Fotograf niedzielny - "Czerń i biel na ratunek"

Autor: Łukasz Kacperczyk

1 Lipiec 2007
Artykuł na: 6-9 minut
W dzisiejszym odcinku "Fotografa niedzielnego" Mike Johnston rozważa zastosowania czerni i bieli w erze cyfry. Okazuje się, że fotografia czarno-biała może przyjść z pomocą nawet w najmniej spodziewanych sytuacjach... Zapraszamy!

Uwaga! Strona The Online Photographer Mike'a Johnstona zmieniła adres na www.theonlinephotographer.com - prosimy uaktualnić bookmarki, ulubione itp.

Fotografujemy w czerni i bieli, przede wszystkim dlatego że kochamy rezultaty, jakie zapewnia ta technika. Nie da się jednak ukryć, że fotografia czarno-biała idealnie nadaje się do maskowania wielu grzeszków.

Kilka moich portretowych tricków opierało się wyłącznie na fotografowaniu w czerni i bieli. Dam głowę, że każdy portrecista, który robił kiedyś zdjęcia na kolorowym filmie miał parę razy klienta (zazwyczaj w wieku gimnazjalno-licealnym), którego wolałby fotografować w czerni i bieli z żółtym, pomarańczowym lub czerwonym filtrem eliminującym pryszcze i inne niedoskonałości skóry. Widzieliście zdjęcia mody wykonane w technice wysokiego klucza, balansujące na granicy prześwietlenia, w których połowa tonów skóry rozpływa się w bieli bez szczegółów? Dzięki temu skóra modelki wygląda znacznie lepiej. Technika ta sprawdza się też w czerni i bieli - następnym razem fotografując kogoś z niedoskonałą cerą, spróbujcie skorzystać z Ilforda XP2, naświetlając go na E.I. 100 lub nawet E.I. 50. W ten sposób kolory skóry stłoczą się w górnej części krzywej charakterystycznej, co pozwoli zamaskować wady. W przeciwieństwie do slajdów takie zdjęcie nie będzie wyglądało na prześwietlone - wszystkie tony i szczegóły zachowają się nawet w cieniach.

Bardzo długo moim ulubionym tłem do portretów był czarny "Background in a Bag" firmy Photek. (Jeśli macie grubszy portfel niż ja, możecie się zdecydować na luksusową alternatywę z czarnego weluru - uważajcie tylko na światło przebijające od tyłu). Uwielbiam patrzeć, jak fotografowana osoba wprost "wyskakuje" z czarnego tła. Uzyskuje się w ten sposób efekt trójwymiarowości. Oczywiście w kolorze również wygląda to fajnie, ale moim zdaniem w czerni i bieli sprawdza się lepiej.

Jednak największa przewaga czerni i bieli jest oczywista - brak konieczności zmagania się z kolorem. Pracowałem kiedyś jako asystent w studio. Kolega opowiedział mi wtedy przerażającą historię o sesji w biurze na piątym piętrze. Musieli od zewnątrz zakleić wszystkie okna żelowymi filtrami równoważącymi temperaturę barwową światła. Na szczęście w czerni i bieli nie ma takiego niebezpieczeństwa... Spójrzmy prawdzie w oczy - połowa rzeczy, które spędzają sen z powiek fotografom pracującym w kolorze (balans bieli, kolor światła, filtry, korekcja itp.) nie ma znaczenia w czerni i bieli. Przez wiele lat pracy jako fotograf nigdy nie musiałem korzystać np. z filtra korygującego barwę światła jarzeniowego.

Tu i teraz

Okazuje się, że fotografia czarno-biała pomaga wyjść z opresji nawet w erze cyfrowej.

Jeśli czytacie internetowe fotograficzne fora dyskusyjne, zauważyliście zapewne powszechną obsesję na punkcie szumów. Szumy, szumy, szumy - mogłoby się wydawać, że nic innego się nie liczy. Niedawno na mojej stronie The Online Photographer (która zupełnie przypadkiem niedawno zmieniła adres na www.theonlinephotographer.com) rozwinęła się dyskusja na temat cyfrowych kompaktów. Mitch Alland, fotograf z Bangkoku napisał, że lubi fotografować kompaktami z małymi matrycami, ponieważ w czerni i bieli szum wysokich czułości wygląda jak ziarno filmu. Do rozmowy dołączył mój znajomy Ctein, zwracając uwagę na fakt, że większość szumu związanego z wysokimi czułościami w kompaktach z małymi matrycami to szum chromatyczny. A ten jest zazwyczaj niewidoczny na zdjęciach czarno-białych, ponieważ poszczególne składniki kolorowej "kaszki" mogą mieć zbliżoną jasność - po konwersji dają niemal identyczny odcień szarości. W związku z tym aparaty, które są praktycznie nie do użycia w kolorze przy czułościach powyżej odpowiednika ISO 400, spisują się całkiem nieźle w czerni i bieli nawet przy ISO 1600.

Wiecie już więc, co robić następnym razem, kiedy będziecie fotografowali kompaktem w słabym świetle. Mam to przećwiczone z moim aktualnym aparatem - Fuji F30, którego matryca i tak daje zaskakująco dobre rezultaty przy wysokich czułościach. Sprawdza się nawet w kolorze, ale oczywiście w czerni i bieli jest znacznie lepiej.

Liz jako dziewięciolatka, fot. Brad Johnston. Odbitka 13x18 nie wygląda najlepiej po trzydziestu latach...

Moja wyblakła rodzinka...

Kiedy tak sobie o tym myślałem, zaświeciła mi się w głowie żaróweczka. (Niezbyt jasna, ale biorąc pod uwagę, że zazwyczaj w mojej głowie panują egipskie ciemności, nawet słabe światełko zrobiło ogromną różnicę). Jak większość ludzi mam mnóstwo starych fotografii rodzinnych. I tak jak w przypadku większości osób z mojego pokolenia niemal wszystkie to odbitki z negatywów C-41, które nie trzymają kolorów zbyt dobrze. Powyższe zdjęcie zrobił mój tata kuzynce Liz, kiedy miała jakieś 9 lat. Dziś jest czterdziestodwuletnią matką, więc trochę czasu od tamtej pory minęło. Ale bez przesady - żadna wieczność. Niestety zdjęcie taty nie zestarzało się najładniej. Mam tylko odbitkę 13x18, która wyblakła i zżółkła z mocnym dodatkiem magenty. Nie wygląda to zbyt zdrowo i z każdym rokiem sytuacja się pogarsza.

Chcąc uratować zdjęcie, zeskanowałem je i podjąłem próbę przywrócenia pierwotnych kolorów. Pół godziny później, wykorzystawszy w Photoshopie wszystkie znane mi sztuczki, udało się osiągnąć całkiem znośny rezultat. Kolory wyglądały prawie tak, jak powinny. Niestety tylko prawie. Dalej coś nie grało. Obrazek nie wyglądał ani jak cyfrowa fotka, ani jak zdjęcie zrobione na filmie. Ale byłem w stanie się z tym pogodzić.

Problem w tym, że mam w domu setki starych kolorowych odbitek - od lat 30. XX wieku. Wykonano je przy użyciu najrozmaitszych technik, dzięki czemu każde starzeje się w inny sposób i w innym tempie. Czy mogę poświęcić pół godziny (albo więcej), żeby uratować każde z nich? Nigdy w życiu. Nieliczne ulubione zdjęcia mogą się załapać na taką cyfrową "konserwację", ale większość jest na dobrej drodze ku nicości.

Rozwiązanie, które przyszło mi do głowy, jest proste jak drut - wystarczy spojrzeć na zdjęcia towarzyszące dzisiejszemu felietonowi. Czerń i biel na ratunek!

Konwersja do czerni i bieli to bułka z masłem, a rezultaty wyglądają bardzo naturalnie.

Konwersja była łatwa - wystarczyło użyć mojej ulubionej wtyczki Convert To BW Pro 3 firmy Imaging Factory. Kilka minut spędzonych przy suwakach filtrów, mała korekta kontrastu, delikatne kadrowanie, przyciemnienie rogów i voila! Dodałem nawet lekką sepię dla smaku. Jak dla mnie teraz wygląda ładnie i naturalnie. Czas? Ponad pięć, ale mniej niż dziesięć minut.

Oczywiście pamiętam, że w oryginale była to kolorowa fotografia, więc nie zachowałem intencji autora - gdyby chodziło o dzieło sztuki, taki zabieg byłby niewskazany. Ale w przypadku pamiątkowych zdjęć rodzinnych i tak najchętniej oglądałbym je w czerni i bieli. Dlaczego? Bo uwielbiam czarno-białe zdjęcia, to jasne :-)

----

Mike Johnston

Fotograficzny blog Mike'a: The Online Photographer

Zaprenumerujcie biuletyn Mike'a Johnstona www.37thframe.com

Książki Mike'a i darmowe pliki do pobrania: www.lulu.com/bearpaw

Więcej zrzędzenia, głównie o polityce: quotidianmeander.blogspot.com

Podyskutuj o "Fotografie niedzielnym" na Forum Fotopolis.

W latach 1994-2000 Mike Johnston był redaktorem naczelnym magazynu PHOTO Techniques. Od 1988 do 1994 roku był redaktorem bardzo cenionego periodyku Camera & Darkroom. Choćby z tego powodu stał się jednym z najbardziej wpływowych dziennikarzy amerykańskiego rynku fotograficznego ostatniej dekady.
Co miesiąc (przedtem co niedziela) Mike pisze swój felieton zatytułowany "Fotograf niedzielny", w którym daje wyraz swoim kontrowersyjnym poglądom na temat przeróżnych zjawisk, jakie mają miejsce w świecie fotografii.

Mike Johnston

Mike Johnston pisze i publikuje niezależny kwartalnik The 37th Frame, który adresowany jest do maniaków fotografii. Jego książka zatytułowana The Empirical Photographer ukazała się w 2005 roku.

Autor udzielił nam pozwolenia na przetłumaczenie i opublikowanie jego felietonów w wyrazie wdzięczności dla swoich krewnych - państwa Nojszewskich mieszkających w Oak Park w stanie Illinois.

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Fotofelietony
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Zdjęcie roku, to bez wątpienia ogromne wyróżnienie. Dla mnie jednak królową nagród prasowych jest pierwsze miejsce za reportaż w kategorii „General news”.
0
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Zdjęcie Warrena Richardsona, uznane przez Jury za najlepsze zdjęcie prasowe roku 2015, denerwuje i wyprowadza z równowagi. Z kilku powodów.
0
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Podczas gdy największe firmy w ostatnim czasie na nowo rozpętują wojnę na megapiksele, swojego rodzaju rewolucja w fotografii może nadejść nieoczekiwanie ze strony urządzeń przeznaczonych dla...
0