Test stałoogniskowych standardów do cyfry - Canon 28/1.8, Sigma 28/1.8, Sigma 30/1.4

Filmowcy twierdzą, że jeśli do jakiegoś ujęcia nie pasuje ani obiektyw szerokokątny, ani tele, to w ogóle nie warto go kręcić. Jednak fotografowie bardziej cenią podejście Henriego Cartier-Bressona, dla którego "pięćdziesiątka" była nieodłącznym towarzyszem. Perspektywa zgodna z tą, jaką widzi świat ludzkie oko, duża jasność, wysokie parametry obrazu - to cechy, dla których wielu fotografujących chciałoby takie "szkiełko" mieć w swojej torbie. Postanowiliśmy przetestować trzy obiektywy, które po podpięciu do niepełnoklatkowej lustrzanki cyfrowej dają odpowiednik małoobrazkowego standardu. Mowa o modelach: Canon EF 28 mm F1.8 USM, Sigma 28mm F1.8 EX DG Aspherical Macro oraz Sigma 30mm F1.4 EX DC HSM. Zapraszamy!

Autor: Paweł Baldwin

15 Luty 2007
Artykuł na: 38-48 minut

JAKOŚĆ OBRAZU

Rozdzielczość

Rozdzielczość to dla wielu najważniejszy, a czasem w ogóle jedyny miernik jakości optyki. Testujemy ją fotografując tablicę zaprojektowaną w oparciu o zasady obowiązujące w popularnym standardzie ISO 12233, dzięki czemu wyniki łatwo odnieść do tych, pochodzących z wielu innych źródeł. Pamiętać jednak należy o tym, że w rzeczywistości testujemy nie sam obiektyw, a parę obiektyw + aparat. Bo przecież od aparatu w dużej mierze zależą wyniki testu. Liczy się tu zarówno rozdzielczość przetwornika obrazowego, wpływ umieszczonych przed nim mikrosoczewek, działanie redukującego efekt mory filtra dolnoprzepustowego, jak i sposób obróbki sygnału pochodzącego z przetwornika.

Znane i wykorzystywane od wielu lat testy rozdzielczości oparte na zdjęciach tablic testowych z naniesionymi wieloma polami kreskowymi odpowiadającymi poszczególnym rozdzielczościom wyrażonym w liniach (formalnie: parach linii) na milimetr, sprawdzają się świetnie przy fotografowaniu na filmach, ale w przypadku cyfry często zawodzą. Powodem jest przede wszystkim mora, która często utrudniała rozpoznanie widoczności linii na polach testu. Część obiektywów do lustrzanek cyfrowych można testować z użyciem aparatów analogowych i w ten sposób nadal wykorzystywać tego typu tablice, ale taka metoda nie przyda się na nic w przypadku obiektywów do lustrzanek Systemu 4/3, czy canonowskiej optyki EF-S, której do aparatów na film zamontować się nie da. Za pomocą dotychczasowych metod trudno też testować rozdzielczość aparatów cyfrowych - także ze względów wyżej opisanych. Dlatego korzystamy z tablicy testowej bardziej przydatnej dla fotografii cyfrowej, a przy tym z tak dobranymi grubościami linii, by wyniki można było porównywać z popularnym standardem testu opartym na tablicy ISO 12233. Płynna zmiana grubości linii pól testowych pozwala precyzyjnie rozpoznać granicę przy której obiektyw (plus matryca) przestają rozpoznawać szczegóły.

Rozdzielczość określamy tu w liniach na wysokość obrazu lph (z ang. lines per picture height), co oznacza, że jeśli najgęściej rozmieszczone, ale jeszcze rozpoznawalne linie pola testowego leżą przy liczbie 16, to na całej wysokości poziomego kadru będziemy mogli rozpoznać 1600 linii. Dwa zera pominęliśmy, gdyż ich obecność utrudniałaby zmieszczenie wszystkich liczb przy polu testowym. Rozdzielczości w pionie i w poziomie przeważnie nie są identyczne, a jako wynik testu przyjmujemy mniejszą z odczytanych wartości. Te wartości podajemy w tabeli, ale do wyznaczenia punktowej oceny dodatkowo je opracowujemy, przeliczając najwyższy osiągnięty wynik w centrum kadru na matrycę 1-megapikselową. Owo przeliczenie oznacza podzielenie wyniku przez R, gdzie R oznacza liczbę milionów punktów obrazu w użytej do testu cyfrówce. Dzięki tej operacji możemy łatwo odnieść do siebie rozdzielczości obrazu powstałego w aparatach z przetwornikami o różnej rozdzielczości. Owo przeliczenie pozwala ocenić jak ze sobą współpracują obiektyw i aparat, czy użycie aparatu o większej rozdzielczości matrycy poskutkuje odpowiednio większą rozdzielczością zdjęć itd.

Tak opracowane wyniki przekładają się na następujące oceny punktowe:

  • do 250 lph - 1 punkt
  • 251 - 355 lph - 2 punkty
  • 356 - 460 lph - 3 punkty
  • 461 - 565 lph - 4 punkty
  • 566 - 670 lph - 5 punktów
  • 671 lph i więcej - 6 punktów

W niniejszym teście wykorzystaliśmy jedną z najpopularniejszych na rynku lustrzanek, Canona EOS 350D. Warto pamiętać, że identyczne lub bardzo podobne wyniki uzyskalibyśmy, gdyby obiektywom towarzyszył EOS 20D albo EOS 30D. Wszystkie te aparaty mają bowiem matryce CMOS o tej samej rozdzielczości i - co potwierdzają testy - w bardzo podobny sposób wykorzystują ich możliwości. Ustawienia aparatu były następujące: maksymalna rozdzielczość matrycy, zapis zdjęć w formacie JPEG z najsłabszą kompresją, czułość ISO 100, zerowe ustawienia "Parameters".

border=1;sizex=9;sizey=5;headersx=0;headersy=0;| ;Pełen otwór przysłony;F2;F2.8;F4;F5.6;F8;F11;F16; ;Środek
Brzeg;Środek
Brzeg;Środek
Brzeg;Środek
Brzeg;Środek
Brzeg;Środek
Brzeg;Środek
Brzeg;Środek
Brzeg;Canon EF 28 mm F1.8 USM;1300
1100;1300
1100;1400
1200;1500
1400;1600
1600;1700
1600;1700
1600;1600
1400;Sigma 28 mm F1.8 EX DG Aspherical Macro;1600
1500;1600
1500;1800
1600;1800
1600;1800
1600;1800
1600;1700
1600;1600
1500;Sigma 30 mm F1.4 EX DC HSM;1600
1400;1600
1400;1700
1400;1800
1500;1800
1500;1800
1600;1700
1600;1600
1500

Tabela rozdzielczości testowanych obiektywów wyrażonej w liniach na wysokość kadru (lph).

Już pierwsze spojrzenie na wyniki testów uświadamia, że pod względem rozdzielczości zdjęcia z sigm górują nad obiektywem Canona, ale dotyczy to wyłącznie sytuacji, gdy fotografujemy z otwartą albo tylko lekko przymkniętą przysłoną. Co prawda obiektyw ten osiąga rozdzielczość na poziomie 1700/1600 lph (środek / brzeg kadru), ale czyni to dopiero po dość silnym przymknięciu przysłony, a przy pełnym jej otwarciu lub lekkim przymknięciu osiąga wyniki wyraźnie gorsze. Warto zauważyć skok rozdzielczości gdy z F2.8 przejdziemy na F4 - stąd ta druga wartość jest praktycznie największym otworem wartym stosowania. Przymknięcie do F4, a jeszcze lepiej do F5.6 wyraźnie poprawia nie tylko rozdzielczość, ale i kontrast obrazu. Warto przy tym wspomnieć, że boczna aberracja chromatyczna leciutko daje znać o sobie na brzegach zdjęć, lecz jej intensywność jest na tyle nieduża, że raczej nie powinna przeszkadzać.

Jeszcze słabszą, niemal niezauważalną aberracją chromatyczną charakteryzuje się Sigma 28 mm F1.8. Przy tym już od pełnego otworu przysłony obraz ma bardzo dobry kontrast, a rozdzielczość przy F1.8 jest tylko o 100 lph niższa niż najlepsza osiągana przez obiektyw Canona. Jej maksimum to 1800/1600 lph, czyli niewiele więcej niż w przypadku optyki canonowskiej, ale wartości te osiągane są w pięknym stylu, gdyż po przymknięciu przysłony zaledwie do F2.8 i zachowane są aż do F8. Podejrzewać można, że w tym wypadku "wąskim gardłem" jest nie obiektyw, a 8-megapikselowa matryca CMOS EOS-a 350D i obiektyw ten ma jeszcze spory zapas rozdzielczości, który można wykorzystać w aparacie bogatszym w fotokomórki przetwornika obrazowego. Ta sigma jest bezapelacyjnym zwycięzcą testu rozdzielczości.

Przyznać jednak muszę, że spodziewałem się zwycięstwa Sigmy 30 mm F1.4. Jest to bowiem konstrukcja o 5 lat nowsza od Sigmy 28 mm F1.8, przy tym zaprojektowana specjalnie do niepełnoklatkowych matryc rejestrujących i w związku z tym powinna lepiej wykorzystywać ich możliwości. Mimo to praktyka wykazuje, że bywa odwrotnie. Na przykład Nikkor 28-70 mm F2.8 przy współpracy z cyfrowymi lustrzankami osiąga wyższą rozdzielczość niż dedykowany tylko dla nich Nikkor 17-55 mm F2.8. Jednak "trzydziestka" Sigmy nie wypada wcale źle. Od pełnego otworu przysłony aż do F8 trzyma się z tyłu za "dwudziestkąósemką" o 100 lph na brzegach kadru, a środek ma praktycznie zawsze równie dobry. Natomiast od F8 do F16 obiektywy te idą łeb w łeb. To jednak tylko połowa prawdy, gdyż Sigma 30 mm F1.4 charakteryzuje się nieco gorszym niż 28 mm F1.8 przeniesieniem kontrastu oraz - co może zaskakiwać - ma najbardziej widoczną spośród całej trójki (choć obiektywnie niezbyt silną) aberrację chromatyczną. Pamiętać jednak warto, że obecność aberracji chromatycznej na zdjęciach wykonanych parą Sigma 30 mm F1.4 + EOS 350D, wcale nie oznacza że wada ta wystąpi równie wyraźnie na zdjęciach pochodzących z Nikona D70, czy Sony A100.

W sumie pod względem rozdzielczości wszystkie trzy obiektywy zasługują na wysokie noty, choć canon, gdy nie przymkniemy mu przysłony, zostaje nieco z tyłu. Natomiast równie dobre wyniki pod względem aberracji chromatycznej osiąga jedynie Sigma 28 mm - obaj konkurenci sprawują się trochę gorzej.

Pozostałe parametry jakościowe

Wszystkie trzy obiektywy charakteryzują się dystorsją beczkowatą, przy czym jej wielkości u Canona i w Sigmie 28 mm F1.8 są identyczne, ale Sigma 30 mm F1.4 na zdjęciach pokazuje niemal dwukrotnie silniejsze "wybrzuszenie". Jednak sama jego wielkość to nie wszystko, gdyż dla wyglądu zdjęcia czasami niemal równie ważny jest jego kształt. I tu okazuje się, że wyraźnie widoczna na brzegach kadru korekcja "beczki" w optyce Canona powoduje, że jego dystorsja sprawia wrażenie nieco silniejszej niż w Sigmie 28 mm F1.8. Tak więc znowu wygrywa Sigma 28 mm F1.8, canon tuż za nią, a na końcu Sigma 30 mm F1.4. I tylko jej dystorsję można ocenić jako lekką, w obu pozostałych obiektywach określenie "symboliczna" jest jak najbardziej na miejscu.

Dość podobnie wyglądają wyniki w kategorii winietowania. Przy pełnym otworze przysłony różnica w jasności centrum kadru i jego narożników wynosi w przypadku obiektywu Canona i Sigmy 28 mm ok. 2/3 EV, a w Sigmie 30 mm ok. 1 EV. Jednak te suche liczby znaczą mniej niż efekty zdjęciowe. W optyce Canona ściemnianie od środka do brzegów postępuje bowiem bardzo równomiernie, tak że jest ono odczuwane jako wiele słabsze od tego z Sigmy 28 mm. Przy czym i tak w obu pełna likwidacja winietowania następuje przy F4, a praktyczna, czyli powodująca, że winietowanie pozostanie niemal niezauważalne, przy F2.8. Dla Sigmy 30 mm równomierna jasność kadru osiągana jest przy F5.6.

Jednak i "trzydziestka" Sigmy doczekała się chwili triumfu, a miało to miejsce w teście badającym zachowanie się obiektywów przy zdjęciach pod światło. Jest ona bowiem jednym z niewielu obiektywów, który blików nie tworzy niemal wcale, a przy tym i kontrast zdjęć pozostaje wysoki. Natomiast konkurenci już tak nie zachwycają, gdyż plamek światła na zdjęciach z nich pochodzących trochę jest, zwłaszcza po mocniejszym przymknięciu przysłony. Mimo to obie "dwudziestkiósemki" zasługują na ocenę czwórkową.

Na ostatniej stronie niniejszego artykułu podsumowujemy wyniki testu. Zapraszamy.

Dodaj ocenę i odbierz darmowy e-book
Digital Camera Polska
Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Obiektywy
Tamron 17-50 mm f/4 DI III VXD – test praktyczny (+RAW)
Tamron 17-50 mm f/4 DI III VXD – test praktyczny (+RAW)
Tamron testuje kolejny ciekawy zakres ogniskowych, tym razem przesuwając punkt ciężkości w stronę szerokiego kąta. Czy to idealny zoom dla podróżnika z krajobrazowym zacięciem? Mieliśmy okazję to...
27
OM System M.Zuiko Digital 150-600 mm f/5-6.3 IS ED - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe
OM System M.Zuiko Digital 150-600 mm f/5-6.3 IS ED - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe
Najnowszy teleobiektyw OM System pozwala na fotografowanie i filmowanie na odpowiedniku ogniskowej wynoszącym aż 1200 mm. Oto, jak M.Zuiko Digital 150-600 mm f/5-6.3 IS ED spisuje się w...
30
Tamron 70-180 mm f/2.8 Di III VC VXD G2 – zdjęcia przykładowe [RAW]
Tamron 70-180 mm f/2.8 Di III VC VXD G2 – zdjęcia przykładowe [RAW]
Druga generacja tego popularnego zooma do bezlusterkowców Sony to lepsze parametry i przeprojektowany układ optyczny. Sprawdziliśmy jak zachowuje się w połączeniu z korpusem Sony A7 III
25
Powiązane artykuły