Fotograf niedzielny - Mały obrazek i Tri-X kontra cyfra

Autor: Łukasz Kacperczyk

12 Październik 2003
Artykuł na: 17-22 minuty
Robienie zdjęć cyfrówką jest dla fotografa tym, czym dla dzieci słodycze. To fotografia bezpieczna i bezbolesna. Natychmiastowa satysfakcja z możliwością ogromnej kontroli (przynajmniej teoretycznie). Krótko mówiąc - świetna sprawa.

Wieści z frontu i przeprosiny

Zacznę od przeprosin skierowanych do osób, które zamówiły moją książkę Fotograf empiryczny. Obawiam się, że niestety wciąż nie została ona wydrukowana i tym samym nie mogę jej wysłać. Zanim zacząłem ten projekt, ostrzegano mnie, że zawsze warto mieć już wydrukowane egzemplarze, nim zacznie się je sprzedawać. Jak zwykle nie posłuchałem, a powinienem był. Nie przyszło mi do głowy, że to może trwać tak długo.

Na szczęście zbliża się chwila, kiedy wydawca wydrze z moich rąk skończone pliki, które w końcu trafią do drukarni. Liczę, że będę mógł wysłać książki jesienią, a na pewno przed Gwiazdką.

Przepraszam, że musieliście tyle czekać i błagam - nie myślcie, że zwiałem gdzieś z waszą forsą i ukrywam się na małej tropikalnej wysepce, która z nikim nie ma umowy o ekstradycję. Zapewniam, że cały czas siedzę w Wisconsin po uszy w robocie i że każdy dostanie swój egzemplarz z autografem. W końcu. Jeszcze raz przepraszam za opóźnienie.

(Z drugiej strony prace nad moją drugą książką idą świetnie. The Lens Image and the Light-Tight Box będzie zbiorem wszystkich moich tekstów o aparatach, różnych formatach fotograficznych i obiektywach.)

Responsywność

W odpowiedzi na zeszłotygodniowy felieton (Spytaj Fotografa Niedzielnego) David V. Zadał mi następujące pytanie:

Chciałbym przerzucić się na "cyfrę". Chętnie nawet kupiłbym Sony F-828, kiedy tylko trafi do sklepów.

Ale nie potrafię przebrnąć przez wszystkie menu i tym podobne przeszkody, które można napotkać przy obsłudze cyfrówek. Kilka razy próbowałem z różnymi modelami, ale za każdym razem, kiedy już udało mi się wszystko odpowiednio ustawić, traciłem "jedność z obrazem" (albo zmieniło się światło, skończył pocałunek, itp.).

W tej chwili używam całkowicie manualnego aparatu i trzech obiektywów. Nic prostszego.

Wiem, że kiedyś miałeś "słabość" do szkieł Contaxa i Tri-X'a.

Uważasz, że twoja fotografia (jej artystyczne a nie sprzętowe oblicze) ma się lepiej, kiedy fotografujesz Sony 707 czy Contaxem na filmie?

Czuję, że nie używając cyfry coś tracę, ale trochę się obawiam ograniczenia rozdzielczością matrycy.

Od razu mówię - nie boję się nowych technologii. Jestem grafikiem i na co dzień używam Maca G4 i Epsona 2200.

Davidzie,

Po pierwsze robienie zdjęć cyfrówką jest dla fotografa tym, czym dla dzieci słodycze. To fotografia bezpieczna i bezbolesna. Natychmiastowa satysfakcja z możliwością ogromnej kontroli (przynajmniej teoretycznie). Krótko mówiąc - świetna sprawa.

Fotka zrobiona Sony F-707, z ręki na f/2. Spróbujcie czegoś takiego ze swoją Velvią.

Przez wiele lat zachęcałem ludzi, żeby ćwiczyli obsługę swoich aparatów - żeby się do nich przyzwyczaili, poznali wszystkie funkcje, "wyczuli" kamerę tak, by stała się przedłużeniem ręki i oka. Z dzisiejszymi cyfrówkami jest znacznie trudniej niż z aparatami na film, choć i te od paru dekad stają się coraz bardziej skomplikowane. Myślę jednak, że kiedy kupisz sobie cyfrę, z czasem przyzwyczaisz się do menu.

Nauczysz się, jakie ustawienia najbardziej ci odpowiadają, jak zminimalizować czas upływający od naciśnięcia spustu migawki do zrobienia zdjęcia, jak szybko zmieniać ustawienia. Może to trochę potrwać, ale w końcu się przyzwyczaisz. Twoje problemy prawdopodobnie wynikają z tego, że cyfrówki potrafią być oporne, a ich obsługa może przyprawić o ból głowy. Zwłaszcza na początku. Poradzisz sobie.

Artystyczne oblicze

Ale nie tylko o tym.

To, o czym mówisz nazywa się "responsywnością" - to coś, o czym znaczna część fotografujących (czy to cyfrą czy analogiem) nie ma dziś pojęcia, ponieważ całe pokolenie wychowało się na autofokusie, a część nawet na cyfrówkach. Ty to nazywasz "jednością z obrazem". Dla niektórych to może zbyt poetyckie, ale wiem, o co ci chodzi. Mówiąc nieco prościej znaczy to, że aparat robi dokładnie to, co mu każesz, robi to bardzo, bardzo szybko, a w dodatku nie musisz o tym myśleć (czyli nic nie rozprasza twojej uwagi).

Systemy "automatyzujące" fotografowanie i dodatkowe funkcje, które muszą zadziałać między impulsem do naciśnięcia spustu, a wykonaniem zdjęcia nie pomagają. Na przykład od połowy lat 80-tych, kiedy to autofokus zaczął być powszechnie stosowany, producenci aparatów robią, co mogą, żeby ich systemy automatycznego ustawiania ostrości były jak najszybsze, ale to i tak jest jakaś przeszkoda między tobą a zdjęciem. Dodatkowe funkcje często przeszkadzają, bo trzeba je ustawić, zanim będziesz mógł zrobić zdjęcie. Dlatego przez całą moją karierę (używam tego terminu w bardzo luźnym znaczeniu) nauczyciela i dziennikarza fotograficznego uparcie krytykowałem aparaty ze zbyt dużą ilością wodotrysków i szkła zmiennoogniskowe. Ani jedno ani drugie nie jest samo w sobie złe, ale jedno i drugie źle działa na responsywność.

Rasowe źrebaki, Kentucky. Leica M6, 35 mm f/2 "Pre-ASPH" Summicron. To zdjęcie zostało zrobione na XP2, a nie Tri-X'ie, ale założenie pozostaje to samo. (Copyright 1992 Michael C. Johnston)

To właśnie dzięki responsywności produkowane według 50-letnich wzorów Leiki M wciąż są bardzo cenione przez fotografów - mimo swojej technologicznej przeciętności i braku wielu funkcji. Leiki M mają bardzo, bardzo niewiele elementów sterujących; żeby zrobić zdjęcie musimy wykonać zaledwie cztery czynności: ustawić ostrość, przysłonę, czas migawki i nacisnąć spust. (W M7 wystarczy sprawdzić, jaki czas ustawił aparat.) Niezwykle istotny jest fakt, że każda czynność jest wykonywana za pomocą oddzielnego elementu: nie da się przekręcić kółka funkcji nie w tę stronę co trzeba i przypadkowo ustawić korektę ekspozycji zamiast przysłony albo czegokolwiek innego. W porządnym aparacie jeden element sterujący ustawia jedną zmienną - nie ma mowy o pomyłce. Doświadczeni użytkownicy Leiek mają wszystko (albo prawie wszystko) ustawione, zanim podniosą aparat do oka. Jedyna rzecz, której nie da się ustawić wcześniej (chodzi o zwolnienie spustu migawki) błyskawicznie reaguje na działanie fotografa - od naciśnięcia spustu do wykonania zdjęcia upływa zaledwie 18 milisekund. Dopiero niedawno kilka innych aparatów zbliżyło się do tego wyniku. Fotograf, który dobrze wyczuł spust migawki Leici, może z wielką precyzją wybrać moment, w którym zrobi zdjęcie.

Ważne, żeby sobie uświadomić, że WŁAŚNIE TO PRÓBUJĄ OSIĄGNĄĆ NOWOCZESNE APARATY. Kiedy Garry Winogrand wychodził ze swojego mieszkania na ulicę, oceniał światło, ustawiał czas migawki i przysłonę. Znał to światło, znał swój film i wiedział, jak osiągnąć najlepsze rezultaty. Niezależnie od tego, czy aparat ma 32-polową matrycę, którą obsługuje skomplikowany algorytm zapisany na chipie czy może mierzy światło tysiącem malutkich czujników kolorów, jak skomplikowany by nie był system pomiaru światła, zawsze stara się zrobić jedno - ustawić odpowiedni czas migawki i wartość przysłony. Robert Frank nauczył się ustawiać ostrość w swojej Leice oceniając odległość od fotografowanego obiektu na oko, a pozycję pierścienia ostrości na czuja - dzięki temu mógł ostrzyć podnosząc aparat do oka. Niezależnie od tego, jak skomplikowany i szybki jest autofokus najnowszej Wunderkamery - może nawet mieć całą flotę czerwonych stateczków kosmicznych pokazujących w wizjerze punkt ostrości albo najnowszy super-hiper czujnik AF - i tak chodzi o jedną rzecz: właściwe ustawienie ostrości.

Znaczna część rozwiązań technicznych wykorzystanych w konstrukcji nowoczesnych aparatów ma pozwolić amatorom zrobić automatycznie (bez koniecznego treningu) to, czego zapaleni fotografowie się uczą, co ćwiczą od ponad wieku.

Twarzą w twarz z rzeczywistością

Nie mam zbyt dużego doświadczenia z cyfrówkami. Nie jestem też ekspertem od wypasionych aparatów plastik-fantastik z wielkimi zoomami, które tak kochają niektórzy zawodowcy i nadziani amatorzy (F5, EOS-1v, itp.). Jednak używałem w życiu znacznie więcej aparatów niż większość ludzi. Doszedłem do wniosku, że aparat, którym fotografujemy, wpływa na efekty, jakie osiągamy i że różne aparaty uczą różnych rzeczy.

Niektórzy poczuli się nieco nieswojo, kiedy raz czy dwa przeczytali, że uważam, że każdy fotograf wiele by się nauczył fotografując przez rok tylko Leicą z jednym szkłem. Czy to konieczne? Pewnie, że nie. Ale naprawdę uważam, że to dobra lekcja: uczy wielu ważnych umiejętności. Myślę, że skorzystaliby na tym nawet fotografujący wielkim formatem. (Co prawda do nich nie należę, ale przerobiłem kiedyś podobną lekcję: na początku lat 80-tych przez rok robiłem zdjęcia kamerą 4 x 5 cali. I tak - nauczyłem się paru rzeczy, o których wcześniej nie wiedziałem. To nie jest mój styl fotografowania, ale cieszę się, że to zrobiłem.)

Spójrzmy prawdzie w oczy: w naszych czasach wiele osób (a zwłaszcza miłośnicy fotografii) nie ma czasu albo samodyscypliny, żeby nauczyć się oceniać warunki oświetleniowe na oko albo używać ręcznego światłomierza (mają za to rodziny i absorbującą pracę). Wiele osób nie ćwiczy ręcznego ostrzenia wystarczająco wytrwale, żeby być dokładniejszym od autofokusa. Większość też nie ma ani czasu, ani odpowiedniego sprzętu czy wolnej przestrzeni, żeby samodzielnie wywoływać filmy i robić odbitki.

Cyfra to dla nich ogromna wygoda. Doskonale nadaje się do nauki, bo zdjęcia nic nie kosztują, a do tego można natychmiast obejrzeć efekty. Świetnie się nadaje dla tych, którzy nie wierzą w swoje umiejętności i nigdy nie są pewni, co udało im się zarejestrować na filmie - mogą błyskawicznie zobaczyć rezultaty swojej pracy. Jeszcze bardziej przyda się osobom, które chcą robić odbitki, ale albo nie mają ciemni, albo nie znają się na pracy w niej - wystarczy drukarka, Photoshop albo coś podobnego i sejf pełen kasy na atrament. To świetna zabawa. Takie jest przynajmniej moje zdanie.

Czy to coś lepszego niż cała reszta? Nie chcę zabrzmieć, jak zacofany troglodyta, ale odpowiedź brzmi nie. To tylko kolejne narzędzie. Spełnia jedne życzenia, ale ignoruje inne. Jednym spodoba się bardziej niż innym. Więc jeśli chcesz zostać przy swoim manualnym aparacie i trzech obiektywach, proszę bardzo. Nie ma w tym nic złego.

Photoshop i Epson bardzo się starają, żeby zastąpić ciemnię tak samo, jak nowoczesne funkcje aparatów zastąpiły (do pewnego stopnia) konieczność podejmowania decyzji i czysto techniczną umiejętność "wyczucia" aparatów, czyli to, w czym fotografowie starej daty są mistrzami. To bardzo wygodna sprawa i nie należy się z tego wyśmiewać. Ale niektórzy zostaną przy ciemni. Mam znajomego (Ctein), który poświęcił kilkadziesiąt lat na doskonalenie niezwykle trudnej i dającej piękne rezultaty techniki transferu barwników (dye-transfer - więcej szczegółów znajdziecie tutaj, przyp. tłum.). Tyle że cyfra jest w tej chwili w stanie osiągnąć 80 % takich samych efektów w bardzo łatwy sposób i bez konieczności posiadania wielkiej wiedzy i doświadczenie Cteina. Robi wrażenie.

Warto też sobie uświadomić, że wielu, a prawdopodobnie nawet większość zagorzałych fanatyków Leici nie jest mistrzami w fotografowaniu tymi aparatami. Robią za mało zdjęć. Za mało ćwiczą. Są tak samo niezgrabni, jak pani Fotoentuzjastka z jej kosmiczną Japońską kamerką-do-wszystkiego z serii plastik-fantastik, tak samo, jak pan Kowalski z jego kompaktem.

Odpowiedź

Wracając do twojego pytania - ja chyba wolę opcję "Contax i Tri-X". (Ale przemianujmy ją może na "mały obrazek i Tri-X".) Częściowo dlatego, że pracuję w ten sposób od 22 lat. Poza tym lubię efekty, jakie daje taka kombinacja - co prawda wydruki atramentowe są całkiem ładne, ale zdążyłem już polubić sposób robienia odbitek w czerni i bieli, a moje odbitki mi się podobają. (Muszę też przyznać, że lubię robić odbitki. Oczywiście wy nie musicie tego lubić.) Najprawdopodobniej zostanę przy swoich starych metodach pracy, ale z drugiej strony nie mówiłbym tego z taką łatwością i pewnością, gdybym przez mniej więcej rok nie fotografował cyfrówką.

Gdybym miał porównać cyfrę Sony F-707, którą kiedyś miałem z Leicami M6, które też polubiłem, musiałbym chyba dać im podobną ocenę pod względem radości z używania tych aparatów i podstawowych możliwości. Oczywiście to zupełnie różne kamery. Pozwalają osiągnąć bardzo odmienne efekty w równie odmienny sposób. Oba mają swoje silne i słabe strony.

Skoro kiedyś powiedziałem, że każdy fotograf powinien przez rok fotografować wyłącznie Leicą i jednym szkłem, czy powiedziałbym dziś to samo na temat cyfry? Myślę, że w tym wypadku odpowiedź brzmi "tak". Jakość, jaką oferują cyfrówki jest całkiem wystarczająca. To nowe doświadczenie, które uczy nowych rzeczy. Trzeba tego spróbować.

Ponieważ prosiłeś o radę, oto ona: kup F-828 i uwierz, że dzięki odrobinie wytrwałości uda ci się opanować wszystkie menu i nauczysz się intuicyjnej obsługi bez ograniczania swojego wpływu na to, co robi aparat. Ale nie pozbywaj się tego starego manuala. Tak na wszelki wypadek.

----

Mike Johnston

Zajrzyjcie na stronę Mike'a www.37thframe.com. Warto też przeczytać jego felietony drukowane w miesięczniku Black & White Photography.

W latach 1994-2000 Mike Johnston był redaktorem naczelnym magazynu PHOTO Techniques. Od 1988 do 1994 roku był redaktorem bardzo cenionego periodyku Camera & Darkroom. Choćby z tego powodu stał się jednym z najbardziej wpływowych dziennikarzy amerykańskiego rynku fotograficznego ostatniej dekady.
Co niedziela Mike pisze swój felieton zatytułowany "Fotograf niedzielny", w którym daje wyraz swoim kontrowersyjnym poglądom na temat przeróżnych zjawisk, jakie mają miejsce w świecie fotografii.

Mike Johnston

Mike Johnston pisze i publikuje niezależny nieregularnik The 37tth Frame, który adresowany jest do maniaków fotografii. Jego książka zatytułowana The Empirical Photographer ukaże się w sierpiniu 2003 roku.

Autor udzielił nam pozwolenia na przetłumaczenie i opublikowanie jego felietonów w wyrazie wdzięczności dla swoich krewnych - państwa Nojszewskich mieszkających w Oak Park w stanie Illinois.

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Fotofelietony
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Zdjęcie roku, to bez wątpienia ogromne wyróżnienie. Dla mnie jednak królową nagród prasowych jest pierwsze miejsce za reportaż w kategorii „General news”.
0
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Zdjęcie Warrena Richardsona, uznane przez Jury za najlepsze zdjęcie prasowe roku 2015, denerwuje i wyprowadza z równowagi. Z kilku powodów.
0
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Podczas gdy największe firmy w ostatnim czasie na nowo rozpętują wojnę na megapiksele, swojego rodzaju rewolucja w fotografii może nadejść nieoczekiwanie ze strony urządzeń przeznaczonych dla...
0