Prezenty dla fotografa, cz.2 - wybiera Maciek Zieliński

Autor: Maciej Zieliński

22 Grudzień 2015
Artykuł na: 17-22 minuty
Nic tak nie cieszy fotografa jak kolejny gadżet, który wzbogaca arsenał i pozwala rozwijać umiejętności. Przed wami druga część naszego prezentownika, w którym co tydzień kolejni redaktorzy serwisu podsuwają najciekawsze pomysły na gwiazdkowe foto-upominki. W tym tygodniu głos oddajemy redaktorowi naczelnemu.

Tym razem swoje choinkowe typy prezentuje Maciek Zieliński – redaktor naczelny serwisu fotopolis.pl i miesięcznika Digital Camera Polska – wielki fan fotografii natychmiastowej, dokumentalnej, portretowej i podróżniczego street-photo. Lubi przede wszystkim małe dyskretne aparaty, sprytne akcesoria, kolekcjonuje albumy i książki fotograficzne.

Olympus E-M10 II – mały gigant

To zdecydowanie jeden z moich ulubionych bezlusterkowców. W rozsądnej cenie otrzymujemy stylowy i wyjątkowo solidnie wykonany korpus, który pod względem możliwości nie ustępuje wielu konstrukcjom zaawansowanym. Przede wszystkim może się pochwalić wieloma rozwiązaniami znanymi z wyższych modeli serii OM-D. W E-M10 II znajdziemy więc tę samą, 16 milionową matrycę 4:3, szybki procesor TruePic VII, oraz 5-osiową stabilizację obrazu, dzięki której nieporuszone zdjęcia zrobimy przy znacznie niższym ISO. Co ważne aparat ma nowy wbudowany wizjer, bez którego fotografowaniu w słońcu to udręka, oraz odchylany i dotykowy ekran LCD, dzięki któremu możemy dyskretnie fotografować również z niskiej perspektywy. W fotografii ulicznej sprawdza się to bardzo dobrze. E-M10 II często polecam też znajomym, którzy szukają aparatu do fotografowania swoich dzieci – błyskawiczny AF i wyzwolenie migawki w momencie dotknięcia czułego panelu LCD to najlepszy sposób by nadążyć za tak ruchliwymi obiektami ;) Co ciekawe, w najnowszym modelu punkt ostrości możemy wskazywać również nie odrywając oka od wizjera. Na koniec dwa słowa o optyce. Obiektywy Zuiko zawsze słynęły ze świetnej jakości, ale to, co wydaje się nawet ważniejsze, to bardzo małe, znacznie mniejsze niż innych systemach obiektywy. Bo co nam po miniaturowym body, jeśli musimy do niego podpiąć gigantyczny słoik?

W pigułce: Olympus OM-D E-M10 II to wyjątkowo lekki, metalowy korpus posiada 5-osiową stabilizację obrazu, szybki 81-polowy AF, duży elektroniczny wizjer OLED, 8,5 kl./s w serii, Filmy Full HD 50p, uchylny i dotykowy ekran LCD 3”, HDR, WiFi, Time Lapse i Focus Bracketing Cena: 2600 zł

Nikon D7200 – ostry jak brzytwa!

D7200 to w tej chwili najbardziej zaawansowana lustrzanka Nikona w segmencie aparatów z matrycą APS-C (DX). Adresowany do zaawansowanych amatorów wyróżnia się solidną, ergonomiczną obudową i dobrą wydajnością pracy. Pozbawiona filtru AA matryca o dużej rozdzielczości 24 Mp sprawia, że jest to jeden z popularniejszych modeli wśród fotografów makro, a szybki AF, wydajny tryb seryjny i pojemny bufor sprawiły, że po modele z tej półki chętnie sięgają również amatorzy fotografii sportu i przyrody. Korpus to dobrze znana z poprzednich wersji magnezowa, uszczelniona i ergonomiczna puszka. Do dyspozycji mamy dwa sloty kart SD, a do kadrowania służą 3,2-calowy ekran 1,2 Mp oraz pentapryzmatyczny wizjer o powiększeniu x0,94 i 100% pokryciu kadru. Matrycę obsługuje też nowy procesor EXPEED 4 dzięki czemu sensor pracuje w szerokim zakresie czułości 100-25600. Ważnym atutem aparatu jest czuły system AF (51 pól w tym 15 krzyżowych), który umożliwiać sprawne ustawienie ostrości przy oświetleniu na poziomie -3 EV (czyli niemal po ciemku!), a dla fanów nowych technologii ciekawą gratką będzie łączność Wi-Fi, umożliwiająca zdalną obsługę i szybkie wysyłanie zdjęć do urządzeń mobilnych.

W pigułce: Nikon D7200 to poręczna i ergonomiczna lustrzanka z matrycą APS-C 24 Mp, czułym i szybkim Autofokusem, trybem zdjęć seryjnych 6 kl./s oraz wbudowaną technologią Wi-Fi i NFC ułatwiającą dzielenie się zdjęciami w każdym momencie. Cena: 4000 zł

Fujifilm Instax MINI 70 – król imprezy

„Instaksów”, czyli niewielkich zdjęć natychmiastowych mam już sporą kolekcję. Mam również wrażenie, że za wiele lat, gdy już padną wszelkie dyski a CD-romy trafią do Muzeum Techniki, będą to jedyne zdjęcia z prywatnym zapisem moich towarzyskich spotkań. Bo Instaxa używam głównie na imprezach. I to z kilku powodów. Wykonany z tworzywa jest bardzo lekki, niezbyt kosztowny (w razie utraty i innych losowych wypadków), zdjęciami można się dzielić ze znajomymi (tu ostrożnie – można wrócić do domu bez zdjęć), a przede wszystkim ich charakter jest zupełnie niepowtarzalny. To w końcu klasyczne odbitki, które mają ten niepowtarzalny, analogowy klimat. Najnowszy model Instax mini 70, to w porównaniu z pierwszym modelem mini 7, konstrukcja całkiem zaawansowana! Użytkownik może wybrać tryb "Selfie", który gwarantuje odpowiednią jasność i dostosowuje punkt ostrości do odległości fotografowania (lusterko przy obiektywie ułatwia kadrowanie). Instax mini 70 posiada również funkcję autokontroli ekspozycji, dzięki której zdjęcia są poprawnie naświetlone w każdych warunkach!

W pigułce: Fujifilm Instax MINI 70 to nowy reprezentant serii "mini" naświetla kolorowe wkłady o wymiarach 86 x 54 mm (62 x 46 mm). Występuje w trzech kolorach: "Canary Yellow", "Island Blue" i "Moon White". Jest przy tym mały i lekki, waży 281g (bez baterii, paska i wkładu) przy wymiarach 114 x 99 x 53 mm. Cena: 519 zł

Cokin Snap! Kit – must-have każdego pejzażysty

Mogą wyglądać dziwnie, mogą też wydawać się niepraktyczne, ale prawda jest taka, że to najlepsze rozwiązanie doceniane przez fotografów na całym świecie. Filtry kwadratowe mają wiele zalet, ale najważniejsze jest to, że w odróżnieniu od filtrów kołowych, te prostokątne szybki możemy nie tylko obracać, ale również przesuwać w górę i w dół. Dlaczego to tak ważne? Przekonamy się już podczas pierwszego pleneru korzystając z filtru połówkowego. By zrównoważyć ekspozycję ustawiamy przejście na linii horyzonty, ale jak to pogodzić z zasadą, by horyzont nie dzielił kadru na pół? Przesuwany filtr daje nam pod tym względem pełną swobodę! Ponadto, w holderze (uchwycie) możemy ustawić jeden za drugim nawet kilka filtrów sumując np. siłę ich działania, ponadto, co chyba ważniejsze, nie musimy już kupować filtrów dla każdej średnicy obiektywu – wystarczy zaopatrzyć się w odpowiedni reduktor dla uchwytu. Zestaw Snap Starter Kit to dwa, świetne na początek filtry: A 153, neutralny, szary, który pozwala na wydłużenie czasu otwarcia migawki, oraz A198, czyli Sunset, zmieniający ostre światło w piękny efekt zachodzącego słońca.

W pigułce: Filtry Cokin serii A są zalecane do obiektywów średnicy od 36 do 62 mm. System jest prosty w montażu i składa się z trzech elementów: Adapter przykręca się do obiektywu o takiej samej średnicy. Do adaptera mocuje się uchwyt do którego wsuwa się prostokątny filtr. Cena: 215 zł

Pentax K-3 II

Ten aparat to zdecydowanie czarny koń w segmencie lustrzanek formatu APS-C. Pentax K-3II to solidna i ergonomiczna lustrzanka o wyjątkowo wyśrubowanych parametrach. Wygodny, i co ważne uszczelniony korpus może się pochwalić podwójnym slotem kart SD i dużym wizjerem. Sercem aparatu jest 24-milionowy czujnik CMOS formatu APS-C (bez filtru dolnoprzepustowego). Istotnym atutem jest wbudowana stabilizacja obrazu, której wydajność sięga 4,5 EV, a system AF SAFOX 11 pozwala szybko ustawić ostrość nawet w warunkach wyjątkowo słabego oświetlenia (do –3 EV). Pod tym względem może więc konkurować nawet z konstrukcjami profesjonalnymi. Fanów uwieczniania sportu i przyrody ucieszy wydajny tryb seryjny, który umożliwia zapis do 8,3 kl./s, a entuzjastów nocnej fotografii funkcja Astrotracer, dzięki której matryca może minimalnie przesunąć się wraz z ruchem gwiazd na sferze niebieskiej, aby nadal rejestrować w trakcie dłuższej ekspozycji punktowy obraz gwiazd. Na mikroruchach matrycy opiera się też funkcja Pixel Shift Resolution – sensor przesuwa się wówczas o cały piksel (na fotografię finalną składają się 4 ekspozycje), Pentax K-3 II co sprzyja bardziej realistycznemu oddaniu kolorów.

W pigułce: Pentax K-3 II to matryca aparatu, która pracuje w szerokim zakresie czułości do ISO 51 200, 27-punktowy autofokus, gdzie 25 to punkty podwójnej precyzji. Plusem jest też obecność modułu GPS, który m.in. synchronizuje ruch matrycy podczas korzystania z Astrotracera. Cena: 6450 zł

DXO ONE – świetna jakość w kieszeni

Wygląda może niepozornie, ale to pełnoprawny, zaawansowany aparat z dużą, 1-calową matrycą 20 Mp i jasnym obiektywem o standardowej ogniskowej zbliżonej do 35 mm (po przeliczeniu dla pełnej klatki). Inżynierowie DxO na pracy z obrazem znają się jak mało kto, więc jak można się było spodziewać jakością zdjęć DxO One dorównuje nawet zaawansowanym aparatom. Urządzenie adresowane jest do wszystkich, którym jakość zdjęć ze smartfona już nie wystarcza, a bardzo kompaktowe wymiary sprawiają, że możemy zawsze mieć je przy sobie. Możemy zawiesić go na szyi, ale bez problemu zmieści się nawet w kieszeni spodni. Połączenie go ze smartfonem, który stanowi dla niego duży i klarowny ekran kadrowania, trwa zaledwie kilka sekund. Aparat ma naprawdę wyśrubowane parametry – umożliwia ręczny dobór parametrów (PASM), a zakres czułości sięga aż ISO 51 200. Zdjęcia możemy zapisywać na karcie MicroSD, lub równolegle na karcie i w pamięci telefonu, co z pewnością ułatwi szybkie dzielenie się nimi ze znajomymi za pomocą poczty i serwisów społecznościowych. Obsługa jest prosta i intuicyjna, trudno odmówić mu też ciekawej stylistyki!

W pigułce: DxO One to kompaktowy (67,5 × 49 × 26 mm) i bardzo lekki (108 g) aparat współpracujący z iPhonem (5 lub wyższy) oraz iPadem (4 generacji lub wyższy). Wyróżnia go 1-calowa matryca typu CMOS-BSI, czasy migawki do 1/8000 s, zakres czułości do ISO 51 200 oraz jasna optyka f/1,8. Cena: 2600 zł





Akademia Fotografii – nie przestawaj się uczyć

Akademia Fotografii to bez wątpienia najprężniej działająca placówka edukacyjna w Polsce, a to co wyróżnia ją na tle innych szkół fotograficznych to kadra złożona nie tylko z doświadczonych teoretyków, ale również, a może przede wszystkim, czynnych zawodowo fotografów, którzy najlepiej znają realia rynku fotografii kolekcjonerskiej oraz komercyjnej. O ich kompetencjach przekonałem się nie raz – sam kończyłem roczny kurs Fotografii Mody (pod okiem takich fotografów jak Zuza Krajewska, Szymon Szcześniak, Mateusz Stankiewicz czy Igor Omulecki), z wieloma wykładowcami współpracowałem też przy kolejnych publikacjach realizowanych przez ostatnich 5 lat dla magazynu Digital Camera Polska. Oferta jest szeroka i w zasadzie każdy znajdzie tam coś dla siebie. Oprócz dziennego studium oferuje liczne warsztaty: m.in. fotografii reportażowej, kulinarnej, ślubnej czy reklamowej. Akademia kształci również z zakresu cyfrowej postprodukcji, a także, podążając za trendami – filmowania za pomocą cyfrowej lustrzanki.

W pigułce: Akademia Fotografii jest niepubliczną placówką kształcenia ustawicznego, która daje słuchaczom solidnie ugruntowane umiejętności i szeroką wiedzę z zakresu fotografii traktowanej zarówno jako zawód, jak i dziedzina sztuki. Do wyboru mamy dwa miasta: Warszawę i Kraków.

Manfrotto PIXI – warto mieć przy sobie

To jeden z najlepszych mini-statywów jakie ostatnio testowałem. Włoski producent naprawdę zna się na swoim fachu i dobrze wie jak zaprojektować akcesoria zarówno solidne, jak i estetyczne. Manfrotto PIXI to idealne rozwiązanie dla aparatów kompaktowych, bezlusterkowców i małych lustrzanek. Jego największą zaletą są oczywiście niewielka waga (zaledwie 23 g) oraz kompaktowe wymiary – PIXI bez problemu zmieści się w każdą torbę fotograficzną, a nawet w większą kieszeń spodni. Podczas ostatnich wakacji przekonałem się, że ten mały statyw zapewnia dobre podparcie dla aparatu zarówno przy wykonywaniu zdjęć jak i ujęć video, a nowy mechanizm blokowania głowicy (wystarczy wcisnąć tą niewielką czerwoną kropkę), zapewnia łatwą i szybka obsługę. Gumowane stopki gwarantują stabilność, nawet na śliskiej czy mokrej powierzchni.

W pigułce: Manfrotto PIXI to podróżne mini-statywy do kompaktów i niewielkich lustrzanek. Po złożeniu ma zaledwie 18,5 cm. Wysokość robocza to 13,5 cm, waga 0,23kg a udźwig 1kg. Cena: 79 zł

TOUGH TG-4 – w góry i na plażę!

TG-4 to najnowszy model z cenionej serii odpornych kompaktów Olympusa - każdego roku zgarniają najważniejsze nagrody fotograficzne. Ja miałem okazję gruntownie przetestować model TG-3, ale TG-4 to jego naturalne rozwinięcie – dodano kilka ciekawych trybów i przede wszystkim możliwość zapisu w RAW. To ważna nowość dla fanów fotografowania pod wodą, gdzie jak wiadomo, ze światłem bywa różnie, a surowy plik daje nam znacznie większe możliwości podczas postprodukcji. Główną zaletą aparatu jest oczywiście jego wytrzymałość – wodoszczelny do głębokości 15 m, wytrzymały na upadek z ponad 2 metrów, nacisk 100 kg i niskie wartości temperatury (do –10°C), sprawdzi się na plaży czy basenie, ale też na narciarskim stoku. Do głównych trybów aparatu przechodzimy za pomocą pokrętła, które jest wygodne w obsłudze nawet w rękawiczkach. Oferuje aż 4 tryby makro, a funkcja Focus Stacking składa kilka ekspozycji w jeden superostry obraz.

W pigułce: Aparat Olympus Tough TG-4 wyposażono w matrycę 16 Mp i jasny obiektyw 25–100 mm o maksymalnej jasności f/2.Znajdziemy tu też tryb HDR, wbudowany manometr, elektroniczny kompas, GPS oraz łączność Wi-Fi, która umożliwia szybkie przesyłanie fotografii do urządzeń mobilnych. Cena: 1650 zł

„The Calendar” - 50 lat kalendarza Pirelli

Wszystko zaczęło się w roku 1964, kiedy brytyjski oddział Pirelli postanowił opracować nową strategię promocyjną. Producent opon zamierzał liznąć nieco blichtru świata mody; w końcu sam produkt nie kojarzył się ze splendorem. Pirelli UK Limited zatrudniło Dereka Forsytha jako dyrektora artystycznego i fotografa Roberta Freemana, który na swoim koncie miał już m.in. portrety Beatlesów. Wspólnie przygotowali pierwszą edycję kalendarza, który z czasem stał się pozycją kultową. W The Call, na prawie 600 stronach, znajdziemy kadry ze wszystkich dotychczasowych kalendarzy oraz elementy prywatnych kolekcji autorów. Pojawiają się obrazy niepublikowane czy niepoddawane cenzurze, których autorami są takie gwiazdy, jak Richard Avedon, Annie Leibovitz, Herb Ritts, czy Mario Sorrenti. Super prezent nie tylko dla niego!

Cena: 250 zł

„Steve McCurry – India” – niezwykła podróż

Na przestrzeni ostatnich 30 lat McCurry odwiedzał Indie wielokrotnie, pracując na niezwykle bogate portfolio. Najnowszy album wydaje się być próbą podsumowania tego rozdziału w jego karierze. Na pokaźnych rozmiarów publikację składa się ponad 150 przepięknych fotografii – nigdy nie publikowanych, lecz również tych najbardziej rozpoznawalnych, które przez lata kształtowały i nadal kształtują wyobrażenie o tym kraju. Autor zdjęć pokazuje nam zresztą Indie takimi, jakimi chcielibyśmy je widzieć – jako niezwykle barwny kraj świętych mężów Sadhu, dzieci o wielkich roześmianych oczach, kobiet w kolorowych chustach, ciężko pracujących, wychudzonych robotników. Na wielkoformatowych wydrukach o znakomitej jakości oglądamy codzienne życie ulic ruchliwego Mumbaju, starych dzielnic Delhi oraz Kalkuty, ale też miejsca i wydarzenia zupełnie niezwykłe: Festival Ganesh na plaży Chowpatty, czy targi kwiatowe Kaszmiru. Indie to dziś kraj kontrastów. Pełen biedy i problemów, a zarazem jedna z najszybciej rosnących gospodarek świata. Na zdjęciach McCurry’ego pozostają jednak miejscem niezwykłym, pięknym i magicznym. Cena: 239 zł

Produkcja sesji: Akademia Fotografii

Zdjęcia: Kuba Hajduk

Skopiuj link

Autor: Maciej Zieliński

Redaktor naczelny serwisu fotopolis.pl i kwartalnika Digital Camera Polska – wielki fan fotografii natychmiastowej, dokumentalnej i podróżniczego street-photo. Lubi małe dyskretne aparaty, kolekcjonuje albumy i książki fotograficzne.

Komentarze
Więcej w kategorii: Recenzje
Anja Niemi: In Character. Przekleństwo perfekcjonizmu [RECENZJA]
Anja Niemi: In Character. Przekleństwo perfekcjonizmu [RECENZJA]
Precyzyjnie budowane napięcie rodem z dreszczowców Hitchcocka, literackie inspiracje i kinowe wizualne tropy. Pierwsza retrospektywna książka Anji Niemi to fantastyczna podróż do świata jej...
7
Kraj w kolorze ziemi. Gruyaert i jego „Morocco” [RECENZJA]
Kraj w kolorze ziemi. Gruyaert i jego „Morocco” [RECENZJA]
Jeżeli o stopniu fascynacji danym miejscem decydowałaby liczba poświęconych mu książek fotograficznych, Harry Gruyaert mógłby śmiało pretendować do tytułu honorowego obywatela Maroka....
18
Inny czas. Przeczytaliśmy nową książkę Sage Sohier [RECENZJA]
Inny czas. Przeczytaliśmy nową książkę Sage Sohier [RECENZJA]
W okresie pandemicznego zawieszenia Sage Sohier otwiera na nowo swoje archiwa. Rolka po rolce przygląda się materiałom sprzed kilkudziesięciu lat, by później ułożyć z nich Passing...
15
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (1)