"Opowieści z krypty" - W koło Macieju. Czyli o wyższości świąt Wielkiej Nocy...

Autor: Wojtek Tkaczyński

9 Marzec 2008
Artykuł na: 6-9 minut
Po przerwie wypełnionej premierami nowych aparatów i obiektywów prezentujemy kolejny felieton z cyklu "Opowieści z krypty". Dzisiaj Wojtek Tkaczyński zajmie się niezwykle ważną kwestią wyższości jednych świąt na drugimi - oczywiście w wydaniu fotograficznym.

W hołdzie twórcy mniemanologii stosowanej

Poprzedni mój felieton ukazał się na stronie fotopolis.pl w listopadzie 2007. Był to felieton rocznicowy. Świętowanie, jak widać, trochę się przeciągnęło - dla mnie była to ważna okazja. W międzyczasie mieliśmy Boże Narodzenie, Sylwestra i Nowy Rok. Któż z nas o tym jeszcze pamięta? Któż z nas w połowie marca pamięta jeszcze o minionych świętach i sylwestrze? Któż z nas pamięta jeszcze o noworocznych postanowieniach?

A jednak - z pewnością pomyśleli Państwo ostatnio o tym, co chcieliby zmienić w swoim życiu przez najbliższe 12 miesięcy. Założę się, że tak.

Nie będziemy się tu jednak zajmować odchudzaniem, nauką języków obcych i systematycznym oszczędzaniem. Jak portal fotograficzny - mamy zamiar jedynie wstrząsnąć Waszym sumieniem w kwestii postanowień fotograficznych.

Każdemu przecież zależy, żeby robić lepsze zdjęcia. Przynajmniej każdemu, kto zagląda na tę stronę... Tylko jak to osiągnąć?

Zbliża się Wielkanoc i to o niej powinien wspomnieć dzisiejszy felieton. Jan Tadeusz Stanisławski stworzył mniemanologię stosowaną, naukę mającą (przede wszystkim) rozstrzygnąć o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiej Nocy. Bądź odwrotnie.

To zdjęcie zrobiłem aparatem Zenit 12XP. niby dużo gorszym niż Nikon F3, o którym wtedy marzyłem. Ale czy to widać?

Jak się okazuje - mniemanolodzy mają również swoją działkę na polu fotografii. Ich działalność sprowadza się tu do rozważań nad pytaniem "sprzęt czy człowiek?". Dyskusje o tym, co ważniejsze dla zrobienia dobrego zdjęcia ciągną się w od zarania fotografii. I będą się chyba ciągnąć w nieskończoność. Nie zamierzam tu stawać po którejś ze stron. Choć, szczerze mówiąc, bardziej wierzę w oko i wrażliwość fotografa niż w pomiar matrycowy i czterdziestopolowy autofocus.

W zasadzie nie zamierzałem w ogóle wpisywać się do tych dyskusji. Zostałem jednak wywołany do tablicy przez jednego z czytelników, który napisał do mnie po jednym z ostatnich felietonów. Pisze on, że powtórzyłem stary mitotwórczy komunał, że to nie aparaty robią zdjęcia. Podkreślając znaczenie sprzętu w powstawaniu zdjęć pisze on również "Rzetelna fotografia na wysokim poziomie artystycznym, stanowiąca dzieło sztuki jest kreowana zwykle, w przytłaczającej większości przypadków przez najlepszy sprzęt fotograficzny". Kolejny akapit: "Czy nie wierzy pan, że twórczość fotograficzna Henry Cartie Bressona była bardzo mocno zdeterminowana właśnie aparatem i optyką jakich używał? Czy Bresson byłby w stanie stworzyć swoje dzieło, gdyby go pan pozbawił Leiki i wręczył by mu pan aparat studyjny?".

Nie mogę zgodzić się z tymi tezami - a ponieważ podobne zdarza się słyszeć dość często pozwalam sobie na odpowiedź quasi-publiczną. Po pierwsze - z punktu 20-letnich doświadczeń w fotografii - nie widzę związku między najlepszym sprzętem a zdjęciami na wysokim poziomie. To, że dobre (i drogie) fotografie powstają za pomocą najdelikatniej mówiąc średnich aparatów nie jest wcale wyjątkiem, jak pisze czytelnik w swoim liście. Kiedy rozmawiam z fotografikami, którzy są dla mnie autorytetami dziwi mnie często, jak bardzo muzealne są ich aparaty. Oczywiście - są dziedziny, w których trzeba gonić za nowościami. Fotograficy sportowi, reporterzy i fotograficy mody muszą korzystać z szybkich cyfrówek o dużej rozdzielczości. Ale wynika to jedynie z szybkości obrotu rynku mediów a nie z poszukiwania doskonałości stricte fotograficznej. Aparaty profesjonalne muszą również stosować osoby, którym ewentualna awaria sprzętu przyniesie wymierne straty.

W kwestii zaś HCB myślę o jednym - to nie Leica wybrała młodego Bressona. To on jako doświadczony i świadomy fotograf uznał, że do jego pracy najlepiej nadawać się będzie mały i szybki aparat. Sposób podejścia do kwestii sprzętu pozwala zróżnicować fotografów na amatorów i świadomych artystów. Nie ma bowiem aparatu uniwersalnie najlepszego. Możemy jedynie znaleźć aparat najlepiej dostosowany do naszych potrzeb. Trzeba jedynie wiedzieć jakie to potrzeby. Oczywiście, zdaję sobie sprawę z faktu, że Nikon D3 jest lepszy od Smieny 8M. Tyle tylko, że i jednym i drugim można zrobić tak samo słabe fotografie. A w rękach świadomej osoby oba aparaty mogą stworzyć piękne, wzruszające i głębokie zdjęcia nadające się do publikacji. I dlatego uważam, że twierdzenie {ITLto nie aparat robi zdjęcia] jest jak najbardziej prawdziwe.

Sprawa znaczenia sprzętu w fotografii będzie jeszcze długo wywoływała sporo emocji. Jeden z moich uczniów opowiadał kiedyś anegdotę o tym, jak rozmowie o cyfrówkach przysłuchiwał się fotograf ponad osiemdziesięcioletni, który skwitował ją zdaniem "tylko na szkle Panowie, tylko na szkle się liczy". Dla niego synonimem wysokiej jakości w fotografii były i nadal są duże negatywy na szklanym podłożu (nadal zresztą produkowane). Większość fotografów nie zgodzi się z jego opinią, ale on ma do niej takie samo prawo, jak my do swojej. Warto jednak stale podkreślać, zwłaszcza wśród początkujących, że to nie aparaty robią zdjęcia. Mają oni bowiem samobójcze wręcz tendencje do przykładania zbyt dużego znaczenia do liczby pikseli i rozdzielczości drukarek zapominając o tym, co najważniejsze.

Z tego też powodu bliżej mi do innego listu, którego autorka pisze "...jadę na jeden dzień do Paryża na wystawy fotograficzne: Steichen, fotograficy MAGNUM i Helen Levitt w fundacji HCB..." Szczerzę zazdroszczę - uważam bowiem, że najlepszą drogą do poprawy własnych fotografii jest oglądanie cudzych. I mogę to powtórzyć 1000 razy.

Zaś, co do ostatecznego zamknięcia kwestii "człowiek czy aparat". Uważam, ze nie o to chodzi, by złapać króliczka... Wystarczy, że stale staram się udoskonalić swój system fotograficzny i stale staram się fotografować a moje sumienie śpi spokojnie. Najważniejsza jest bowiem równowaga. No i żeby ciągle fotografować. Czego i Państwu w Nowym Roku życzę.

PS Kolejny list, który muszę tu przywołać mówi o tym, że pisanie "felietonów o felietonach" powinno być zabronione. Niech się Pan nie martwi - to już ostatni raz. Skończyliśmy z remanentami, od przyszłego odcinka - same nowe tematy

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Fotofelietony
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Zdjęcie roku, to bez wątpienia ogromne wyróżnienie. Dla mnie jednak królową nagród prasowych jest pierwsze miejsce za reportaż w kategorii „General news”.
0
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Zdjęcie Warrena Richardsona, uznane przez Jury za najlepsze zdjęcie prasowe roku 2015, denerwuje i wyprowadza z równowagi. Z kilku powodów.
0
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Podczas gdy największe firmy w ostatnim czasie na nowo rozpętują wojnę na megapiksele, swojego rodzaju rewolucja w fotografii może nadejść nieoczekiwanie ze strony urządzeń przeznaczonych dla...
0