18 z 18

David Fathi laureatem Grand Prix Fotofestiwal 2016 - zobaczcie galerię finałową

fot. Yurian Quintanas, "Szczęśliwe nic"

Dla wielu osób pustynia to symbol rozkładu i śmierci, miejsce, w którym brakuje wody i cienia, panują ekstremalnie wysokie temperatury uniemożliwiające przetrwanie. Jednocześnie od wieków ludzie przypisują pustynnym piaskom moc uzdrawiania ciała i duszy.

Projekt „Szczęśliwe nic” to moja osobista podróż do świata tajemnic kalifornijskiej pustyni i jej mieszkańców. Miejsce to stało się domem byłych więźniów, weteranów wojennych, emerytów i ludzi, którzy z różnych powodów wybrali życie z dala od cywilizacji. W niegościnnych miasteczkach brakuje bieżącej wody, domy popadają w ruinę, piaszczystych ulic nie oświetlają latarnie, nie ma supermarketów ani żadnych rozrywek. Jednak mimo trudnych warunków życia mieszkańcy pustyni nazywają to miejsce rajem.
fot. Yurian Quintanas, "Szczęśliwe nic" Dla wielu osób pustynia to symbol rozkładu i śmierci, miejsce, w którym brakuje wody i cienia, panują ekstremalnie wysokie temperatury uniemożliwiające przetrwanie. Jednocześnie od wieków ludzie przypisują pustynnym piaskom moc uzdrawiania ciała i duszy. Projekt „Szczęśliwe nic” to moja osobista podróż do świata tajemnic kalifornijskiej pustyni i jej mieszkańców. Miejsce to stało się domem byłych więźniów, weteranów wojennych, emerytów i ludzi, którzy z różnych powodów wybrali życie z dala od cywilizacji. W niegościnnych miasteczkach brakuje bieżącej wody, domy popadają w ruinę, piaszczystych ulic nie oświetlają latarnie, nie ma supermarketów ani żadnych rozrywek. Jednak mimo trudnych warunków życia mieszkańcy pustyni nazywają to miejsce rajem.
Facebook
Tweet
Google
fot. Nick Hannes, „Region śródziemnomorski. Ciągłość ludzkości”

Kraje śródziemnomorskie z ich bogatą historią i przyjemnym klimatem są jednym z najbardziej popularnych kierunków turystycznych na świecie. Każdego roku odwiedza je ponad 100 milionów turystów, których obecność znacznie odbija się na środowisku naturalnym. Jednocześnie wody u wybrzeży tych państw chronią Europę, niczym fosa zamek. Tysiące zdesperowanych imigrantów z Afryki i Azji próbują dostać się do tej fortecy w rozpadających się łódkach. Od 2010 do 2014 roku podróżowałem wzdłuż wybrzeża państw basenu Morza Śródziemnego. Odwiedziłem 20 krajów, w których dokumentowałem przemiany zachodzące we współczesnym świecie w związku z turystyką, urbanizacją, kryzysem migracyjnym i konfliktami międzynarodowymi. 
Ukazałem kolebkę naszej cywilizacji w kalejdoskopowym ujęciu, zestawiając ze sobą równoległe rzeczywistości i obnażając paradoksy tego regionu.
fot. Nick Hannes, „Region śródziemnomorski. Ciągłość ludzkości”

Kraje śródziemnomorskie z ich bogatą historią i przyjemnym klimatem są jednym z najbardziej popularnych kierunków turystycznych na świecie. Każdego roku odwiedza je ponad 100 milionów turystów, których obecność znacznie odbija się na środowisku naturalnym. Jednocześnie wody u wybrzeży tych państw chronią Europę, niczym fosa zamek. Tysiące zdesperowanych imigrantów z Afryki i Azji próbują dostać się do tej fortecy w rozpadających się łódkach. Od 2010 do 2014 roku podróżowałem wzdłuż wybrzeża państw basenu Morza Śródziemnego. Odwiedziłem 20 krajów, w których dokumentowałem przemiany zachodzące we współczesnym świecie w związku z turystyką, urbanizacją, kryzysem migracyjnym i konfliktami międzynarodowymi. 
Ukazałem kolebkę naszej cywilizacji w kalejdoskopowym ujęciu, zestawiając ze sobą równoległe rzeczywistości i obnażając paradoksy tego regionu.
fot. Birte Kaufmann, „Travellersi”

Projekt „Travellersi” dokumentuje życie członków najliczniejszej mniejszości w Irlandii. Mowa o współczesnych nomadach wywodzących się z tradycji migracji zarobkowej. Dzisiaj cel tułaczki się zmienił, tzw. travellersi próbują na nowo odnaleźć swoją tożsamość w społeczeństwie Europy Zachodniej. Styl życia irlandzkich koczowników jest dosyć nietypowy, dlatego spotyka się z brakiem akceptacji ze strony reszty obywateli. Ci ludzie żyją jakby w równoległej rzeczywistości, która rządzi się swoimi prawami, i w której obowiązuje tradycyjny podział ról. Osoby z zewnątrz rzadko mają wstęp do tego hermetycznego świata.

Po dziś dzień niektóre rodziny rozbijają nielegalne obozowiska przy drodze. Żyją bez prądu, bieżącej wody, ani sanitariatów, choć władze zapewniają im specjalne pola kempingowe, gdzie mogą parkować swoje wozy.

Pierwszy raz do Irlandii wybrałam się VW „ogórkiem” w 2011 roku. Na zdjęciach chciałam uchwycić styl życia travellersów i wartości, którymi się kierują. Nie zamierzałam idealizować ich zwyczajów. Chciałam pokazać świat współczesnych nomadów, którzy polują na króliki, nie mogą się obejść bez koni, od dziecka zmagają się z trudami życia i walczą z nudą.

Podczas mojego pierwszego spotkania z irlandzkimi tułaczami poznałam pewną liczną rodzinę. W miarę upływu czasu zdobywałam ich zaufanie. W końcu zgodzili się, żebym z nimi zamieszkała. Ja i mój aparat staliśmy się częścią ich codziennego życia
fot. Birte Kaufmann, „Travellersi”

Projekt „Travellersi” dokumentuje życie członków najliczniejszej mniejszości w Irlandii. Mowa o współczesnych nomadach wywodzących się z tradycji migracji zarobkowej. Dzisiaj cel tułaczki się zmienił, tzw. travellersi próbują na nowo odnaleźć swoją tożsamość w społeczeństwie Europy Zachodniej. Styl życia irlandzkich koczowników jest dosyć nietypowy, dlatego spotyka się z brakiem akceptacji ze strony reszty obywateli. Ci ludzie żyją jakby w równoległej rzeczywistości, która rządzi się swoimi prawami, i w której obowiązuje tradycyjny podział ról. Osoby z zewnątrz rzadko mają wstęp do tego hermetycznego świata.

Po dziś dzień niektóre rodziny rozbijają nielegalne obozowiska przy drodze. Żyją bez prądu, bieżącej wody, ani sanitariatów, choć władze zapewniają im specjalne pola kempingowe, gdzie mogą parkować swoje wozy.

Pierwszy raz do Irlandii wybrałam się VW „ogórkiem” w 2011 roku. Na zdjęciach chciałam uchwycić styl życia travellersów i wartości, którymi się kierują. Nie zamierzałam idealizować ich zwyczajów. Chciałam pokazać świat współczesnych nomadów, którzy polują na króliki, nie mogą się obejść bez koni, od dziecka zmagają się z trudami życia i walczą z nudą.

Podczas mojego pierwszego spotkania z irlandzkimi tułaczami poznałam pewną liczną rodzinę. W miarę upływu czasu zdobywałam ich zaufanie. W końcu zgodzili się, żebym z nimi zamieszkała. Ja i mój aparat staliśmy się częścią ich codziennego życia
fot. Jewgeni Roppel, "Magnit"

„Magnit” to projekt dotyczący pięciu miejsc w zachodniej Syberii, które dla Rosjan kojarzą się z nową erą duchowości. „Gułag” i „wygnanie“ to dwa słowa, które przez wiele lat były synonimami Syberii. Obecnie w Rosji, szczególnie wśród osób zajmujących się ezoteryką i szeroko pojętą duchowością, ten region traktuje się jako magiczne miejsce, w którym znajdują się tzw. duhovny magnity lub mesta syli, czyli miejsca emanujące energią lub mające uzdrawiającą moc. To one przyciągają ludzi poszukujących duchowej odnowy i mistycznych doznań. Miejsca mocy są często tworami natury, co wiąże się z legendami, mitami i przepowiedniami, w których kluczową rolę odgrywają mistyczne jeziora, rzeki, lasy i święte góry. Niektórzy przewodnicy duchowi uważają je za nową syberyjską arkę, która w przypadku wybuchu III wojny światowej lub innych katastrof, da ludzkości nadzieję na przetrwanie. Mieszkańcy tego regionu snują wizje społeczeństwa przyszłości i jego kultury duchowej. 

20 lat po upadku Związku Radzieckiego te utopijne wyobrażenia nabierają realnych kształtów w różnych kręgach duchowych. Poszukujący korzystają z wiedzy ezoterycznej i stosują uzdrowicielskie praktyki. Ludzie wybierają różnych przewodników duchowych. Ezoteryka, teozofia, sufizm, szamanizm, buddyzm, synkretyzm – te wszystkie nurty filozoficzne, religijne i duchowe, różniące się od siebie założeniami, wspólnie tworzą podstawę filozofii życiowej. 

Rosnące zainteresowanie tym fenomenem stało się tematem mojej pracy. Cykl zdjęć umożliwia wniknięcie w tę rzeczywistość. Subiektywne fotografie dokumentalne odzwierciedlają stan umysłu, uczucia i ideologię ludzi, którzy wierzą w wizję nowej przyszłości dla Syberii. Istotną rolę w kreowaniu atmosfery zdjęć odgrywają symbole, metafory i alegorie będące centralnym punktem kadrów. Słowa klucze to bliskość i dystans. Przemierzam tysiące kilometrów z jednego miejsca w drugie i jednocześnie odbywam podróż w głąb siebie, realizując swoje antropologiczne zainteresowania. 
Częścią projektu jest też sześciominutowy film eksperymentalny dokumentujący moją niezwykłą podróż do tych magicznych miejsc koleją transsyberyjską.
fot. Jewgeni Roppel, "Magnit"

„Magnit” to projekt dotyczący pięciu miejsc w zachodniej Syberii, które dla Rosjan kojarzą się z nową erą duchowości. „Gułag” i „wygnanie“ to dwa słowa, które przez wiele lat były synonimami Syberii. Obecnie w Rosji, szczególnie wśród osób zajmujących się ezoteryką i szeroko pojętą duchowością, ten region traktuje się jako magiczne miejsce, w którym znajdują się tzw. duhovny magnity lub mesta syli, czyli miejsca emanujące energią lub mające uzdrawiającą moc. To one przyciągają ludzi poszukujących duchowej odnowy i mistycznych doznań. Miejsca mocy są często tworami natury, co wiąże się z legendami, mitami i przepowiedniami, w których kluczową rolę odgrywają mistyczne jeziora, rzeki, lasy i święte góry. Niektórzy przewodnicy duchowi uważają je za nową syberyjską arkę, która w przypadku wybuchu III wojny światowej lub innych katastrof, da ludzkości nadzieję na przetrwanie. Mieszkańcy tego regionu snują wizje społeczeństwa przyszłości i jego kultury duchowej. 

20 lat po upadku Związku Radzieckiego te utopijne wyobrażenia nabierają realnych kształtów w różnych kręgach duchowych. Poszukujący korzystają z wiedzy ezoterycznej i stosują uzdrowicielskie praktyki. Ludzie wybierają różnych przewodników duchowych. Ezoteryka, teozofia, sufizm, szamanizm, buddyzm, synkretyzm – te wszystkie nurty filozoficzne, religijne i duchowe, różniące się od siebie założeniami, wspólnie tworzą podstawę filozofii życiowej. 

Rosnące zainteresowanie tym fenomenem stało się tematem mojej pracy. Cykl zdjęć umożliwia wniknięcie w tę rzeczywistość. Subiektywne fotografie dokumentalne odzwierciedlają stan umysłu, uczucia i ideologię ludzi, którzy wierzą w wizję nowej przyszłości dla Syberii. Istotną rolę w kreowaniu atmosfery zdjęć odgrywają symbole, metafory i alegorie będące centralnym punktem kadrów. Słowa klucze to bliskość i dystans. Przemierzam tysiące kilometrów z jednego miejsca w drugie i jednocześnie odbywam podróż w głąb siebie, realizując swoje antropologiczne zainteresowania. 
Częścią projektu jest też sześciominutowy film eksperymentalny dokumentujący moją niezwykłą podróż do tych magicznych miejsc koleją transsyberyjską.
fot. Carlos Alba, "Obserwacja nieistotnego"

„Obserwacja nieistotnego” to tytuł dokumentalnego projektu fotograficznego o tym, jak obcokrajowcy próbują się odnaleźć za granicą. Sam jestem emigrantem. Wschodni Londyn i jego mieszkańców poznawałem, zbierając na ulicach różne przedmioty i bawiąc się w miejskiego archeologa. Skupiłem się na okolicach Tower Hamlets i Hackney, ponieważ mieszkam na granicy tych dwóch dzielnic. 

Dzięki łączeniu przedmiotów i zdjęć moje prace stają się bardziej namacalne i jednocześnie tajemnicze. Obserwuję świat oczami badacza i tworzę nową wyrazistą rzeczywistość, na którą składają się reprodukcje mebli miejskich, zdjęcia domów komunalnych dla imigrantów wybudowanych w latach 50. i 70., fragmenty listów, notatki, rysunki… Ale najważniejszym aspektem mojej pracy były spotkania z mieszkańcami Londynu, do których dochodziło, gdy podążałem za wskazówkami, czyli przedmiotami znajdywanymi na ulicy. To one okazały się kluczem do nieodkrytego świata pełnego opowieści o ludziach. 

„Obserwacja nieistotnego” to projekt polegający na kolekcjonowaniu, badaniu historii, dokumentowaniu architektury, a także przeprowadzaniu analizy socjologiczno-wizualnej. Starałem się pamiętać o estetyce charakterystycznej dla fotografii i jej poetyckim tonie.
fot. Carlos Alba, "Obserwacja nieistotnego"

„Obserwacja nieistotnego” to tytuł dokumentalnego projektu fotograficznego o tym, jak obcokrajowcy próbują się odnaleźć za granicą. Sam jestem emigrantem. Wschodni Londyn i jego mieszkańców poznawałem, zbierając na ulicach różne przedmioty i bawiąc się w miejskiego archeologa. Skupiłem się na okolicach Tower Hamlets i Hackney, ponieważ mieszkam na granicy tych dwóch dzielnic. 

Dzięki łączeniu przedmiotów i zdjęć moje prace stają się bardziej namacalne i jednocześnie tajemnicze. Obserwuję świat oczami badacza i tworzę nową wyrazistą rzeczywistość, na którą składają się reprodukcje mebli miejskich, zdjęcia domów komunalnych dla imigrantów wybudowanych w latach 50. i 70., fragmenty listów, notatki, rysunki… Ale najważniejszym aspektem mojej pracy były spotkania z mieszkańcami Londynu, do których dochodziło, gdy podążałem za wskazówkami, czyli przedmiotami znajdywanymi na ulicy. To one okazały się kluczem do nieodkrytego świata pełnego opowieści o ludziach. 

„Obserwacja nieistotnego” to projekt polegający na kolekcjonowaniu, badaniu historii, dokumentowaniu architektury, a także przeprowadzaniu analizy socjologiczno-wizualnej. Starałem się pamiętać o estetyce charakterystycznej dla fotografii i jej poetyckim tonie.
fot. Karolin Klüppel, “Mädchenland”

Większość ludności zamieszkującej stan Meghalaya w Indiach to członkowie plemienia Khasi liczącego 1,1 miliona osób. W tej grupie etnicznej obowiązuje matrylinearny system pokrewieństwa. Zgodnie z tradycją to dziewczynki odgrywają najważniejszą rolę w rodzinie. Najmłodsza córka dziedziczy własność i przywileje społeczne po matce. Po ślubie mąż i dzieci przyjmują jej nazwisko. Rodzina, w której rodzą się synowie, jest uważana za pechową, ponieważ tylko córki zapewniają przedłużenie rodu. Przywilej dziedziczenia po matce gwarantuje kobietom z Meghalaya niezależność ekonomiczną i społeczną, nieosiągalną dla kobiet w Indiach. W kulturze plemienia Khasi lekceważące zachowanie wobec kobiety traktowane jest jako zniewaga dla całego społeczeństwa. 
				
Między 2013 a 2014 rokiem spędziłam dziewięć miesięcy w wiosce Mawlynnong w północno-wschodnich Indiach, w której znajduje się 95 domostw zamieszkałych przez członków plemienia Khasi. W tym cyklu fotograficznym ukazuję codzienne życie dziewczynek w ich własnym środowisku, łącząc dokumentalne ujęcie tematu z zabiegami kompozycyjnymi.
fot. Karolin Klüppel, “Mädchenland”

Większość ludności zamieszkującej stan Meghalaya w Indiach to członkowie plemienia Khasi liczącego 1,1 miliona osób. W tej grupie etnicznej obowiązuje matrylinearny system pokrewieństwa. Zgodnie z tradycją to dziewczynki odgrywają najważniejszą rolę w rodzinie. Najmłodsza córka dziedziczy własność i przywileje społeczne po matce. Po ślubie mąż i dzieci przyjmują jej nazwisko. Rodzina, w której rodzą się synowie, jest uważana za pechową, ponieważ tylko córki zapewniają przedłużenie rodu. Przywilej dziedziczenia po matce gwarantuje kobietom z Meghalaya niezależność ekonomiczną i społeczną, nieosiągalną dla kobiet w Indiach. W kulturze plemienia Khasi lekceważące zachowanie wobec kobiety traktowane jest jako zniewaga dla całego społeczeństwa. 
				
Między 2013 a 2014 rokiem spędziłam dziewięć miesięcy w wiosce Mawlynnong w północno-wschodnich Indiach, w której znajduje się 95 domostw zamieszkałych przez członków plemienia Khasi. W tym cyklu fotograficznym ukazuję codzienne życie dziewczynek w ich własnym środowisku, łącząc dokumentalne ujęcie tematu z zabiegami kompozycyjnymi.
fot. Patryk Karbowski, "Halfway"

Średniej wielkości miasto w centrum Polski, w połowie drogi pomiędzy górami a Morzem Bałtyckim. Ani bogate, ani biedne, z historią typową dla przemysłowej stolicy regionu, której rozkwit przypadł na okres komunizmu i odszedł w zapomnienie po roku 1989. Takie miejsca ewoluują w szczególny sposób. Dzięki zaawansowanej technologii i funduszom z Unii Europejskiej zmienia się wygląd miejsc i ludzi. Nadal jednak miasto i jego mieszkańcy są specyficzną mieszanką przeszłości, z której się wywodzą i nowoczesności, na którą wpływ ma lokalna mentalność. Tkwią w stanie zawieszenia pomiędzy teraźniejszością a przeszłością, pomiędzy wschodem a zachodem, pomiędzy tu i teraz.
fot. Patryk Karbowski, "Halfway"

Średniej wielkości miasto w centrum Polski, w połowie drogi pomiędzy górami a Morzem Bałtyckim. Ani bogate, ani biedne, z historią typową dla przemysłowej stolicy regionu, której rozkwit przypadł na okres komunizmu i odszedł w zapomnienie po roku 1989. Takie miejsca ewoluują w szczególny sposób. Dzięki zaawansowanej technologii i funduszom z Unii Europejskiej zmienia się wygląd miejsc i ludzi. Nadal jednak miasto i jego mieszkańcy są specyficzną mieszanką przeszłości, z której się wywodzą i nowoczesności, na którą wpływ ma lokalna mentalność. Tkwią w stanie zawieszenia pomiędzy teraźniejszością a przeszłością, pomiędzy wschodem a zachodem, pomiędzy tu i teraz.
fot. Sanne De Wilde, „Wyspa ślepców”

W 1775 roku wyspę Pingelap, maleńki atol na Pacyfiku, spustoszył tajfun. Katastrofę przeżyło jedynie 20 osób. Jednym ze szczęśliwców był król, który miał niezwykle rzadką wadę wzroku zwaną achromatopsją, objawiającą się niemożnością rozpoznawania barw. Władca miał wiele dzieci, w związku z czym w czwartym pokoleniu po tajfunie większość mieszkańców wyspy widziało świat w czerni i bieli. 

Rozpoczynając pracę nad projektem w Mikronezji, chciałam się przekonać, jak ludzie z achromatopsją postrzegają świat. Próbowałam zobaczyć go ich oczami. Dowiedziałam się, że światło dzienne ich razi, blask księżyca przemienia noc w dzień, a kolory zamieniają się miejscami. Wyobraźcie sobie ogień, który bucha czarnobiałymi płomieniami, różowe drzewa lub szare fale – tęcza w nowej odsłonie.
 
Kolor dla tych, którzy go nie widzą, jest tylko słowem. Co się dzieje w wyobraźni tych ludzi? Jak wyglądają kolory, jaką barwę mają drzewa, jak postrzegają siebie samych? Zieleń jest często określana mianem ulunego koloru wyspiarzy, którzy wychowują się pośród bujnej roślinności dżungli.

Jest to również barwa, której większość osób z tą wadą wzroku nie rozpoznaje. Podobno, choć go nie widzą, najłatwiej jest im rozróżnić kolor czerwony. Dlatego postanowiłam fotografować w podczerwieni aparatem przeronym tak, by światło i barwy odwzorowywał w nietypowy sposób.

Dzięki brakowi kolorów, do którego przywykli ludzie z tą wadą wzroku, na wyspach nazywani „ślepcami”, inaczej postrzegamy ich oczy, twarze, a także sposób, w jaki oni sami odbierają rzeczywistość i jednocześnie wkraczamy do onirycznego świata pełnego niezliczonych możliwości interpretowania barw.
fot. Sanne De Wilde, „Wyspa ślepców”

W 1775 roku wyspę Pingelap, maleńki atol na Pacyfiku, spustoszył tajfun. Katastrofę przeżyło jedynie 20 osób. Jednym ze szczęśliwców był król, który miał niezwykle rzadką wadę wzroku zwaną achromatopsją, objawiającą się niemożnością rozpoznawania barw. Władca miał wiele dzieci, w związku z czym w czwartym pokoleniu po tajfunie większość mieszkańców wyspy widziało świat w czerni i bieli. 

Rozpoczynając pracę nad projektem w Mikronezji, chciałam się przekonać, jak ludzie z achromatopsją postrzegają świat. Próbowałam zobaczyć go ich oczami. Dowiedziałam się, że światło dzienne ich razi, blask księżyca przemienia noc w dzień, a kolory zamieniają się miejscami. Wyobraźcie sobie ogień, który bucha czarnobiałymi płomieniami, różowe drzewa lub szare fale – tęcza w nowej odsłonie.
 
Kolor dla tych, którzy go nie widzą, jest tylko słowem. Co się dzieje w wyobraźni tych ludzi? Jak wyglądają kolory, jaką barwę mają drzewa, jak postrzegają siebie samych? Zieleń jest często określana mianem ulunego koloru wyspiarzy, którzy wychowują się pośród bujnej roślinności dżungli.

Jest to również barwa, której większość osób z tą wadą wzroku nie rozpoznaje. Podobno, choć go nie widzą, najłatwiej jest im rozróżnić kolor czerwony. Dlatego postanowiłam fotografować w podczerwieni aparatem przeronym tak, by światło i barwy odwzorowywał w nietypowy sposób.

Dzięki brakowi kolorów, do którego przywykli ludzie z tą wadą wzroku, na wyspach nazywani „ślepcami”, inaczej postrzegamy ich oczy, twarze, a także sposób, w jaki oni sami odbierają rzeczywistość i jednocześnie wkraczamy do onirycznego świata pełnego niezliczonych możliwości interpretowania barw.
fot. Shadman Shahid, "Anja"

Słowo ajna w sanskrycie oznacza oko, którym dostrzegamy to, co niematerialne. Jestem badaczem ludzkiej egzystencji. Szukam odpowiedzi na pytania kto i dlaczego? Oto moja osobista podróż ku spełnieniu. 

Co oddala mnie od osiągnięcia spełnienia? Pożądanie, strach, ignorancja, poświęcenie, opatrzność, czy śmierć? Droga do oświecenia prowadzi przez mrok. Ciężko się na niej odnaleźć, nie wiadomo, w którą stronę iść. Spotykam na niej różne istoty, niektóre przyjazne, inne przerażające, ale wszystkie zostawiają po sobie ślad. Szepcą, zawodzą, piszczą i krzyczą, a wszystko po to, żeby za wszelką cenę dać znać o swojej obecności. Wszystkie są mną, częścią mnie. I ciebie. Nas wszystkich.
fot. Shadman Shahid, "Anja"

Słowo ajna w sanskrycie oznacza oko, którym dostrzegamy to, co niematerialne. Jestem badaczem ludzkiej egzystencji. Szukam odpowiedzi na pytania kto i dlaczego? Oto moja osobista podróż ku spełnieniu. 

Co oddala mnie od osiągnięcia spełnienia? Pożądanie, strach, ignorancja, poświęcenie, opatrzność, czy śmierć? Droga do oświecenia prowadzi przez mrok. Ciężko się na niej odnaleźć, nie wiadomo, w którą stronę iść. Spotykam na niej różne istoty, niektóre przyjazne, inne przerażające, ale wszystkie zostawiają po sobie ślad. Szepcą, zawodzą, piszczą i krzyczą, a wszystko po to, żeby za wszelką cenę dać znać o swojej obecności. Wszystkie są mną, częścią mnie. I ciebie. Nas wszystkich.
fot. Yurian Quintanas, "Szczęśliwe nic"

Dla wielu osób pustynia to symbol rozkładu i śmierci, miejsce, w którym brakuje wody i cienia, panują ekstremalnie wysokie temperatury uniemożliwiające przetrwanie. Jednocześnie od wieków ludzie przypisują pustynnym piaskom moc uzdrawiania ciała i duszy.

Projekt „Szczęśliwe nic” to moja osobista podróż do świata tajemnic kalifornijskiej pustyni i jej mieszkańców. Miejsce to stało się domem byłych więźniów, weteranów wojennych, emerytów i ludzi, którzy z różnych powodów wybrali życie z dala od cywilizacji. W niegościnnych miasteczkach brakuje bieżącej wody, domy popadają w ruinę, piaszczystych ulic nie oświetlają latarnie, nie ma supermarketów ani żadnych rozrywek. Jednak mimo trudnych warunków życia mieszkańcy pustyni nazywają to miejsce rajem.
fot. Yurian Quintanas, "Szczęśliwe nic"

Dla wielu osób pustynia to symbol rozkładu i śmierci, miejsce, w którym brakuje wody i cienia, panują ekstremalnie wysokie temperatury uniemożliwiające przetrwanie. Jednocześnie od wieków ludzie przypisują pustynnym piaskom moc uzdrawiania ciała i duszy.

Projekt „Szczęśliwe nic” to moja osobista podróż do świata tajemnic kalifornijskiej pustyni i jej mieszkańców. Miejsce to stało się domem byłych więźniów, weteranów wojennych, emerytów i ludzi, którzy z różnych powodów wybrali życie z dala od cywilizacji. W niegościnnych miasteczkach brakuje bieżącej wody, domy popadają w ruinę, piaszczystych ulic nie oświetlają latarnie, nie ma supermarketów ani żadnych rozrywek. Jednak mimo trudnych warunków życia mieszkańcy pustyni nazywają to miejsce rajem.