Wydarzenia
Pamięć teatru. Polska fotografia teatralna od początku istnienia do dziś - ruszyła wirtualna wystawa
Zdjęcie roku, to bez wątpienia ogromne wyróżnienie. Dla mnie jednak królową nagród prasowych jest pierwsze miejsce za reportaż w kategorii „General news”.
To moim zdaniem zdecydowanie najtrudniejsza kategoria. Dlaczego? „Spot news” to relacja z jednej historii, nagroda ważna, ale nie tak prestiżowa. „Contemporary issues” pozostawia większą wolność w doborze tematu, ale wymaga inwencji twórczej, dostrzeżenia i następnie opisania problemu.
„General news” to kategoria dla reportaży, które opowiadają o świecie – jego kondycji, pewnych zjawiskach i procesach, a nie jednostkowych wydarzeniach. Wymaga wejścia w temat głęboko, z przekonaniem, a najważniejsze – z własnym zdaniem. To nagroda świadcząca o dojrzałości fotoreporterskiej. Tu nie ma przypadków (no jasne, kwestia dyskusyjna!). Trafiają tu tylko najlepsze materiały, a to znaczy autorskie, interesujące, oddziałujące, wnoszące i doskonale wyedytowane.
W konkursie World Press Photo nie ma miejsca na potknięcia w edycji zdjęć, w opowiadaniu historii, w budowaniu narracji. Jeśli coś zgrzytnie jurorom, nie zastanawiają się długo. W polskich konkursach fotografii prasowej regulamin zezwala jurorom na dokonanie edycji – skrócenie setu, przestawienia kolejności. W przypadku WPP pewnie po prostu nie ma na to czasu. W polskich konkursach zgłaszano w ostatnich latach ok. 5-8 tys. zdjęć, do ostatniej edycji WPP – dla porównania – nadesłano ich blisko 83 tysiące.
W 2016 pierwsza nagroda przypadła fotografującemu dla ‘New York Timesa’ – Sergiejowi Ponomarevowi. To już druga nagroda WPP w jego karierze. Poprzednią zdobył w tej samej kategorii (3 miejsce) rok temu.
Teraz podjął się tematu w tym roku najgłośniejszego – kwestii uchodźców w Europie. Zdjęcia wykonywał od sierpnia do listopada. Od Grecji, przez Chorwację, Słowenię i Serbię, aż po Węgry. Osiem zdjęć, które mówią o najważniejszych etapach i zdarzeniach na drodze exodusu. Każde z nich z efektem „wow”. Zaskakujące, perfekcyjnie skomponowane, nieprawdopodobne.
Każde z osobna, a ułożone w napięciu: proza życia i walka – zmaganie z żywiołem w zdjęciu otwierającym. W kolejnym kadrze uspokojenie emocji, nic się tu nie dzieje - czekamy. Następne zdjęcie – mężczyzna przy oknie pociągu – zaskoczenie, niedowierzanie, można się nawet uśmiechnąć. Kompozycja idealna. W kolejnym – pochód, rzeka ludzi. Niewiarygodna i niemożliwa. Ogrom i pełnia.
W środku tej historii znajduje się akcja, krew, zamieszanie, ucieczka, walka uliczna. Zdjęcie dynamiczne i pełne emocji - zakrwawiony mężczyzna ucieka z dzieckiem w ramionach. Zrobiło się poważnie i bardzo nerwowo.
Kolejne zdjęcie nie przynosi ulgi – ogromny tłum ludzi w oczekiwaniu za rozwieszoną naprędce taśmą policyjną. Złowrogie, napięte, ale świetnie skomponowane – pod linijkę, z trójpodziałem i mocnym akcentem w centrum. Scena robi wrażenie szerszej, jakbyśmy patrzyli jedynie na wycinek, tym bardziej oddziałuje.
Przedostatnie zdjęcie to bajka. Surrealna scena - policjant na koniu w trawach, w pięknym słońcu. W tle, za trawą - trochę w domyśle – pochód ludzi. Scena piękna, jak ze snu. Na koniec zdjęcie jeszcze bardziej malarskie – sznur ludzi zmierzający od lewej do prawej. Na wyjściu autor zostawia widza z nadzieją i oddechem.
Ponomarev był na każdym etapie tej wędrówki. Z każdego odcinka ma zdjęcie, które idealnie ułożył w historię. To nie jest układ chronologiczny. To opowieść, która precyzyjnie steruje emocjami widza. Prowadzi go w temacie, pokazuje jak było, dodaje komentarz autorski. Nagroda prawdziwie należna.
Zaangażowanie autora w temat nie pozostawia wątpliwości. Co warto podkreślić – nie ma tutaj prawie klisz, zdjęć powtarzalnych, widzianych u innych. Prawie, bo sznur ludzi przemierzający kadr, to motyw opatrzony. Ileś już razy widziane kadry z przybijania pontonów i łódek do wybrzeży wyspy Lesbos nie powtarzają sceny Ponomareva. Jest w niej coś malarskiego, wielkiego. Jest wyraz twarzy i napięcie mięśni.
Każde ze zdjęć, świetnie i uważnie skomponowane, precyzyjnie rozmieszczone w narracji, porusza w miarę opowiadania historii kolejną strunę w widzu. Więcej wiemy, bo więcej widzimy. I bez względu na nastawienie widza do sprawy - zaryzykuję – więcej rozumiemy. Misja fotografa spełniona. Gratulacje.