"Opowieści z krypty" - Czy robicie zdjęcia w pracy? Czyli jak zostać artystą będąc agentem ubezpieczeniowym

Autor: Wojtek Tkaczyński

25 Styczeń 2009
Artykuł na: 6-9 minut
Fotografia jest dla wielu osób po prostu narzędziem dokumentującym ich pracę czy badania naukowe. Czy to jednak oznacza, że takie zdjęcia mają być gorsze niż te wiszące w galeriach - historia mówi, że niekoniecznie. W tym tygodniu nasz stały felietonista Wojtek Tkaczyński zwraca naszą uwagę na fotografie, które nie muszą być przysłowiowym koniem roboczym.

dlaczego tyle fajnych zdjęć się po prostu marnuje

Nie muszę robić zdjęć, by zarabiać na życie. Mam to szczęście w życiu, że fotografia jest moim hobby. Dzięki temu pewnie mogę podchodzić do niej stale z tym samym entuzjazmem i ciekawością. Odkąd skończyłem szkołę praca była pracą a potem mogłem robić swoje krajobrazy. Ostatnio jednak sytuacja uległa zmianie. Szef poprosił mnie o zrobienie w pracy kilku zdjęć, które mają być ilustracją do jego naukowych prezentacji. Pierwsze próby nie wypadły zbyt pomyślnie, dały mi jednak sporo do myślenia.

Coraz więcej osób musi w swej pracy wykorzystywać fotografię. Choć zajmują się czymś zupełnie innym codziennie sięgają po aparat. Agenci ubezpieczeniowi fotografują nasze samochody - w chwili zawierania umowy (i czasem, niestety, po wypadku). Lekarze medycyny sądowej fotografują swoich pacjentów. Firmy kreślące mapy opierają się na lotniczych zdjęciach ziemi. Ogrodnicy kreślą notatki na zdjęciach roślin. Przykłady można by mnożyć w nieskończoność.

Jeszcze niedawno taka fotografia była domeną zawodowców. Dziennikarze wyjeżdżali w teren razem z fotografami. Dziś prawie każdy własnoręcznie ilustruje swoje teksty. Łatwość otrzymania poprawnych technicznie obrazów sprawiła, że fotografia cyfrowa wchodzi dziś niemal do każdego biura. W czasach moich studiów w każdym szanującym się instytucie zatrudniony był na etacie fotograf, który robił zdjęcia podczas eksperymentów a potem wywoływał je w swojej ciemni. Dziś takie stanowiska praktycznie nie istnieją. Większość naukowych publikacji opiera się o zdjęcia zrobione po prostu przez autorów tekstu.

oto przykład mojej pracowej "twórczości" - kolorystyka sali operacyjnej czasem zaskakuje

Z informacyjnego punktu widzenia zdjęcia owe są co najmniej wystarczające. Wpięte do akt, leżą sobie w segragatorach. Albo czekają na twardych dyskach, aż komuś przyjdzie do głowy ich wykorzystanie w nowym artykule. Czy jednak ich autorzy zastanawiali się kiedyś nad stricte fotograficznymi walorami swoich prac? Do dziś pamiętam jakie wrażenie zrobiły na mnie pierwsze slajdy zrobione przystawką do mikroskopu, które widziałem. Przez histologów traktowane jedynie jako zastępstwo (następstwo?) tworzonych wcześniej rysunków. Dla mnie były jak ilustracje z książki o szalonym plastyku. Dzikie, nierzeczywiste wręcz kolory. Kształty przypominające domy budowane przez Barbapapę. Marzyłem, by mieć na ścianie duże powiększenie któregoś z tych slajdów. Zwłaszcza, że Cibachrome przeżywał wtedy okres szczytowego rozkwitu.

I tak sobie myślę, że wiele z owych ilustracyjnych "pracowych" zdjęć mogłoby spokojnie wisieć na ścianach galerii fotograficznych. Wystarczy tylko pomyśleć o nich jak o prawdziwych fotografiach. Prawdziwych, czyli poprawnie naświetlonych, przyzwoicie skomponowanych i zaprezentowanych w spójny sposób. Prawidłowa ekspozycja nie jest dziś problemem. Wydrukowanie serii zdjęć również. Najważniejszym etapem prace jest więc tworzenie czystego kadru. Kompozycja to problem polskiej fotografii en general. Trudno się więc dziwić, że i zdjęcia "z pracy" pełne są niepotrzebnych elementów. Patrząc na główny motyw nie skupiamy się na brzegach kadru. W efekcie na zdjęciach pełno jest chaszczy, drutów, "poobcinanych" ludzi, etc. Jeśli podejdziemy do swojej pracy z szacunkiem dla przyszłych widzów, możemy naprawdę otrzymać coś ciekawego. I dojść zaskakująco daleko.

Kto dziś pamięta, że Salgado zaczął fotografować już jako pracujący w ministerstwie urzędnik ekonomista? Zdjęcia mające być jedynie ilustracją do jego służbowych zajęć zaprowadziły go na fotograficzny panteon. Eugene Atget dziś, uważany za jednego z ojców fotografii, również nie uważał się za artystę. Po prostu robił zdjęcia majce służyć rysownikom i malarzom. Dziś podziwiamy jego czyste kadry, robione bez nadęcia, jakby od niechcenia. A przecież w jego czasach otrzymanie poprawnego technicznie zdjęcia było o niebo trudniejsze niż dziś. Wymieniając fotografów, którzy zyskali sławę dzięki zdjęciom, które robili jedynie na potrzeby swojej pracy trudno nie wymienić nazwiska Karla Blossfeldta. Swoje rośliny, które do dziś zwalają z nóg robił on na potrzeby lekcji rysunku - jako potencjalne motywy dla studentów.

Jak widać, nie trzeba być zawodowym fotografikiem mierzącym w sukces, by go osiągnąć. Trzeba jedynie myśleć o każdym zdjęciu. Żeby nie szukać przykładów zbyt daleko: moim ulubionym makro-fotografikiem jest ostatnio Aleksander Chmiel. Profesor Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, który zaczął fotografować zbliżenia roślin w celach związanych ze swoją pracą. Miał po prostu zamiar pokazać rośliny o właściwościach leczniczych wykorzystywane przez współczesną farmację. Potem zaś zainteresowała go rosa, w której pokazywaniu jest dziś mistrzem.

Jeśli więc robią Państwo zdjęcia, które wykorzystujecie w swojej pracy, spójrzcie na nie innym okiem. Oczywiście, rozumiem problemy związane z kwestiami prawnymi i ogólnie rozumiany prawem własności tych zdjęć. Ale może postarają się Państwo zrobić odbitki i pokazać je przyjaciołom lub znajomym. Często to, co dla nas oczywiste dla innych będzie superciekawe. Praca czasem nas nudzi, ale przecież nie każdy może widzieć to, co my. W związku z tym nasze zdjęcia zyskują w oczach potencjalnych odbiorców.

Moje pierwsze zdjęcia "z pracy" były nieudane. Nie pod kątem informacyjnym. Jest na nich wszystko co miałem pokazać. Nie podobają mi się po prostu pod względem kompozycji i kolorystyki. Ale zawziąłem się. Wcześniej koncentrowałem się na krajobrazach - szybkość pracy nie była moim priorytetem. Teraz popracuję nad szybkością pracy i jeszcze sobie (i światu) pokażę...

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Fotofelietony
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Zdjęcie roku, to bez wątpienia ogromne wyróżnienie. Dla mnie jednak królową nagród prasowych jest pierwsze miejsce za reportaż w kategorii „General news”.
0
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Zdjęcie Warrena Richardsona, uznane przez Jury za najlepsze zdjęcie prasowe roku 2015, denerwuje i wyprowadza z równowagi. Z kilku powodów.
0
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Podczas gdy największe firmy w ostatnim czasie na nowo rozpętują wojnę na megapiksele, swojego rodzaju rewolucja w fotografii może nadejść nieoczekiwanie ze strony urządzeń przeznaczonych dla...
0
Powiązane artykuły