Fotograf niedzielny - Jane Bown

Autor: Łukasz Kacperczyk

28 Wrzesień 2003
Artykuł na: 6-9 minut
Niektórzy czytelnicy mogą się zdziwić, kiedy powiem, że wielu bardzo dobrych (a nawet wielkich) fotografów nie interesuje się fotografią. Bardziej ich ciekawi to, czemu robią zdjęcia: muzycy jazzowi, żaglowce, wojny, abstrakcyjne wzory, które można znaleźć w przyrodzie, cokolwiek innego.

Książka tygodnia: Faces: The Creative Process Behind Great Portraits (Twarze: jak powstają wspaniałe portrety)

Niektórzy czytelnicy mogą się zdziwić, kiedy powiem, że wielu bardzo dobrych (a nawet wielkich) fotografów nie interesuje się fotografią. Bardziej ich ciekawi to, czemu robią zdjęcia: muzycy jazzowi, żaglowce, wojny, abstrakcyjne wzory, które można znaleźć w przyrodzie, cokolwiek innego.

Nie wiem do końca, jak jest z Jane Bown (czy się interesuje fotografią czy nie), ale na pewno większym uczuciem darzy ludzi i twarze niż chemię do ciemni, numery seryjne aparatów, czy daty wprowadzenia na rynek nikomu niepotrzebnych akcesoriów. Co prawda podobno jest znana (i bardzo ceniona) w Wielkiej Brytanii, ale ja nigdy przedtem o niej nie słyszałem. Wszystko, co o niej wiem, pochodzi z tej książki. To w zupełności wystarczy.

Zacznijmy od tego, że w przeciwieństwie do wielu innych publikacji ta książka zawiera dokładnie to, co obiecuje tytuł. Występuje w nim słowo "twarze" i mamy fotografie twarzy. (No cóż, można by też powiedzieć, że są to zdjęcia światła, ale z drugiej strony to cecha większości najlepszych fotografów specjalizujących się w czarni i bieli.) Podtytuł zapowiada wyjaśnienie tego, "jak powstają wspaniałe portrety" i także ta obietnica zostaje spełniona.

Wszystko jest doskonale wyjaśnione już w bardzo krótkim wstępie. Jest to prawdopodobnie najkrótszy, najbardziej przejrzyście napisany, najmniej pretensjonalny, najbardziej konkretny i najmądrzejszy tekst, który poruszałby tyle ważnych spraw, jaki w życiu przeczytałem. Nie wszyscy pracują w taki sam sposób, ale przynajmniej możemy się postarać jak najprościej przekazać innym, co, czemu i jak robimy to, co robimy. Zdaje się, że przeczytałem ten tekst już cztery razy (za każdym razem, kiedy otwierałem książkę) i jestem przekonany, że na tym się nie skończy. Gorąco go polecam - warto go nie tylko przeczytać, ale przeczytać uważnie. (Muszę też przyznać, że jest parę osób, którym szczególnie zaleciłbym tę lekturę. Zacząłbym od Annie Leibovitz.)

Zdjęcia są wspaniałe. Jak dowiadujemy się ze wstępu, Bown, która przez wiele lat fotografowała dla gazet, pracuje w bardzo prosty sposób, przy użyciu minimalnej ilości sprzętu, w naturalnym, zastanym świetle, zużywając bardzo mało filmu i często mając niewiele czasu na zrobienie zdjęcia, a do tego przy nieustannej walce z najróżniejszymi przeciwnościami. Jej styl i sposób patrzenia na świat doskonale do siebie pasują, a do tego prawdopodobnie pasują też do jej osobowości i talentu. Dla uważnego czytelnika ta książka może być zbiorem portretów, przedstawiających prawdziwe oblicza sławnych ludzi, przykładem doskonałej techniki fotograficznej i podręcznikiem, uczącym tajników oświetlenia w jednym. Jeśli chodzi o portrety wykonane małym obrazkiem ta książka jest tym, czym dla czarno-białej fotografii krajobrazowej było dzieło Ansela Adamsa Examples: The Making of Forty Pictures.

Odpowiednia szata

Prostocie wizji artystycznej autorki odpowiada bezpretensjonalna szata graficzna. Od wielu lat przyjęło się, że albumy fotograficzne to wielkie księgi z mnóstwem rozkładówek, imponujące woluminy wydane przy użyciu najrozmaitszych materiałów, co jednak oczywiście nie gwarantuje sukcesu. Inaczej było z albumami, które wywarły na mnie największy wpływ, a które wydano w latach 60-tych i 70-tych - wiele z nich to niewielkie i dość cienkie książki. (Nie bardzo rozumiem, dlaczego albumy niewiele wartych "fotografów" mody są trzy razy droższe i cztery razy większe od na przykład American Photographs Walkera Evansa.) Przecież zdjęcie nie musi być wielkie, żeby było je dobrze widać. (Wielu fotografów, wystawiających w galeriach mogłoby to sobie w końcu uzmysłowić, ale najwyraźniej opętała ich jakaś nowa moda.) Ale wracając do tematu - Twarze to książka niewielka i niezbyt gruba. Nie ma w tym nic złego.

Layout także jest odpowiednio nieskomplikowany. Tekst wydrukowano popularną ostatnio w publikacjach anglojęzycznych pełną zawijasów czcionką sans serif. Postmodernistyczny sposób numerowania stron trochę tu nie pasuje, ale z drugiej strony książka zawiera niewiele rozkładówek - zniszczono w ten sposób w zasadzie tylko dwa portrety (biskupa Desmonda Tutu i Isabelli Rossellini). Błyszcząca okładka jest taka sama jak obwoluta (zupełnie jak w książkach dla dzieci), co przydaje się zwłaszcza, jeśli zdarzy wam się przez nieuwagę pozwolić waszemu rozbrykanemu dziesięciolatkowi zniszczyć obwolutę. (Jak by to powiedzieć...)

Moim zdaniem, biorąc pod uwagę, że wydanie w miękkiej okładce kosztuje w Amazon.com zaledwie 14 dolców, ta książka powinna się znaleźć w waszej biblioteczce. Niezależnie czy bardziej interesuje was fotografia czy ludzkie twarze. Jest niezbędna zwłaszcza tym, którzy lubią taki styl i chcieliby się jak najwięcej dowiedzieć o tej metodzie pracy.

Muszę przyznać, że początkowo nie byłem zachwycony tą książką, ale z czasem zacząłem doceniać geniusz Bown. Za każdym razem, kiedy zaglądam do tego albumu, podoba mi się coraz bardziej.

Gorąco polecam.

----

Mike Johnston

Zajrzyjcie na stronę Mike'a www.37thframe.com. Warto też przeczytać jego felietony drukowane w miesięczniku Black & White Photography.

W latach 1994-2000 Mike Johnston był redaktorem naczelnym magazynu PHOTO Techniques. Od 1988 do 1994 roku był redaktorem bardzo cenionego periodyku Camera & Darkroom. Choćby z tego powodu stał się jednym z najbardziej wpływowych dziennikarzy amerykańskiego rynku fotograficznego ostatniej dekady.
Co niedziela Mike pisze swój felieton zatytułowany "Fotograf niedzielny", w którym daje wyraz swoim kontrowersyjnym poglądom na temat przeróżnych zjawisk, jakie mają miejsce w świecie fotografii.

Mike Johnston

Mike Johnston pisze i publikuje niezależny nieregularnik The 37tth Frame, który adresowany jest do maniaków fotografii. Jego książka zatytułowana The Empirical Photographer ukaże się w sierpiniu 2003 roku.

Autor udzielił nam pozwolenia na przetłumaczenie i opublikowanie jego felietonów w wyrazie wdzięczności dla swoich krewnych - państwa Nojszewskich mieszkających w Oak Park w stanie Illinois.

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Fotofelietony
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Zdjęcie roku, to bez wątpienia ogromne wyróżnienie. Dla mnie jednak królową nagród prasowych jest pierwsze miejsce za reportaż w kategorii „General news”.
0
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Zdjęcie Warrena Richardsona, uznane przez Jury za najlepsze zdjęcie prasowe roku 2015, denerwuje i wyprowadza z równowagi. Z kilku powodów.
0
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Podczas gdy największe firmy w ostatnim czasie na nowo rozpętują wojnę na megapiksele, swojego rodzaju rewolucja w fotografii może nadejść nieoczekiwanie ze strony urządzeń przeznaczonych dla...
0