Fotograf niedzielny - Zajawka na aparat

Autor: Łukasz Kacperczyk

23 Listopad 2003
Artykuł na: 6-9 minut
Mam ostrą zajawkę na aparat. Łapię tego wirusa mniej więcej tak często, jak katar. Czasem jest to jedynie lekka dolegliwość, ale zdarza się, że zwala mnie z nóg.

Zajawka na aparat: Nikon D2H

Mam ostrą zajawkę na aparat. Łapię tego wirusa mniej więcej tak często, jak katar. Czasem jest to jedynie lekka dolegliwość, ale zdarza się, że zwala mnie z nóg.

Najdziwniejsze jest to, że aparat, który tak mnie podniecił, to wielka lustrzanka cyfrowa - zbliżający się nieuchronnie Nikon D2H. Model ten, jak z resztą wiele innych produktów cyfrowych, zagubił się gdzieś w próżni między datą premiery, a datą dostępności w sklepach. Zapowiedzi pojawiły się w lipcu, mamy już listopad, a aparat dopiero nieśmiało zaczyna się materializować. Hmm, ciekawe, czy to ta sama próżnia, w której najwyraźniej utknęła moja książka (więcej szczegółów poniżej...).

Zupełnie nie rozumiem czemu od premiery aparatu do momentu, kiedy trafi do sklepów mija tak dużo czasu. Nowości mają największy potencjał handlowy od razu po premierze. Pamiętacie wszystkie te artykuły, opisujące, jak to urzędnicy administracji Clintona "zniszczyli" Biały Dom zanim wprowadzili się Bushowie? Media tak rozdmuchały sprawę, że nie sposób było odróżnić tracących władzę demokratów od bandy nastoletnich wandali. Wiele miesięcy później, po długim i kosztownym dochodzeniu okazało się, że te teksty nie miały żadnego pokrycia w faktach. Po prostu niektórzy pracownicy Clintona dla żartu usunęli z klawiatur literkę "W". Tyle że o tym już się tak wiele nie pisało - nadal wszyscy pamiętają pierwszą wersję wydarzeń.

Podobnie było z Olympusem E-1. Przed premierą mówiło się o nim bardzo dużo - nawet ja nie siedziałem cicho. Zainteresowanie sięgnęło zenitu mniej więcej w czasie, kiedy zapowiedziano wprowadzenie go na rynek. Może to tylko moje wrażenie, ale zdaje się, że do momentu, kiedy można go było w końcu wziąć go do ręki, wszystko się rozmyło.

D2H podoba mi się dlatego (choć nie widziałem go jeszcze "na żywo"), że wydaje się spełniać wszystkie moje wymagania - błyskawicznie reaguje na działania fotografa i ma wielki, jasny wizjer. Czas upływający od naciśnięcia spustu migawki do wykonania zdjęcia to zaledwie 38ms, co byłoby świetnym osiągiem nawet dla aparatu na film. Lustro blokuje wizjer jedynie na 80ms. Ta zabawka jest naprawdę niezła. Jak by powiedział Homer Simpson - wooo-hooo! Wizjer ma 100% pole krycia, a wyświetlacz LCD jest naprawdę wielki. Pozostałe wspaniałe cechy, które przekonują zawodowców - obiecujące ustawienia balansu bieli, czy inne szczegóły zwiększające responsywność (szybki czas startu, pojemny bufor, szybkostrzelność) to dodatkowe plusy tego i tak wielce atrakcyjnego aparatu. Nawet jeśli zdąży się nieco zestarzeć, zanim trafi do sklepów, myślę, że i tak wolałbym D2H od na przykład EOS'a 1Ds, mimo że Nikon ma tylko 4 megapiksele.

Poza tym D2H podoba mi się też dlatego, że zdjęcia samplowe, które do tej pory widziałem są znakomite. Bogate, nasycone kolory i wyjątkowa klarowność obrazu wyglądają naprawdę zachęcająco. Jakby mnie kto pytał, to moim zdaniem jest to doskonały argument dla zwolenników mniejszej liczby, ale "lepszych" megapikseli. Z ostatecznym werdyktem musimy się wstrzymać do czasu, kiedy pojawią się szczegółowe testy i będzie można wziąć ten aparat do ręki. Jednak muszę przyznać, że to pierwsza cyfrowa lustrzanka, która naprawdę mnie zafascynowała. Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę ją na własne oczy.

Zdjęcie pochodzi z albumu "Looking for the Summer" autorstwa Jima Brandenburga.

Miłośnik Brandenburga

Nie jestem miłośnikiem fotografii przyrodniczej. Uważam ją za kiepski substytut prawdziwego świata. Większość takich zdjęć jest zaledwie ładna, a niektóre ocierają się o propagandę - zupełnie nie rozumiem, jak można "stać się jednością" z krajobrazem nie myśląc cały czas o wyjaławianiu gleby, wycinaniu lasów, ginięciu gatunków, itp.

Większość frajdy, którą jednak czasem sprawia mi fotografia przyrody zawdzięczam Jimowi Brandenburgowi, jednemu z tych fotografów przyrody, którzy są prawdziwymi artystami. Jego najnowszy album Looking for the Summer to tylko niewielki dodatek do długiej listy osiągnięć, ale i tak to prawdziwe cacko. Tak, zdjęcia są ładne - to zawsze wzbudza podejrzenia - ale są też odważne i oryginalne, niezbyt efekciarskie, a do tego oddają ducha przygody i radości z obcowania z przyrodą. Brandenburgowi udało się coś nieosiągalnego dla wielu fotografów - naprawdę się zaangażował. I to mi się w nim podoba. Możecie obejrzeć zdjęcia Jima na jego stronie, ale polecam też przejrzenie albumu. Nawet jeśli nie rzuci was od razu na kolana, założę się, że świetnie będzie się nadawał na prezent gwiazdkowy.

Jego zdjęcia będą też na swój sposób przełomowe - kiedy trafią na łamy National Geographic (a już niedługo tak się stanie), będzie to pierwszy materiał sfotografowany w 100% cyfrówkami w historii tego szacownego magazynu.

----

Mike Johnston

PS. Nadal nie znam dokładnej daty publikacji książki. Ostatnio próbujemy namierzyć pewien znaczek, który wykorzystałem w książce, a o którym zupełnie zapomniałem. Jeśli zaczynacie się denerwować, pomyślcie przez co ja przechodzę - zawsze, kiedy myślę o tym zbyt długo, mam hiperwentylację, muszę się walnąć na fotel i łyknąć szklaneczkę alka-seltzera. Jestem przez to zestresowany jak związkowiec w samym sercu hipermarketu. Dam znać, jak tylko będę wiedział coś więcej.

Zajrzyjcie na stronę Mike'a www.37thframe.com. Warto też przeczytać jego felietony drukowane w miesięczniku Black & White Photography.

W latach 1994-2000 Mike Johnston był redaktorem naczelnym magazynu PHOTO Techniques. Od 1988 do 1994 roku był redaktorem bardzo cenionego periodyku Camera & Darkroom. Choćby z tego powodu stał się jednym z najbardziej wpływowych dziennikarzy amerykańskiego rynku fotograficznego ostatniej dekady.
Co niedziela Mike pisze swój felieton zatytułowany "Fotograf niedzielny", w którym daje wyraz swoim kontrowersyjnym poglądom na temat przeróżnych zjawisk, jakie mają miejsce w świecie fotografii.

Mike Johnston

Mike Johnston pisze i publikuje niezależny nieregularnik The 37tth Frame, który adresowany jest do maniaków fotografii. Jego książka zatytułowana The Empirical Photographer ukaże się w sierpiniu 2003 roku.

Autor udzielił nam pozwolenia na przetłumaczenie i opublikowanie jego felietonów w wyrazie wdzięczności dla swoich krewnych - państwa Nojszewskich mieszkających w Oak Park w stanie Illinois.

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Fotofelietony
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Zdjęcie roku, to bez wątpienia ogromne wyróżnienie. Dla mnie jednak królową nagród prasowych jest pierwsze miejsce za reportaż w kategorii „General news”.
0
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Zdjęcie Warrena Richardsona, uznane przez Jury za najlepsze zdjęcie prasowe roku 2015, denerwuje i wyprowadza z równowagi. Z kilku powodów.
0
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Podczas gdy największe firmy w ostatnim czasie na nowo rozpętują wojnę na megapiksele, swojego rodzaju rewolucja w fotografii może nadejść nieoczekiwanie ze strony urządzeń przeznaczonych dla...
0