Fotograf niedzielny - Fotografia ślubna i "Frajer za $39 patyków"

Autor: Łukasz Kacperczyk

16 Listopad 2003
Artykuł na: 6-9 minut
6 listopada na stronie www.cbs.marketwatch.com reporter nazwiskiem Chris Pummer zamieścił artykuł, który poruszył zawodowych fotografów. Tekst miał wyjawić 10 najbardziej przepłacanych zawodów USA. Niespodzianką jest dziesiąta pozycja fotografów ślubnych.

6 listopada na stronie www.cbs.marketwatch.com reporter nazwiskiem Chris Pummer zamieścił artykuł, który poruszył zawodowych fotografów. Tekst miał wyjawić 10 najbardziej przepłacanych zawodów USA. Najwyższe lokaty nikogo nie zaskoczą: prezesi upadających koncernów, wypaleni sportowcy żyjący z niesamowicie wysokich kontraktów, ludzie zarządzający funduszami inwestycyjnymi. Niespodzianką jest natomiast dziesiąta pozycja fotografów ślubnych.

Oto wspomniany fragment:

10) Fotografowie ślubni

Zazwyczaj fotografowie liczą sobie od dwóch do pięciu tysięcy dolarów za wesele - w zasadzie jednodniowe zlecenie plus wcześniejsze spotkanie z klientem i czas na obróbkę zdjęć. Mimo to wielu z nich snuje się smętnie w pracy, bezceremonialnie traktuje gości weselnych i zachowuje się według zasady: "Robię to tylko dla pieniędzy do czasu, kiedy odezwie się
Time czy National Geographic".

To oni pokrywają koszt sprzętu i wywołania filmu. Ale i tak w większych miastach ci, którzy co tydzień fotografują dwa śluby zarabiają w okresie od maja do października od 75 do 100 tysięcy dolarów za pół roku pracy.

Ale spójrzmy prawdzie w oczy: często efekty ich pracy są mizerne. Czy kiedykolwiek odebrało wam mowę z zachwytu podczas przeglądania albumu ślubnego znajomych młodożeńców? Nie są ani Richardem Avedonem ani Annie Leibovitz, a mimo to niektórzy żądają honorariów zupełnie, jakby grali w tej samej lidze.

Jestem pewny, że wielu fotografów skrzywiło się z niesmakiem podczas czytania powyższego tekstu. Pewien znajomy, który jest wysoko opłacanym (i to bardzo wysoko) prawnikiem obsługującym duże przedsiębiorstwa, wyjaśnia, że zwykłych zjadaczy chleba nie stać na jego usługi - tylko potężne firmy są na tyle bogate, żeby go zatrudnić. Kawały o prawnikach powstają dlatego, że większość z nas ma do czynienia wyłącznie z płotkami palestry. W świecie fotografii nie jest aż tak źle, ale większość profesjonalistów uznaje kontakty z maluczkimi za negatywne doświadczenie. Wolą mieć do czynienia z ludźmi, którzy zajmują się kupowaniem zdjęć zawodowo - przedstawicielami agencji fotograficznych, fotoedytorami, itd. Osoby te wiedzą, jakie koszty wiążą się z wykonaniem zdjęcia na zamówienie i nie trzeba ich w tych sprawach edukować za każdym razem, kiedy dostaje się od nich zlecenie. Z kolei zwykli ludzie są święcie przekonani, że fotografia powinna być tania - bez wątpienia takie nastawienie to wynik cen odbitek z minilabów i portretów z supermarketów Wal-Mart.

W 1988 roku brałem udział w ciekawym seminarium prowadzonym przez fotografa nazwiskiem Karl Francetic. Twierdził, że w tamtym czasie przeciętny amerykański zawodowy fotograf spędzał co najmniej 75% czasu na działaniach marketingowych, miał dzienną stawkę 500 dolarów, pracował około dwóch i pół dnia tygodniowo, zarabiał 75 tysięcy rocznie, a przed podatkami zostawało mu 39 patyków.

Mówił na takich "frajer za 39 patoli".

Tematem seminarium były rozważania nad tym, po co ktokolwiek chciałby coś takiego robić? Sam Francetic zarabiał rocznie 1,6 miliona dolarów (przed odjęciem podatków), prowadził dwa studia, w których fotografowano meble, a sam podróżował po całym kraju fotografując wnętrza za bardzo dobre pieniądze.

Co ciekawe, facet prowadził te seminaria, ponieważ sam pozbawił się udziału w lukratywnym segmencie rynku (z dniówką w zakresie 500-1000 dolarów), a mimo to często proszono go o wykonanie tego typu zleceń. Szukał fotografów, których mógłby wysłać do takiej roboty w zamian za udział w zyskach. Myślał, że powinno to być proste zadanie, ponieważ w zasadzie najtrudniejszą pracę wykonywał sam: załatwiał zlecenia. Proponował swoją pomoc w rozkręceniu interesu, a zaczynał od darmowej oceny portfolio. Mijały właśnie dwa lata odkąd zaczął prowadzić seminaria (zawsze przy wypełnionej sali) i do tamtej pory nikt nie zgłosił się na ocenę portfolio.

Chętnie bym się dowiedział, jak te liczby wyglądają dzisiaj. Można by nawet zadzwonić do PMA, żeby zapytać. Na początku lat dziewięćdziesiątych branża fotograficzna wpadła w dołek - wielu fotografów wypadło z gry, a ci, którzy przetrwali, musieli porządnie zacisnąć pasa. Nie wiem, jak to wygląda w tej chwili.

To nie przypadek

Mimo to nie wydaje mi się, żeby większość fotografów ślubnych zarabiała sto tysięcy rocznie. Poza tym nie widzę powodu, że traktować ich pracę jako "jednodniowe zlecenie", chyba że nigdy nie fotografowaliście wesela. To bardzo trudna praca. Fotograf tyra jak wół, jest pod ciągłą presją, żeby dobrze się spisać, powinien bezustannie uczyć i rozpieszczać klientów, a do tego musi znosić pewien stopień pogardy, którą czują do niego jego "modele". Nie wydaje mi się, żeby większość fotografów ślubnych "snuła się smętnie" podczas pracy - może poza tymi, których wybierają prawdziwe sknery.

Niedługo po tym, jak wziąłem udział w tym seminarium, fotografowałem jedno z nielicznych wesel w mojej karierze - dla przyjaciela, którego znałem od drugiej klasy. Wystrzelałem 40 rolek filmu, wykonałem prawie 400 odbitek roboczych, a skończyło się na 40 (tak mi się wydaje) archiwalnych odbitkach na barycie złożonych w ręcznie wykonany album z okładką z hawajskiego drzewa Koa. Pracowałem nad nim rok, ale muszę przyznać, że specjalnie się nie spieszyłem. Wziąłem od nowożeńców paręset dolarów za wydatki, które poniosłem. Byli zachwyceni albumem - co jakiś czas dowiaduję się, że znów go przeglądali. Mimo to naprawdę nie wydaje mi się, żebym był w stanie żyć z takiej roboty każąc sobie płacić mniej niż 4 tysiące za ślub. A nawet wtedy wątpię, czy chciałbym się tym zajmować zawodowo. Za dużo roboty.

PPA kontratakuje

Pięć dni po ukazaniu się artykułu stowarzyszenie Professional Photographers of America ruszyło do kontrofensywy. Oto co napisali:

11 listopada, 2003

Do natychmiastowej publikacji.

PPA broni fotografów ślubnych

ATLANTA, stan Georgia - Stowarzyszenie Professional Photographers of America podjęło natychmiastowe kroki w związku z szokującym artykułem zamieszczonym na stronie CBS MarketWatch, w którym uznano profesję fotografa ślubnego za jeden z "dziesięciu najbardziej przepłacanych zawodów ".

Zarówno prezydent PPA, Bob Lloyd jak i prezydent-elekt, Ann Monteith w ostrych słowach napisali do autora artykułu i sprostowali błędne informacje powołując się na dane krajowego urzędu statystycznego, a także wyniki badań przeprowadzonych przez PPA w 2000 roku.

Kliknij tutaj, żeby przeczytać artykuł zamieszczony w serwisie CBS MarketWatch:
>>>>

Kliknij tutaj, żeby przeczytać odpowiedź prezydenta PPA, Roberta D. Lloyda: >>>>

Kliknij tutaj, żeby przeczytać odpowiedź pani prezydent-elekt PPA, Ann K. Monteith: >>>>

No więc... przepłacani? Wręcz przeciwnie - całkiem możliwe, że większość fotografów ślubnych zarabia za mało. Dzieje się tak dlatego, że ponieważ większość klientów nie ma pojęcia o kosztach pracy fotografa, zawsze starają się wynegocjować niższą cenę. Poza tym to tak trudna robota, że wielu zawodowców niechętnie przyjmuje takie zlecenia. Wystarczy, że są "frajerami za 39 patoli" - nie muszą do tego harować 50 godzin tygodniowo dla klientów, którzy nie potrafią docenić ich pracy.

----

Mike Johnston

Jeśli chcecie wesprzeć "Fotografa niedzielnego", zaprenumerujcie The 37th Frame, magazyn dla fotografów wydawany przez Mike'a Johnstona.

W latach 1994-2000 Mike Johnston był redaktorem naczelnym magazynu PHOTO Techniques. Od 1988 do 1994 roku był redaktorem bardzo cenionego periodyku Camera & Darkroom. Choćby z tego powodu stał się jednym z najbardziej wpływowych dziennikarzy amerykańskiego rynku fotograficznego ostatniej dekady.
Co niedziela Mike pisze swój felieton zatytułowany "Fotograf niedzielny", w którym daje wyraz swoim kontrowersyjnym poglądom na temat przeróżnych zjawisk, jakie mają miejsce w świecie fotografii.

Mike Johnston

Mike Johnston pisze i publikuje niezależny kwartalnik The 37tth Frame, który adresowany jest do maniaków fotografii. Jego książka zatytułowana The Empirical Photographer ukaże się w 2003 roku.

Autor udzielił nam pozwolenia na przetłumaczenie i opublikowanie jego felietonów w wyrazie wdzięczności dla swoich krewnych - państwa Nojszewskich mieszkających w Oak Park w stanie Illinois.

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Fotofelietony
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Zdjęcie roku, to bez wątpienia ogromne wyróżnienie. Dla mnie jednak królową nagród prasowych jest pierwsze miejsce za reportaż w kategorii „General news”.
0
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Zdjęcie Warrena Richardsona, uznane przez Jury za najlepsze zdjęcie prasowe roku 2015, denerwuje i wyprowadza z równowagi. Z kilku powodów.
0
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Podczas gdy największe firmy w ostatnim czasie na nowo rozpętują wojnę na megapiksele, swojego rodzaju rewolucja w fotografii może nadejść nieoczekiwanie ze strony urządzeń przeznaczonych dla...
0