Fotograf niedzielny - DMD: moja wymarzona cyfrówka

Autor: Łukasz Kacperczyk

5 Luty 2006
Artykuł na: 9-16 minut
Nadal nie pojawiła się cyfrówka moich marzeń. Nie czekam na nic specjalnie wymyślnego, a tym bardziej nieosiągalnego przy obecnym poziomie zaawansowania technologicznego. Czemu więc taki aparat nie powstał? Czy rzeczywiście nikt go nie potrzebuje, czy może przypadkiem trafiłby w niezagospodarowaną jeszcze przez żadnego producenta niszę?

Zacznijmy od tego, że nie zamierzam narzekać na stan rynku aparatów cyfrowych. Muszę przyznać, że z przyjemnością i oszołomieniem obserwuję postęp, jaki dokonał się w ostatnich latach. Matryce, oprogramowanie, drukarki - jakość rośnie w takim tempie, że już nie wiadomo, z czego się najbardziej cieszyć...

Mimo to, oczywiście zdając sobie sprawę, że moje gusta i potrzeby są dalekie od głównego nurtu, nadal nie pojawiła się cyfrówka moich marzeń. Nie czekam na nic specjalnie wymyślnego, a tym bardziej nieosiągalnego przy obecnym poziomie zaawansowania technologicznego. Czemu więc taki aparat nie powstał? Czy rzeczywiście nikt go nie potrzebuje, czy może przypadkiem trafiłby w niezagospodarowaną jeszcze przez żadnego producenta niszę?

Nazwałbym go "cyfrą decydującego momentu", czyli DMD (z ang. "decisive moment digital", przyp. tłum.). Poniżej krótki zarys moich oczekiwań.

Miliony cyfrowych kompaktów dostępnych na rynku: mała matryca, ciemny zoom.

DMD: duża matryca, jasny stałoogniskowiec.

Miałby to być drugi aparat, tak jak dwuosobowe sportowe coupe to zazwyczaj drugi samochód. Nie chodzi o zastępujący lustrzankę cyfrową aparat do wszystkiego, ale o uzupełnienie tejże lustrzanki.

Zaryzykuję uznanie za lamera i wymienię podstawowe cechy potencjalnego DMD. Wiem, wiem - wszyscy tak robią i zdaję sobie sprawę, że w moim wykonaniu to taka sama strata czasu. Ale co z tego?

Lubujemy się w takich spekulacjach z tego samego powodu, dzięki któremu od 1839 roku obserwujemy niekończący się korowód nowych aparatów - wszyscy jesteśmy przekonani, że to właśnie nasze koło będzie najbardziej okrągłe. Ciemną stronę tego zamiłowania lakonicznie podsumował niedawno mój znajomy Kim Kirkpatrick, doświadczony fotograf uczący w Smithsonian Institution. Wyznał, że "nienawidzi aparatów". Chodzi o to, że zawsze coś jest nie tak, jak byśmy chcieli, zawsze można by coś poprawić.

Jaki ojciec, taki syn. Fotka przy okazji. Leica M4, składany Summicron 50 mm, Tri-X wołany w D-76, papier Ilford Multigrade

Do tego trzeba brać pod uwagę coś, co nazywam "syndromem ESS". ESS to nazwa producenta głośników działającego, kiedy byłem jeszcze dzieckiem, który prowadził zakrojone na szeroką skalę badania mające na celu ustalenie, jakie brzmienie najbardziej się ludziom podoba. Ankieterzy przepytali mnóstwo osób, przedsięwzięcie zostało nagłośnione wielką kampanią reklamową. Jednak im dłużej trwały prace, tym ciszej robiło się o projekcie i w końcu go zarzucono. Pojawił się bowiem poważny problem - brzmienie, które znakomita większość przebadanych "Kowalskich" bezlitośnie wskazała jako najlepsze, było przerażająco zbliżone do brzmienia tandetnego radia samochodowego, do którego wspomniani "Kowalscy" byli najbardziej przyzwyczajeni. Syndrom ESS to w skrócie nasza skłonność do lubienia tego, co już znamy - jak podejście inżyniera Mamonia do muzyki rozrywkowej. Obawiam się, że sam nie jestem wolny od tego przyzwyczajenia. Mam nawet pewność, że nie.

W takim razie po co się męczyć? Choćby po to, żeby ktoś mnie wysłuchał. Poza tym wygląda na to, że nikomu nie zależy na mojej wymarzonej cyfrówce, więc pomyślałem, że może uda mi się kogoś przekabacić.

Typ

Mała, lekka cyfrówka do ciągłego noszenia przy sobie. Podoba mi się to, że cyfrówki pozwalają na używanie wyświetlacza LCD jako wizjera. Za to zdjęcia rejestrowałaby duża matryca rodem z lustrzanki cyfrowej (rozmiar APS-C). Jak wiadomo, da się już coś takiego zrobić, co udowodniło Sony eleganckim modelem R1.

Kolor

Czerń Henry'ego Forda. Może być też nieokreślony ciemnoszary - coś w okolicach strefy III. Z jak najmniejszą ilością napisów i cyferek. "Żeby cię łatwiej podejść", jak by powiedział wilk z bajki o Czerwonym Kapturku.

Dźwięk

Aparat, który chętnie bym kupił, powinien być bardzo cichy, prawie niemy. Może tylko z cichutkim syknięciem (słyszalnym wyłącznie przez fotografa), które sygnalizowałoby zrobienie zdjęcia. Ale bardzo dyskretnie.

Wielkość

Z tą wielkością to śmieszna sprawa. Ludzie (no dobra - Amerykanie) kochają skrajności. Z jednej strony mamy gigantyczne profesjonalne lustrzanki cyfrowe wielkości wielotomowych encyklopedii (i o podobnej wadze), a z drugiej malutkie klejnociki niewiele większe od karty kredytowej. A przeecież nie o to chodzi. Wielkość i ciężar powinny być ustalane według starej zasady, żeby było "w sam raz". Poza tym jedno jest powiązane z drugim - duże aparaty powinny być odpowiednio ciężkie, małe odpowiednio lekkie.

Zawsze przywiązywałem dużą wagę do wielkości i ciężaru aparatów, na których na przestrzeni lat udało mi się położyć łapy, więc wiem, co mi odpowiada, a co nie. Mój wymarzony aparat byłby mały, ale nie za mały: jakieś 10 cm długości, 7,5 cm wysokości i 3 cm grubości; no i lekki, ale nie za lekki, czyli ok. 400 g z obiektywem i akumulatorem. Do tego solidny, wytrzymały korpus gotowy na wszystko.

Kształt

Ma nie być prostokątny. Powinien być wyposażony w duży, wygodny uchwyt z prawej strony, a obiektyw nie powinien wystawać poza głębokość gripa.

Zasilanie

Wystarczy stary dobry i super wydajny akumulator litowo-jonowy schowany w gripie.

Obiektyw

Pamiętając o mnożniku 1,5x: 24 mm F2. Nie obchodzi mnie, czy obiektyw będzie się wysuwał - wolałbym, żeby nie, ale najważniejsza jest głęboko schowana przednia soczewka. Najczęstszym powodem blików jest mocne boczne światło. To dlatego krótkie osłony przeciwsłoneczne są zazwyczaj (wbrew popularnemu przekonaniu) równie skuteczne co długie. W 90% przypadków cofnięta przednia soczewka sprawdzi się równie dobrze co osłona.

Ale to nie wszystko: u podstawy obiektywu powinien się znaleźć bagnet na konwertery - 0,7x do szerokiego kąta i 2x do tele. Oba opcjonalne, niewłączone do zestawu z aparatem.

I tyle.

Jak to - bez zoomu? A bez. Jak już zdążyliście się zorientować, rozmawiamy o małym, cichym aparacie do noszenia przy sobie - nie o kamerze do wszystkiego. Zoom zostawcie podpięty do lustrzanki cyfrowej, którą i tak pewnie macie, jeśli zainteresował was mój pomysł na DMD.

Matryca

6-megowy lub 8-megowy sensor styknie. SizeFixer firmy FixerLab pozwala na wykonanie ładnych wydruków A3, więc tyle wystarczy. 6 Mp to świetny kompromis między jakością i wielkością pliku.

Wizjer optyczny

Prosty, niewymienny, ale duży i jasny wizjer lunetkowy z dwoma nieruchomymi ramkami - zewnętrzną (ciągła linia) pokazującą pole widzenia wbudowanego obiektywu i mniejszą (cztery rogi) z polem widzenia obiektywu z telekonwerterem. A szeroki kąt? Pełne pole widzenia wizjera.

Wielkość i format pliku

Jesteście gotowi? Wyłącznie DNG+JPEG, a do tego JPEG ma być mały - do wykorzystania w sieci albo jako prewka. To nie cyfrowy kompakt wujka Kazia (tych już teraz jest zatrzęsienie).

Klęcząca Mari. Kolejna fotka przy okazji. Konica Minolta 7D, zoom 28-75 mm, wtyczka ConvertToBw do Photoshopa

Cechy wyjątkowe

Tylko dwie: Anti-Shake (wstrząsająco przydatny - czyli rewelacyjny brak wstrząsów) i ekran LCD, który podnosi się o 90°, żeby można go było używać jak kominka w średnim formacie. Nie lubię rzucać się w oczy. Niech będzie, to drugie nie jest niezbędne, ale stabilizacja to absolutny mus.

Zdjęcia seryjne

Trzy do pięciu zdjęć serii mi wystarczy. Tempo zrzucania plików na kartę powinno być w miarę porządne, ale bez bicia rekordów. Chodzi mi o aparat decydującego momentu, nie wszystkiego-co-się-wydarzy-w-ciągu-pięciu-sekund.

Opóźnienie wyzwolenia migawki

Minimalne i to musowo. Na poziomie najlepszych profesjonalnych lustrzanek cyfrowych. Spust migawki powinien być tak wyregulowany, żeby chodził jak trzeba.

Autofocus

Szybki, ale ważniejsza jest pewność i dokładność w słabym oświetleniu. No i powinien mieć absolutny priorytet wyzwolenia migawki - naciśnięcie spustu zmusza aparat do wykonania zdjęcia, niezależnie od tego, czy skończył ustawiać ostrość, czy nie. DMD musi być zawsze gotowy do zrobienia zdjęcia, w każdych warunkach.

Blokada AF

Naciśnięcie spustu migawki do połowy. Chciałbym jednak mieć pod kciukiem przycisk włączający i wyłączający system AF. Chodzi o możliwość ustawienia ostrości na konkretną odległość i wykonania dowolnej ilości zdjęć bez konieczności korzystania z autofokusu w trakcie.

Flash

Brak. Wystarczy gniazdo synchronizacji i opcjonalnie szyna do zamocowania lampy błyskowej. Gorąca lub zimna stopka na zewnętrzny wizjer.

Interfejs

Minimalistyczny. Kółka fleksji programu i korekty ekspozycji wystarczą. Tryb manualny dostępny z menu.

Coś jeszcze?

Zapomniałem o czymś? Mejlujcie jeśli coś pominąłem (mcjohnston małpa mac kropka com). Jeszcze jedno życzenie - błagam o staroszkolne kółka na pasek. Mam pod tym względem dość jasne preferencje, a paski przeplatane bezpośrednio przez ucha "wbudowane" w aparat sprawiają, że pasek sztywno trzyma się body i czasem potrafi przeszkadzać.

I to by było na tyle: mały, lekki aparat do noszenia przy sobie, wygodny i szybki w użyciu, radzący sobie we wszelkich warunkach oświetleniowych i zapewniający jakość lustrzanek cyfrowych godną ścian galerii. Taka idealna do "streetshooterki" leika Henriego Cartier-Bressona XXI wieku.

No to jak - są jacyś chętni? Czy jestem sam?

----

Mike Johnston

www.37thframe.com

Zaprenumerujcie biuletyn Mike'a Johnstona www.37thframe.com

Fotograficzny blog Mike'a:

The Online Photographer

Książki Mike'a i darmowe pliki do pobrania: www.lulu.com/bearpaw

Więcej zrzędzenia, głównie o polityce: quotidianmeander.blogspot.com

Podyskutuj o "Fotografie niedzielnym" na Forum Fotopolis.

W latach 1994-2000 Mike Johnston był redaktorem naczelnym magazynu PHOTO Techniques. Od 1988 do 1994 roku był redaktorem bardzo cenionego periodyku Camera & Darkroom. Choćby z tego powodu stał się jednym z najbardziej wpływowych dziennikarzy amerykańskiego rynku fotograficznego ostatniej dekady.
Co niedziela Mike pisze swój felieton zatytułowany "Fotograf niedzielny", w którym daje wyraz swoim kontrowersyjnym poglądom na temat przeróżnych zjawisk, jakie mają miejsce w świecie fotografii.

Mike Johnston

Mike Johnston pisze i publikuje niezależny kwartalnik The 37th Frame, który adresowany jest do maniaków fotografii. Jego książka zatytułowana The Empirical Photographer ukazała się w 2005 roku.

Autor udzielił nam pozwolenia na przetłumaczenie i opublikowanie jego felietonów w wyrazie wdzięczności dla swoich krewnych - państwa Nojszewskich mieszkających w Oak Park w stanie Illinois.

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Fotofelietony
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Zdjęcie roku, to bez wątpienia ogromne wyróżnienie. Dla mnie jednak królową nagród prasowych jest pierwsze miejsce za reportaż w kategorii „General news”.
0
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Zdjęcie Warrena Richardsona, uznane przez Jury za najlepsze zdjęcie prasowe roku 2015, denerwuje i wyprowadza z równowagi. Z kilku powodów.
0
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Podczas gdy największe firmy w ostatnim czasie na nowo rozpętują wojnę na megapiksele, swojego rodzaju rewolucja w fotografii może nadejść nieoczekiwanie ze strony urządzeń przeznaczonych dla...
0