ci największą radość w pracy fotoreportera?

Niezależność. Pracując dla redakcji jestem wolny. Żadnych zobowiązań finansowych. Czysty układ. To brzmi banalnie, ale przynoszę to co zdobyłem, a nie to co spodoba się klientowi. Wiele projektów fotograficznych powstających teraz w rozmaitych krzyżowych zbiegach interesów, złożonych systemach finansowania jest obciążonych zależnościami i układami.

fot. Adam Golec

Co doradziłbyś fotografom, który pragną realizować sie w fotografii reportażowej?

To najtrudniejsze pytanie. Ostatnie lata to szeroko zakrojony PR wieszczący koniec fotoreportażu w prasie. Padają tytuły, w siłę rośnie Internet. Spróbujmy rozglądnąć się poza granicami naszego kraju. Czy tak jest rzeczywiście? Czy jedyna droga dla fotoreportera to produkcje niszowych wydawnictw albumowych, z góry skazanych na ujemny bilans kosztów wobec zysków. Czy to tylko dekorowanie ścian galerii. Jeśli tak, to odradzam zajmowanie się tą dziedziną fotografii.

Jestem jednak odmiennego zdania i wierzę w odrodzenie fotoreportażu. Prasa francuska lub włoska już robi konkretne kroki. Zatrudnia się fotografów i publikuje tam dobre zdjęcia. Dba o kadr. Szanuje kompozycje. Myślę, chcę bardzo tak myśleć, że podobnie jak wszystko i to dotrze do nas wkrótce z zachodu, choć jak zwykle z pewnym opóźnieniem. Nie jestem przeciwnikiem multimediów, fotokastów, czy albumów. Sam je chętnie oglądam, ale jestem w mniejszości, w zawodowej grupie ludzi, którzy oglądając te rzeczy oceniają jako wytwory konkurencji. Uczę się oglądając lepszych.

Nastąpi powrót do klasycznej fotografii. Koło, które zatoczy historia zmiecie z powierzchni ziemi miernotę fotograficzną i zostaną najlepsi. To taka moja wizja światłoczułego świata. Nie wiem czy sam wtedy nie zostanę zmieciony. Tymczasem z lubością naciskam na spust średnioformatowej C330-ki i mojego Pentaxa MX.

Adam Golec był Przewodniczącym Jury konkursu "Herbata wokół nas".

{GAL|25851
Skopiuj link
Słowa kluczowe:
Komentarze
Więcej w kategorii: Wywiady
Maciej Taichman: "Jestem uzależniony od tworzenia obrazu i nie umiem od tego odejść. Parę razy nawet próbowałem."
Maciej Taichman: "Jestem uzależniony od tworzenia obrazu i nie umiem od tego odejść. Parę razy...
O poszukiwaniu sprzętu idealnego, pogoni za jakością, współczesnych realiach rynkowych i o tym czy średni format może zastąpić profesjonalną kamerę filmową, rozmawiamy z Maciejem Taichmanem -...
53
Viviane Sassen: "Kiedy fotografuję, jestem naprawdę tu i teraz"
Viviane Sassen: "Kiedy fotografuję, jestem naprawdę tu i teraz"
O jej najnowszej retrospektywie, stagnacji i rozwoju na fotograficznej drodze, a także o tym, co irytuje ją w branży modowej, rozmawiamy z jedną z najważniejszych współczesnych artystek...
22
Odnaleźć piękno w fotografii wnętrz. Jak PION Studio zbudowało swoją pozycję na światowym rynku
Odnaleźć piękno w fotografii wnętrz. Jak PION Studio zbudowało swoją pozycję na światowym rynku
Fotografował dla Hermèsa, Amour, NOBU, PURO i innych luksusowych marek oraz hoteli. O ciemnych i jasnych stronach tej branży, ulubionych aparatach oraz kulturze pracy w Polsce i na świecie...
23