"Opowieści z krypty" - W co się bawić? Czyli co było pierwsze - jajko czy kura.

Autor: Wojtek Tkaczyński

20 Lipiec 2008
Artykuł na: 6-9 minut
W dzisiejszym odcinku "Opowieści z krypty" nasz felietonista - Wojtek Tkaczyński, porusza tematy stricte techniczne i zachęca do wakacyjnego powrotu do korzeni.

w ramach wakacyjnej szkoły survivalu proponujemy powrót do korzeni

Rozmawiałem ostatnio z jednym z moich filozofujących studentów (czy raczej studentów-filozofów). Zapytał czemu w felietonach nie poruszam już tematów stricte techniczno-fotograficznych a zajmuję się raczej kwestiami ogólniejszej natury ze szczególnym uwzględnieniem mentorskiego zrzędzenia na temat upadku młodego pokolenia.

Prawda jest taka, że dzięki poruszaniu kwestii ogólnych księgowa pozwala mi brać rachunki za książki (i odliczać je od przychodu). Nie wiem jednak, czy to wystarczające usprawiedliwienie. No i mam nadzieję, że ta miła pani z Urzędu Skarbowego nie czyta moich tekstów.

Ponieważ moja skrzynka mailowa na fotopolis.pl jest chwilowo zablokowana - nie wiem, czy czytelnicy "Opowieści z krypty" podzielają pogląd mojego studenta. Postanowiłem jednak dokładnie przemyśleć tematykę moich ostatnich i najbliższych artykułów.

Technika fotograficzna to rzecz istotna. Faktycznie, można o niej pisać w nieskończoność. Ba, każdy szczegół można spokojnie rozdmuchać do rangi dużego artykułu. Jeśliby jednak dokładnie "ścisnąć" całą technikę, zostaną nam w dłoni 4 elementy. Tak, tak. Nie pomyliłem się - o wszystkich zdjęciach zrobionych na świecie decydują/decydowały jedynie kwestie ustawień przysłony i migawki oraz wybranej ogniskowej i czułości filmu/matrycy. Z odpowiedniego doboru wymienionych parametrów i zrozumienia ich zależności od formatu filmu/matrycy wynika wszystko, co widzimy na zdjęciach. To kombinacja przysłony i migawki (poprzez głębię ostrości i odzworowanie ruchu) w połączeniu z wybraną ogniskową (perspektywa!!!) wpływa na budowanie nastroju zdjęcia. Wszystko, co uważamy za tzw. środki wyrazu artystycznego w fotografii opiera się na znajomości tych kilku podstawowych elementów, które wymieniłem. Na upartego mógłbym do nich jeszcze dorzucić pomiar światła i korekcję ekspozycji.

fot. Wojtek Tkaczyński

W sumie to, o czym piszę jest oczywiste. Nie jest to jednak oczywistość oczywista. Spotkałem bowiem ostatnio kilka osób, których postawa zasiała we mnie ziarno niepewności. Czy to świat zwariował, czy ja? Nie zamierzam plotkować na temat nazwisk. W skrócie opiszę osoby, o których myślę jako posiadaczy superdrogich cyfrowych lustrzanek fotografujących jedynie w trybie P. Ich wspólnym mianownikiem jest średnie (delikatnie rzecz ujmując) zadowolenie ze swoich zdjęć. Uwagi dotyczące przysłony i perspektywy przyjmowali z dużym dystansem, co najwyżej ukradkiem komentując swoją miłość do fizyki w czasach szkolnych. Zaś moje próby zachęty do zrobienia kilku kroków w celu znalezienia jak najlepszej perspektywy wywoływały uśmiech politowania - czemuż nie skorzystać z możliwości zooma stojąc w miejscu?

Zastanawiając się nad przyczyną takiego stanu wiedzy ogólnofotograficznej doszedłem do kilku wniosków. Pewnie nie ja pierwszy. Przecież Kopernik już dawno powiedział, że gorszy pieniądz wypiera lepszy... Na świecie pojawiło się już całe pokolenie fotografików, których pierwszym aparatem był niewielki cyfrowy kompakcik. Aparaty te robią doskonałe zdjęcia, ale przede wszystkim w trybie automatycznym. Kiedy zaś możliwości mikrokompaktu okazywały się niewystarczające - kolejnym krokiem rozwijających się fotografów cyfrowych był zakup lepszego, większego aparatu. W 90% był to kompakt z długim zoomem i wieloma programami tematycznymi. Dziś przychodzi pora na lustrzankę. Producenci aparatów prognozują przecież rozwój rynku lustrzanek właśnie w oparciu o osoby wymieniające aparaty na lepsze. Podsumowując, mamy już całe pokolenie fotografików, którzy od pierwszego swojego zdjęcia korzystają z automatyki ekspozycji i ostrości. Jeśli dodamy do tego powszechną niechęć do czytania instrukcji obsługi i brak przyzwyczajeń w korzystaniu z literatury fachowej, dochodzimy do sedna sprawy. Rozwój automatyki z jednej strony ułatwia uzyskanie zdjęć poprawnych technicznie. Z drugiej jednak - pozbawia nas wiedzy o elementach składających się na dobrą fotografię. Jeśli ktoś nie zdaje sobie sprawy z faktu, że ogniskowa standardowa dla małego kompaktu, to czasem 6 mm, a dla APS-C to ok. 35 mm - jak ma szukać w swoim fotografowaniu odpowiedniej głębi ostrości?

W moich czasach aparaty dla początkujących były, teoretycznie rzecz biorąc, dużo gorsze. Ostrość trzeba było ustawiać ręcznie. Przysłona wymagała zgrania z czasem migawki z uwzględnieniem czułości filmu. Trudno było o poprawne zdjęcie. Z perspektywy czasu widzę jednak, że aparaty te pozwalały na zrozumienie, o co naprawdę chodzi w fotografii. Analiza zdjęć udanych i (zwłaszcza) nieudanych pozwalała zrozumieć zależności prowadzące do tworzenia kadrów oddających nasze wrażenia artystyczne.

W rozmaitych podręcznikach dotyczących nauki fotografii, które przeglądam widać jak na dłoni rozdarcie autorów. Jedni mówią, że aparat dla początkujących musi umieć wszystko. Drudzy, że musi być jak najprostszy. Niestety. Nikt nie produkuje już ani Smieny ani Villi. Na rynku nie ma też "ręcznych" kompaktów cyfrowych. Od czego jednak wakacje. Skoro mamy sporo czasu i nie musimy tak spieszyć się z fotografowaniem - mam dla Państwa propozycję. Proponuję od czasu do czasu ustawić pierścień trybów w pozycji M i robić zdjęcia samodzielnie ustawiając czas otwarcia migawki i przysłonę. Jeśli potem poddacie swoje zdjęcia krytycznej analizie okaże się, że ćwiczenie to pozwala Wam zrozumieć istotę tworzenia obrazu fotograficznego.

Tablica Mendelejewa składa się z setki pierwiastków - każdy z nich jednak jest de facto zbudowany podobnie. W jądrze protony i neutrony a na orbitach elektrony. Podobnie jest ze zdjęciami. Każde zbudowane jest z kilku elementów. A jednak każde może być inne. Wystarczy tylko poćwiczyć.

Wracając zaś do rozmowy ze studentem, od której zacząłem. Dlaczego ciągle narzekam i stałem się zgorzkniały? Cóż. Czasem może zalewa mnie żółć. Ale w sumie to lubię. "Żółć" to przecież jedyne słowo jakie znam, które składa się wyłącznie z polskich liter.

I tą bezsensowną uwagą kończę na dziś. Zachęcam do pracy w trybie M. M jak Manual? M jak Mózg

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Fotofelietony
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Zdjęcie roku, to bez wątpienia ogromne wyróżnienie. Dla mnie jednak królową nagród prasowych jest pierwsze miejsce za reportaż w kategorii „General news”.
0
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Zdjęcie Warrena Richardsona, uznane przez Jury za najlepsze zdjęcie prasowe roku 2015, denerwuje i wyprowadza z równowagi. Z kilku powodów.
0
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Podczas gdy największe firmy w ostatnim czasie na nowo rozpętują wojnę na megapiksele, swojego rodzaju rewolucja w fotografii może nadejść nieoczekiwanie ze strony urządzeń przeznaczonych dla...
0