Fotograf niedzielny - Stawiam na Sony

Autor: Łukasz Kacperczyk

24 Sierpień 2003
Artykuł na: 6-9 minut
Canon napisał gdzieś (nie pamiętam dokładnie, gdzie), że 300D to najważniejsza lustrzanka od czasu AE-1. Małe przypomnienie dla tych, którzy mogą tego nie pamiętać - AE-1 to aparat, który pozwolił postawić fundamenty, na których powstała współczesna inkarnacja Canon Corp.

Za dawnych czasów na statkach jedynym miejscem, gdzie zwyczajni marynarze mogli spokojnie porozmawiać bez obawy, że usłyszą ich oficerowie, była ta część pokładu, w której stała beczka z wodą pitną - innymi słowy tylko tam mówili szczerze. Współczesnym odpowiednikiem jest zbieranie się "na papierosku". Czas na taką własnie szczerą rozmowę.*

Jak zapewne niektórzy z was wiedzą co miesiąc piszę felieton dla brytyjskiego magazynu Black & White Photography (za miesiąc lub dwa opublikują jeden dłuższy artykuł mojego autorstwa) - to w tej chwili moje ulubione pismo fotograficzne. Kiedy piszę te słowa redaktor naczelna B&WP i moja internetowa znajoma, Ailsa McWhinnie pływa statkiem po Tamizie, pije szampana i objada się kanapkami. Prawdopodobnie zje też rewelacyjnie smaczną kolację.

Z jakiej to okazji? Canon wprowadza na rynek cyfrowego EOS'a dla mas, czyli model 300D.

Canon napisał gdzieś (nie pamiętam dokładnie, gdzie), że 300D to najważniejsza lustrzanka od czasu AE-1. Małe przypomnienie dla tych, którzy mogą tego nie pamiętać - AE-1 to aparat, który pozwolił postawić fundamenty, na których powstała współczesna inkarnacja Canon Corp. Był to najbardziej elektroniczny aparat tamtych czasów, który zaprojektowano (bardzo sprytnie z resztą) głównie z myślą o ułatwieniu produkcji. Canon chwalił się, że AE-1 miał 300 (!) części mniej niż całkowicie mechaniczne lustrzanki. Jednak najważniejsze było to, że górna płytka AE-1 - część mechanicznych, metalowych lustrzanek, której wyprodukowanie kosztowało najwięcej - była z plastiku. Chromowanego tak, żeby udawać metal. To pierwszy taki przypadek.

Canon AE-1 około roku 1976. Zdjęcie dzięki uprzejmości Canon Camera Museum.

Oznaczało to, że AE-1 był tańszy od większości ówczesnych lustrzanek i tym samym przynosił większe zyski.

Nie zaszkodził też fakt, że ludzie ustawiali się po nie w kolejkach. Szykowny gwiazdor tenisa tamtych czasów, słynny wąsaty Australijczyk, John Newcombe wychwalał zalety AE-1 w telewizji i gazetach. To była era PK (Przed Kompaktami), kiedy to, jeśli chciało się kupić dobry aparat, kupowało się małoobrazkową lustrzankę. A ta była łatwa i przyjemna w użyciu. Wielu osobom służyła 10, 15, a nawet 20 lat bez konieczności serwisowania; co prawda zdarzały się awarie, ale nie częściej niż w innych lustrzankach, a zazwyczaj AE-1 sprawował się równie solidnie, jak Jeep czy króliczek Energizera. Nie sprawdzałem dokładnych danych (to bardzo męczące), ale wydaje mi się, że zanim opadł kurz, sprzedano coś między pięcioma, a siedmioma milionami egzemplarzy, dzięki czemu aparat ten stał się najlepiej sprzedającą się i przynoszącą największe wpływy lustrzanką Canona, a pewnie i w ogóle wszystkich firm. Kilka kompaktów, jak np. pierwszy Olympus Mju sprzedało się w większej ilości egzemplarzy, ale żaden nie przyniósł takich wpływów.

Moje zdanie

Kiedy więc Canon przekonuje, że 300D to najważniejszy aparat od czasu AE-1, czujemy, że może się szykować coś wyjątkowego. Tak jak większość zainteresowanych cyfrą przyglądam się z uwagą dostępnym strzępom informacji o 300D, starając się zrozumieć, Co To Wszystko Znaczy.

I wiecie co? Jako stary zgred nie jestem specjalnie zainteresowany. W historii fotografii można wyróżnić dwa rodzaje postępu: postęp w jakości i postęp, który nazwę sobie "WDK", czyli Wygoda, Dostępność i Koszty. Każdy, kto kiedykolwiek oglądał zdjęcia wykonane aparatem wielkoformatowym zdaje sobie sprawę, że niemal cały postęp należy do tej drugiej kategorii. To niesamowite, do czego zdolna jest technologia: może ustawić za nas ostrość, przewinąć film i obliczyć siłę błysku wypełniającego. Ale jeśli dłużej o tym pomyśleć, to do ustawiania ostrości kamerą wielkoformatową wystarczy taka mała gałka, przewijanie filmu w Rolleicordzie nie przekracza możliwości większości homo sapiens sapiens, nie wspominając już o przeciętnych szympansach, a światło flasha ciągle jest ostre i brzydkie tak jak wtedy, kiedy Lewis Hine odpalał wielkie ilości magnezji w biednych kamienicach Nowego Jorku (dobrze, że nie było wtedy jeszcze czujników dymu). Jestem pewien, że 300D będzie się sprzedawał, jak bilety na Super Bowl i że tłumy fotografów docenią jego wysoką jakość, lekkość i niską cenę. Nie ma w tym nic złego.

Muszę jednak przyznać, że znacznie bardziej zainteresowała mnie nowa cyfrówka Sony F-828. Ze wszystkich aparatów cyfrowych, które miałem, trzymałem w rękach, widziałem, czy których używałem, Sony F-707 jest jedynym, który trafił do mojego osobistego panteonu ulubionych kamer. Jest fajny, zgrabny i oryginalny.

To ostatnie słowo jest kluczowe. Oryginalny. 300D to dla mnie 10D dla masowego odbiorcy, a czym jest tenże 10D? Cyfrowym 10S. No właśnie. (Skoro już musicie ziewać, to przynajmniej zasłońcie usta.) F-505-707-717-828 to inna para kaloszy. Te aparaty trzeba zupełnie inaczej trzymać - co mi odpowiada. Jako wizjera można używać wyświetlacza LCD - co mi odpowiada. Jakość obrazu przetrwała przemianę w piksele - co mi odpowiada. A do tego (ciągle to powtarzam) ten aparat (F-707) robi zdjęcia w ciemności. To kwestia smaku, wiem. Ale cieknie mi ślinka się na samą myśl o Sony F z matrycą 8MP, szkłem, którego szeroki koniec odpowiada 28mm w małym obrazku (największa wada F-707 to właśnie szeroki koniec - zaledwie 38mm), oryginalnym interfejsem i budową F-707 i wszystkimi usprawnieniami, jakie Sony wdrażało od starodawnego modelu F-505, wyświetlaczem LCD, na którym można komponować zdjęcia, itd., itp.

Zbliża się Gwiazdka, ale święta szybko się kończą. Cyfrowa lokomotywa postępu będzie parła naprzód i za parę lat powinniśmy mówić o 300D jak dziś o D30. Nowy AE-1? Nie wydaje mi się - zawrotne tempo zmian w naszych czasach na to nie pozwoli.

Ale jak na razie... no cóż, kto by pomyślał? Wygląda na to, że niżej podpisany zgred stawia na Sony. Co wy na to?

----

Mike Johnston

*Więcej informacji znajdziecie w świetnej książce Jerry'ego Dennisa The Living Great Lakes, która na pewno wam się spodoba, jeśli lubicie taką tematykę. Jerry Dennis to jeden z najlepszych pisarzy zajmujących się takimi sprawami.

Zajrzyjcie na stronę Mike'a www.37thframe.com. Warto też przeczytać jego felietony drukowane w miesięczniku Black & White Photography.

W latach 1994-2000 Mike Johnston był redaktorem naczelnym magazynu PHOTO Techniques. Od 1988 do 1994 roku był redaktorem bardzo cenionego periodyku Camera & Darkroom. Choćby z tego powodu stał się jednym z najbardziej wpływowych dziennikarzy amerykańskiego rynku fotograficznego ostatniej dekady.
Co niedziela Mike pisze swój felieton zatytułowany "Fotograf niedzielny", w którym daje wyraz swoim kontrowersyjnym poglądom na temat przeróżnych zjawisk, jakie mają miejsce w świecie fotografii.

Mike Johnston

Mike Johnston pisze i publikuje niezależny nieregularnik The 37tth Frame, który adresowany jest do maniaków fotografii. Jego książka zatytułowana The Empirical Photographer ukaże się w sierpiniu 2003 roku.

Autor udzielił nam pozwolenia na przetłumaczenie i opublikowanie jego felietonów w wyrazie wdzięczności dla swoich krewnych - państwa Nojszewskich mieszkających w Oak Park w stanie Illinois.

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Fotofelietony
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Zdjęcie roku, to bez wątpienia ogromne wyróżnienie. Dla mnie jednak królową nagród prasowych jest pierwsze miejsce za reportaż w kategorii „General news”.
0
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Zdjęcie Warrena Richardsona, uznane przez Jury za najlepsze zdjęcie prasowe roku 2015, denerwuje i wyprowadza z równowagi. Z kilku powodów.
0
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Podczas gdy największe firmy w ostatnim czasie na nowo rozpętują wojnę na megapiksele, swojego rodzaju rewolucja w fotografii może nadejść nieoczekiwanie ze strony urządzeń przeznaczonych dla...
0