Fotograf niedzielny - Powiększalniki po raz drugi

Autor: Łukasz Kacperczyk

18 Czerwiec 2006
Artykuł na: 6-9 minut
Zapraszamy na drugą część powiększalnikowego cyklu Mike'a Johnstona. Tym razem nasz ulubiony felietonista zajął się różnicą między powiększalnikami kondensorowymi i dyfuzyjnymi.
Omega D-3

Co prawda nie tak łatwo zaprojektować je i skonstruować z odpowiednią precyzją samemu, ale powiększalniki to w zasadzie bardzo proste urządzenia. Składają się z czterech podstawowych komponentów. Od dołu są to: maskownica, obiektyw, karetka na negatyw i lampa (głowica).

Problemy w ciemni są spowodowane tym, że poszczególne składowe muszą być ze sobą idealnie zgrane, odpowiednio wycentrowane. Papier i negatyw powinny być idealnie płaskie, a pozycja negatywu i obiektywu regulowana z dużą precyzją (ten czynnik ma największy wpływ na ostrość odbitki). Odległość pary głowica-negatyw od maskownicy również musi być regulowana, tak samo jak jej pozycja pod względem zestrojenia osi optycznej (co przydaje się zwłaszcza podczas robienia dużych odbitek).

W dzisiejszym felietonie napiszę pokrótce o elemencie, który ma najwięcej wariantów, czyli głowicy.

Największym problemem głowic do odbitek czarno-białych jest tzw. "kolimacja". Nie mam odpowiedniej wiedzy, żeby szczegółowo zanalizować fizyczne podstawy tego zjawiska (poza tym, jak mawiał mój ojciec, to opowieść "równie długa co nieciekawa"), więc powiem tylko, że im bardziej równoległe są wiązki światła, tym większy kontrast i wyższa ostrość (niezależnie od negatywu). Głowice dzielimy na dwie podstawowe grupy: kondensorowe i dyfuzyjne (nazwa tych pierwszych pochodzi od prostych układów optycznych, przez które przechodzi światło zanim trafi na negatyw).

Tak naprawdę jednak mamy do czynienia nie z dychotomią, lecz z większą różnorodnością. Najbardziej skupione światło dają głowice z tzw. światłem punktowym, które zazwyczaj składają się z dwóch dużych kondensorów umieszczonych pod przezroczystą żarówką, dzięki czemu światło docierające do negatywu pochodzi wprost z żarnika żarówki (czyli "punktu" ze "światła punktowego"). W niektórych przypadkach na odbitce da się nawet zauważyć ślad żarnika. Takie powiększalniki są stosowane, gdy najważniejsza jest maksymalna rozdzielczość, ale dają zazwyczaj zbyt ostrą tonalność, a ziarno filmu i skazy negatywu są zbyt widoczne do "normalnej" fotografii. Jedynym fotografem, o którym wiem, że używał takiego powiększalnika jest Brett Weston, choć myślę, że paru innych jeszcze by się znalazło.

Dwa najczęściej spotykane rodzaje powiększalników kondensorowych to: mleczna żarówka umieszczona nad dwoma kondensorami (jak w linii Omega D) i mleczna żarówka, której światło odbijane jest do pojedynczego kondensora przez lustro umieszczone pod kątem (w celu obniżenia temperatury) - jak w głowicach Dursta do zdjęć czarno-białych. Oba typy, mimo że uznaje się je za powiększalniki kondensorowe, dają światło lekko rozproszone ze względu na wykorzystanie dużych mlecznych żarówek. Wiele osób uważa je za idealny kompromis między kontrolą kontrastu i miękką tonalnością głowic dyfuzyjnych a kontrastem brzegowym i ostrością kondensorów.

Najbardziej rozproszone światło zapewniają głowice aktyniczne, dające tzw. zimne światło. Takie głowice składają się z ułożonych w szachownicę jarzeniówek (o średnicy nieco ponad pół centymetra każda) umieszczonych nad mleczną, półprzezroczystą płytką. Podstawową zaletą głowic dyfuzyjnych jest fakt, że dają niski kontrast. Dzięki temu nie trzeba starać się aż tak bardzo obniżać kontrastu negatywu ze zdjęciami w ostrym świetle, bo sam powiększalnik pozwala na wykonanie niskokontrastowych odbitek. Jak wiadomo, niedowołanie filmu niekorzystnie wpływa na jego czułość, więc taka metoda ma pewne ograniczenia - dlatego głowice dyfuzyjne przydają się fotografom pracującym w kontrastowym oświetleniu, np. w ostrym słońcu.

Wraz z kolorowymi powiększalnikami pojawił się termin "dichroiczny" (nazwa wzięła się stąd, że z trzech kolorów filtrów C-M-Y - cyjan, magenta, żółty - jeden, zazwyczaj cyjan, miał stałą wartość, podczas gdy pozostałe dwa mogły ją zmieniać). Trudno było taki pomysł dopasować do dotychczasowych rozwiązań do fotografii czarno-białej, musiało się więc pojawić coś nowego. Podstawą stała się komora mieszająca o odblaskowych ściankach (od wewnątrz). Dół komory mieszającej jest półprzezroczysty. Przez mały otwór do środka wpuszcza się bardzo mocne światło (zazwyczaj pochodzące z żarówki, jakie są stosowane w rzutnikach). Między źródłem światła, a otworem w komorze mieszającej znajdują się wspomniane wyżej filtry. Światło odbija się na lewo i prawo w komorze mieszającej, a potem przez mleczną płytkę naświetla negatyw.

Z rodzajami powiększalników wiążą się dwie ciekawe sprawy. Po pierwsze, odpowiednio manipulując sposobem wywołania filmu i stopniami kontrastu papieru da się wykonać dwie bardzo zbliżone do siebie odbitki różnymi powiększalnikami (kondensorowym i dyfuzyjnym), ale nawet wtedy odbitka powstała przy użyciu głowicy kondensorowej będzie miała ostrzejsze ziarno, a do tego będzie uwypuklała kurz i skazy na negatywie, które głowica dyfuzyjna maskuje. Po drugie, odbijając ten sam negatyw za pomocą różnych powiększalników, możemy osiągnąć tak bardzo odmienne efekty, że zdjęcia wyglądają, jakby zostały wykonane na innym filmie. Uświadomiłem sobie to, kiedy miałem w ciemni jednocześnie Leitza IIc i Saundersa/LPL 4500II. Negatywy z Ilforda XP2 odbite na dichroicznym saundersie miały niski kontrast brzegowy i były niemal pozbawione ziarna, wyglądały płasko i nieciekawie. Tymczasem odbitki zrobione kondensorowym leitzem sprawiały wrażenie, jakby XP2 przeistoczył się w Tri-X-a: zdjęcia wyszły znacznie bardziej kontrastowe i pełne życia, ale jednocześnie bardziej ziarniste! Ja polecałbym albo powiększalnik kondensorowy z dużą mleczną żarówką, albo dyfuzyjny powiększalnik dichroiczny .

Za miesiąc rozwieję kilka mitów związanych z papierami wielogradacyjnymi i opowiem trochę o głowicach przeznaczonych do takich papierów.

----

Mike Johnston

Fotograficzny blog Mike'a:

The Online Photographer

Zaprenumerujcie biuletyn Mike'a Johnstona www.37thframe.com

Książki Mike'a i darmowe pliki do pobrania: www.lulu.com/bearpaw

Więcej zrzędzenia, głównie o polityce: quotidianmeander.blogspot.com

Podyskutuj o "Fotografie niedzielnym" na Forum Fotopolis.

W latach 1994-2000 Mike Johnston był redaktorem naczelnym magazynu PHOTO Techniques. Od 1988 do 1994 roku był redaktorem bardzo cenionego periodyku Camera & Darkroom. Choćby z tego powodu stał się jednym z najbardziej wpływowych dziennikarzy amerykańskiego rynku fotograficznego ostatniej dekady.
Co niedziela Mike pisze swój felieton zatytułowany "Fotograf niedzielny", w którym daje wyraz swoim kontrowersyjnym poglądom na temat przeróżnych zjawisk, jakie mają miejsce w świecie fotografii.

Mike Johnston

Mike Johnston pisze i publikuje niezależny kwartalnik The 37th Frame, który adresowany jest do maniaków fotografii. Jego książka zatytułowana The Empirical Photographer ukazała się w 2005 roku.

Autor udzielił nam pozwolenia na przetłumaczenie i opublikowanie jego felietonów w wyrazie wdzięczności dla swoich krewnych - państwa Nojszewskich mieszkających w Oak Park w stanie Illinois.

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Fotofelietony
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Zdjęcie roku, to bez wątpienia ogromne wyróżnienie. Dla mnie jednak królową nagród prasowych jest pierwsze miejsce za reportaż w kategorii „General news”.
0
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Zdjęcie Warrena Richardsona, uznane przez Jury za najlepsze zdjęcie prasowe roku 2015, denerwuje i wyprowadza z równowagi. Z kilku powodów.
0
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Podczas gdy największe firmy w ostatnim czasie na nowo rozpętują wojnę na megapiksele, swojego rodzaju rewolucja w fotografii może nadejść nieoczekiwanie ze strony urządzeń przeznaczonych dla...
0
Powiązane artykuły