"Opowieści z krypty" - Czy zdjęcie to tylko piksele? Czyli jak przełamać obowiązujące trendy

Autor: Wojtek Tkaczyński

7 Czerwiec 2009
Artykuł na: 6-9 minut
Czy odbitka pomoże nam stać się lepszym fotografem? Czy nasze zdjęcia na papierze będą lepsze, a my poczujemy się jak zawodowcy? Nasz felietonista Wojtek Tkaczyński w tym miesiącu zajmuje się tematem niepopularnym i niemodnym w erze nośników cyfrowych - odbitkami.

Dlaczego liczy się przede wszystkim odbitka.

Cyfra opanowała świat. Trudno to ukrywać. Nawet to, że po felietonie o ciemni przyszło do mnie sporo listów (za które przy okazji serdecznie dziękuję), nie powinno mydlić nam oczu. Dzisiejsza fotografia to przede wszystkim zdjęcia przechowywane jako pliki w pamięci komputera. Kiedy chcemy je komuś pokazać nagrywamy płytę lub dołączamy do e-maila. Bardziej zaawansowani - zakładają swoje strony w sieci. I jest git. Czysto, prosto, elegancko.

Zastanawiam się jednak dlaczego, kiedy ojciec jednej z moich koleżanek postanowił wyrzucić stare albumy ze zdjęciami, cała rodzina głośno zaprotestowała? Wszyscy zgodnym chórem zakrzyknęli, żeby się nie ważył dotykać albumów. Ale dlaczego? Skoro on wszystkie zdjęcia już elegancko poskanował i można je do woli przeglądać na komputerze... Oczywiście, wszyscy czytelnicy uśmiechając się teraz znacząco. O co on pyta? Przecież wiadomo, że oglądanie albumów ze zdjęciami to świetna zabawa. Każdy lubi wziąć i popatrzeć na stare odbitki.

Ja swoje osobiste pamiątkowe zdjęcia trzymam w pudełkach na buty (dla niepoznaki oklejonych kolorowym papierem). I też bardzo lubię je oglądać. Zastanawiam się jednak nad szerszym kontekstem opisywanej kwestii. Jak to jest, że fotograficy z ambicjami kompletnie nie doceniają znaczenia odbitek? Dlaczego wystarcza im komputer, strona w internecie lub ewentualnie nagrana płyta CD-R? Rozumiem wygodę elektronicznych form przechowywania i prezentacji zrobionych zdjęć. Myślę jednak, że kwintesencją dobrej fotografii jest odbitka. Oprawiona i podpisana. Patrząc na takie zdjęcie, widzę nie tylko powiększony plik. Mogę dotknąć powierzchni passe-partout i zastanowić się, dlaczego autor wybrał akurat taki jego odcień i rozmiar. Mogę wyobrazić sobie, że również za pomocą tej oprawy chce nam coś pokazać. Oprawione zdjęcia mają swoją historię. Być może wisiały w niejednej galerii. Być może przeszły przez wiele rąk. Dlatego, kiedy widzę zagięte rogi kartonu na starych zdjęciach znanych artystów - myślę raczej, że to jest prawdziwa fotografia.

Prawdziwy fotograf powinien mieć do pokazania odbitki. A nuż zwolni się termin w MOMA i dostanie pilne zaproszenie do zrobienia retrospektywy swoich prac...

Zanim jednak staniemy się tak sławni, warto pomyśleć o swoich odbitkach z innego punktu widzenia. Otóż, moim zdaniem, jedynie robiąc odbitki ze swoich zdjęć możemy się rozwijać jako fotograficy. Zgrywanie tysięcy zdjęć do pamięci komputera nie zmienia nic w naszym podejściu do fotografii. Część się nam nie podoba - te ewentualnie kasujemy lub przenosimy do folderu "złe". Z kilku jesteśmy zadowoleni - te mogą skończyć jako wygaszacz ekranu lub tło pulpitu. Jeśli jesteśmy z czegoś superdumni, zupełnie od niechcenia wieszamy to na portalach internetowych, czekając na pochlebne oceny innych zalogowanych tam osób.

Ze świecą szukać osób, które na poważnie zastanawiają się nad nieudanymi zdjęciami. A to właśnie rozbiór logiczny własnych porażek może poprawić umiejętności. Jaka w tym rola odbitek? Oglądanie na ekranie komputera jest free. Zrobienie odbitki - nawet jeśli zlecamy to w osiedlowym kiosku - już trochę kosztuje. Zawsze więc podchodzimy do kwestii wyboru z dużo większą uwagą. Uczymy się dzięki temu krytycyzmu wobec własnych prac (a to chyba najtrudniejszy element bycia fotografem). Kiedy już mamy w ręku dużą odbitkę (bo nie mówimy tu o dziełach formatu 9x13 cm), na własne oczy widzimy jej prawdziwą jakość. Niezbyt często bowiem przypomina ona plik oglądany na ekranie monitora, który ma rozdzielczość 72 dpi. Czy głębia ostrości jest tam gdzie zamierzaliśmy? Czy główny motyw zdjęcia jest naprawdę ostry? Czy czas migawki naprawdę zarejestrował ruch zgodnie z naszymi wyobrażeniami? Pytania dotyczące samej techniki to nie wszystko. Trzymając w ręku odbitkę, dokładnie pokazującą cały nasz kadr, możemy spokojnie ocenić kompozycję. Na gotowej odbitce zauważmy często rzeczy, które nasz wzrok pomijał na ekranie komputera koncentrując się na głównym motywie. Dopiero teraz możemy spokojnie ocenić stopień zabałaganienia tła. Czy tych linii elektrycznych z lewej strony nie dało się usunąć? Czy nieostre trawy na pierwszym planie to celowy zabieg? Czy mocny punkt aby na pewno znajduje się w środku klatki? Pierwsze odbitki - zwłaszcza dla osób, które zaczęły swoją przygodę z fotografią od cyfrówki i komputera - potrafią być irytujące. Bezwzględne i okrutne. Pokazują bowiem cały stan naszych umiejętności. Jeśli jednak zadamy sobie sprawę z ich pedagogicznego potencjału, jesteśmy w domu. Każda następna partia zdjęć będzie lepsza. Oglądając odbitki, z których nie jesteśmy zadowoleni, wcześniej czy później zdajemy sobie sprawę, że Photoshop nie naprawi wszystkiego. I zaczynamy troszczyć się o kadr przed naciśnięciem spustu migawki.

Robienie odbitek ma jeszcze jedną zaletę. Niezależnie od tego, czy drukujemy je sami w domu, czy naświetlamy na papierze RA-4, musimy poznać kwestie kalibracji monitora, przestrzeni barwnych, krzywej gamma i wiele innych drobiazgów, które zmieniają pstrykacza w zawodowca.

I wreszcie - oprawa. Oprawiając i podpisując swoją odbitkę czynicie ją dziełem kompletnym. Jeśli robicie serie zdjęć poświęconych jednemu tematowi, za pomocą spójnej oprawy nadajecie im głębszy wraz. Każda kolejna seria oprawionych odbitek buduje wasze portfolio. Pokazując je możecie zyskać uznanie świata. Brzmi to może górnolotnie, ale taka jest prawda. Prawdziwy fotograf musi mieć odbitki.

I wreszcie, trzeba zdać sobie sprawę z wpływu jaki wywiera na widzach samo passe-partout. Kiedy ze swoimi studentami prowadzę zajęcia z oprawiania zdjęć, wszyscy (ale to kompletnie wszyscy) podkreślają, że oprawione zdjęcia wyglądają dużo lepiej. Tak jakby sam fakt oprawienia uwierzytelniał jakość fotografii. A przecież mamy tu do czynienia z osobami doświadczonymi, które potrafią skupić się na samej treści zdjęcia. Jaki więc wpływ wywierają na osoby spoza branży?

I tym retorycznym pytaniem kończę na dziś. Zachęcając Państwa, do zrobienia kilku odbitek z swoich wakacyjnych zdjęć

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Fotofelietony
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Zdjęcie roku, to bez wątpienia ogromne wyróżnienie. Dla mnie jednak królową nagród prasowych jest pierwsze miejsce za reportaż w kategorii „General news”.
0
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Zdjęcie Warrena Richardsona, uznane przez Jury za najlepsze zdjęcie prasowe roku 2015, denerwuje i wyprowadza z równowagi. Z kilku powodów.
0
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Podczas gdy największe firmy w ostatnim czasie na nowo rozpętują wojnę na megapiksele, swojego rodzaju rewolucja w fotografii może nadejść nieoczekiwanie ze strony urządzeń przeznaczonych dla...
0