O jeden lajk za daleko
22 Sie 2015

W ciągu ostatnich kilku dni w Polsce zdążyły wybuchnąć 2 skandale z fotografią w tle. W mediach społecznościowych kipi od głosów oburzenia - przekroczone zostały kolejne granice. Czy jednak wszyscy nie jesteśmy po trosze winni zaistniałej sytuacji?

W obu przypadkach przekroczone zostały kolejne granice. Granice moralne, granice ignorancji, granice głupoty. Nie trzeba było długo czekać, żeby w mediach społecznościowych podniosła się wrzawa. Głosy krytyki napływają ze wszystkich stron, potępiając moralny upadek mediów, rynku reklamowego i podnosząc dyskusję na temat kondycji społeczeństwa. Czy jednak całe to zamieszanie ma szansę wywołać jakąkolwiek refleksję u samych zainteresowanych? Raczej nie wydaje się, żeby grupa docelowa producenta alkoholi z tego powodu zbojkotowała trunek. Nie jest to też marka ekskluzywna, która mogłaby odczuć konsekwencje z powodu spadku prestiżu na rynku. Z kolei dla młodych, lubiących kontrowersje osób taka forma promocji mogła okazać się całkiem “w dechę”.
Producent momentalnie przeprosił, osoby odpowiedzialne za niefortunną reklamę zostały ukarane, a pojawiły się nawet głosy pochwały ze strony specjalistów od PR-u, którzy pozytywnie ocenili szybką reakcję firmy. Smród będzie ciągnął się jeszcze przez jakiś czas, ale umówmy się - dawno już żadna wódka nie miała tak skutecznej kampanii reklamowej pod względem zasięgu i nie zdziwilibyśmy się gdyby miało to przełożenie na słupki sprzedażowe.
To samo z brukowcem. Nie od dziś wiadomo, że seks i śmierć są dla czytelników jak lep na muchy, mimo że zapytani z osobna będą się pewnie tego wypierać. Im więcej trupów na okładce, tym większa sprzedaż i rozgłos. Śmierć jest w cenie. Gdyby ludzie nie chcieli oglądać takich scen, to zamieszany w aferę tabloid nie byłby najlepiej sprzedającym się dziennikiem na rynku, a czwartkowym popołudniem nie mielibyśmy problemu ze znalezieniem kiosku, w którym ostał się jeszcze jakiś egzemplarz gazety.
Nic zatem dziwnego, że setki internetowych komentatorów podnosi kwestie kondycji moralnej społeczeństwa. Czy jednak osoby te same nie są po części odpowiedzialne za budowanie tego wizerunku? Rozwój mediów społecznościowych sprawił, że wszyscy stali się publicystami. Jaka jednak jest wartość tej publicystyki? Czy ciągłe udostępnianie tego typu treści, nieważne jak silnie potępianych, ma jakikolwiek realny wpływ na sytuację, czy może osiąga efekt zupełnie odwrotny poprzez ich nieumyślną promocję? Dyskusja o roli social mediów w przepływie informacji nie jest niczym nowym, ale może zanim kolejny raz będziemy mieli ochotę zabrać głos w danej sprawie, podbijając podobnym idiotycznym i niemoralnym treściom słupki oglądalności, warto zadać sobie pytanie - czy nie lepiej, by rzeczy zasługujące na potępienie takimi pozostały, odchodząc w zapomnienie?
Komentarze