Fotograf niedzielny - Opinia publiczna i ja: Jaka powinna być dobra lustrzanka?

Autor: Łukasz Kacperczyk

23 Luty 2003
Artykuł na: 9-16 minut
Fotografuję Pentaxami i właśnie miały miejsce dwa wydarzenia, które potwierdzają opinię, że moje gusta są zupełnie odmienne od tego, czego chce opinia publiczna.

Od 1988 roku zawodowo zajmuję się testowaniem aparatów - głównie lustrzanek, czasem droższych dalmierzowców i wszelkiego rodzaju kamer średnioformatowych. Nigdy nie próbowałem sporządzić listy wszystkich aparatów, z którymi mam jakieś doświadczenie (mam tu na myśli co najmniej trzy tygodnie świadomego fotografowania), ale było ich pewnie ze 40, może 50. Mówię o aparatach produkowanych od lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku aż po dzień dzisiejszy. Nie liczę tych, które miałem dzień lub dwa - to by było oszustwo. Zawsze uważałem, że, aby móc powiedzieć o aparacie coś mądrego, trzeba go używać kilka tygodni. W innym wypadku mamy do czynienia z opinią a nie poważnym testem.

Ciągle ktoś mi dokucza z powodu mojego sentymentu do "metalowych, mechanicznych i manualnych" lustrzanek. Tak naprawdę jednak nie mam nic przeciwko tworzywom poliwęglanowym, motorom przesuwu filmu, bateriom i autofokusowi. Muszę przyznać, że całkiem mi się podobają Canon EOS 500N, Pentax MZ-5n i Nikon F80. Technologia mi nie przeszkadza - mam co najwyżej obiekcje co do sposobu jej wykorzystania.

Łatwo o analogię z rynkiem samochodowym, ale nie należy zapominać, jak się sprzedaje samochody. Zaczyna się od założenia, kto ma je kupić i dlaczego (czasem są to dość trafne założenia). Ja lubię małe samochody sportowe. (Jeśli tylko ubezpieczalnia nie zakwalifikuje ich właśnie jako "sportowe".) I nie mogę narzekać na wybór, jaki jest na rynku kompaktowych wozów z klasy ekonomicznej - koszty nowoczesnych technologii (tak jak w aparatach) są dziś niesamowicie niskie.

Tyle że ja chcę mieć dobry silnik i normalną skrzynię biegów.

Nie bardzo wiem, jak to dokładnie wygląda dzisiaj, bo jestem całkiem zadowolony z mojego aktualnego samochodu. Wiem za to, że kiedyś miewałem kłopoty z kupnem odpowiedniego wozu. Po pierwsze wiele "dobrych" samochodów nie jest dostępnych w wersji z tradycyjną skrzynią biegów. Odpada. Po drugie żeby zdobyć "dobry" silnik, trzeba często kupić wersję "deluxe", która oznacza, że płacimy za szyber-dach, darmowy "zakłócacz spokoju" (zwany też alarmem), szpanerskie opony, idiotyczny spoiler przyklejony do drzwi bagażnika i wszystko inne, co skretyniali festyniarze od marketingu uznają za "luksus". Co gorsza w niektórych przypadkach, żeby mieć najlepszy silnik trzeba kupić model z automatyczną skrzynią biegów! Istny paragraf 22.

Ta analogia nie jest jednak do końca trafna, ponieważ miłośnicy samochodów mają naprawdę duży wybór. O ile się nie mylę na światowym rynku jest obecnie 455 modeli. Aparatów jest znacznie mniej. Z grubsza rzecz biorąc albo kupujemy małe i lekkie, ale tanie (czytaj - tandetne) albo dobre i o dużych możliwościach lecz niezwykle ciężkie. Nie ma nic małego, lekkiego i jednocześnie dobrego.

Moje dwa oblicza

Jako dziennikarz fotograficzny i fotograf mam dwa oblicza - niektóre rzeczy podobają mi się jako dziennikarzowi (w imieniu czytelników, których gusta i oczekiwania poznałem), a inne tylko i wyłącznie jako fotografowi-osobie prywatnej. Badania rynku wskazują, że moje oczekiwania wobec lustrzanek są zupełnie inne niż tzw. "opinii publicznej". Rozróżniam też kryteria obiektywne i subiektywne. Pewne rzeczy są naprawdę podstawowe i pokazują różnicę między dobrymi a złymi rozwiązaniami. Z drugiej strony są też kryteria subiektywne czyli krótko mówiąc mój gust.

Opinia publiczna chce, żeby lustrzanka była:

  • tania
  • wyposażona w mnóstwo funkcji, ale jednocześnie ma posiadać programy dla głupków, żeby nie musieli się uczyć, jak ją obsługiwać
  • poręczna (mówiłem już, że ma być tania?).

Ja cenię sobie:

  • wizjer, który pozwala dobrze widzieć to, co fotografujemy
  • natychmiastowość, czyli to, że aparat szybko robi, co mu karzemy
  • logicznie rozmieszczone elementy sterujące.

To były kryteria obiektywne. Czas na sprawy gustu. Oto preferencje większości konsumentów:

  • wielkie, okropne, tanie, tandetne i cholernie ciemne zoomy
  • wbudowane lampy błyskowe, żeby nie trzeba było pamiętać o wzięciu flasha
  • całkowicie zautomatyzowany pomiar światła, żeby nie musieli zupełnie nic wiedzieć o parametrach ekspozycji
  • koniecznie wielopunktowy autofokus, żeby nie trzeba było podejmować decyzji, na co ustawić ostrość.

A teraz moje wymagania:

  • cicha praca (lubię pozostawać niezauważony, kiedy fotografuję)
  • jasne szkła stałoogniskowe (prawie nigdy nie używam flasha)
  • światłomierz, który mówi mi, co mu chodzi po głowie - do tego blokada ekspozycji, żebym mógł mu przerwać, kiedy uznam, że właśnie o to chodzi
  • możliwość wygodnego ostrzenia ręcznego
  • solidność wykonania i wytrzymałość.
Nowy Pentax oczyw-*ist-cie.

Fotografuję Pentaxami i właśnie miały miejsce dwa wydarzenia, które potwierdzają opinię, że moje gusta są zupełnie odmienne od tego, czego chce opinia publiczna. Po pierwsze Pentax na dniach zaprezentuje fantastyczny aparacik o nazwie *ist. Będzie to najmniejsza i najlżejsza lustrzanka autofokus na rynku wyposażona iście po królewsku. To trochę dziwaczna nazwa - wymawia się ją po prostu "ist". Oto co Pentax ma do powiedzenia na jej temat:

"Nazwa najnowszej lustrzanki autofokus firmy Pentax składa się z gwiazdki, uniwersalnego znaku w świecie komputerów i angielskiego przyrostka "-ist" oznaczającego osoby, które w coś wierzą. Znak "*" można zastąpić różnymi słowami, które mogą utworzyć angielskie wyrazy: artist, idealist, naturalist, humanist, itp. (odpowiednio: artysta, idealista, naturalista, humanista, przyp. tłum.). Nazwa "*ist" powstała w hołdzie wszystkim, którzy mają twórczy umysł i wiodą aktywne życie." (Materiały udostępnił Ken Takashita za co serdecznie mu dziękuję.)

A co ja robię? Kupuję sobie LX'a.

Dla tych, którzy nie są w temacie: LX to ostatnia w pełni profesjonalna lustrzanka małoobrazkowa Pentaxa. Wprowadzono go na rynek w 1980 roku i miał konkurować z Nikonem F3. Niestety jego późniejsze, ulepszone wersje nigdy nie powstały.

I co ja wtedy zrobiłem? Trudno to nawet nazwać "rozbieżnością"...

Mam nadzieję, że mi się spodoba, ale musze przyznać, że to prawdopodobnie moja ostatnia inwestycja w Pentaxa. Jeśli się nie sprawdzi, albo nie uda mi się do niego przyzwyczaić, nie zamierzam się zmuszać do zostawienia sobie moich fajnych, małych obiektywów z serii M. Zatrzymam ESII i trzy szkła na gwint jako pamiątki i nie będę się oglądał.

Pentax "PJ"

Moje oczekiwania w stosunku do aparatów naprawdę nie są wygórowane. Tak sądzę. Potrzebuję prostego aparatu ze świetnym wizjerem, szybko reagującego na zmiany ustawień i zwolnienie migawki, dość cichego, wyposażonego w tryb preselekcji przysłony, tryb manualny i blokadę ekspozycji (tego ostatniego LX nie ma, ale zobaczymy, jak sobie poradzę używając korekty ekspozycji).

Podobają mi się Nikony FM3a i F80. Co prawda Contax Aria pewnie w końcu przestanie być produkowany, a firma ta nie oferuje obiektywów na jakich mi zależy, ale i tak nie narzekałbym, gdybym go miał. Nie kupię sobie Leiki M7, bo jest za droga, ale chętnie żyłbym długo i szczęśliwie z Konicą Hexar RF. Nie wydaje mi się, żeby podobały mi się jakieś nowe Canony.

Co prawda najbardziej lubię mały obrazek, ale pewnie mógłbym się przesiąść na Bronicę RF645, o której pisałem tydzień temu.

Dałem Pentaxom kilka szans. Używałem paru Spotmatików, K2, ME Super i MZ-5n. Pożyczyłem nawet MZ-S od niezwykle miłego znajomego i co prawda nie zamierzam się spierać z wielbicielami tego aparatu, wiem że to nie dla mnie. Ale na pewno szybko nie zrezygnuję z LX'a.

Mój problem polega na tym, że nie wydaje mi się, żeby Pentax zamierzał wypuszczać w przyszłości na rynek produkty przeznaczone dla mnie. Gdzie jest moja nisza? Myślę, że można tak powiedzieć o reportażu z życia codziennego z artystycznymi zapędami. Mój dobry znajomy pracujący w Pentaxie śmieje się z mojego zamiłowania do metalowych aparatów (po przyjacielsku oczywiście - to świetny facet), ale ja nie liczę na taką kamerę. Wiem, że nie są już w naszych czasach opłacalne i kiepsko się sprzedają. Aparat, który chciałbym zobaczyć - nazwijmy go "PJ" od "photojournalist" (fotoreporter, przyp. tłum.) - mógłby być plastikowy, automatycznie ustawiać ostrość i sam przewijać film. Musiałby jednak mieć wizjer tak dobry jak Contax Aria i niskie opóźnienie zwolnienia migawki. Do tego powinien być cichy. Musi też mieć jeszcze trzy rzeczy - tryb preselekcji przysłony, tryb manualny i blokadę ekspozycji. Wielkość i ciężar? Nie za mały, nie za duży a w sam raz. Wielkość i ciężar LX'a byłyby w porządku.

Interesuje mnie reportaż z życia codziennego z artystycznymi zapędami.

Całkiem mi się podoba ten *ist. Wygląda na fajną puszkę i jak na taki mały i niedrogi aparacik jest świetnie wyposażony. Jako dziennikarz muszę stwierdzić, że ludzie pewnie go polubią i będzie bardzo popularny. Jednak jako fotograf uważam, że aparat dla mnie to niemal zupełne przeciwieństwo *ista. Coś bez wodotrysków, ale solidnie wykonane. Prawdziwe narzędzie. Plastikowy Spotmatic autofokus! Nie aż tak okrojony, ale wiecie, o co mi chodzi.

Aparat bez wbudowanej lampy ale z gorącą stopką. Nie tworzony z myślą o używaniu flasha. Trzy punkty autofokusa wystarczą - dla mnie może być nawet jeden. Cicha migawka zamiast szybkiej i mocnej o krótkim czasie synchronizacji z lampą. Pomiar centralnie-ważony i może punktowy, ale niekoniecznie. Byleby bez wbudowanego komputera, który sam decyduje o parametrach ekspozycji... zwłaszcza takiego, który nie mówi mi, co robi! (Jedną z największych zalet Arii jest to, że w wizjerze znajdziemy informację o tym, jak bardzo wskazanie pomiaru matrycowego odbiega od centralnie-ważonego.)

Zamiast ładować całą kasę w milion funkcji i programów, zainwestujcie w solidność wykonania, w dobry, szklany wizjer, mocny i wytrzymały transport filmu, naprawdę dobry światłomierz i jak najwyższą wydajność baterii.

Sami wiecie... Zupełnie jakby przede wszystkim zależało mi na robieniu zdjęć.

---

Mike Johnston

W latach 1994-2000 Mike Johnston był redaktorem naczelnym magazynu "PHOTO Techniques". Od 1988 do 1994 roku był redaktorem bardzo cenionego periodyku "Camera & Darkroom". Choćby z tego powodu stał się jednym z najbardziej wpływowych dziennikarzy amerykańskiego rynku fotograficznego ostatniej dekady.
Co niedziela Mike pisze swój felieton zatytułowany "Fotograf niedzielny", w którym daje wyraz swoim kontrowersyjnym poglądom na temat przeróżnych zjawisk, jakie mają miejsce w świecie fotografii.

Mike Johnston

Mike Johnston pisze i publikuje niezależny kwartalnik The 37tth Frame, który adresowany jest do maniaków fotografii. Jego książka zatytułowana "The Empirical Photographer" ukaże się w 2003 roku.

Autor udzielił nam pozwolenia na przetłumaczenie i opublikowanie jego felietonów w wyrazie wdzięczności dla swoich krewnych - państwa Nojszewskich mieszkających w Oak Park w stanie Illinois.

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Fotofelietony
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Zdjęcie roku, to bez wątpienia ogromne wyróżnienie. Dla mnie jednak królową nagród prasowych jest pierwsze miejsce za reportaż w kategorii „General news”.
0
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Zdjęcie Warrena Richardsona, uznane przez Jury za najlepsze zdjęcie prasowe roku 2015, denerwuje i wyprowadza z równowagi. Z kilku powodów.
0
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Podczas gdy największe firmy w ostatnim czasie na nowo rozpętują wojnę na megapiksele, swojego rodzaju rewolucja w fotografii może nadejść nieoczekiwanie ze strony urządzeń przeznaczonych dla...
0