Fotograf niedzielny - Nowe metody pracy

Autor: Łukasz Kacperczyk

8 Grudzień 2002
Artykuł na: 9-16 minut
Wystarczy lekko podpuścić jakiegokolwiek fotografa, a odezwie się aparatoholik. Niektórzy fotografowie twierdzą, że nienawidzą aparatów; inni kochają je tak bardzo, że robienie zdjęć schodzi na dalszy plan.

Wystarczy lekko podpuścić jakiegokolwiek fotografa, a odezwie się aparatoholik. Niektórzy fotografowie twierdzą, że nienawidzą aparatów; inni kochają je tak bardzo, że robienie zdjęć schodzi na dalszy plan.

Większość aparatoholików posiada:

  • więcej aparatów niż potrzebujemy
  • mnóstwo katalogów walających się po domu i nieuchronnie lądujących na stercie makulatury
  • większą wiedzę o aparatach, których nie mamy, niż nakazywałby rozsądek
  • powracające fantazje na temat niezwykle drogiego sprzętu.

Lub w skrajnych przypadkach wszystkie wymienione symptomy.

Kiedy fotografowie dyskutują o fotografii w Internecie, czy gdziekolwiek indziej, rozmowa niemal zawsze dotyczy sprzętu i technik zdjęciowych. To nawet całkiem logiczne. Wszyscy umiemy wynajdywać okazje, ale nigdy nie jesteśmy w pełni zadowoleni z naszego sprzętu. Tylko fotograf jest w stanie zrozumieć drugiego fotografa. Małżonkowie, którzy sprawdzają się w innych sytuacjach, nie potrafią pojąć naszej fascynacji sprzętem.

Ale o jednym niezwykle ważnym aspekcie fotografii nie rozmawiamy prawie nigdy. Chodzi o metody pracy.

Pisząc "metody pracy" mam na myśli konceptualne podejście do projektu połączone z procesem, który zachodzi od chwili zwolnienia migawki do otrzymania ostatecznej wersji zdjęcia lub zdjęć.

Kiedy Lee Friedlander używał jeszcze aparatów małoobrazkowych, miał w zwyczaju na bieżąco robić odbitki i wrzucać je do pudeł oznaczonych wcześniej hasłami np. pomniki albo graffiti. Nieco później, kiedy pudła wypełniały się odbitkami, fotograf wybierał te najlepsze i wydawał je w formie monografii - od dość skromnych albumików na początku kariery, aż po ekskluzywne wielkoformatowe publikacje z lat późniejszych.

Fotografowie magazynu National Geographic, przynajmniej w dawnych czasach, jeździli na zlecenia kilka razy, albo byli na miejscu bardzo długo, lub jedno i drugie. W tym czasie zużywali kilkaset rolek slajdów - lepiej więcej niż mniej; słyszałem kiedyś, że było to średnio około 600 filmów. Selekcją zdjęć, które zostaną opublikowane zajmował się nie fotograf, a fotoedytorzy.

Joel Meyerowitz wymyślił sobie kiedyś, że będzie fotografował rudzielców na plaży. Z czarnym suknem na jednym ramieniu i Deardorffem 8 x 10 cali z rozłożonymi nogami statywu na drugim patrolował plaże w poszukiwaniu modeli. Żeby przekonać ludzi, że nie jest bandziorem, w brązowej papierowej torbie nosił ze sobą egzemplarz swojego albumu Cape of Light.

Ogólnie rzecz biorąc, właśnie to są metody pracy. Najpierw wpadasz na pomysł, następnie starasz się go zrealizować przy pomocy technik, które uznasz za stosowne; potem w ten czy inny sposób porządkujesz efekty pracy i oddzielasz ziarno od plew, a na koniec wybierasz sposób opracowania i prezentacji rezultatów.

To dość ważny element tworzenia fotografii. Czemu więc tak rzadko o nim rozmawiamy?

Stawiam na fakt, że z jednej strony to bardzo szerokie zagadnienie, ale z drugiej tak naprawdę nie ma o czym mówić. Wspaniale jest móc spróbować różnych metod pracy, żeby dowiedzieć się, która najbardziej nam pasuje, sprecyzować interesujące nas tematy, poznać swoje "dojścia", zobaczyć na co pozwala nam czas, umiejętności i cierpliwość. Dobrze o tym wiem, ponieważ przez trzy lata nauki w szkole sztuk pięknych wraz z nauczycielami i kolegami najwięcej czasu spędzałem analizując właśnie ten aspekt procesu twórczego.

Ale jednocześnie nie jest to najlepszy temat do rozmów. Bo kiedy już opiszemy naszemu internetowemu kumplowi, w jaki sposób robimy zdjęcia, nagle okazuje się, że nie mamy nic więcej do powiedzenia. Każdy z nas myśli nieco inaczej, ma inne zdanie, co warto fotografować i jak powinny wyglądać efekty naszej pracy. W kontaktach z przyjaciółmi staramy się przynajmniej pozorować zainteresowanie, a dobre wychowanie nie pozwala nam wpadać w krytyczny ton. Łatwiej porozmawiać o nowym aparacie, albo o tym, co zamierzamy sobie kupić.

Mimo to nowe metody pracy pomogą nam poszerzyć horyzonty i przywrócić zapał do fotografowania. Następnym razem, kiedy z nudów będziecie przeglądali kolejny katalog, kompletując w myślach wymarzony zestaw fotograficzny, spróbujcie poświęcić parę chwil, żeby spisać kilka pomysłów, których realizacja byłaby dla was wyzwaniem. Nawet jeśli miałoby to być jedynie ćwiczenie. Oto garść przykładów.

  • Spróbujcie zrobić dobre zdjęcie w jakimś niefotogenicznym miejscu, np. sklepie spożywczym albo salonie samochodowym.
  • Jeśli rzadko robicie dużo zdjęć, zmuście się do wypstrykania w określonym czasie kilkakrotnie większej ilości niż zazwyczaj. Jeśli zwykle wystarczają wam dwie rolki na miesiąc, zużyjcie sześć filmów w trzy godziny. I odwrotnie - jeśli naświetlacie kolejne klatki w tempie karabinu maszynowego, wybierzcie się na trzygodzinny spacer w swoje ulubione miejsce do fotografowania ograniczając się do dwunastu zdjęć, lub jeśli używacie aparatu wielkoformatowego - do dwóch klisz. Kazałem kiedyś swoim uczniom odciąć w ciemności kawałek filmu 35 mm, włożyć go do aparatu i zamknąć tylną ściankę. Mieli cały dzień na wykonanie jednej fotografii, którą musieli potem samodzielnie wywołać w kuwecie. Oczywiście dostali stopnie adekwatne do rezultatów. To zupełnie inne uczucie niż radosne pstrykanie klatki za klatką.
  • Spróbujcie stworzyć album. Kupcie w sklepie fotograficznym portfolio, wyznaczcie sobie jakiś projekt i zróbcie zwarty cykl zdjęć. Mała podpowiedź - czasem nie warto porywać się z motyką na słońce. Naprawdę. Jeśli zazwyczaj pracujecie w inny sposób, może się okazać, że zadanie jest niezwykle trudne. Ale kto wie, może będziecie się przy tym dobrze bawić?
  • Wybierzcie sobie technikę, której nie cierpicie i zmuście się do stworzenia przy jej pomocy dobrego zdjęcia. Na przykład: jeśli nie znosicie tzw. "flary", spróbujcie zrobić interesujące zdjęcie pod światło. Jeśli zazwyczaj na waszych fotografiach wszystko jest ostre, postarajcie się sfotografować coś przy minimalnej głębi ostrości.
  • Celowo wykonajcie sto zdjęć czegoś, co waszym zdaniem na pewno nie zaowocuje dobrymi fotografiami. W większości przypadków będziecie mieli rację, ale założę się, że kilka wyjątków z pewnością was zadziwi.
  • Kolejnym ćwiczeniem dobrze wpływającym na wyobraźnię może być próba naśladowania stylu fotografii, który zupełnie nas nie rajcuje. Nie zapomnę jak zrobiłem coś takiego z twórczością Lee Friedlandera. Nie podobały mi się jego prace, bo ich nie rozumiałem. Jednak po tym, jak z wielkim trudem starałem się zrobić dziesięć zdjęć w jego stylu, na zawsze zmieniłem zdanie. Co prawda moje fotografie nie przypominały jego dzieł, ale dzięki temu ćwiczeniu nauczyłem się doceniać jego prace.
  • Spróbujcie sfotografować temat, w którym nie czujecie się najlepiej. Na przykład: jeśli lubicie abstrakcyjne krajobrazy, zróbcie reportaż z wyjścia przedszkolaków do ZOO. Jeśli uwielbiacie żywe kolory, znajdźcie sobie jakiś niemal monochromatyczny obiekt i zróbcie mu zdjęcie na kolorowej kliszy.
  • W celu rozwinięcia swoich umiejętności edytorskich, postarajcie się bardzo wyczerpująco potraktować jakiś temat i zmuście się do wybrania jednego (naprawdę jednego) zdjęcia. Jak najbardziej zaangażujcie się w proces selekcji - uważnie przyjrzyjcie się każdej klatce, powoli zawężając krąg kandydatów, zbierajcie opinie znajomych i rodziny, otoczcie się odbitkami roboczymi - po paru dniach lub tygodniach będziecie wiedzieli, która ma w sobie to "coś". Na koniec zaprezentujcie wybrane zdjęcie najlepiej jak potraficie.

Ta krótka lista to tylko początek, ale pewnie już załapaliście, o co mi chodzi. Chyba warto spróbować samemu, nieprawdaż? Kto wie, może uda wam się na chwilę oderwać od katalogów sprzętu fotograficznego.

---

Mike Johnston

W latach 1994-2000 Mike Johnston był redaktorem naczelnym magazynu "PHOTO Techniques". Od 1988 do 1994 roku był redaktorem bardzo cenionego periodyku "Camera & Darkroom". Choćby z tego powodu stał się jednym z najbardziej wpływowych dziennikarzy amerykańskiego rynku fotograficznego ostatniej dekady.
Co niedziela Mike pisze swój felieton zatytułowany "Fotograf niedzielny", w którym daje wyraz swoim kontrowersyjnym poglądom na temat przeróżnych zjawisk, jakie mają miejsce w świecie fotografii.

Mike Johnston

Mike Johnston pisze i publikuje niezależny kwartalnik The 37th Frame,który adresowany jest do maniaków fotografii. Jego książka zatytułowana "The Empirical Photographer" ukaże się w 2003 roku.

Autor udzielił nam pozwolenia na przetłumaczenie i opublikowanie jego felietonów w wyrazie wdzięczności dla swoich krewnych - państwa Nojszewskich mieszkających w Oak Park w stanie Illinois.

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Fotofelietony
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Zdjęcie roku, to bez wątpienia ogromne wyróżnienie. Dla mnie jednak królową nagród prasowych jest pierwsze miejsce za reportaż w kategorii „General news”.
0
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Zdjęcie Warrena Richardsona, uznane przez Jury za najlepsze zdjęcie prasowe roku 2015, denerwuje i wyprowadza z równowagi. Z kilku powodów.
0
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Podczas gdy największe firmy w ostatnim czasie na nowo rozpętują wojnę na megapiksele, swojego rodzaju rewolucja w fotografii może nadejść nieoczekiwanie ze strony urządzeń przeznaczonych dla...
0