Fotograf niedzielny - "Co z tą cyfrową czernią i bielą?"

Autor: Łukasz Kacperczyk

30 Marzec 2008
Artykuł na: 9-16 minut
W dzisiejszym tekście z cyklu "Fotograf niedzielny" nasz ulubiony amerykański felietonista wraca do tematu fotografii czarno-białej w erze cyfrowej. Analizuje zmiany, jakie zaszły w ostatnich latach, i zagląda w przyszłość. Zapraszamy!

Jak w drugim kwartale 2008 roku stoimy z cyfrową czernią i bielą?

Nieco ponad dwa lata temu narzekałem na lewo i prawo, że na rynku nie ma żadnych technicznych podręczników do cyfrowej czerni i bieli. Teraz to się zmieniło. Pojawiły się pozycje takich autorów jak John Beardsworth, Leslie Alsheimer, Tony Worobiec, Amadou Diallo, Michael Freeman, George Schaub (redaktor amerykańskiego "Shutterbuga"), Les Meehan, Mike Crawford i Patrick Rice. Szczerze mówiąc, jest tych książek tak wiele, że jednej sobie trudno byłoby je wszystkie przeczytać i ocenić, więc nawet nie próbowałem. Jednak większość z tych, które widziałem, jest nieciekawa, ale to samo można powiedzieć o innych, bardziej ogólnych podręcznikach fotograficznych. Książki o technikach fotograficznych, które wybijają się poza naśladownicze "ja też" są bardzo rzadkie. Według mnie po tym względem wyróżnia się tytuł "Mastering Digital Black and White: A Photographer's Guide to High Quality Black-and-White Imaging and Printing" Amadou Diallo, ale wiele osób nie podziela mojego zdania. Mówią, że zawiera zbyt wiele podstaw cyfry w ogóle, a techniki zaawansowane zostały omówione zbyt pobieżnie. Z książek, których jeszcze nie miałem w ręku, najbardziej zainteresował mnie tom "Black and White in Photoshop CS3 and Photoshop Lightroom" autorstwa Leslie Alsheimer.

W stosunku do 2005 roku znaczna poprawa nastąpiła też w kategorii druku atramentowego. Wtedy miłośnik cyfrowej czerni i bieli mógł co najwyżej kupić sobie kolorową drukarkę i przystosować ją do pracy z atramentami w systemie typu quad tone, do czego potrzebne było kosztowne oprogramowanie RIP. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy po latach czytania o zestawach czterech atramentów (od ang. quad, przyp. tłum.), gdy przycisnąłem nieco przedstawiciela jednego z czołowych producentów takich zestawów, usłyszałem, że tak naprawdę korzystają one z dwóch atramentów! Dobrze przeczytaliście - mimo że sprzedawano je po cztery, z czterema "kanałami" i głowicami, system wykorzystywał czerń i trzy kanały tej samej szarości. Do dziś nie wiem, czy była to cecha tylko jednego konkretnego systemu, ale nie mam pewności, czy którykolwiek z nich używał naprawdę czterech odcieni szarości.

Dziś na szczęście jest już łatwiej. Najwięksi producenci drukarek włączyli się do gry o cyfrową czerń i biel, wyposażając wyższe modele w dwa a czasem nawet trzy atramenty do drukowania w czerni i bieli (czarny atrament i szarości). Niektóre drukarki mają nawet dwa czarne atramenty - do stosowania w zależności od rodzaju podłoża, na którym drukujemy. Co prawda wciąż rezultat końcowy w dużej mierze zależy od umiejętności i doświadczenia człowieka obsługującego urządzenie, ale i tak jest znacznie łatwej niż kilka lat temu. Przede wszystkim, żeby drukować w czerni i bieli, nie trzeba już dobrowolnie rezygnować z gwarancji na drukarkę (unieważnianej przez niezbędne przeróbki sprzętu) czy decydować się na osobną drukarkę przeznaczoną wyłącznie do tego celu.

Poprawiły się też papiery. Mamy na rynku szeroki wybór archiwalnych papierów o błyszczącej lub półmatowej powierzchni, która w połączeniu z czernią i bielą naśladuje wygląd błyszczącego barytu suszonego na powietrzu (a nie w suszarce na wysoki połysk). Mówię o takich nośnikach jak Hahnemuhle Fine Art Baryta 325, Epson Exhibition Fiber, Harman Gloss FB AI, Moab (Legion) Colorado Fiber i Ilford Galerie Gold Fibre Silk. Żaden z nich nie jest "najlepszy" - każdy fotograf ma swoje upodobania. Za to wszystkie są drogie, a Epson (może któryś inny też - nie wiem) zawiera rozjaśniacze optyczne, które dla prawdziwych archiwistów dyskwalifikują dany nośnik. Mimo to, ogólnie rzecz biorąc, papiery do atramentowych wydruków czarno-białych zrobiły duży postęp i dziś wyglądają równie dobrze, co ich srebrowi przodkowie, a czasem nawet lepiej.

Okazuje się, że do efektownych wydruków w czerni i bieli wystarczą dwa atramenty (czarny i szary). Zresztą niektóre "czteroatramentowe" systemy i tak miały tak naprawdę tylko dwa kolory.

Nie ma róży bez ognia

Niestety nie mam samych dobrych wieści. Zbliża się połowa 2008 roku, a na rynku wciąż brakuje następcy dziś niemal prehistorycznej lustrzanki Kodak DCS-760m. Krótko mówiąc, dalej nie doczekaliśmy się cyfrówki przeznaczonej do fotografowania w czerni i bieli (mimo że są ze dwie monochromatyczne przystawki cyfrowe do średniego formatu). Podczas prac nad Leicą M8 pojawiły się plotki, że niemiecka firma planuje też monochromatyczną wersję tego aparatu, ale zmiany w zarządzie spowodowały zarzucenie tych planów.

Wielu fotografów nie rozumie, po co komu cyfra tylko do czerni i bieli, a szkoda. Jest bowiem przynajmniej kilka ważnych powodów, dla których przydałoby się ich nawet kilka. Jak zapewne wiecie, w matrycach opartych na mozaice Bayera, każda fotodioda ma swój filtr kolorowy, który zmniejsza ilość docierającego do niej światła. W każdej grupie czterech punktów światłoczułych niebieski i czerwony zbierają jedynie informację o kolorze, tylko dwa zielone rejestrują też luminancję (natężenie światła). Jasność i kolory każdego punktu obrazowego są interpolowane za pomocą skomplikowanych i wymagających dla procesora algorytmów. Sensor monochromatyczny nie potrzebowałby filtrów i każda fotodioda rejestrowałaby poziom światła. Do tego można by zrezygnować z filtra dolnoprzepustowego (eliminującego efekt mory i aliasingu). Teoretycznie oznaczałoby to, że mniejsza liczba pikseli na matrycy dawałaby niezwykle ostre i pełne szczegółów zdjęcia. Zwiększyłaby się też czułość. Pamiętajmy też, że szum chromatyczny (czyli kolorowy) na zdjęciach czarno-białych raczej nie będzie przeszkadzał...

Wyobraźmy sobie 7-megowy przetwornik obrazowy, który gwarantuje szczegóły na poziomie 20-megowych matryc opartych na mozaice Bayera, z ogromnym zakresem dynamiki i używalną czułością ISO 6400, do tego ostrzejszy niż cokolwiek dostępne na rynku. Myślę, że coś takiego już dziś jest możliwe z technicznego punktu widzenia - tylko marketing (czytaj: małe zapotrzebowanie) nie pozwala spełnić tego marzenia. A przewaga nad obowiązkową dziś praktyką fotografowania aparatami z mozaiką Bayera, interpolowania informacji o kolorach i potem zamieniania tak powstałego kolorowego obrazu na czarno-biały byłaby ogromna.

Czarno-białe zdjęcia powstałe z plików zarejestrowanych przez matryce Foveona dają wyobrażenie, jak znakomite rezultaty zapewniałaby matryca przeznaczona wyłącznie do czerni i bieli. Sigmy SD14 i Dp1 mają po 4,6 Mp x 3, ale po konwersji do czerni i bieli efekty są zbliżone do teoretycznego sensora monochromatycznego, czyli znacznie (o niebo!) lepsze niż z matryc z mozaiką Bayera o tej samej liczbie pikseli.

Pozostaje jeszcze kwestia sposobu pracy. Kiedy rezultatem końcowym ma być czarno-białe zdjęcie, oglądanie go w kolorze na poszczególnych etapach pracy jest niepożądane. Nie chodzi mi o to, że nasza wyobraźnia się nie wyrabia, ale miło by było, gdyby w ogóle nie musiała się w tej sprawie wysilać. Niektórzy woleliby robić czarno-białe zdjęcia aparatem, który właśnie w taki sposób widzi świat.

Mam nadzieję, że kiedy za jakiś czas napiszę kolejny tekst na ten temat, będę miał już za sobą testowanie przynajmniej dwóch aparatów wyposażonych w monochromatyczne przetworniki obrazowe. Wierzę, że prędzej czy później się pojawią. Doświadczenie w pisaniu o nowych technologiach fotograficznych podpowiada mi też, że gdy już trafią na rynek, będą znakomite.

----

Mike Johnston

Fotograficzny blog Mike'a: The Online Photographer

Książki Mike'a i darmowe pliki do pobrania: www.lulu.com/bearpaw

Podyskutuj o "Fotografie niedzielnym" na Forum Fotopolis.

W latach 1994-2000 Mike Johnston był redaktorem naczelnym magazynu PHOTO Techniques. Od 1988 do 1994 roku był redaktorem bardzo cenionego periodyku Camera & Darkroom. Choćby z tego powodu stał się jednym z najbardziej wpływowych dziennikarzy amerykańskiego rynku fotograficznego ostatniej dekady. Co miesiąc (przedtem co niedziela) Mike pisze swój felieton zatytułowany "Fotograf niedzielny", w którym daje wyraz swoim kontrowersyjnym poglądom na temat przeróżnych zjawisk, jakie mają miejsce w świecie fotografii.

Mike Johnston

Mike Johnston pisze i publikuje niezależny kwartalnik The 37th Frame, który adresowany jest do maniaków fotografii. Jego książka zatytułowana The Empirical Photographer ukazała się w 2005 roku.

Autor udzielił nam pozwolenia na przetłumaczenie i opublikowanie jego felietonów w wyrazie wdzięczności dla swoich krewnych - państwa Nojszewskich mieszkających w Oak Park w stanie Illinois.

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Fotofelietony
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Zdjęcie roku, to bez wątpienia ogromne wyróżnienie. Dla mnie jednak królową nagród prasowych jest pierwsze miejsce za reportaż w kategorii „General news”.
0
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Zdjęcie Warrena Richardsona, uznane przez Jury za najlepsze zdjęcie prasowe roku 2015, denerwuje i wyprowadza z równowagi. Z kilku powodów.
0
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Podczas gdy największe firmy w ostatnim czasie na nowo rozpętują wojnę na megapiksele, swojego rodzaju rewolucja w fotografii może nadejść nieoczekiwanie ze strony urządzeń przeznaczonych dla...
0